Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Lerka
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Co w paprociach piszczy
/ Fanfiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mroczna88
Bakałarz I stopnia



Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:17, 07 Sie 2010    Temat postu: Lerka

Tekst ukończony. Miałam napływ weny po przeczytaniu WO2, więc napisałam i umieszczam. Pewnych rzeczy mogłam nie zrozumieć zbyt dobrze, więc uprzedzam: u mnie Wolha nie straciła długowieczności, matka Lerki była Władczynią przed nią i pewnie znajdzie się z kilka innych odstępstw od kanonu lub dopowiedzeń. No i nie wiem czy łożniaków i kjaardy dobrze zapisałam. I imię Lena.
Byłoby miło, gdybyście dały komentarze, ale nie zagryzły przy okazji xD I czytając miejcie na uwadze, że nie dość, że miałam nieco melodramatyczny nastrój, to jeszcze perspektywa Lereeny będzie nieco mniej dowcipna, niż ta Wolhy.
No, to zaczynamy. Nie gryźcie Smile

Lerka


Mam dosyć. Autentycznie dosyć. Jaki ghyr mnie podkusił, żeby pozwolić mu wrócić?! A, tak. Poddani zagrozili buntem. No… Fakt, może kilka moich ostatnich decyzji nie było najbardziej fortunnych. Ta o zatrudnieniu setek łożniaków jest na czele niefortunnych decyzji. I wcale nie był to przejaw skrajnego kretynizmu i nieodpowiedzialności, jak twierdzi Rolar.

Od kiedy wrócił, Arliss znów jest w pełni rozkwitu. No, prawie. Krasnoludy śmiertelnie się na mnie obraziły, więc teraz jedziemy je ugłaskać. Żebym ja – Władczyni! – musiała tam jechać i zniżać się do rozmowy z takim…

- Znowu się napuszasz. – Rolar zrównał swojego młodziutkiego kjaarda z moim i spojrzał na mnie surowo. Nie lubię tego spojrzenia. Nie powinien tak na mnie patrzeć. W końcu kto tutaj z nas dwojga jest Władczynią?! – To była twoja wina, Lereeno. Odprawiłaś kupców i wyraźnie przekazałaś im wiadomość, że nie są u nas mile widziani. Wiadomość dostarczoną strzałami, śmiem dodać. Czego oczekujesz? Że jeśli nie przyjedziesz, to przywleką swoje owłosione tyłki tak po prostu i jeszcze ucałują twój?
- Bez obrzydliwości, Rolar! Na moje zaproszenie powinni byli odpowiedzieć. W końcu nie jestem byle kim, w przeciwieństwie do ich poselstwa.
- W tej chwili jesteś byle kim, a nie Władczynią, więc bądź łaskawa zamknąć jadaczkę, chyba, że chcesz, żebym doprawił ci wąsy.

No, tak. Na domiar wszystkiego muszę jechać jako człowiek. JA! JAKO CZŁOWIEK!!! Niczemu nie pomaga fakt, że jadę w towarzystwie dwóch wampirów i dwóch ludzkich kobiet.

- Gdzie będziemy dziś nocować? Mam nadzieję, że w nieco lepszym miejscu, niż poprzednio.
Starałam się brzmieć, jak prawdziwa Władczyni. Jak moja matka. Ona nigdy nie traciła fasonu, zawsze była opanowana i chłodna. Podziwiałam ją. Dlatego nie było dla mnie miłym doświadczeniem spanie w małym, zakurzonym i pełnym pajęczyn pokoiku, razem z tymi dwoma… kobietami. Rolar przygryzł sztucznego wąsa (obrzydliwy nawyk) i udawał, że się zastanawia.
- Pomyślmy… Mamy do wyboru krzaki, krzaki, krzaki… I jakbym się naprawdę postarał, o Władczyni, to udałoby mi się załatwić krzaki. Czy to pasuje Waszej Wspaniałości?

Zacisnęłam mocno pięści wmawiając sobie, że zabicie mojego Doradcy nie było najlepszym pomysłem.

Nie zrozumcie mnie źle. Kocham mojego brata. Sądzę, że jest jedyną osobą, którą naprawdę kocham i za to wszystko, co dla mnie robi, oddałabym mu każdą przysługę. Nie zmienia to jednak faktu, że nikt inny nie potrafi mnie tak zdenerwować. Ta jego udawana służalczość! Ten złośliwy ton! Ten bezczelny uśmiech! I w dodatku te myśli!!! Och, on specjalnie myśli właśnie o tym! Jak się zbłaźniłam i w chwili, gdy mój lud naprawdę mnie potrzebował, straciłam panowanie nad sobą. Od tamtej chwili traktuje mnie, jakbym była krnąbrnym dzieckiem. Wdech. Wydech. Jestem spokojna. Jestem górą lodu. Arr’akktur spojrzał na mnie przez ramię i uśmiechnął się złośliwie, po czym wrócił do rozmowy ze swoją Nadworną Wiedźmą. Ten też potrafi mnie zdenerwować! A w duecie są nie do zniesienia!

- A co mamy do jedzenia?
Rolar wzruszył ramionami.
- O, tę tam Wolhę i tę tam Orsanę. Chociaż nie… Wolha nie jest już do końca człowiekiem, więc pozostaje Orsana. Będzie gryzienia!
- Sam się ugryź.
- Ale ja wolę ciebie.
- To byłby kanibalizm.
- Nie. To byłoby zgodne ze wszelkimi prawami natury. W łańcuchu pokarmowym ludzie są przed wampirami.

Obróciłam się i starałam się zmiażdżyć spojrzeniem najemniczkę, ta jednak spokojnie odpowiedziała mi tym samym. Nieznośna dziewucha!
Tak naprawdę to właśnie ona jest cierniem w moim boku. Tylko ona potrafi wyciągnąć z Rolara to, co najgorsze. Kłócą się prawie cały czas i nie zwracają uwagi na to, że kogoś może boleć od tego głowa. W dodatku, jeśli ma się pecha być telepatą, to dodatkowo słucha się ich myśli pełnych uwielbienia dla drugiej osoby. Swoją drogą – ma ponad sto pięćdziesiąt lat, a zaleca się jak piętnastoletni człowiek! I to jest to, co mnie denerwuje najbardziej.

To nie tak, że nienawidzę ludzi. Są mi obojętni, póki nie znajdują się w moim otoczeniu. Jednak te dwie działają mi wybitnie na nerwy.

Wolha Redna, adeptka Starmińskiej Szkoły Magów, jest irytująco złośliwa i gadatliwa. I podstępna. Bo jak inaczej udałoby jej się omotać Lena do tego stopnia, że uczynił ją swoją Strażniczką? To już nawet nie chodzi o to, że miał mi dać dziecko, ale o zasady. Nie czyni się człowieka swoim Opiekunem. To jest wbrew wszelkim tradycjom. Dusza Władcy jest zbyt cenna, by powierzać ją w ręce kogoś tak nieznaczącego i kruchego, jak człowiek. Ale jej się udało. Odzyskała Arr’akktura i teraz byli sobie szczęśliwie poślubieni. I wszelkie marzenia o dziedzicu poszły w cholerę.

No i jest Orsana. Najemniczka o rozmiarze móżdżka nie większym od kurzego. Myśli mieczem i udaje, że jest taką wspaniałą wojowniczką! Ile razy miałam ochotę pokazać jej czym jest prawdziwy wampir i jak walczy! Białowłosi są z tego znani, ale Len zapowiedział mi, że zrobienie krzywdy dziewczynie jest najprostszym sposobem utracenia, tym razem na zawsze, Rolara.

I to jest dokładnie to, co powoduje, że moja wewnętrzna bestia aż prosi się o wypuszczenie jej na zewnątrz. Ich przywiązanie do tych dziewczyn. Len, jak udowodnił, oddałby duszę w ręce Wolhy, a jestem pewna, że Rolar zrobiłby to samo z Orsaną, gdyby miał taką możliwość. Powinni wiedzieć lepiej. Powinni pamiętać, jacy są ludzie. Podstępni. Okrutni. Do dziś mam przed oczami moment, w którym ludzki mężczyzna wbił swój miecz w pierś mojego brata, aż po samą rękojeść. To była chyba jedna z najgorszych chwil w moim życiu. Ledwie kilka dni od tego zdarzenia usłyszałam, że przyszły Władca Dogewy omal nie zginął, gdyby nie jakiś mag. I to właśnie ludzie zabili moich rodziców.

Tymczasem oni spokojnie sobie spacerują w towarzystwie dwójki ludzi, z czego jeden już się ożenił, a drugi miał to w planach na niezbyt odległą przyszłość. Obrzydliwość.

Z drugiej strony dawno nie widziałam Rolara tak radosnego. Owszem, uśmiechał się od ucha do ucha, jak zwykle gadał głupoty, był sobą, ale widziałam różnicę. Był naprawdę szczęśliwy. Jakby się tak zastanowić, to poza krótkimi romansami (które maksymalnie trwały kilka godzin) nigdy nie widziałam go w towarzystwie kobiety. Wampirzyce go nudziły, przynajmniej tyle udało mi się wyczytać z jego myśli. Wszystkie widziały w nim Doradcę, brata Władczyni, kogoś poza ich zasięgiem, do kogo należy odzywać się z szacunkiem. Orsana szacunek miała głębiej, niż głęboko w poważaniu i nie wahała się ani chwili, by szanownemu Doradcy przyłożyć w twarz. Swoją drogą Władcy Dogewy też oberwało się kilka razy i był tym szczerze rozbawiony. Obaj dotychczas unikali ludzkich kobiet. Nie interesowały ich choćby z tego powodu, że były śmiertelne. Wampir oddający swoje serce ludzkiej kobiecie miał góra czterdzieści lat radości, a potem czasami nawet i trzy setki bólu. Wolsze i Arr’akkturowi się udało – ona będzie żyła tak długo, jak on. Robi mi się przykro, gdy myślę o tym, co czeka mojego – obecnie rozanielonego do granic mdłości – brata. Zwłaszcza, że był dokładnie taki sam, jak jego ojciec. I dlatego chętnie urwałabym łeb tej dziewczynie tu i teraz.

Przez całą tę czwórkę jestem jednym kłębkiem nerwów i brakuje dosłownie kilku słów, bym wybuchła. Złe jedzenie. Brak odpowiedniego posłania. Rolar i Len robiący sobie ze mnie żarty. Wolha uśmiechająca się złośliwie. Orsana nie reagująca na moje spojrzenia. I perspektywa całowania krasnoludzkiego tyłka. Mój tytuł leży i kwiczy, błagając o choćby troszkę szacunku.

***

Gdy się ściemniło zatrzymaliśmy się w środku lasu i rozpoczęliśmy przygotowania do snu. To znaczy Wolha wznosiła barierę ochronną, Orsana zbierała chrust, Len zajmował się końmi, Rolar oprawiał rybę, a ja siedziałam na pieńku i promieniowałam władczością. To ciężkie zadanie – wyglądać dystyngowanie mając na sobie suknię z grubej, brązowej wełny, a na głowie coś podobnego do szlafmycy. Niestety, moje wysiłki zostały przerwane przez najemniczkę, która postawiła przede mną wiadro naprędce wyczarowane przez wiedźmę.
- Idziemy nad rzekę. Wykorzystaj do czegoś tą swoją siłę.
Aż mnie zatkało z oburzenia! Zwykła wieśniaczka śmie mi rozkazywać?! No, nie była wieśniaczką, bo jej ojciec był dowódcą przygranicznych wojsk Winessy, ale mimo wszystko daleko jej było do Władczyni! Zauważyła moje wzburzenie i dodała, lekko zmieszanym tonem:
- No, przeca nie miałam na myśli nic złego. Potrzebujemy dużo wody, a ja nie jestem taka znowu silna.
- Ty impertynentko! Jak śmiesz?!
- Po prostu. – Wzruszyła ramionami, ku wyraźnemu rozbawieniu reszty zebranych. – Chcesz jeść, to musisz pomóc. Gdybyś była zwykłe chuchro, to dostałabyś żarcie za darmo. A tak, to musisz pracować na równi z nami.
- Szkoda, że nie miałaś tych mądrości, jak dostałaś obiad do zrobienia.
Rolar uśmiechał się szeroko, świecąc kłami, a dziewczyna obróciła się i odparowała.
- Szkoda, że nie wiedziałam jaki jesteś, bo leszy by mnie nie zmusił do podróżowania z tobą!
- E, tam. Przesadzasz. Kto inny opowiadał by ci bajki na dobranoc? Machał skrzydłami, żeby ci się lepiej spało? Uśmiechał się szczerze?
- Szczerzył zęby i straszył skrzydłami, miałeś na myśli! I krzyczał: „Mysz!” co pięć minut!
- Bo mnie się wydaje, że coś tam pełza przy ziemi i taki ogonek ma… O, koło twojej nogi.
Dziewczyna wyraźnie powstrzymywała się przed spojrzeniem w dół.
- Ty wół jesteś, nie wampir, jak nie rozpoznajesz kłębka trawy od myszy!
- O, wypraszam sobie – odpowiedział zraniony wampir. Poczułam się ominięta i odchrząknęłam. Oboje spojrzeli na mnie i chórem rzucili:
- A ty co? Idziesz po tę wodę?
Nienawidzę kiedy to robią. A jednomyślni są zawsze wtedy, gdy się nie kłócą. Westchnęłam ciężko, dając im do zrozumienia jakie to dla mnie poświęcenie i niechętnie dotknęłam wiadra. Przysięgam, wiedźma zrobiła to specjalnie – rączka była cała ubrudzona jakimś smarem.
Buty zapoznawały się z szlamiastym brzegiem, podczas gdy starałam się nie umoczyć za bardzo tej nędznej podróbki sukienki. Mokra wełna była okropna, a nie chciałam by Wolha ją suszyła, bo ostatnim razem wyczarowała mi wielką dziurę. Wolę nie mówić w jakim miejscu. Zarzekała się na wszystkie zasady magiczne, że to był przypadek i może mi rzucić iluzję, ale nie obiecuje ile wytrzyma. Miałam paskudne przeczucie, że przestanie działać, gdy będę się pochylała przed krasnoludzkim królem. Już lepiej, że Rolar zaszył mi dziurę, poświęcając jedną ze swoich dwóch koszul. Szkoda tylko, że koszula była jasno-pomarańczowa, a moja sukienka ciemnobrązowa. Len turlał się ze śmiechu i moja płomienna przemowa o odpowiednim zachowaniu władcy w ogóle do niego nie trafiła. On i Orsana są idealnymi przykładami tłumaczącymi dlaczego ludzie uważają blondynów za idiotów.
- Osz, ty! Władczyni, uważaj no!
Dziewucha szarpnęła mną do tyłu i miałam na nią nawrzeszczeć, gdy zauważyłam, że w miejscu, w którym stałam jest teraz wbity mokry pal, a macka krakena chowa się do wody.
- Oj, ty coś im nie podpasowałaś.
- Niby czym?!
- Trułaś ichnich kuzynów, ot co. Sama bym ci łeb ukręciła na ich miejscu.
Podniosłam się i szarpnęłam wiadrem tak, że rączka wyślizgnęła się z moich palców i wiadro pełne wody uderzyło dziewczynę prosto w nos. Upadła na ziemię, wyraźnie otumaniona, a ja nie mogłam powstrzymać parsknięcia. Wyglądała przekomicznie. Próbowała się podnieść, ale zakręciła się wokół własnej osi i wylądowała twarzą w błocie. Na ten widok ryknęłam śmiechem, aż mi łzy poleciały. Ludzie byli przezabawni! Gdy tylko odzyskała równowagę wyciągnęła miecz i krzyknęła:
- Śmieszne, strzygo?! A chodź no tu! Już ja ci pokażę!
Nie do końca odzyskała przytomność, bo lekko się chwiała i z nosa leciała jej strumieniem krew (swoją drogą, całkiem smakowicie pachnąca), więc w najlepsze dalej się śmiałam. Dziewczyna niechybnie by się na mnie rzuciła, gdyby nie Rolar, który wkroczył w tę sielską scenkę. Spojrzał na mnie, na Orsanę, przyłożył dłoń do piersi i odezwał się pełnym bólem głosem.
- Ależ wy nie musicie o mnie walczyć przy pierwszej nadarzającej się okazji!
Gdy obie spojrzałyśmy na niego ostro stropił się i nieco cichszym tonem dodał:
- Lerka, a może ty sobie urządzasz sjestę? Orsana już udaje syfon.
Ryknęłyśmy zgodnie, a on nagle sobie przypomniał, że ma kilka ryb do oprawienia i zniknął szybciej, niż któraś z nas zdołała zareagować. Dziewczyna warknęła:
- Przeklęty wąpierz.
- Akurat tu się zgadzam – wymamrotałam i zdziwiłam się, gdy uśmiechnęła się.
- Wy do siebie podobni. Takie same awanturniki.
- Że co proszę?!
- Bierzesz to wiadro? Tylko tym razem bez fruwania. Nos mam jeden.
Wsunęła miecz do pochwy i ruszyła przed siebie energicznym krokiem.

Wolha widząc ją wytrzeszczyła oczy, a Len zmierzył mnie ponurym spojrzeniem.
- A tobie co się stało?!
- A, nic. Poślizgnęłam się i przyrżnęłam twarzą w drzewo. Uzdrowisz czy sama mam czekać, aż mi przestanie lecieć? Jestem w towarzystwie pijawek i a nuż jakaś się przyczepi.
- To było zaproszenie? – odezwał się pełen nadziei Rolar. Odpowiedzią była gałęź uderzająca go w czubek głowy. Pokręciłam głową. Mógł tego uniknąć, jeśli chciał. Najwidoczniej miał jakieś dziwne skłonności, o których wolałam nie myśleć.

***

Noc była w miarę spokojna, jeśli nie liczyć tego, że leżałam między Wolhą, a Orsaną. Upierali się, że to dla bezpieczeństwa. Podobno wkurzyłam każdą możliwą rasę i mój przejazd wcale nie był taki znowu pewny.
- W sensie pewnie przejedziesz, ale czy cała i zdrowa wrócisz, to inna bajka. – Len był bardziej, niż zadowolony, móc urwać się spod ciężkiej ręki Kelli i dołączyć do grupy ochraniającej Władczynię Arlissu. A gdzie szedł on, tam szła Wolha. Gdzie szła Wolha, tam szła Orsana. A jeśli w jedno i to samo miejsce szłam ja i Orsana, to nie mogło zabraknąć Rolara. I tak skompletowała się nasza mała [nie]szczęśliwa rodzinka. Spanie pomiędzy nimi było męczarnią. Wolha kręciła się i co chwila uderzała mnie ręką w twarz. Najemniczka z kolei strasznie kopała. Gdybym nie była pewna, że śpią, to przysięgłabym, że robią to specjalnie. Z ciemności dobiegł mnie szept siedzącego na straży Arr’akktura.
- Nie byłoby dobrze ich zabić, Lereeno. Wyobraź sobie, że ja obrywam w twarz praktycznie co noc.
- To zamień się miejscami.
- Wolisz spać z Rolarem, który ma paskudny zwyczaj zarzucania swojej nogi przez mój brzuch i traktowania mojej głowy, jako poduszki?
- Yyy… Nie, dzięki. Do dziś pamiętam, jak kilka razy spałam z nim w dzieciństwie. Siniaki mam do dzisiaj.
Wolha mruknęła mi do ucha:
- Len tylko tak gada. On robi dokładnie to samo. Chciałabym zobaczyć, jak w takim razie wyglądają obaj, gdy śpią razem.
Wizja pojawiła się przed moimi oczami i nie byłam pewna, czy mam się śmiać, czy też krzywić z obrzydzenia. Choć znałam kilka wampirzyc, które oddałyby wszystko za taki widoczek. Zwłaszcza, że obaj na noc ściągali swoje wąsy. Nagle Orsana się podniosła i wyciągnęła miecz. Ten dźwięk rozbudził Rolara, który przez chwilę siedział nieprzytomnie, po czym spojrzał na najemniczkę i jęknął z rozpaczą.
- Teraz i przez sen będziesz ćwiczyć? Przysięgam, nie dobierałem się do twojej szyi i…
- Cicho siedź! – syknęła i zaczęła się uważnie rozglądać.
Byłam pewna, że najwyraźniej coś jej się przyśniło, ale w tym momencie usłyszałam szelest, który na pewno nie był dziełem natury. Wszyscy się podnieśliśmy. Rolar wyciągnął swój miecz, Len i ja sięgnęliśmy po swoje gwordy, a Wolha ułożyła dłonie, najwyraźniej szykując się do wyczarowania pulsara. Szelestów było coraz więcej. Orsana spojrzała na mnie i Lena, po czym szepnęła tak, że tylko wampiry mogły ją usłyszeć. Czyli wszyscy, którzy aktualnie znaleźli się na polanie.
- Len musi ochraniać Władczynię. Są tu po was.
Syknęłam:
- Skąd wiesz?
- Od dwóch dni ktoś za nami jedzie. Później powiem resztę.
Rolar warknął:
- Dlaczego nam nie powiedziałaś wcześniej?!
- To było jedynie przeczucie, a wy nic nie wyczuwaliście, więc sądziłam, że to tylko zwidy.
- Świetnie. Znajdź mnie później po drugiej stronie i spróbuj to wytłumaczyć mojemu duchowi.
Wolha puściła wiązkę światła w kierunku hałasu i przez chwilę widzieliśmy żółte, jarzące się oczy, które szybko zniknęły. Kilka szelestów później zapadła cisza. Światełko wróciło do wiedźmy.
- Zwiali. Była ich ósemka, mieli przy sobie kusze i miecze gnomickie. Przypuszczam, że to krasnoludy. Jesteśmy już na ich terenie.
Pokręciłam głową nad głupotą tej dziewczyny. I ona jest bakałarzem I stopnia dzięki pracy o wampirach?!
- Wyczulibyśmy krasnoludy, wiedźmo. To coś innego.
- Łożniaki? – zaproponowała Orsana, krzywiąc się. – Nie wytępiliśmy wszystkich.
Len skinął głową, patrząc uważnie na konie.
- A Wolt i inne kjaardy nie zareagowały. Jeśli to łożniaki, to mogą przejść przez barierę?
- Nie, ale dla pewności rzucę jeszcze kilka zaklęć.

Podczas gdy Wolha czarowała, nasza trójka postanowiła przepytać najemniczkę, a ja z Lenem dodatkowo przeczesaliśmy jej umysł. Wiele tam nie było.
- No, ze dwa dni temu poczułam, że cóś się na mnie gapi. Ale kiedy Władczyni polazła w krzaki, to przestało mnie uwierać. Jak wróciła – znowu. No i wtedy zrozumiałam, że przecież ja tuż za nią na koniku, więc jak ktoś chce ją mieć na oku, to musi i mnie. Tatko mnie wyczulił na takie sygnały, więc szukałam ich więcej. Potem to samo było, jak wczoraj jechałam za Lenem. To was obserwują te ghyry łożniaki, czy leszy wie kto. Myślisz, że czemu ja śpię, jak zając pod miedzą?
Podczas gdy oni wciąż się zastanawiali (mężczyźni zawsze wolniej myślą), ja zdążyłam zadać kilka pytań.
- Pewna jesteś, że to nie były urojenia? Równie dobrze celem może być Wolha, przecież jest wiedźmą. Albo Rolar, na pewno komuś podpadł, gdy był w legionie. – Zignorowałam jego pełne udawanego bólu spojrzenie. - Albo ty, córeczka generała.
- Albo w ogóle nikogo tutaj nie było, co?
- No, to jest możliwe.
- Oj, weź ty się, Władczyni, zamknij, jak nie masz nic sensownego do powiedzenia. Głupie słowo gorsze od głupiego pomyślunku, bo inni będą się śmiać.
- Ona może mieć rację. – Wolha podeszła do nas i usiadła ze skrzyżowanymi nogami. – A nóż, widelec, ktoś nasłał ich na ciebie, albo na mnie? Wszelakie ghyry pałętające się po lesie mają dość powodów, żeby wrzucić mnie do jadłospisu, albo powiesić sobie moją głowę na palu. Tak w ramach ozdóbki.
- E, straszyłaby przechodniów – rzucił flegmatycznie Len, a Rolar kontynuował.
- Jakich przechodniów? Tu i leszy nie zagląda. Może to na wilki?
- Phi! Toż to ozdóbka pierwsza klasa!
Siedziałam i modliłam się o piorun, który walnie w tę trójkę i pobudzi im właściwe komórki mózgowe. Ku mojemu zdziwieniu, podobne odczucia miała Orsana. Z jej umysłu aż przebijała irytacja, która – jak to u niej bywa – szybko znalazła ujście w jej ustach. U niej droga pomiędzy mózgiem, a ustami jest krótsza, niż bym chciała.
- Czy wyście powariowali? To oni tutaj zasadzkę, ciach, pach i chcą wam Władców zabić, a wy sobie o ozdóbkach!
Len machnął lekceważąco ręką.
- Tam się przejmujesz. Ja i Lereena potrafimy o siebie zadbać. Było ich tylko ośmiu.
- Na razie jest ich ośmiu, Len. – Do Wolhi najwyraźniej zaczęła docierać powaga sytuacji. Dlaczego w takich chwilach to właśnie ja, Lereena, muszę być głosem rozsądku? A, no tak. Dlatego, że jestem z dwojgiem przygłupów z mieczami, lekkomyślnym Władcą i wiedźmą, która jeszcze w szkole zgubiła wszelki zdrowy rozsądek, jaki posiadała.
- Może ich być znacznie więcej, a my – siedząc tutaj – nic w ten sposób nie zdziałamy. Żądam, byśmy w tej chwili opuścili to miejsce!
Rolar westchnął i posłał mi najpiękniejszy ze swoich uśmiechów.
- Lerka, to ty opuść. Z tonu. Na razie jesteśmy tu bezpieczni, a dopóki nie odkryjemy, co dalej, będziemy tu siedzieć na skrzydłach. Jeśli wrócę bez ciebie, to niechybnie Starsi mi je wyrwą.
- A jeśli będziesz gadał takie głupoty, to wyręczę Starszych tu i teraz.

Wyłączyłam się, gdy rozpoczęła się kolejna pyskówka mojego braciszka z najemniczką i poważnie się zastanowiłam. Ktoś tu musi myśleć. Oni zasną. Zasną na pewno, bo wampirom już drą się usta w szerokich ziewach, Wolha przysypia, Orsana podobnie. Ja jestem wyspana, bo w dzień udało mi się nieco kimnąć… znaczy się, przymknąć oczy. Władczynie nie kima, ona jest w ciągłym pogotowiu. W każdym razie, gdy tylko zasną, wezmę moją Jodełkę i postaram się znaleźć tych łożniaków. W końcu, jak powtarzał Rolar, to moja wina, że są na wolności. Urządziłam im w Arlissie przytulne gniazdko…

***

Dwie godziny później wsłuchałam się uważnie w równe oddechy kobiet, by upewnić się, że śpią. Rolara i Lena od dawna już nie słyszałam, więc pewnie padli trupem… znaczy się, zasnęli głęboko. Nim się obudzą, ja już będę daleko. Przytroczyłam gword do siodła i pognałam Jodełkę. Miałam wielkie szczęście w dzień wybierania – mój kjaard był cichy, jak podmuch letniego wietrzyku.

Miałam w planach znaleźć łożniaki, zabić je i wrócić, jak gdyby nigdy nic. Rolar pewnie się zdenerwuje, ale później przyzna, że dobrze zrobiłam. Niestety, moje plany – jak zawsze, gdy przychodziło do mojej obecnej kompanii – zostały pokrzyżowane.
- Mówiłam, że śpię, jak zając pod miedzą. Szoś ty wyczajkała?
- Proszę?
Nawet w chwili furii potrafię być miła i uprzejmna. No… Uprzejma, w każdym razie. I nie znoszę tego dialektu. Uspokoiłam Jodełkę i rozejrzałam się po polance, na której stałyśmy.
- Coś ty wymyśliła? Gdzie ty tak się ciągniesz? O, czekaj no, aż twój braciszek się dowie. Ciekawe, czy cię przełoży przez kolano.
Wściekłam się podwójnie, bo niechciany rumieniec wstydu pojawił się na mojej twarzy.
- A to nie twoja ghyrowa sprawa, ty… ty… ty pijawko!
Orsana rozszerzyła oczy i wskazała na mnie palcem.
- Ty do mnie, że pijawka? A ty kto? Kły tak dla poruty? Cho no do reszty, bo jaki leszy wyskoczy.
- Nie będziesz mi rozkazywać. – Chłód w moim głosie najwyraźniej podziałał, bo zwęziła oczy i zacisnęła pięści. Dlaczego to nie Wolha za mną przyszła? Ona już by szła polować na potwory! Nie, musiała mi się trafić najemniczka, która nagle zrozumiała, że puszczanie Władczyni samopas nie jest najlepszym pomysłem. Nie, żeby to był zły pomysł, rzecz jasna. Władca nigdy się nie myli w ocenie sytuacji.
– Mogę robić co chcę, kiedy chcę i z kim chcę.
- A szo ty? Dziewka sprzedajna, że takie warunki?
Miałam zamiar jej odpowiedzieć, naprawdę. I ta odpowiedź miała być miażdżąca. Ale w tym momencie poruszyły się krzaki po naszej lewej stronie i wyszedł z nich jakiś mężczyzna w pełnym oporządzeniu bojowym.
- Nie wyczuwam go – rzuciłam tak dla informacji. Orsana prychnęła.
- No i masz swoją przygodę. No, to do tańca zapraszam. – Kiedy spomiędzy drzew zaczęło wychodzić coraz więcej ludzi i po czterdziestym straciłam rachubę, humor zdecydowanie nam się pogorszył. – Ojć, tylu rąk do tańca to ja nie mam. Ty, Władczyni, siedź na koniu i pryskaj, kiedy możesz.
Nie zamierzałam jej słuchać. W końcu to ja jestem z nas dwojga Władczynią! Zsiadłam z Jodełki, odpięłam gword i puściłam ją biegiem. Może sprowadzi pomoc. Jeśli, rzecz jasna, da się podnieść wampiry z ich snu. Gdy koń minął najemniczkę, ta spojrzała na mnie oburzona.
- Ty zgłupiała?! O ciebie im chodzi!!!
- I dlatego zamierzam walczyć.
- To nie czas na… Uwaga!
Uniosłam gword i w ostatniej chwili zablokowałam opadający miecz. Cholera, elficki. Te łożniaki walczyły znacznie lepiej, niż te z Arlissu. Normalnie nie mieliby ze mną szans, ale w takiej ilości… Nasza przyszłość wyglądała nieciekawie. Rolar nie tylko powyciąga mnie za uszy za narażenie siebie, ale też wciągnięcie w to Orsany. Może lepiej mi zginąć? O, nie, nie. Panie łożniaku, ten miecz to mi z daleka! Rzuciłam się do przodu i powoli wpadałam w szał bojowy. Głowy i odrąbane kończyny latały w powietrzu, ale z krzaków wychodzili coraz to nowi. W pewnym momencie wpadłam na dyszącą dziewczynę.
- Te ghyry ściągnęły tu chyba wszystkich wujków, ciotków i pociotków z całej Belorii!
- Mieli trochę czasu, żeby się rozmnożyć.
- No, to przynajmniej przyjdzie nam zginąć w boju.
- Nie bądź melodramatyczna, dziewczyno.
- Słuchaj, ty wąpierzu ghyrowy! Po leszego było tu włazić, hę?! Ja chciałam do tatka pojechać, mamę zobaczyć, a tera – mogiła!
Najwyraźniej miała talent do wyciągania wszystkiego co najgorsze nie tylko z Rolara. Nie mogłam się powstrzymywać od odpyskowania jej. I, co było znacznie gorsze, bawiło mnie to. No, bawiłoby, gdyby okoliczności były inne. Wiecie – bez łożniaków, mieczy próbujących mnie przebić, smrodu tej dziwnej mazi, w którą zmieniała się ich krew.
- I co się tak przejmujesz? To nie ty zostawiasz cały Arliss samotną!
- Się przejmuję, bo ty, strzygo jedna, już od dawna jesteś w mogile. A ja żyję i chciałabym ten stan zostawić na nieco dłużej. A co do Arlissu – lepiej mu bez ciebie!
Stałyśmy plecy w plecy i miałyśmy coraz większe problemy z obroną. A jeśli ja miałam problemy, to wolałam nie myśleć co się dzieje z ludzką kobietą. Nie zamierzałam jednak odpuszczać. Walka jest w mojej krwi, jakby nie patrzeć. Moja matka, nim padła, zabrała z sobą ponad trzystu ludzi. Nie będę gorsza!

Nagle pojawiła się kula światła i rozwaliła tego, który próbował strzelić do mnie z kuszy. Obróciłam się lekko i, choć wcale nie chcę tego przyznać, z ulgą zauważyłam Lena, Rolara i Wolhę. Wiedźma wyjęła dobrze już nam znany proszek i dmuchnęła całym opakowaniem, ale – niestety – powiał zły wiatr i tylko jedna trzecia przeciwników leżała umierająca. Reszta wcale entuzjastycznie powitała nowe ofiary zgodnym rykiem i rzuciła się w ich kierunku. Jednak nie byli przeciwnikami dla Arr’akktura i Rollearrena. Wolha też dawała radę, ale musiała trzymać się z daleka. Jeden jedyny raz widziałam jej walkę mieczem i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że lepiej jej nie tykać żelastwa. Mój niedoszły mąż i przyszywany brat powoli rąbali drogę w naszym kierunku. Gdy tylko Rolar się upewnił, że go usłyszymy, krzyknął:
- Tylko was na kilka minut z oka spuścić, a wy już w kłopoty!!! Co wy – spokrewnione, czy jak?!
No, to nie zapowiadało się pozytywnie. O zmęczeniu Orsany świadczył fakt, że nie odpowiedziała, tylko wymachiwała energicznie mieczem. Machnęłam prawą ręką gwordem i ucięłam głowy czterem naraz, lewą ręką wyrywając serce piątemu, a prawą nogą odrzucając daleko szóstego.
- Lereena, jak planowałaś zabawę, to trzeba było nas zaprosić! – To z kolei był Len, który najwyraźniej miał mi za złe typową zabawę Władców bez niego.
- Zabawę, zabawę! – wrzasnął mój braciszek. – Ty lepiej pracuj więcej gwordem, niż jęzorem, bo wolę nie być tym, który będzie tłumaczył twojej Wolsze, dlaczego została wdową! Lerka, ty nie gap się na nas, tylko pilnuj swojego ghyrowego tyłka!

Nie jestem wprawiona w bitwach tak, jak on. Nie puszczono mnie do walki podczas pierwszej wojny twierdząc, że jestem zbyt cenna. I mieli rację. W Arliss ja jako jedyna ocalałam z białowłosych. Niestety, z tego samego powodu nie miałam wprawy w walce, bo zajmowałam się jedynie administracją doliny. To, co robiłam, robiłam instynktownie. Ta ghyrowa kiecka wcale mi nie pomagała, tylko plątała się między nogami! Jak z tego wyjdziemy, to przysięgam, że zacznę nosić spodnie!

Nagle jakiś kamikadze siłą wcisnął się pomiędzy moje i Orsany plecy, rozdzielając nas. Ja utrzymałam równowagę, przy okazji pozbawiając śmiałka głowy, ale sądząc z okrzyku najemniczki, ta zaliczyła glebę. Obróciłam się i wbiłam gword w klatkę piersiową mężczyzny, który się na nią zamierzał. Dziewczyna szybko podskoczyła i skinęła mi głową, by dalej wymachiwać mieczem. Rolar i Len byli zaledwie kilka kroków od nas, gdy zrobiłam błąd. Śmiertelny błąd. Odsłoniłam się, chcąc otrzeć pot z czoła. Widząc celujące w moje serce trzy miecze zastanowiłam się, czy zdążę się uchylić, gdy decyzja została za mnie podjęta. Orsana, całym swoim ciałem, uderzyła mnie w ramię i padając na ziemię miałam możliwość przyjrzeć się, jak trzy klingi wbijają się w jej bok. Aż po jelec. Oczy dziewczyny rozchyliły się, jakby w zdziwieniu, wypuściła miecz i upadła.

I wtedy rozpętało się piekło.

Wolha wrzasnęła przeraźliwie i nagle wokół niej pojawiła się wielka kula ognia, która pognała w kierunku wrogów i położyła prawie wszystkich. Len zacisnął usta i walczył jeszcze zacieklej. Jednak to ryk wściekłości Rolara mną wstrząsnął. Wampir w swojej furii jest przerażający. Mówię to tak w razie, gdyby nikt takiego nie widział. Obnażone zęby, rozprostowane - dla równowagi – skrzydła i oczy, pełne zwierzęcej dzikości. Zabijał wszystko, co stało na jego drodze. Wrzask Arr’akktura wyrwał mnie z letargu.
- Lerrevanna! Tse u’llor ne hgord!!!
Podskoczyłam i od razu zabiłam tych, którzy chcieli się upewnić, że najemniczka na pewno nie wstanie i nie ucałuje ich za pokaz wspaniałych pchnięć. I lepiej było, że ja ich dorwałam pierwsza. Mój braciszek rozrywał gardła gołą ręką. Zatrzymał się tuż przed leżącą dziewczyną i szybko przyklęknął, podnosząc ją z ziemi.
- Ej, Orsana! Orsana! No, nie rób sobie jaj! Pożartujemy później, teraz jesteś potrzebna!
Nachyliłam się nad nią (Len odwalał całą robotę i sprzątał tych, którym nie udało się uciec) i pokręciłam głową.
- Umiera. Serce słabnie. Ostrza weszły między żebrami i uszkodziły zbyt wiele organów. Przykro mi, Rolar.
W tym czasie dobiegła do nas Wolha i próbowała czarować, ale po jej minie zrozumiałam, że najemniczka nie ma zbyt wielkich szans. Mój brat przycisnął do siebie Orsanę, a jego wzrok był szalony, obcy… I nagle przypomniała mi się scena, którą zepchnęłam głęboko w podświadomość. Scena, której nie chciałam sobie przypominać.

… Ojciec Rolara od dzieciństwa był zakochany w wampirzycy z innej doliny. Jednak był na tyle zabawny, czarujący i pełen pogody ducha, że moja matka postanowiła wejść z nim w związek bez ślubu i on musiał poddać się woli Władczyni. Nie był szczęśliwy, ale jakoś udawało mu się trzymać fason. Moja matka to zauważyła i go wypuściła – już miała dziedzica w łonie i to jej wystarczało. Niestety, Rolar nie był białowłosy i dlatego poślubiła później mojego ojca. Uwielbiałam mojego przybranego brata od samego początku – był wychowywany w Domu Narad, tak samo, jak ja. Jego tata był dla nas obojga bardziej jak ulubiony wujek, a jego żona, jak ciotka. Zawsze przynosił nam coś słodkiego, żartował, śmiał się pełną gębą i patrzył na swoją żonę z uwielbieniem.
Ale potem przyszła wojna.
Było to pięć dni po tym, jak przywróciłam Rolara do świata żywych. Wciąż byłam nieco słaba i leżałam całymi dniami w łóżku. Dwunastolatki nie powinny zamykać wiedźmich kręgów. Wszyscy mówili, że to cud, że wróciłam. Ludzie wdarli się do Domu Narad i wpadli do kobiecych komnat urządzając rzeź. Wampiry szybko ich stamtąd pogoniły, ale zginęła prawie połowa wampirzyc, które z różnych powodów nie mogły walczyć. Pamiętam, że byłam wtedy ukryta w klapie pod łóżkiem, żeby nikt mnie nie znalazł. Kiedy się uspokoiło wyszłam stamtąd i znalazłam moją nianię martwą. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że nie będę mogła jej przywrócić do życia tak, jak Rolara. Nie wiedziałam, że jestem za słaba na to i nikt nie zaryzykuje życia przyszłej władczyni. Wtedy też nie wiedziałam, że moi rodzice nie żyją. W komnatach pełno było płaczących kobiet i dzieci, ale ponad wszystkie te dźwięki wybijało się długie zawodzenie, które szybko przerodziło się w chlipanie. Ruszyłam w tamtym kierunku. Pamiętam, że wyszłam zza rogu i zamurowało mnie. Ciotka leżała rozciągnięta na ziemi z poderżniętym gardłem, a jej puste oczy wpatrywały się w sufit. Ojciec Rolara trzymał ją w swoich ramionach, łzy płynęły mu po policzkach, a jego oczy były dzikie, szalone.
Wojna skończyła się trzy dni później, a wujek przeżył jeszcze sześćdziesiąt lat. Rozmawiał, chodził na przyjęcia, brał udział w zawodach i żył, jak normalny wampir. Ale aż do chwili śmierci ani razu się nie uśmiechnął, ani razu nie zażartował. Gdy Rolar wytłumaczył mi, że nie będę mogła ożywić jego macochy rozpłakałam się i przysięgłam, że nigdy, przenigdy nie pomogę żadnemu człowiekowi.


Teraz przeżywałam obrzydliwe deja vu. Wpatrywałam się w mojego ukochanego brata, jak ten trzyma umierającą Orsanę, a łzy płyną po jego policzkach. Próbowałam odczytać jego myśli, ale nie zrozumiałam żadnego słowa. Był tylko ból i głębokie, dojmujące poczucie straty. Dokładnie to samo, co czułam od jego ojca przez te wszystkie lata. Nie chciałam tego dla niego. Owszem, jeszcze rankiem sama chętnie skręciłabym jej kark, ale nie chodziło mi o to!

Prawie podskoczyłam, gdy Len położył mi dłoń na ramieniu.
- To nie była twoja wina, choć postąpiłaś głupio. Chodź, damy mu trochę samotności.
Próbował mnie pociągnąć w kierunku drzew, gdzie stała już rycząca Wolha, ale jakoś czułam, że nie mogę ich zostawić. Nie tak. Nie teraz.
- Ale ona…
- Co ona? Nie pomożemy jej. Poza tym, od kiedy obchodzą cię ludzie?

Jego pytanie było pogardliwe i miałam wrażenie, że dostałam w twarz. Orsana umiera, bo uratowała moje życie. Bo poszła za mną, gdy byłam na tyle głupia, żeby samej pójść zapolować. Gdyby nie jej pomoc, to teraz na pewno byłabym martwa. Nie lubię przyznawać się do błędów. Nienawidzę. Jednak w tej chwili wiedziałam, że zrobiłam źle. Wiedziałam, że nie wybaczę sobie, jeśli ona umrze, a Rolar będzie swoim własnym cieniem. Niech leszy to weźmie! Nienawidzę być taka melodramatyczna!
Wyrwałam się Lenowi, przyklęknęłam przed nieprzytomną dziewczyną i szybkim ruchem ostrza jej miecza rozcięłam sobie nadgarstek i przystawiłam do jej ust, po czym zaczęłam mówić mocnym, spokojnym głosem:

- Arrless, genna! Tredd... Geriin ore guell...

Jedna dłoń karmiła dziewczynę krwią, druga masowała jej gardło, by ta przełykała. Poprosiłabym Rolara, żeby to robił, ale on nie nadawał się do niczego poza wpatrywaniem się w jej twarz, jakby nagle miała otworzyć oczy i zacząć tańczyć. Mężczyźni są beznadziejni w sytuacjach kryzysowych. Matka zawsze mi mówiła, żebym nigdy nie liczyła na wampira, gdy przychodzi do działania innego, niż wymachiwanie bronią. Arr’akktur burczał coś pod nosem, że jestem nieodpowiedzialna i najchętniej bym mu odpowiedziała, że wcale nie był lepszy, ale musiałam wypowiedzieć do końca inkantację.

***

Skończyłam. Ufff… Ale jestem zmachana. Czemu nikt mnie nie uprzedził, że to takie ciężkie? Rany na boku dziewczyny zagoiły się i oddychała znacznie pewniej. Rolara to uspokoiło i wytrąciło z stanu niemalże śpiączkowego. Spojrzał na mnie przerażony.
- Lerrevanna… Tse… Je… re’arr… Hellet…
- Gdybym wiedziała, że to wszystko co trzeba zrobić, żeby cię zamknąć, to dawno bym to zrobiła – mruknęłam. Nie byłam specjalnie zadowolona z tego co zrobiłam, ale widząc złośliwy błysk w jego oczach poczułam, że było warto.
- O, nie. Musiałabyś zrobić znacznie więcej, siostrzyczko. Ale nie powinnaś była tego robić. Nie ufasz Orsanie na tyle, by mogła cię w razie czego zmusić do powrotu.
- Może i nie, ale nie chciałam… - Odchrząknęłam, zmieszana. Nie jestem przyzwyczajona do mówienia o uczuciach. Wręcz przeciwnie. Zawsze je w sobie chowałam. – Nie chciałam, żebyś zmienił się w swojego ojca.
Wampir zmieszał się i skupił się na twarzy najemniczki, po czym cicho mruknął:
- Było duże prawdopodobieństwo… Ale ty jesteś Władczynią, Lerka. Nie powinnaś, dla mojego szczęścia, poświęcać swojej duszy.
- Cóż, jest tylko jedno wyjście, prawda? – Wzruszyłam ramionami, ale wewnątrz byłam przerażona swoją beztroską. Kilka dni w ich towarzystwie, a już zmieniałam się w drugiego Lena Swawolnika. – Będę musiała ją bliżej poznać, a ona mnie. Nie, żebym podchodziła do tego pozytywnie nastawiona… Głupszej już nie mogłeś sobie znaleźć, co?

Parsknął śmiechem i pokręcił głową. Najwyraźniej zamierzał zaszlachtować mnie repliką, gdy dziewczyna jęknęła, poruszyła się i powoli zaczęła otwierać oczy. Wolha, która do tego czasu zdążyła do nas dojść, wyglądała, jakby miała zamiar mnie uściskać, ale w zamian rzuciła się na Lena, który usłużnie podstawił jej skrzydło… znaczy się rękę, do oparcia. Orsana usiadła, wciąż opierając się o Rolara, którego po raz drugi w ciągu pół godziny zamurowało, i spojrzała na przyjaciółkę z przyganą.
- A ty szto? Przeca nikt nie umarł! – Po czym spojrzała na mnie. – Wszystko w porządku, Władczyni? Byś się nadziała, jak kurczę na rożen z tymi ichnimi mieczami. I twoje wampirze zdolności by nie pomogły. A gonienia wilków mam dosyć.

Cóż, ciekawe jaka będzie jej reakcja, gdy dowie się, że być może w przyszłości będzie musiała to zrobić. Tymczasem mój braciszek odzyskał świadomość i zrobił rzecz, która wydała mu się najbardziej oczywista, a która mnie nieco zdziwiła. Pocałował ją z całej siły, jednocześnie przyciskając do siebie. Zwykle wampiry całowały się jedynie z tą jedną, jedyną osobą – był to skomplikowany proces, w którym łatwo było utracić kły. Dlatego nie zalecało się robić tego z człowiekiem – zero finezji. Oni jednak dawali sobie radę. Co prawda miałam obawy, że moje poświęcenie pójdzie na marne, bo w przypływie radości braciszek zadusi moją Opiekunkę. Odsunął się od niej i złapał za uszy (dlaczego uszy?) po czym urywanymi zdaniami wyrzucał z siebie to wszystko, co ja wolałabym, żeby przemilczał.
- Ja cię kocham, Orsana. I leszy mi świadkiem, ożenię się z tobą. Tu, zaraz, teraz!
Dziewczyna obdarzyła go szerokim uśmiechem, ja jęknęłam słysząc jej myśli, bo – oczywiście – nie mogła powiedzieć tego, co on chciał usłyszeć.
- Leszy nienajlepszym świadkiem. I wolałabym najpierw, żebyś z moim tatkiem porozmawiał. On może mieć coś przeciwko zięciowi – wąpierzowi, który od niego o sto lat starszy. I niezbyt to romantyczne miejsce na oświadczyny wybrałeś. Z trupami śmierdzącymi.
- W sam raz dla nas. No, to po zabawie z krasnoludzkim królem jedziemy do Winessy. Dasz sobie radę, Lerka, nie? Nie rozwalisz w tym czasie całej gospodarki, mam nadzieję.
Ja z pełną powagą, a Orsana złośliwie, rzekłyśmy chórem:
- Jedynie połowę.
Po czym spojrzałyśmy na siebie spod byka. Zapowiadała się przeurocza współpraca.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mroczna88 dnia Nie 20:40, 08 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Melody
Adept VII roku



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:38, 08 Sie 2010    Temat postu:

No cóż.
To jest ŚWIETNE.
Szczególnie podoba mi się to, że jest bardzo dużo o Rolarze i Orsanie.
Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kuszumai
Królowa Offtopiarstwa
Arcymag
Królowa Offtopiarstwa <br> Arcymag



Dołączył: 24 Maj 2009
Posty: 7089
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: z podlasia...
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:26, 08 Sie 2010    Temat postu:

1. Biedna Orsana
2. Lerka czasami formułuje zdania jak dziecko, ale to w końcu rozpieszczona...
3. Co mnie czeka jeśli lerka odkryje moje niecne zamiary wobec Rolara... Ale przynajmniej nie będę sama. Będę mieć alicee - towarzyszkę niedoli.
4. Czasami nie wiedziałam kiedy mówiła Lerka a kiedy Rolar
5. "Urządziłam im w Arliss przytulne gniazdko… " W Arlissie.
6. Lerka to dyletantka jeśli chodzi o miecze... i drzewa.
7. Wolhy ciut mało, ale...

...NARESZCIE KTOŚ NAPISAŁ FF Z INNEJ PERSPEKTYWY.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Optymistka^^
Bakałarz IV stopnia
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 03 Sie 2009
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawaaa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:36, 08 Sie 2010    Temat postu:

Duży plus za inną perspektywę Wink
Trochę brakowało mi Wolhy, ale to osobiste odczucie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mroczna88
Bakałarz I stopnia



Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:40, 08 Sie 2010    Temat postu:

Kurczę, nie wiedziałam jak ten Arliss się odmienia Smile Dzięki. Co do zdań - faktycznie, ona 3/4 tematów kończy "Bo tak! Ja jestem Władczynią!". Hmmm... Jeśli chodzi o pkt 4 będę musiała się przyjrzeć.
Co do walki - tak sobie myślałam i myślałam i wymyśliłam. W wieku 12lat raczej nie pozwolono jej walczyć, no i była przyszłą Władczynią, więc ją chroniono. Potem nie było już wojny, a ona wydawała mi się typem, który bardziej interesował się władzą i polityką, niż zajęciami fizycznymi. Ona przecież od walki ma swoich strażników.
Wolhy mało, bo ja o niej pisać nie umiem jakoś...
No i inna perspektywa, bo ciekawiło mnie co sobie Lereena, której prawdziwe imię uwielbiam (Lerrevanna brzmi cudownie), pomyślała na temat zainteresowania Lena Wolhą i Rolara Orsaną.

Co do pkt 3 - on jeszcze musiałby odwzajemniać wasze uczucie Smile A on ma Orsanę i nikt inny go nie interesuje. Choć i mnie boli z tego powodu serce Crying or Very sad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mfabry
Adept IX roku



Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:12, 08 Sie 2010    Temat postu:

mroczna88 napisał:

Co do walki - tak sobie myślałam i myślałam i wymyśliłam. W wieku 12lat raczej nie pozwolono jej walczyć, no i była przyszłą Władczynią, więc ją chroniono. Potem nie było już wojny, a ona wydawała mi się typem, który bardziej interesował się władzą i polityką, niż zajęciami fizycznymi. Ona przecież od walki ma swoich strażników.

W dodatku można kieckę ubrudzić (bo spodnie są taakie nieeleganckie). I paznokieć złamać. Więc po co komu ten gword. Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mroczna88
Bakałarz I stopnia



Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:17, 08 Sie 2010    Temat postu:

Nie no, też już bez przesady Smile Ale tak na poważnie, to wydaje mi się, że ona po prostu nie ćwiczyła tak, jak Len. Owszem, wciąż byłaby w stanie pokonać każdego innego wampira, bo jest białowłosa i to jest w jej krwi (śmieszne - wampir ma coś we krwi... muszę to gdzieś wykorzystać), ale mimo wszystko nie ma tego doświadczenia.

I sądzę,że gdyby założyła spodnie, to śmiertelne wypadki wśród ludzi i wampirów wzrosłyby o 50%. A gdyby to były dobrze dopasowane spodnie - o 70% Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Juny
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 12 Paź 2009
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:09, 09 Sie 2010    Temat postu:

Tak- pomysł z zamianą narratora udany! I jestem w dobrym momencie, po przeczytaniu Strażniczki, żeby wszystko zrozumieć. Tylko Wolha i Len już parą...
Osobom, które dopiero po wydanych częściach są, radzę wrócić po doczytaniu wrześniowej Wiedźmy:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vienn'e
Adept II roku



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Nikąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:08, 13 Sie 2010    Temat postu:

Opowiadanko super, Wolhy mało, ale to nic nie szkodzi, i tak podoba mi się bardzo Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nana153
Adept I roku



Dołączył: 16 Lip 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:56, 14 Sie 2010    Temat postu: Re: Lerka

Bardzo fajne. Punkt widzenia Lereeny to nawet przyjemna zmiana, a jej myśli całkiem pasują do tego, jak się prezentuje.

mroczna88 napisał:
- Na razie jest ich ośmiu, Len. – Do Wolhi najwyraźniej zaczęła docierać powaga sytuacji.
Raczej do Wolhy, o ile się orientuję.


mroczna88 napisał:
Siedziałam i modliłam się o piorun, który walnie w tę trójkę i pobudzi im właściwe komórki mózgowe. Ku mojemu zdziwieniu, podobne odczucia miała Orsana. Z jej umysłu aż przebijała irytacja, która – jak to u niej bywa – szybko znalazła ujście w jej ustach. U niej droga pomiędzy mózgiem, a ustami jest krótsza, niż bym chciała.

Jeden z fajniejszych fragmentów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicee
adwoKat Strzygi
Arcymag
adwoKat Strzygi <br>Arcymag



Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 3450
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:05, 15 Sie 2010    Temat postu:

*alicee widzi temat*
Łaa! Będzie analizka!
*ostrzy noże*

mroczna88 napisał:

Byłoby miło, gdybyście dały komentarze, ale nie zagryzły przy okazji xD

... Nie będzie analizki? Sad Niedobra ty, odbierać dziecku jedyną radość z życia...! *płakusia*

Cytat:
I czytając miejcie na uwadze, że nie dość, że miałam nieco melodramatyczny nastrój, to jeszcze perspektywa Lereeny będzie nieco mniej dowcipna, niż ta Wolhy.

Zabrzmiało groźnie. Musisz tak na wstępie mnie przestraszać? Razz

Cytat:
No, to zaczynamy. Nie gryźcie Smile

Uważaj, wkładam do buzi poduszkę, żeby to sobie uniemożliwić Wink


*przeczytała*


Nooo więęęc taaak.

Znaczy, uwaga, przygotuj się, będzie krytyka. A krytyka będzie, bo być musi - mogłabym napisać "super opowiadania Very Happy " i nie zaprzątać se głowy, mogłabym zignorować i czytać dalej SoKŚ - ale czuję się w obowiązku napisać o tym, co mnie gryzło i tak dalej. Nie żeby cię drażnić czy gnębić - bo sama pisuję i cenię sobie krytykę. Bardzo bardzo. Dlatego proszę nie na mnie nie złościć - obiecuję nie być złośliwa Smile

Widać, że się napracowałaś. Smile I odwaliłaś kawał porządnej roboty. Wszystko wygląda na wypracowane z góry do dołu i w poprzek. Dwa razy. Narracja Lereeny to świetne urozmaicenie, ja już Wolhą, szczerze mówiąc, z lekka podrzyguję Wink Momentami się nawet uśmiechałam (ale nie śmiałam, co na ogół ma u mnie miejsce przy czytaniu o Wolsze, czy to by Gromyko, czy to w fanfikach). Po prostu - całkiem quite przyzwoite opko, ogólnie rzecz biorąc.

Nie będę się rozwodzić, czy mi się to nrawitsja, czy mi się to nie nrawitsja. Są gusty i guściki, skoro dziewczyny chwalą, znaczy - czytelnik kontent. Skoro czytelnik kontent, wszystko gra, tak miało być. I za to wielki plus z uśmiechnietym MrGreenem na doczepkę: Mr. Green A ja po prostu "nie ten" czytelnik i już Wink Niemniej jednak - parę spraw nie daje mi spokoju.

Humor - nie powalał. Zbyt mało wyrafinowany był jak na mój gust. Ale właśnie, gust. Skoro inne panie doceniły, to pewnie jest co, więc się nie czepiam, z szacunkiem chylę czoła i oddalam się kłusem. Wink

Bodło mnie, coś ty porobiła z Rolarem. Orsana, z rozwalonym nosem, krwią i błotem zalana, a on nie dość, że się nie przejmie, że tu szpecą jego dziewczynę na twarzy, to jeszcze się naśmiewa. ...Uch? Coś tu nie gra.

Inne postaci też nieco ... hm, niezbyt kanonicznie wykreowane, ale niech tam, to nie jest łatwe, żeby tak wleźć w nieswoich bohaterów. Zmora fanfików, wiem Wink I rozgrzeszam.

Ale przede wszystkim - język.

Oj. Oj. Oj.

Najpierw skrzętnie wszystko wynotowywałam. Potem wymiękłam. Dziewczyno, toż miejscami powtórzenie na powtórzeniu powtórzeniem pogania, błędów gramatycznych i stylistycznych też sporo, a interpunkcja cicho rżnie się w kącie. No tak nie można.

(Znaczy, żebyś mnie źle nie zrozumiała - na ogół jest do bólu poprawnie. Ale co jakiś czas pojawia się byk, i to taki z gatunku tych "mocnych". Ale wiadomo, że każdemu zdarzają się potknięcia. Wink )

Już nie mówiąc o jakimkolwiek artyzmie słownym. O czymś miłym dla oka i ucha. Wszystko takie półdrętwe, jak szkolne wypracowanie! No dobra, ale to jest kwestia dość powszechna dla wszelakich opek amatorskich, w porównaniu z rozmaitymi blogaskami - i tak jest dobrze Smile Nawet bardzo dobrze. Więc zostawmy kwestię warsztatu.

Język bohaterów... nie zachwyca, delikatnie mówiąc. Zbyt mało zróżnicowany, zbyt prosty dla mnie, momentami wręcz toporny. Niektórym to może jeszcze mniej lub bardziej pasuje, ale Lereena... Po prostu dla mnie Lereena to taka wysoce elegancka suczyna, powinna się nieco bardziej wyszukanie wysławiać - ale oczywiście w moim wyobrażeniu, nie neguję twojej wizji Razz Co innego mnie gryzie, a nawet - obrazowo mówiąc - pożera.

Sposób, w jaki mówi Orsana.

Kossszmar. Istnieje naprawdę ogromna różnica między stylizacją na ukraiński czy rosyjski, a chłopską gwarą rodem z Wilkowyjów. Jakie "przeca"? Jakie "ot co"? Jakie "podpasować"?! Ja wiem, że w tym wypadku to wynika z twojej nieznajomości narzeczy naszych wschodnich przyjaciół, ale nie można było odpuścić Orsanie i pozwolić jej mówić "normalnie"? Toż ja się nad nią rzewnymi łzami zalewałam. Te wypowiedzenia, złożone z trzech wyrazów ( a każdy z wyrazów po trzy litery )... Na tym froncie poległaś. Bezapelacyjnie. To jakby... Jakby umieścić w książce Chińczyka, który wykrzykiwałby "Carramba!" Czujesz mój dyskomfort? Wink


No więc, podsumowując - w mój smak nie trafiło, nie przełknęłam, zakrztusiłam się. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest złe, w żadnym razie. Że dobre - prywatny gust mi nie pozwala, ale - powtórzę po raz trzeci - skoro dziewczynom się podoba, znaczy, że dobre Very Happy A ja czekam na następny twór, który może bardziej mi się spodoba Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez alicee dnia Nie 22:52, 15 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mroczna88
Bakałarz I stopnia



Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:06, 16 Sie 2010    Temat postu:

alicee napisał:
*alicee widzi temat*
Łaa! Będzie analizka!
*ostrzy noże*

mroczna88 napisał:

Byłoby miło, gdybyście dały komentarze, ale nie zagryzły przy okazji xD

... Nie będzie analizki? Sad Niedobra ty, odbierać dziecku jedyną radość z życia...! *płakusia*


Nie no, to tak, żeby mnie nie zabić xD Analizka mile widziana Smile
alicee napisał:
Bodło mnie, coś ty porobiła z Rolarem. Orsana, z rozwalonym nosem, krwią i błotem zalana, a on nie dość, że się nie przejmie, że tu szpecą jego dziewczynę na twarzy, to jeszcze się naśmiewa. ...Uch? Coś tu nie gra.


A mnie się wydaje, że jego "nie musicie o mnie walczyć" pasuje jak ulał do jego charakteru. Widział, że nie mordują się i to kompletnie nie w jego stylu podlecieć i: "Orsana, wszystko w porządku? Nosek cały? Osz ty, Lerka, jak mogłaś?!".

alicee napisał:
Inne postaci też nieco ... hm, niezbyt kanonicznie wykreowane, ale niech tam, to nie jest łatwe, żeby tak wleźć w nieswoich bohaterów. Zmora fanfików, wiem Wink I rozgrzeszam.

Ja mam tragiczny problem z Wolhą. Uwielbiam ją, ale nie wiem, jak ona powinna się zachowywać, gdy patrzy się na nią z innej perspektywy.

alicee napisał:
Ale przede wszystkim - język.

Wiem xD

alicee napisał:
Dziewczyno, toż miejscami powtórzenie na powtórzeniu powtórzeniem pogania, błędów gramatycznych i stylistycznych też sporo, a interpunkcja cicho rżnie się w kącie. No tak nie można.

Interpunkcja to zmora mojego życia i pewnie do śmierci jej nie opanuję. Błędy stylistyczne były celowo. Mam dośc... specyficzny sposób wysławiania się i przenosi się to na moje pisanie. Powtórzenia... Wiem. Ale nigdy nie umiem ich wyłapać :/

alicee napisał:
Język bohaterów... nie zachwyca, delikatnie mówiąc. Zbyt mało zróżnicowany, zbyt prosty dla mnie, momentami wręcz toporny. Niektórym to może jeszcze mniej lub bardziej pasuje, ale Lereena... Po prostu dla mnie Lereena to taka wysoce elegancka suczyna, powinna się nieco bardziej wyszukanie wysławiać - ale oczywiście w moim wyobrażeniu, nie neguję twojej wizji Razz


A ja wyszłam z założenia, że Lerka we własnej głowie może sobie pozwolić na bycie zwykłą dziewczyną, która nie myśli poetycko. Ja jestem prosta dziewucha, to i mój styl prosty.

alicee napisał:
Sposób, w jaki mówi Orsana.


Już pomijam dalszą część cytatu, bo to podsumowuje. Nie potrafię rozgryźć tego, jak ona mówi. Czasami stylizuje się na chłopkę, czasami mówi jak normalny człowiek. Ciężko mi ją było wyczuć i to może niektórych razić.

alicee napisał:
No więc, podsumowując - w mój smak nie trafiło, nie przełknęłam, zakrztusiłam się. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest złe, w żadnym razie. Że dobre - prywatny gust mi nie pozwala, ale - powtórzę po raz trzeci - skoro dziewczynom się podoba, znaczy, że dobre Very Happy A ja czekam na następny twór, który może bardziej mi się spodoba Wink


Nie każdemu musi pasować. Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził Smile Postaram się z następnym. Wiem już, że z językiem Orsany muszę uważać i z Lerką też. Rolara zostawię, jaki jest. Każdy widzi go inaczej Smile Nad Wolhą popracuję. I nad Lenem też. Styl pewnie prosty zostanie. Po mnie nie należy się spodziewać kwiecistych opisów i złożonych metafor xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicee
adwoKat Strzygi
Arcymag
adwoKat Strzygi <br>Arcymag



Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 3450
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:44, 18 Sie 2010    Temat postu:

Cytat:
alicee napisał:
Bodło mnie, coś ty porobiła z Rolarem. Orsana, z rozwalonym nosem, krwią i błotem zalana, a on nie dość, że się nie przejmie, że tu szpecą jego dziewczynę na twarzy, to jeszcze się naśmiewa. ...Uch? Coś tu nie gra.


A mnie się wydaje, że jego "nie musicie o mnie walczyć" pasuje jak ulał do jego charakteru. Widział, że nie mordują się i to kompletnie nie w jego stylu podlecieć i: "Orsana, wszystko w porządku? Nosek cały? Osz ty, Lerka, jak mogłaś?!".


Nnnie, chyba raczej nie... Ok, gdyby się tylko kłóciły - być może, ale kiedy leje się krew i następują niedające się cofnąć uszkodzenia ciała (złamany nos, brr... moją największą wfowa fobią jest, że dostanę piłką w twarz i będę wyglądać jak moja biedna przyjaciółka, której się to przytrafiło Sad ) - wtedy raczej by wkroczył. Bo to jednak sensowny chłopak jest, a nie piętnastoletni gówniarz Confused



Cytat:
alicee napisał:
Dziewczyno, toż miejscami powtórzenie na powtórzeniu powtórzeniem pogania, błędów gramatycznych i stylistycznych też sporo, a interpunkcja cicho rżnie się w kącie. No tak nie można.

Interpunkcja to zmora mojego życia i pewnie do śmierci jej nie opanuję. Błędy stylistyczne były celowo. Mam dośc... specyficzny sposób wysławiania się i przenosi się to na moje pisanie. Powtórzenia... Wiem. Ale nigdy nie umiem ich wyłapać :/

No, nie wiem, czy mówimy o tych samych błędach stylistycznych. Wyszukam ci ich trochę w wolnej chwili Wink Między innymi na przykład pomieszałaś czas przeszły z trybem przypuszczającym - i zrobiło się trochę alogicznie.

Cytat:
alicee napisał:
Język bohaterów... nie zachwyca, delikatnie mówiąc. Zbyt mało zróżnicowany, zbyt prosty dla mnie, momentami wręcz toporny. Niektórym to może jeszcze mniej lub bardziej pasuje, ale Lereena... Po prostu dla mnie Lereena to taka wysoce elegancka suczyna, powinna się nieco bardziej wyszukanie wysławiać - ale oczywiście w moim wyobrażeniu, nie neguję twojej wizji Razz


A ja wyszłam z założenia, że Lerka we własnej głowie może sobie pozwolić na bycie zwykłą dziewczyną, która nie myśli poetycko. Ja jestem prosta dziewucha, to i mój styl prosty.

We własnej osobie? A nie we własnej osobie - to kiedy? Nie poniała...? Smile No i nie chodziło mi o język poetycki, tylko wolny od koszmarnych kolokwializmów i taki... nieco elegantszy, po prostu Wink
Cytat:

alicee napisał:
Sposób, w jaki mówi Orsana.


Już pomijam dalszą część cytatu, bo to podsumowuje. Nie potrafię rozgryźć tego, jak ona mówi. Czasami stylizuje się na chłopkę, czasami mówi jak normalny człowiek. Ciężko mi ją było wyczuć i to może niektórych razić.


Powtórzę się: ona nie mówi jak chłopka. (Pomijając, że bohaterka czy to książki, czy fanfika, sama się na pewno nie stylizuje Razz ) Ona mówi po ukraińsku. Wystarczyłoby wziąć słownik czy translator i wyszukać parę słów do wplecenia, sprawdzić odmianę czasowników, ot, podstawy. Ty jej język odczytałaś jako chłopski - ale tak nie jest Rolling Eyes I z góry mówię, uważaj z podpatrywaniem za tłumaczenie fanowskie drugiej części Strażniczki. Nie czytałam, nie ręczę. Nie znaju, szo tam diwczyny nadielały. Możliwe, że i jakąś gwarę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katarzyna
Arcymag



Dołączył: 07 Kwi 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:29, 19 Sie 2010    Temat postu:

Pomijając stylistykę podobało mi się. Odważnie spojrzałaś na świat Gromyko oczami Lerki. Oprócz tego, że podpisuję się pod niektórymi komentarzami osób powyżej, to jeszcze od siebie: Wolha nie jest już adeptką-skończyła szkołę.
Cytat:
Wolha Redna, adeptka Starmińskiej Szkoły Magów, jest irytująco złośliwa i gadatliwa.

Jak możesz-zmień Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mroczna88
Bakałarz I stopnia



Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:32, 19 Sie 2010    Temat postu:

Dla mnie ruski i ukraiński to jedna bajka - poza angielskim nie znam języków obcych, więc mogłaby mówić nawet w kiswahili, a ja bym tyle samo zrozumiała (czyli nic).
Jak mówiłam - mój błąd i następnym razem Orsanka będzie mówiła normalnym językiem.
Co do kolokwializmów - po prostu taki mam styl, ale przy następnym ff z perspektywy Lerki spróbuję dodać nieco elegancji i pominąć niektóre słowa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Co w paprociach piszczy
/ Fanfiki
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin