Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zagubieni
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Tfu!rczość niezależna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
alicee
adwoKat Strzygi
Arcymag
adwoKat Strzygi <br>Arcymag



Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 3450
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:39, 26 Lut 2010    Temat postu:

Podoba mi się. Smile Bardzo mi się to Mikka podoba. Zgrabne, zaciekawia, styl też interesujący... Właściwie nie mam nic do dodania, jak na razie. Czekam na więcej! Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Luiza
Arcymag



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:27, 26 Lut 2010    Temat postu:

Ooo, kolejny bardzo dobry rozdział. Interesujące, naprawdę. I mnie wciąż zaskakuje. Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów, tak ciekawie piszesz, że już bym chciała wiedzieć, co się działo z główną bohaterką przez ten miesiąc i skąd te 'skutki uboczne', że tak powiem... Naprawdę fajne, a ortografia i interpunkcja świetna, aż miło się czyta Very Happy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Optymistka^^
Bakałarz IV stopnia
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 03 Sie 2009
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawaaa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:36, 26 Lut 2010    Temat postu:

Fajne, fajne Very Happy
Robi się coraz ciekawiej, fabuła się rozwija, coś się dzieje, same plusy Very Happy
A jak doszłam do momentu kiedy patrzy w lustrze to aż mnie skręciło z ciekawości. I powiem, że jestem zaskoczona, bo spodziewałam się jakiegoś typowego "demon śmieje się szyderczo z lustra", albo "nie mam odbicia" a tu taka niespodzianka - oczy kota - proste, niewydumane i właśnie dlatego ciekawe Wink
Pisz, pisz dalej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:15, 02 Mar 2010    Temat postu:

Borze Szumiący, niech mnie ktoś kopnie w tyłek, żebym poszła pisać :/ W weekend miałam zajęcie, a więc nadmiar chęci do pisania, ale brak siły. Wczoraj cały dzień spędziłam z przyjaciółmi. Teraz mam normalnie sieczkę z mózg bo jednocześnie chce i nie chce mi się pisać: pomysł jest, zarys jest, nawet wena nie ucieka, ale normalnie nie chce mi się... <headwall>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Optymistka^^
Bakałarz IV stopnia
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 03 Sie 2009
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawaaa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:07, 02 Mar 2010    Temat postu:

Mikka, wyobraź sobie te rzesze fanek, które w oczekiwaniu na dalszy ciąg przyjdą z widłami pod twój dom i zagrożą śmiercią. Jeśli zaczniesz teraz, to może zdążysz przed ich przyjściem Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:29, 02 Mar 2010    Temat postu:

Rozdział 4
Gdy już mniej więcej doszłam do siebie zorientowałam się, że znajduję się na dziwnej polanie otoczonej lasem. Chociaż może określenie „las” niespecjalnie tu pasuje. Kojarzy się z wysokimi, zielonymi drzewami, dodającymi uroku prześwitami, bujną roślinnością, świergotem ptaków.
To miejsce jest inne.
Siedzę po turecku na samym środku polany – to jedyna możliwość trzymania się z dala od drzew, które wyglądają jak wypaczona wersja ziemskiego lasu – i drżę w przeszywającym chłodzie poranka.
Dziwnie wyostrzone zmysły wręcz wyją na alarm, gdy patrzę w stronę drzew. W tym „lesie” zdecydowanie jest coś niepokojącego. Martwa cisza, która w nim panuje działa drażniąco. Cały las wydaje się martwy, drzewa – a raczej przypominające je poskręcane, czarne konary – chylą się ku ziemi, jakby próbowały się przybliżyć do naszej grupy.
Patrzę na resztę z przestrachem. Trzeba przyznać, że razem prezentujemy się dość interesująco.
Wysoki mężczyzna o pięknych, białych skrzydłach co chwilę spogląda w moją stronę z niepokojem. Rafael. Nie wiadomo dlaczego zachowuje się jakby czuł się zobowiązany do dbania o mnie. Może dlatego, że jestem tu najmłodsza, a on najstarszy. Przynajmniej tak mi się zdaje. Co jakiś czas podchodzi i pyta czy niczego nie potrzebuję. Moja niezmienna odpowiedź: „Powrotu do domu”, sprawia, że ramiona zdają się mu lekko opadać, a na pięknej twarzy pojawia się wyraz zmartwienia.
Niedaleko mnie klęczy Zoe, z gniewną miną spogląda to na mnie to na Rafe’a i coraz mocniej zaciska usta. Ale to chyba nic nie znaczy. Odkąd się obudziłam cały czas jest wściekła i szuka zaczepki. Dlatego trzymam się od niej z dala. Krótkie blond włosy okalają śliczną twarz o pociągłych rysach, a lekko skośne, błękitne oczy iskrzą wręcz od gniewu. Wydaje mi się, że prawdziwym powodem jej złości jest to, że znaleźliśmy się w tym dziwnym miejscu, ale próbuje wyładować frustrację na którymś z nas.
Bastien, ostatni członek naszej dziwnej zbieraniny, okrąża polanę, moim zdaniem zdecydowanie zbyt blisko linii drzew. Wydaje mi się, że ciekawość pcha go, by wejść między drzewa, ale stanowczy zakaz Rafaela trzyma go na polanie.
Wszyscy zgodziliśmy się, że cokolwiek się wydarzy, to Rafe powinien przewodzić. W sumie niespecjalnie mnie to obchodzi – jestem zbyt otępiała, żeby przejmować się czymkolwiek – ale miło jest wiedzieć, że jest ktoś kto zajmie się wszystkim.
Spoglądam na swoje dłonie, ze zdumieniem stwierdzając, że paznokcie są sporo dłuższe, spiczaste i ostre jak brzytwa. Widać ukrywanie zdenerwowania nie wychodzi mi tak dobrze jakbym chciała. Po raz kolejny wciągu ostatnich godzin, skupiam się i powoli zaczynają wracać do normalnego wyglądu.
O ile teraz w ogóle można powiedzieć, że wyglądam normalnie.
Wiem, że światło pochodzące z dwóch wschodzących słońc, mniejszego na południu i większego na północy, pada na moją twarz, sprawiając, że moje źrenice zmieniły się w dwie wąskie kreski. Wiem również, że gdy rozchylę usta każdy może obejrzeć jak wydłużyły się moje dolne i górne kły.
Nie trzeba być geniuszem, by zrozumieć, że jakimś cudem nabrałam kocich cech. Zresztą i tak uważam się za szczęściarę, bo ktokolwiek namieszał w naszej fizjonomii, musiał mieć dziwne poczucie humoru.
Wydaje się, że najmniej pokrzywdzeni jesteśmy my, to znaczy ja i Rafael. Ja dostałam parę kocich cech, on skrzydła i urodę, od której wręcz bolały oczy.
Zmiana Zoe wydawała się kpiną. Ta wrząca wręcz choleryczka dostała delikatną urodę i spiczaste uszy elfa, co wydawało się jeszcze bardziej ją denerwować.
Spoglądam na Bastiena. Usiadł w końcu i zamyślonym wzrokiem wodzi po najbliższych drzewach. Jedną dłoń ma lekko uniesioną, a na koniuszku każdego palca tańczy niewielki płomyk. Pirokineza. Właśnie jego zdolność przeraża mnie najbardziej. Jak można czuć się swobodnie w towarzystwie osoby, która w każdej chwili może zmienić cię w kupkę popiołu?
- Dobrze się czujesz? – tuż za mną rozlega się łagodny głos. – Zbladłaś.
Unoszę głowę i patrzę prosto w pełne troski, czarne oczy. Rafe siada obok, jednocześnie otulając mnie jednym skrzydłem. Peszy mnie to, ale też jestem wdzięczna, bo od razu robi mi się cieplej. Podciągam i obejmuję kolana, pozwalając by białe skrzydło łagodnie mnie objęło.
- Po prostu jestem zmęczona i zdezorientowana – wymruczałam niepewnie.
- Powinnaś się trochę przespać. Nie musiałaś czuwać w nocy.
Unoszę głowę i patrzę na niego z odrobinę cierpkim uśmiechem.
- Miałam TU zasnąć? – ruchem głowy wskazuję otaczający nas z każdej strony las.
Rozgląda się, zaciskając lekko usta.
- Rzeczywiście jest coś niepokojącego w tych drzewach.
- Mało powiedziane.
Nic nie mogę na to poradzić, ale w bijącym od niego cieple zaczynam się rozluźniać, a moje powieki nagle zdają się ważyć tonę. Staram się powstrzymać ziewnięcie, ale chyba mi się to nie udaje, bo kąciki ust Rafaela unoszą się w lekkim uśmiechu.
- Zasypiasz na siedząco.
- Wcale nie! – protestuję, ale mój wysiłek niweczy szerokie ziewnięcie.
Ignoruje mnie i marszczy brwi z namysłem.
- Nie mamy żadnych koców.
Uśmiecham się kpiąco.
- W końcu nikt z nas nie wybierał się na biwak.
Znów uśmiecha się lekko, wprawiając tym moje serce w szaleńczy galop. Nic na to nie mogę poradzić. Nagle jego twarz się rozjaśnia, jakby przyszło mu do głowy coś wyjątkowo zabawnego.
- Boisz się mnie? – pyta.
Patrzę na niego szeroko otwartymi oczyma.
- Nie – odpowiadam, nim zdążę to przemyśleć.
- To dobrze – uśmiecha się.
Nagle przewraca mnie na ziemię i nim zdążę zareagować przykrywa mnie własnym ciałem. Na widok jego szerokiego, rozbawionego uśmiechu krzyk zamiera mi w gardle.
- Co wy, do cholery, wyprawiacie? – głos Zoe oscyluje między irytacją a rozbawieniem. – Zapasów się wam nagle zachciało?
Rafe przesuwa się na bok, jednak nadal przyciska mnie do ziemi jedną ręką, a jego noga utrzymuje moje w bezruchu. Podnosi głowę i patrzy na Zoe.
- Idziemy spać, ty i Bastien pełnicie wartę. Obudźcie nas, gdyby działo się cokolwiek dziwnego.
Dziewczyna przypominająca elfkę parska z irytacją.
- Coś poza tym, że tu jesteśmy?
- Dokładnie.
Słyszę, że Zoe mamrocze coś gniewnie pod nosem, ale odchodzi i siada nieopodal.
Staram się wywinąć spod jego ręki, ale równie dobrze mogłabym próbować poruszyć skałę. Patrzy na mnie z góry, nie kryjąc rozbawienia.
- Dlaczego to zrobiłeś? – pytam z irytacją.
Ignorując mnie układa się obok i zdecydowanym ruchem obraca i przyciąga moje ciało, tak że ląduję z plecami przyciśniętymi do jego klatki piersiowej. Z rezygnacją poddaję się i zamieram w bezruchu. Zdecydowanie jest dla mnie zbyt silnym przeciwnikiem. Słyszę jego miękki śmiech nad swoim uchem i syczę gniewnie. Ten zdecydowanie koci dźwięk dobywający się z mojego gardła sprawia, że otwieram szeroko oczy ze zdumienia.
- Gdybym powiedział ci co zamierzam, zaczęłabyś się ze mną kłócić, choćby dla zasady – odpowiada w końcu, jednocześnie okrywając mnie skrzydłem, na tyle dużym, że niemal cała pod nim znikam. – A prawda jest taka, że potrzebujesz odpoczynku, ja mogę ci zapewnić ciepło, a ponadto daje mi to wymówkę, by też złapać trochę snu.
Nie mogę się kłócić z taką logiką, więc cichnę zakłopotana. Moje ciało jest sztywne od zdenerwowania, ale nic nie mogę na to poradzić.
- Zastanawiam się… - dodaje po chwili powoli. - …ile jest w tobie tych kocich cech.
Ciągle próbuję zrozumieć o co mu chodzi, gdy wyciąga rękę i jednym palcem przejeżdża po moim odsłoniętym gardle.
W jednej sekundzie całe moje ciało się rozluźnia, miękko układając się w jego ramionach, a ja wręcz wbrew własnej woli odchylam głowę, by ułatwić jego dłoni dostęp do swojej szyi. Wrażenie jest przejmująco przyjemne i nim zdążę się obejrzeć z mojego gardła zaczyna dobywać się niski warkot. Dopiero po chwili dociera do mnie, że mruczę.
- O żesz… - cedzę przez zęby, ale mimo że chcę, nie potrafię zmusić się do tego, by kazać mu przestać w tej chwili.
Znów słyszę jego cichy śmiech, co powinno mnie otrzeźwić, ale tak się nie dzieje. Delikatnym, lekkim ruchem przesuwa palcami po moim gardle, aż z przyjemności zaczyna mi się kręcić w głowie. Mocniej odchylam głowę, układając ją tym w zagięciu jego ramienia, a mruczenie przybiera na sile.
Czuję się potwornie zażenowana, ale nie potrafię tego przerwać. Do tego powieki zaczynają straszliwie mi ciążyć, więc zamykam oczy i rozluźniam się do końca. Po chwili, gdy nie wiem już co jest jawą a co snem, wydaje mi się, że słyszę aksamitny głos, szepczący wprost do mojego ucha.
- Mój słodki kotek.
Ale może to tylko sen?




Otworzyłam szeroko oczy i zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Ciemność panująca w pokoju nie przeszkadzała mi zauważyć, która była godzina.
Trzecia w nocy.
Leżałam przez chwilę obejmując mocno poduszkę i próbując zrozumieć dziwny sen.
Zasypiając ponownie starałam się zignorować pragnienie, by ten sen się powtórzył.
Próbowałam też zignorować poczucie dziwnej pustki wynikającej z faktu, że byłam sama.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mikka dnia Wto 20:46, 02 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Strzyga
Master of Disaster
Arcymag
Master of Disaster <br> Arcymag



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 21:11, 02 Mar 2010    Temat postu:

Ło, to było fajne Shocked
Interesujące, naprawdę. Chyba jeszcze żaden autor, który umieścił w swojej twórczości kotołaka (mogę to tak roboczo nazwać?), nie przydał mu tak fajnej cechy, jak to typowo kocie mruczenie Laughing Czekałam tylko, czy dziewczyna się każe za uchem podrapać Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Luiza
Arcymag



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:51, 02 Mar 2010    Temat postu:

Jakie faaajne Very Happy. Podoba mi się, takie nietuzinkowe. Pomysł z jako taką przemianą w kota bardzo mi się podoba, a ta główna bohaterka ma fajne zwierzęce cechy Very Happy. W ogóle to opowiadanie nie jest przewidywalne, a to dobrze. Nudne byłoby, gdyby nie było w nim zaskakujących momentów... I dobrze, że ta dziewczyna rano nie schodzi po krętych schodach na śniadanie. Mam już dość takich fragmentów na głupich onetowych blogach. Ale Twoje opowiadanie jest nieporównywalnie lepsze od tamtych Wink .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:47, 03 Mar 2010    Temat postu:

Rozdział 5
Tego samego dnia, rano, nie dano mi czasu by dłużej podrzemać. Około dziewiątej rozdzwonił się dzwonek u drzwi. Bynajmniej nie pędziłam by otworzyć, ale mój pokój znajduje się zaraz przy drzwiach wejściowych, więc nie dziwne, że dotarłam do nich pierwsza.
Kątem oka zauważyłam jeszcze zaspaną Jess w drzwiach jej pokoju. Wczoraj położyłyśmy się późno, więc nie zdziwiło mnie, że nie wygląda na zbyt przytomną, ale na szczęście dziś była sobota. Wolałam na razie nie myśleć o powrocie do szkoły, gdy moje życie chwilowo wydawało się tak bardzo nie poukładane.
No i ciekawiło mnie jak mam ukryć dziwne anomalie w moim wyglądzie. Na razie wyglądało na to, że tylko kolor włosów można będzie jakoś wyjaśnić. Nad własnymi oczyma nie chciałam się na razie zastanawiać.
Nim otworzyłam drzwi spojrzałam po sobie by upewnić się, że wyglądam po ludzku. Trochę za duży t-shirt i spodenki, w których spałam nie wyglądały źle. Przygładziłam szybkim ruchem rozpuszczone włosy, wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się odrobinę sztucznie, po czym jednym szarpnięciem otworzyłam.
Gdy zobaczyłam, kogo tu poniosło w ten sobotni poranek, mój uśmiech znikł.
Wysoki chłopak o brązowych oczach i włosach. Drobna, rudowłosa dziewczyna o ciemnoniebieskich oczach.
Nathan i Tasha, o żesz…
Gdy mnie zobaczyli, oboje otworzyli szeroko oczy ze zdumienia.
- Jess! Coś ty, u licha ze sobą zrobiła? – wykrzyknęła Tasha.
Dopiero po sekundzie dotarło do mnie, że nie do końca zdają sobie sprawę, kogo mają przed sobą. O mało nie parsknęłam śmiechem.
Jezu, ale mieli zabawne miny. Teraz przynajmniej Jess wie jakby zareagowano, gdyby nagle zmieniła image.
- Ja? Nic – dobiegł mnie zza pleców rozbawiony głos mojej bliźniaczki. Bardziej poczułam niż zobaczyłam, że stanęła tuż za mną.
O ile to możliwe, zrobili jeszcze bardziej zaszokowane miny.
- Roxanne? – wyszeptał niepewnie Nathan.
Uśmiechnęłam się szeroko i sztucznie.
- Cześć, Nate.


Od razu zasypali mnie pytaniami, ale usadziłam ich stwierdzeniem, że nie jestem w stanie na nie odpowiadać, póki nie wypiję kawy. W sumie była to prawda.
Już po około dwudziestu minutach siedzieliśmy wokół stołu w kuchni. Mając przed sobą kubek z gorącą kawą poczułam się zdecydowanie lepiej. Jess, jak zwykle, piła zieloną herbatę.
Dobrze wiedzieć, że niektóre rzeczy się nie zmieniają, nawet gdy świat wariuje.
Wszyscy zasypywali mnie pytaniami, a ja napawając się aromatem kawy, zastanawiałam się na które odpowiedzieć. Po paru minutach kuchni pojawiła się mama i przyłączyła się do nas.
- Gdzieś ty była? – to podstawowe pytanie zadał Nate. W sumie chciałabym móc na nie odpowiedzieć.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? – zapytała ze zdumieniem Tasha.
Westchnęłam z rezygnacją.
- Po prostu nie wiem. Dopóki wczoraj nie weszłam do domu, nie miałam pojęcia, że wyszłam na więcej niż parę minut.
- Chcesz powiedzieć, że zniknęłaś na ponad miesiąc i nie miałaś o tym pojęcia? Jaja sobie robisz? A może po prostu nie chcesz się przyznać gdzie byłaś?
Nie mogłam się złościć na Tashę za te pytania zadane odrobinę sarkastycznym tonem. W sumie był to dość logiczny wniosek.
- Słuchaj, sama chciałabym wiedzieć co się ze mną działo – odparłam ugodowym tonem.
- To znaczy, że cierpisz na amnezję? – zapytał Nathan z niedowierzaniem.
- Nie wiem – niemal syknęłam.
Jess posłała mi ostrzegawcze spojrzenie. No tak, obie wczoraj doszłyśmy do wniosku, że nie chcemy na razie uświadamiać mamie, że zaszły we mnie pewne… zmiany. Mogłaby się niepotrzebnie denerwować.
- Naprawdę nic nie pamiętasz? – Tasha teraz już bardziej wyglądała na zdumioną niż złą. – Intrygujące.
Przewróciłam oczami i pierwszy raz dziś uśmiechnęłam się szczerze.
- Też tak można powiedzieć.
Pozostali zachichotali. Jezu, brakowało mi ich. Nie wiem, co prawda, gdzie byłam, ale jestem pewna, że mi ich brakowało.
Zimny dreszcz nagle przebiegł mi po kręgosłupie. Bo mimo, że siedziałam z moją rodziną i przyjaciółmi, miałam wrażenie, że nadal kogoś tu brakuje.
Kogoś ważnego.
Mój kotek
Wiedziałam, że nikogo innego tu nie ma, a ten głos to jakaś dziwaczna audio-halucynacja, ale i tak musiałam się powstrzymać, żeby nie unieść głowy i nie rozejrzeć się. Nie chciałam denerwować moich bliskich przyznawaniem się, że mam omamy.
Skupiłam wzrok na parującej zawartości kubka i nakazałam sobie w myślach przestać wariować.
- Coś nie tak? – zapytała Jess.
Jak niby miałam jej wyjaśnić, że nie dość że zaczynam wariować, to jeszcze nagle mam ochotę się rozpłakać, bo mam wrażenie, że brak mi czegoś ważnego? Mimo, że nawet nie mam pojęcia czego?
- Wszystko w porządku – uśmiechnęłam się do niej słabo. Po jej spojrzeniu poznałam, że mi nie wierzy i pewnie później ma zamiar drążyć temat.
Nagle zauważyłam coś co przedtem mi umknęło. Nate i Jess siedzieli blisko siebie i co chwilę rzucali sobie spojrzenia kątem oka.
Gdy dotarło do mnie co to może oznaczać, uśmiechnęłam się szeroko. Nagle odniosłam wrażenie, że kamień spadł mi z serca.
- Nie chcecie mi o czymś powiedzieć? – zapytałam patrząc to na jedno to na drugie
Tasha wbiła wzrok w stół z ponurą miną, a oni nagle spurpurowieli. Roześmiałam się, szczerze rozbawiona. Jess spojrzała na mnie ze zdumieniem.
- Nie jesteś zła?
No tak, przecież ona najlepiej znała moją zaborczą naturę. Dawniej chciałabym ją zabić, gdyby zabrała mi chłopaka. Jego zresztą też. Ale teraz tylko cieszyłam się, bo miałam wrażenie, że tych dwoje do siebie pasuje.
- Nie jestem zła, Jess – odparłam spokojnie. – Może trochę zdziwiona, że wcześniej nie zauważyłam jak do siebie pasujecie.
Tasha patrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Zmieniłaś się… Jesteś bardziej… - rozejrzała się, nie mogąc znaleźć słów.
- … spokojna? – dokończyła za nią mama, która zresztą też wyglądała na zaskoczoną.
Wzruszyłam beztrosko ramionami.
- Po prostu zaczyna do mnie docierać, że rzeczywiście nie było mnie tu dość długo. Nie mogę przecież oczekiwać, że przez ten czas życie stało w miejscu.
Nagle dobiegł mnie jakiś dziwny dźwięk. Zmarszczyłam brwi, nasłuchując. Taak, dobiegał z mojego pokoju. Zerwałam się i pobiegłam w tym kierunku. Reszta ruszyła za mną, zdziwiona.
Wpadłam do pokoju jak bomba i rozejrzałam się dziko. Dziwna melodia dobiegała z leżącego obok łóżka plecaka. Jess musiała zabrać go z korytarza i położyć tu, gdy zasnęłam.
Moi bliscy zatrzymali się w drzwiach i patrzyli ze zdumieniem jak z wysiłkiem podnoszę plecak i kładę go na łóżku. Był to mój ulubiony plecak, zakładany na jedno ramię, niebiesko-czarny.
Do diabła, ależ był ciężki.
Postawiłam go na łóżku i rozpięłam. Po sekundzie cofnęłam się o krok, szeroko otwierając usta ze zdumienia.
Wysypywały się z niego złote monety.
Usłyszałam z tyłu świst szybko wciąganego powietrza. Jakoś mnie to nie zdziwiło.
Melodyjka rozległa się ponownie.
Ignorując monety sięgnęłam do plecaka i już po chwili trzymałam w ręce telefon komórkowy. Nie był to mój stary, odrapany telefon, tylko nowszy, lepszy model.
Na wyświetlaczu mrugał jakiś nieznany mi numer.
Nie tracąc czasu na zastanawianie się wcisnęłam zielony przycisk i przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham? – odezwałam się dość niepewnie.
Z drugiej strony dobiegło mnie gniewne warknięcie.
- No w końcu! Ileż można dzwonić? Mówiłam ci żebyś trzymała ten cholerny telefon pod ręką. Ale czy ty mnie kiedykolwiek słuchasz? Oczywiście że nie!
Wstrzymałam oddech. Głos z mojego snu. Nawet tak samo gniewny.
- Przepraszam…
- Jasne, że przepraszasz – kolejne warknięcie. - Zresztą, nieważne. Dzwonię, żeby… - nagle gdzieś w tle słychać jeszcze jeden znajomo-nieznajomy głos, zadający pytanie.
- Bastien pyta, kiedy będziecie na miejscu? Mówi, że musi zarezerwować miejsce w restauracji. Przylatujecie dziś czy jutro?
Nagle wybuch śmiechu.
- Właśnie, dzwonię, żeby ci powiedzieć, że kupiłam to o co prosiłaś. Muszę się z tobą zgodzić, że Rafaelowi na pewno się spodoba…
Złapałam szybki oddech.
- Przepraszam, ale kim ty, do diabła, jesteś?
Po drugiej stronie zapadła martwa cisza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mikka dnia Śro 17:55, 03 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Juny
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 12 Paź 2009
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:33, 03 Mar 2010    Temat postu:

och! och!

Chwilę mnie nie było, a tu proszę, kolejne dwa rozdziały! Nie mam nawet uwag, pisz prędziutko i wklejaj, bo wciągnęłaś mnie;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caeles
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod łóżka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:33, 03 Mar 2010    Temat postu:

oczywiście przerwane brutalnie w najciekawszym momencie, pozostawiając biednego czytelnika z myślą " I co dalej?!"
coraz ciekawiej się rozwija, pomysł mutacji głównej bochaterki i reszty jej małej grupki- ciekawy. wybór kotołaka- yay, w końcu coś innego niż wszechobecne wilkołaki ;p

czekam na dalsze części z niecierpliwością Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Luiza
Arcymag



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:55, 03 Mar 2010    Temat postu:

Ooooch, uwielbiam to Very Happy. Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału, baardzo mnie wciągnęło to opowiadanie. Z każdym momentem coraz ciekawsze... I przerwane w takim momencie! Yhm, liczę na to, że szybko pojawi się 6 rozdział Smile.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Optymistka^^
Bakałarz IV stopnia
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 03 Sie 2009
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawaaa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:02, 03 Mar 2010    Temat postu:

*wznosi wysoko ręce, wymachując transparentem z napisem "Mikka na prezydenta!" i głośno skandując "chcemy więcej!"*
Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Smile_
Adept IX roku



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z daleka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:29, 03 Mar 2010    Temat postu:

I jak mogłaś skończyć w takim momencie? Jak mogłaś mi to zrobić? Na prawdę dobrze piszesz, a historia jest wciągająca Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:29, 08 Mar 2010    Temat postu:

Rozdział 6
Cisza, jaka zapadła po moim pytaniu sprawiła, że po plecach przebiegły mi nieprzyjemne ciarki. Zdawało się, że mały, straszliwie zimny wąż pełznie mi wzdłuż kręgosłupa od miejsca, gdzie widniał dziwny tatuaż, wprost do mózgu.
Nieprzyjemne wrażenie trwało, aż poczułam coś jakby zwarcie z tyłu głowy.
Nagle wszystko przed oczyma stało się całkiem białe, a do uszu zdawało się docierać echo niewyraźnych szeptów, coraz głośniejszych. Aż w końcu nie było nic poza bielą i głosami w mojej głowie.


Nagły krzyk rozdziera ciszę panującą na polanie.
- Rafe!
Budzę się, gdy Rafael błyskawicznie się podnosi i rozgląda, jeszcze oszołomiony. Unoszę ciężką od snu głowę i zamieram w bezruchu, unosząc się na łokciach i patrząc w stronę martwego lasu. Nie chcę tego, ale nie mogę nawet drgnąć, jakby nagle krew w moich żyłach zamieniła się w lód, unieruchamiając mnie.
Kątem oka widzę, że Rafe też zamarł, niezdolny do ruchu, a dalej Zoe i Bastiena, siedzących nieopodal, a na ich twarzach przerażenie, zdumienie i wściekłość.
Nad dłonią Bastiena tańczy błękitna kula ognia, jakby chłopak chciał nam zaprezentować piękno swojego niszczycielskiego talentu.
Obracam wzrok, jedyne nad czym mam teraz władzę, w kierunku, w który wpatruje się ta dwójka.
Jestem pewna, że mam halucynacje, gdy dostrzegam dwóch, na oko dziesięcioletnich chłopców. Absolutnie identycznych. Obaj są chudzi, ciemnowłosi i szaroocy. Nie do odróżnienia.
Jedyne nad czym się zastanawiam to skąd się tu wzięli, no i czemu, do diabła, straciłam władzę nad swoim ciałem.
- To te moje egzemplarze? – pyta jeden drugiego w dziwnym, gardłowo brzmiącym języku, który – o dziwo – rozumiem. Przypatruje się każdemu z nas, aż w końcu spogląda na mnie, po czym obraca wściekły wzrok na swoje lustrzane odbicie. – Coś mało ludzkie się wydają! – warczy.
Drugi uśmiecha się złośliwie.
- Umawialiśmy się na cztery, względnie porządne jednostki z mojego świata. Nie było mowy o tym, że mają być nienaruszone. Musisz się zgodzić, że gdybym nie zmienił trochę ich stanu, cała sprawa byłaby krótka i mało zabawna.
Pierwszy stuka się palcem po policzku, zamyślony.
- Może i masz rację, Measheak. Nie trwało by to długo. Ale skoro już ich naruszyłeś, to po co jeszcze przyniosłeś dary?
Wtedy zauważam sporych rozmiarów torbę na ziemi przed nimi.
Measheak wzrusza beztrosko ramionami, zarzuca torbę na ramię i rusza w naszą stronę. Pierwszy podąża za nim wolnym krokiem.
- To nie dary. Po prostu kończę co zacząłem, Kaeshaem.
Przechodzi mnie zimny dreszcz.
Podchodzą do Zoe i Bastiena, siedzących bliżej nich.
- Zrobiłeś z dziewczyny elfkę? – pyta ze zdumieniem Kaeshaem. – Po co? A z chłopakiem mogłeś postąpić jakoś inaczej. Gdybym ich nie zablokował osmaliłby ci tyłek.
Measheak ignoruje go, sięga do torby i kładzie coś na ziemi między Zoe a Bastienem. Z tej odległości nie mogę dostrzec co. Następnie przykłada dłoń do czoła Zoe. Krótki błysk światła sprawia, że zamiera mi serce.
Kaeshaem krzywi się.
- I po co to?
- Będzie zabawniej – odpowiada w końcu drugi.
Obracają się jednocześnie i ruszają w stronę moją i Rafaela. Serce, które przed chwilą zamarło, teraz zaczyna łomotać mi w piersi. Wyglądają niegroźnie, po prostu mali chłopcy, ale wiem że to nieprawda. Że są jak najbardziej groźni.
Przystają przed Rafem, co sprawia, że mam ochotę krzyczeć.
- Skrzydła? – pyta z rozbawieniem Kaeshaem. – Wiesz, chyba nie trafia do mnie twoje poczucie humoru.
- Nigdy nie trafiało – Measheak kręci głową, zdegustowany. Przykłada rękę do piersi Rafaela, wzrostem sięga mu conajwyżej żeber. Znów pojawia się krótki błysk i ku mojemu zdumieniu, po ciele Rafe’a zaczynają przebiegać maleńkie błyskawice.
- Hmmm, wiesz… - mruczy Kaeshaem. – …dawanie im władzy nad żywiołami nie jest najmądrzejszą rzeczą z twojej strony.
- Zobaczymy. Jeśli zaczną rozrabiać, to przecież odebranie im tych zdolności to nic trudnego.
- A co z dziewczyną?
Drugi ignoruje go i sięga do torby. Po chwili wyciąga z niej dwa przepiękne, długie miecze i kładzie je u stóp Rafaela. Po czym odwraca się do mnie.
Obaj pochylają się nade mną.
- Kotołak? – parska Kaeshaem. – Niezłe. To co jej jeszcze dasz? Ziemię czy wodę?
Teraz Measheak w zamyśleniu stuka się po policzku. Przez chwilę mam wrażenie, że wodzi wzrokiem ode mnie do Rafe’a.
Nagle uśmiecha się lekko.
- Nie dam jej żadnego żywiołu – odkłada torbę na ziemię.
Jego obicie splata ramiona na piersi z miną wyrażającą niesmak.
- Przez to co tu zastaliśmy?
Measheak wzrusza ramionami, rozbawiony.
- Cóż, jestem romantykiem, bracie. Okrucieństwem byłoby dawać jej talent, który narażałby ją na niebezpieczeństwo ze strony tego drugiego.
Jego brat wydyma usta.
- To co zrobisz?
Po chwili patrzy ze zdumieniem jak drugi przyklęka i rozciąga dłonie nad ziemią.
- Chyba nie robisz tego, co myślę, że robisz? To już przesada! – warczy.
Ze zdumieniem patrzę, jak pod dłońmi chłopca, ze szczelin w ziemi wypływają strumyczki wody i formują się w jakiś przeźroczysty, niezbyt wyraźny kształt. Kształt ten nabiera wyrazistości, rośnie i już po chwili chłopak trzyma dłonie na przejrzystym niczym kryształ ciele wielkiego kota.
- Nie możesz jej dać żywiołaka! – krzyczy Kaeshaem.
- Niewiele jest rzeczy, których nie mogę zrobić – odpowiada spokojnie Measheak.
Pochyla się, sięga do torby i wyjmuje parę srebrnych sztyletów. Następnie chwyta moją rękę, prostuje ją i nacina jednym z noży od nadgarstka do łokcia. Boli, ale nie mogę nawet jęknąć. Wyciąga moją rękę ponad ciałem nieruchomego, przeźroczystego kota, tak że ściekający strumień krwi pada na kryształową powierzchnię, ale nie zatrzymuje się na niej tylko wpada wprost do wnętrza kotopodobnego stwora. Ze zdumieniem patrzę, jak moja krew rozpuszcza się i barwi wodę w tym stworzeniu, a ono nabiera coraz bardziej realnych kształtów.
W końcu Measheak obraca moją rękę, przesuwa dłonią po otwartej ranie i nagle ból znika, zresztą tak samo jak rana. Potem przesuwa ręką nad żywiołakiem i ten przestaje być przeźroczysty. Teraz widzę, że to puma, a przynajmniej wielki kot bardzo podobny do pumy. Czarne futro błyszczy, jakby wilgotne. Kot otwiera żółte oczy, unosi się i przeciąga. Całkiem naturalnym ruchem, jakby bez zastanowienia przywiera do mojego boku.
I nagle wiem, że to stworzenie jest teraz częścią mnie. Niczym Jess, tylko bardziej elementarnie.
Kaeshaem kręci głową, najwyraźniej zły.
- Coś ty najlepszego zrobił? Chyba pamiętasz, że tej więzi nie da rady zerwać nawet ktoś taki jak my.
Drugi chłopiec drapie wielkiego kota za uchem, jakby to był zwykły dachowiec. Kocisko przymyka żółte ślepia i przechyla łeb.
- Mam w tym swój cel – odpowiada Measheak.
- Ty we wszystkim masz jakiś cel – mruczy z rezygnacją jego brat. – To już wszystko? Mamy jeszcze parę rzeczy do przygotowania.
Nagle, nie mówiąc już nic więcej, znikają. Znów zaczynam czuć własne ciało, ale nawet nie próbuję się ruszyć.
Przez chwilę jedyne co słyszę, to mruczenie wielkiego kota, przy moim boku. Patrzę na niego i widzę że obraca wielki łeb, tak że napotykam spojrzenie kocich ślepi.
„Cieszę się, że powstałam i mogę cię poznać, moja pani” rozbrzmiewa nagle w mojej głowie. „Zwij mnie Shebelai”



- Roxy! Jesteś tam?! – ktoś krzyczy. Nagle odzyskałam wzrok i słuch i zorientowałam się, że patrzę na łóżko w swoim pokoju.
Ktoś dotknął mojego ramienia. Obróciłam głowę i zobaczyłam Jess, na której twarzy malował się niepokój.
- Roxanne, nic ci nie jest? Strasznie zbladłaś.
- Nic – oddycham głęboko. Co miałam powiedzieć? Że śniłam na jawie? A może, że wariuję?
Nagle spostrzegłam, że nadal trzymam w dłoni telefon, a po drugiej stronie ktoś zdenerwowanym głosem wykrzykuje moje imię.
- Jestem – powiedziałam do słuchawki i po drugiej stronie usłyszałam westchnienie pełne ulgi. A może tylko mi się wydaje?
- Już myślałam, że coś ci się stało. Trochę jestem ostatnio przewrażliwiona, zresztą chyba jak my wszyscy – dziewczyna roześmiała się niewesoło. - A teraz możesz przestać sobie żartować i powiedzieć, o której mamy z Bastienem oczekiwać ciebie i Rafe’a?
- Obawiam się, że nie mogę. Naprawdę nie mam pojęcia, kim pani jest.
Znów zapadła cisza. Po chwili usłyszałam, że dziewczyna z kimś rozmawia. Parę sekund później usłyszałam w słuchawce męski głos.
- Roxy, tu Bastien. Wiesz kim jestem?
- Nie.
Głęboki oddech.
- Wiesz co się z tobą działo przez ostatni miesiąc?
- Nie.
Przeklął.
- Gdzie jesteś? Jesteś sama?
Zdenerwowałam się.
- Miejsce mojego pobytu nie jest pana interesem.
Teraz przeklął głośno i paskudnie.
- Jest jak najbardziej moim interesem – powiedział z naciskiem. – Roxanne, gdzie, do licha, jesteś?
Postanowiłam ustąpić.
- W domu.
- W swoim domu? W Silentville?
- Tak.
Głęboko odetchnął, teraz nie miałam wątpliwości, że z ulgą.
- Przynajmniej tyle dobrze. Pamiętasz cokolwiek?
Zawahałam się, ale doszłam do wniosku, że raczej nie warto kłamać.
- Nie, ale… - urwałam zastanawiając się jak ująć to co chciałam powiedzieć.
- Ale? – powtórzył z naciskiem.
- Mam dziwne sny i chyba… wizje? – mój głos zadrżał niepewnie. Nawet dla mnie samej zabrzmiało to śmiesznie. Stojąca za mną Jess, która cały czas trzymała dłoń na moim ramieniu, głośno wciągnęła powietrze. No tak, o tym jej nie wspominałam.
- Sny i wizje, tak? – wydawał się zadowolony. – To znaczy, że zaklęcie działa.
- Słucham?
Teraz on się zawahał.
- Ciężko to wytłumaczyć – wykręcił się mętnie. – Musimy się spotkać, to wszystko ci wyjaśnimy.
Zjeżyłam się.
- Dlaczego nie mogę usłyszeć tego teraz? I wtedy zadecydować czy chcę was spotkać?
Zaśmiał się niewesoło.
- Słonko, to nie jest rozmowa na telefon. Zastanów się porządnie. Co przedstawiają te twoje sny i wizje?
Coś mnie tchnęło.
- Powiedz mi coś. Co to jest Shebelai? – zapytałam by go sprawdzić.
Szybko wciągnął powietrze.
- Nie wypowiadaj tego głoś… - reszty nie usłyszałam, bo ręka w której trzymałam telefon opadła, a ja ze zdumieniem wpatrywałam się w podłogę pod moimi stopami.
Spod łóżka wyciekła woda, tyle, że nie rozlała się, ale wbrew prawu grawitacji strumień wdrapał się na łóżko, zostawiając za sobą szybko schnącą wilgoć. Po chwili woda uformowała się w wielką, czarną pumę, która rozciągnęła się na moim łóżku.
Jess odskoczyła w tył, niemal się przewracając. Nie spojrzałam na nią, ale mogłam się założyć, że szeroko otwarła oczy i usta w szoku, tak jak reszta moich bliskich, stojących w drzwiach.
No i co tu dużo mówić, tak jak ja.
Puma wpatrywała się we mnie nieruchomymi, żółtymi ślepiami.
„Strasznie się wszystko pomieszało, moja pani”. Ten głęboki, lekko mruczący głos w mojej głowie był dziwnie znajomy. Kocisko przechyliło wielki łeb.
Drżąc, uniosłam rękę, w której trzymałam telefon.
- Rzeczywiście musimy się spotkać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mikka dnia Pon 18:33, 08 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Tfu!rczość niezależna
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 2 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin