Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[tłumaczenie] Rhiw - Jaki ojciec, taki syn

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Tfu!rczość niezależna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:37, 24 Gru 2011    Temat postu: [tłumaczenie] Rhiw - Jaki ojciec, taki syn

Dziś mi coś przypomniano i postanowiłam to wrzucić. Swego czasu znalazłam absolutnie genialny fanfick na FanFiction.net, w którym zakochałam się do tego stopnia, że po uzyskaniu zgody autorki postanowiłam go przetłumaczyć.
Wszelkie błędy gramatyczne idą na moje konto.

[to cudo ma na chwilę obecną 9 rozdziałów, z czego osiem przetłumaczyłam. Na razie wrzucam tylko pierwszy rozdział tutaj, a jak będzie jakieś zainteresowanie wrzucę pozostałe.]
***

UWAGA!
W czasie czytania tego tekstu poważnie odradza się jedzenie i picie, gdyż grozi zakrztuszeniem i/lub opluciem monitora XD Tłumaczka nie odpowiada za poniesione straty moralno-materialne Very Happy



Rhiw - Jaki ojciec, taki syn

za śliczną okładkę podziękowania jak zawsze należą sie Revayi
Za pierwszym razem, gdy Dante spotkał swojego syna, kurdupel ukradł mu pizzę. Za drugim razem ścigała go połowa policji Wschodniego Capulet. Za trzecim razem uratował dzieciakowi życie i dostał kopa w twarz. Tym razem, był zdeterminowany się przedstawić.[/img]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:40, 24 Gru 2011    Temat postu:

Sesja 1
Złodziej pizzy

Morrison był takim fiutem.
Zdawało się, że agent Dantego zadzwonił do każdej pizzeri w Capulet i kazał im nie sprzedawać mu żadnej pizzy dopóki nie będzie płacił gotówką, albo nie spłaci potężnych kredytów, które był winny. W rezultacie, Dante musiał iść z granicy Zachodniego Capulet, gdzie był jego sklep, całą drogę do Wschodniego Capulet, pieprzonych slumsów, żeby dostać cholerną pizzę. W deszczu.
Jak powiedział, taki fiut.
Jak niby miał cokolwiek spłacić gdy Trish i Lady regularnie co tydzień gwałciły jego portfel? To nie było fair, niech to cholera. Nawet ktoś tak niesamowity jak on, może mieć dość. Dante westchnął i jednym ruchem wsunął do ust cały kawałek, pośpiesznie idąc między sklepami nie chcąc żeby pudełko zmokło.
Totalna bzdura.
Dante zwolnił odrobinę gdy zbliżył się do ciemnych ust bocznej uliczki. Nie mógł nic zwęszyć w deszczu, ale wciąż jego instynkty powiedziały mu że coś tam było, może nie demon, ale coś i tak zmierzało w jego stronę. Po chwili, mała forma potykając się wybiegła zza rogu zanim rzuciła się na łowcę. Dante łatwo zszedł z drogi, łapiąc dzieciaka za tył kaptura sekundy zanim głąb rzucił się naprzód.
Dzieciak, wyglądało na to że ulicznik, wydał zduszony dźwięk gdy kaptur zacisnął się wokół jego szyi i wylądował prosto na tyłku. Ku zaskoczeniu Dantego chłopak przetoczył się natychmiast do przysiadu i spojrzał na niego jasnymi, wkurwionymi niebieskimi oczyma.
- Co, do diabła, facet? – warknął chłopak.
- Chcesz skończyć jako naleśnik, dzieciaku?
Rozległ się dźwięk stóp uderzających o asfalt i chłopak stężał.
- Cholera! – Ręce – jedna obandażowana, druga nie – sięgnęły w górę, żeby naciągnąć na oczy podniszczoną wełnianą czapkę, zanim rzucił mu oskarżycielskie spojrzenie i obrócił się by stawić czoła małemu stadu zbliżających się nastolatków.
Dante natychmiast rozpoznał kolory gangu. „76-tki” byli średnio zorganizowanym gangiem nastolatków, którzy głównie siedzieli w narkotykach. Byli dość gwałtowni w sposób, który Dante zwykł kojarzyć z głupimi, młodymi samcami ludzkiego gatunku. Lider grupy był, co niezbyt zaskakujące, najbardziej napakowanym nastolatkiem. Groźnym gestem wskazał chłopaka w kapturze rurą.
- Myślałeś, że jesteś szybki, co, gówniarzu?
- Szybszy niż twoja gruba dupa.
- Co ty, kurwa, właśnie powiedziałeś?
- Może gdybyś nie był takim samozadowolonym głąbem, nie musiałbyś za to płacić co noc. Nie możesz sobie pozwolić na jakość? Nawet nie chcę wiedzieć jak wygląda cipka klasy C.
- Ty mała suko!
Dante musiał to przyznać dzieciakowi. Chłopak rzucał zniewagami niemal szybciej niż jego usta mogły nadążyć i ciągle zdołał powstrzymać członków gangu przed pełnym okrążeniem go. Grupa próbowała stworzyć półkole wokół dzieciaka, całkiem zapominając o Dantem po lewej. Jak, mężczyzna nie miał pojęcia. Był całkiem wysoki. I ubrany w skórę. Czerwoną skórę. Niemniej jednak, lider grupy uznał że nie warto zwracać uwagi na łowcę. W pewnym sensie go to zirytowało.
Atmosfera wśród walczących zmieniła się nagle gdy wyciągnięto broń w reakcji na co bardziej kreatywne zniewagi chłopaka i z westchnieniem, Dante zdecydował, że sprawy stają się odrobinę zbyt poważne. W obronie łowcy, nie mógł wiedzieć, że puszka którą zdecydował się kopnąć w twarz Mięśniaka wciąż była na wpół pełna pomarańczowej cieczy. Puszka wytrysnęła gwałtownie wznosząc się w powietrzu, niemal po równo pokrywając grupę zanim trzasnęła w sam środek sportowej kurtki przywódcy. Grupa obróciła się do niego z szokiem. Machnął do nich przyjaźnie.
- Ostrożnie z tym gdzie kierujecie te pukawki, wiecie, broń jest niebezpieczna. – Szczerze mówiąc, Dante nie miał cholernego pojęcia o czym myślał Mięśniak, jeśli choć przyszło mu na myśl, że strzelanie do dziwnego, ciężko uzbrojonego mężczyzny jest dobrym pomysłem, ale jego działanie uruchomiło łańcuch reakcji równie głupich.
Z parsknięciem niedowierzania, Dante łatwo uniknął skierowanych na niego strzałów, wpychając zarówno chłopaka i swoją pizzę w boczna uliczkę, przed gruntownym skopaniem głupich, nastoletnich tyłków. Skończyło się to, jak było do przewidzenia, niemal natychmiast.
- Dzieciaki w tym mieście z dnia na dzień są coraz głupsze. Ja nigdy nie byłem takim głąbem – oznajmił łowca ponuro, wrzucając skonfiskowane pistolety do pobliskiej skrzynki na listy. – I teraz jestem całkiem przemoczony. Hej, dzieciaku, czy pizza jest sucha…
Dzieciak zniknął.
Jak i jego pizza.
Przez moment Dante po prostu patrzył w pustą uliczkę z niedowierzaniem zanim zdecydował, pieprzyć to, Bóg był dziś przeciwko niemu i miał dość grania w Jego chore gry. Wróci do sklepu i będzie pił aż zapomni jak bardzo do bani był ten dzień.
Morrison był takim fiutem.

***

Ulice Miasta Capulet z góry rozciągały się stąd jak mozaika świateł. Gdyby Nero nie wiedział lepiej, nazwałby je pięknymi. Ale żył na nich i wiedział jakie naprawdę brzydkie były. To miasto było okryte grzechem, być może jedna prawdziwa rzecz jaką przekazał mu Zakon. A Wschodnie Capulet było najgorszym co to miasto mogło zaoferować. Nero widział w slumsach tyle gówna, że mogłoby to zedrzeć farbę.
Ale pomimo tego półdiabeł to lubił. Jak długo Nero zdołał zatrzymać czapkę i zakrywać rękę, nikt nie zwracał na niego uwagi. Był tylko kolejnym bezimiennym ulicznym szczurem. Bar poniżej niego zaczynał się rozkręcać i dach wibrował pod nim przyjemnie. Był to stary bluesowy bar, chwiejny jak cholera i w najgorszym sąsiedztwie, ale Nero podobały się nuty.
Jego stopa tupała w wolnym rytmie, gdy rozległa się znajoma ballada. Każdej nocy grali te same piosenki, ale zdawało się, że nie krzywdziło to biznesu. Nero naprawdę lubił tę kobietę – nie miał pojęcia kim była, ale jej piosenki lubił najbardziej. Młody półdiabeł był rozciągnięty na plecach, nogi opierał o neonowy szyld baru, w jednej ręce trzymając butelkę piwa, a w drugiej kawałek skradzionej pizzy. Nasmołowany dach był ciągle mokry po wcześniejszym deszczu, ale biorąc pod uwagę że i tak był już przemoczony, bardzo mu to nie przeszkadzało.
Nero westchnął biorąc kolejnego gryza zimnej pizzy. Nie była to jego najlepsza urodzinowa kolacja, ale też nie miał za wiele opcji. Sprawy nie ułożyły się tak jak tego oczekiwał dziesięciolatek, gdy uciekł tu rok temu. Ale nie było tak źle jak mogło być. Szybko nauczył się ulic, a jego siła i zręczność dawały mu wyraźną przewagę nad wszelką konkurencją.
Pogoda było poważnie do bani w porównaniu z Fortuną. Dużo padało a nocami zaczynało być naprawdę zimno. Nero miał straszliwe podejrzenie, że zrobi się zimniej niż kiedykolwiek w domu.
Nie żeby to miało znaczenie. Nie żeby miał jakiś wybór w przybyciu tutaj. Nero uniósł do twarzy prawą rękę, marszcząc brwi gdy patrzył na brzydki, skórzasty punkt na niej. Niebieskie oczy zmrużyły się, gdy patrzył jak narośl rozrastała się po jego przedramieniu.
Rozprzestrzenia się tak szybko.
Gdy się to pojawiło, czerwony punkcik był zaledwie wielkości monety ale w ciągu tygodnia podwoił rozmiar. A teraz… teraz objęło całe przedramię, sięgając podobnymi do winorośli naroślami ku łokciu i nadgarstkowi. Nawet zaczynało odrastać tworząc rogowate krawędzie i sprawiając że jego przedramię wyglądało jakby miało raka czy coś. Większość była ciemnokasztanowa ale ostatnio dolne krawędzie zaczęły zmieniać kolor, czerwień bladła aż zdawała się purpurowa a miejscami niebieska.
To była wina tej cholernej rzeczy, że dla Nera wszystko się zmieniło.
Ciągle pamiętał dzień w którym się to pojawiło – ciężko było uwierzyć, że od tamtej strasznej chwili minął rok. To było gdy wciąż był w Fortunie, na pikniku z adoptowanymi bratem i siostrą. To miał być specjalny dzień. Świętowano fakt, że Nero rozwalił turniej Junior Knight's Saber III and Up, pomimo tego, że był dwa lata młodszy niż wszyscy inni. Jego siostra, Kyrie, zrobiła cały lunch, a jego starszy brat, Credo zdołał wziąć wolne od treningu w Zakonie.
Demony zaatakowały gdy mieli zacząć jeść ciasto. Credo wykonał świetną robotę wykończając Straszydła, szczególnie biorąc pod uwagę, że miał tylko szesnaście lat. Ale nie dało się cofnąć zniszczeń. Nero – takim był cholernym idiotą – nie mógł się oprzeć dołączeniu. Młodzik trenował z mieczami treningowymi przez ostatnie dwa lata i był naprawdę, naprawdę dobry. Ale końcowym rezultatem było to, że wyszedł na frajera. Mimo, że zdołał sam zabić jednego, chłopak został dźgnięty i Credo musiał ratować jego tyłek.
Nero się bardzo nie martwił. Zawsze goił się naprawdę szybko i następnego dnia rana zniknęła. Ale w jej miejsce pojawiła się narośl. Adopcyjna matka Nera, Ruth, zabrała go do lekarza i skoro obaj, jego ojciec i brat, byli w Zakonie, zaprowadzono go do dobrych lekarzy.
Reakcja na jego rękę była zdumiewająca. Wzięli chyba z siedem milionów próbek skóry i krwi i widział chyba z czterech różnych lekarzy i jednego szalonego faceta w okularach, który stał z tyłu i patrzył na niego przez cały czas. Nero uważał to za dziwne, ale też nigdy wcześniej nie był u lekarza, więc skąd miał wiedzieć, że nie było to normalne? Po całym tym zamieszaniu odesłali go do domu z jakimiś antybiotykami i kazali im wrócić następnego dnia.
Tej nocy przybrany ojciec obudził go z paniką. Ojciec Nera, Ezra, pracował w oddziale Badań i Rozwoju jako asystent laboratoryjny pod kimś naprawdę ważnym. Nie mówił wiele o tym co się tam działo, ale Nero nie podobało się jak to pachniało. Jego ojciec zawsze wracał do domu pachnąc jak brudna krew i odkażacze. Zanim Nero naprawdę zrozumiał co się dzieje, był ubrany i w dokach, z garścią pieniędzy zapakowanych w tenisówce. To była zła noc dla Nera. Wtedy pierwszy raz usłyszał słowa „pół-demon,” „Agnus” i „Rodowód.”
- Musze odejść?
Credo skinął, rozglądając się nerwowo. Stali ściśnięci w ciemnej bocznej uliczce, ich ojciec stał parę stóp dalej, negocjując z właścicielem promu z szybkimi, desperackimi ruchami.
- Ale nie chcę odchodzić! Ja…
Ręka Creda zakryła jego usta, gdy się rozejrzał, z każdym mięśniem napiętym gdy nasłuchiwał. Po chwili, brunet potrząsnął głową i przesunął rękę z ust Nera by przegarnąć jego włosy.
- Ja też tego nie chcę, Nero. Ale tutaj nie jest bezpiecznie – wyjaśnił miękko nastolatek. – Ojciec mówi, że chcą cię użyć w eksperymentach przez to czym jesteś.
Nero odwrócił wzrok, zaciskając pięści gdy strach i gniew wzrastały w nim po równi.
- To znaczy demonem.
- To znaczy moim młodszym braciszkiem.– Credo poprawił gwałtownie, ręka na głowie Nera opadła by zacisnąć się na jego ramieniu. – Nie ma mowy, żeby demon mógł być tak irytujący jak ty.
- Hej – Nero poskarżył się słabo, desperacko próbując nie płakać. Naprawdę zostanie odesłany.
- Nero, wszystko będzie w porządku – zapewnił nastolatek, brzmiąc pewniej niż wyglądał. Obiema rękami sięgnął by poprawić wełnianą czapkę zasłaniającą śnieżnobiałe włosy brata. – Jesteś bystry i szybki. Trzymaj głowę w ukryciu. Nie pozwól nikomu zobaczyć twojej ręki, dobrze?
- Taa… - Nie mógł zaprzeczyć łzom, ale cholernie się starał. – Gdzie powinienem iść?
- Prom zabierze cię do Port Black, gdy tam dotrzesz użyj pieniędzy i złap pociąg do Miasta Capulet. Rozumiesz?
- Miasto Capulet, w porządku. – Wepchnięto mu w dłoń kawałek papieru i Nero ze zdumieniem spojrzał na litery. – Ellie-Mae? Kto to? Przyjaciółka mamy i taty, czy coś?
- Nie. Jest ciotką twojej prawdziwej matki.
- Wiesz kim jest moja mat…
- Nero – Nero wystarczająco wiele razy słyszał ten ton w głosie brata by natychmiast się zamknąć. – Zajmie się tobą.

Taa, jasne. Ellie-Mae, czy raczej Lady Mae jak wolała być nazywana, okazała się burdelmamą w burdelu w slumsach zwanym Pink Lily. Tylko na niego spojrzała i wykopała go na bruk. Chociaż Cioteczka Mae nie była całkowitą suką – czasem dawała mu jedzenie i nawet pozwalała Nero nocować gdy mieli pusto. Co nie było częste. Kto by pomyślał że prostytucja była taką dojną krową?
Na razie chłopak zdawał się być bezpieczny. Nie widział nikogo z Zakonu szukającego go. Młodzik sięgnął za siebie na oślep i chwycił ostatni kawałek pizzy. Ugryzł go ze szczególną rozkoszą, myśląc o dziwnie pachnącym mężczyźnie od którego ją ukradł. Koleś wyglądał do niego bardzo podobnie. Białe włosy wcale nie były takie częste. Cóż, on do tej pory nie widział nikogo innego z takimi włosami. W pewnym sensie żałował, że nie został dłużej i nie dowiedział się o nim więcej, ale nie mógł ryzykować, że ktoś jeszcze z gangu się pokaże. Nero sam świetnie by sobie poradził, ale to było coś zobaczyć jak staruszek skopał dupy „76-kom.” I miał z tego pizzę.
Ha, kolacja i pokaz.
W oddali dzwon oznajmił nowy dzień. Dźwięki poniżej stały się głośniejsze gdy piosenka zmieniła się na inną jego ulubioną i młodzik uśmiechnął się szeroko, biorąc kolejny łyk ciepłego piwa.
To w końcu nie były takie złe urodziny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Veuś
Adept I roku



Dołączył: 01 Gru 2011
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam gdzie białe niedźwiedzie chodzą po ulicach...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:23, 24 Gru 2011    Temat postu:

Mi się podoba i ja chcę więcej Smile Jak na razie mnie nie rozbawiło, ale zainteresowało. Nawet jeżeli nie wiem, kto jest kim, bo nie gram w to, to postacie wydają się być ciekawe. Coś mnie urzekło w Dante Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:14, 24 Gru 2011    Temat postu:

Sesja 2
Mężczyzna w czerwieni

Patty nuciła do siebie radośnie wracając do sklepu, uważnie liżąc różowego loda. Było to dziwne, ale naprawdę nie lubiła nic truskawkowego zanim nie poznała Dantego, ale teraz zdawało się że nie miała dość tego smaku. Kupiła go za pieniądze Dantego – naprawdę miała nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko. Powiedział, że mogła wziąć wszystko co znajdzie w poduszkach kanapy. I cóż, biurko nie liczyło się jako kanapa, ale naprawdę ją ostatnio ignorował i to po prostu nie było fair!
Gdzieś na lewo od niej rozległy się krzyki i Patty miała zaledwie dość czasu żeby się obrócić i spojrzeć, gdy coś wpadło na nią boleśnie. Lód wypadł z jej rąk, gdy boleśnie wylądowała na tyłku. Patty była na nogach sekundy później, palcem wskazując oskarżycielsko na zdumionego chłopca.
- Hej! Patrz gdzie idziesz! Zmarnowałeś mojego loda! – Powiedziałaby więcej, ale prawdziwy żal w oczach chłopaka ją powstrzymał. Uniósł rękę by potrzeć nos i rzucił jej krzywy uśmiech.
- Przepraszam za to – Patty natychmiast wiedziała, że był dzieciakiem z ulicy. Znała ich dość w sierocińcu. Niebieska bluza z kapturem, którą nosił była pobrudzona w kilku miejscach, a jego dżinsy były przynajmniej o dwa rozmiary za duże. Nosił ciemnoszarą wełnianą czapkę, która się zsunęła i oczy Patty rozszerzyły się na widok białych kosmyków.
- Hej, wyglądasz dokładanie jak Dante!
Uśmiech, który jej rzucił był po prostu oszałamiający.
- Jak miło dla niego.
- Złodziej! – Pucołowaty, rozeźlony piekarz był w uliczce z której wybiegł chłopak, wskazując w jego kierunku groźnie wałkiem do ciasta. Ale klon Dantego zniknął. Patty zamrugała na widok pustej przestrzeni przed sobą. Nawet nic nie słyszała.
- Hej, mała dziewczynko! – Głowa Patty gwałtownie się uniosła i natychmiast uniosła również rękę by zasłonić południowe słońce. Dzieciak był najzwyczajniej w świecie rozciągnięty na krawędzi dachu, kompletnie ignorując krzyczącego mężczyznę. Definitywnie jak Dante.
- Nie jestem mała! I mam na imię Patty!
Chłopak się roześmiał.
- Racja, oczywiście że nie. W każdym razie, muszę lecieć. Przepraszam za loda!
- Czekaj! – krzyknęła, ale chłopak już zniknął. – Dziwne.
Nagle wałek do ciasta wskazywał na nią.
- Hej, ty! Znasz tego łobuza?
- Ech, nie. Przykro mi proszę pana! – Patty zwiała przed próbującymi ją schwytać rękoma mężczyzny i pobiegła w stronę sklepu. Co za dziwny chłopak.

***

Nero jęknął wspinając się po połamanych schodach przeciwpożarowych. Cholera, cholera, cholera! Doganiali go, słyszał łomot ich butów na betonie za sobą. Deszcz sprawiał, że się ślizgał i czynił materiał bandaży strasznie niewygodnym, ale Nero wiedział, że nie może zwolnić.
Tym razem naprawdę zawalił. Nero nie miał pojęcia kim był facet którego przed chwilą obrobił, ale musiał być ważny, skoro sprawił, że tyle glin ścigało go w taką pogodę.
Szczerze, młody półdiabeł myślał że koleś wyglądał jak zwyczajny bogacz, gdy go okradł. O tej porze dnia było ich pełno w Pink Lily. Lady Mae była w tym tygodniu straszną suką. Jego ciotka ani razu nie pozwoliła mu spać w burdelu, nawet przy tak ulewnych deszczach.
Wszystko czego chciał Nero to dość kasy, żeby zapłacić za suszenie w pralni na dole ulicy. Ale gdy zobaczył dobrze ubranego i odrobinę kobiecego mężczyznę, który milcząco palił czarne cygaro na zewnątrz frontowej bramy, nie mógł się oprzeć. Nie było w pobliżu ochroniarzy czy mężczyzn w uniformach jak w przypadku polityków i Nero nawet się nie zastanawiał za bardzo przed kradzieżą portfela mężczyźnie.
Półdiabeł ledwie dotarł do przyległego rogu nim sprawy zmieniły się ze złych w jeszcze gorsze.
- Chłopcze .– Głos był czysty i wyraźny, z zaskakującą łatwością tnąc przez hałas deszczu. Komenda w nim była tak silna, że zatrzymał się mimo zdrowego rozsądku; Nero obejrzał się przez ramię.
Mężczyzna odetchnął, długie pasma dymu zatańczyły wokół jego nosa nim zniknęły.
- Dam ci szansę, żebyś zwrócił mi portfel. Mocno sugeruję, żebyś skorzystał.
- Sorry, koleś, nie wiem o czym mówisz – odparł Nero niewinnie, unosząc rękę by nerwowo potrzeć nos. Mężczyzna przechylił głowę, patrząc na niego ze zdumieniem. Potem się uśmiechnął, w taki sposób, że wydawało się to tysiąc razy bardziej nienaturalne niż powinno.
To wtedy naszło Nera bardzo złe przeczucie. Cofając się, bardziej niż trochę zdenerwowany przez ten uśmiech, półdiabeł odwrócił się i uciekł.

Dotarł zaledwie za róg nim zaczęła się pojawiać policja. Była to najbardziej dziwaczna rzecz jaką Nero kiedykolwiek widział. Przez cały czas spędzony w Capulet, nigdy wcześniej nie widział tylu glin w slumsach. Teraz zdawało się niemal że wyłazili z pęknięć w chodniku.
Pół-demon przebiegł po dachu, ignorując krzyki za i pod nim, gdy szybko skakał ponad alejkami na następne budynki. Dzięki Bogu, ścisnęli budynki w tej sekcji w tak jak to zrobili, bo inaczej miałby poważne kłopoty. Wydał jęk frustracji; zaczynał się męczyć. Zdawało się, że przegnali już go przez pół miasta. Pewnie tak było.
To jest takie pochrzanione. Przysięgam…
Nero krzyknął nim ledwie uniknął niedźwiedziowatego gliniarza, który wypadł z sąsiedniej klatki schodowej. Mężczyzna sięgnął ku niemu, chwytając tył jego bluzy z kapturem i szarpiąc z wystarczającą siłą, żeby posłać go do tyłu. Nero upadł na ziemię i się przeturlał, tracąc ukochaną wełnianą czapkę przez poszarpany gont, zanim wstał szybko i zwiał. To wszystko wina Lady Mae. Następnym razem jak Nero spotka sukowatą ciotkę zerwie wszystko co fałszywe - czyli po prostu wszystko.

***

Był to całkiem nudny dzień w sklepie. Padało już od tygodnia i telefon ledwie się odzywał. To, że gdy już dzwonił, byli to ściągacze długów, nie poprawiło za bardzo humoru Dantego. Nawet Patty była nieobecna. Zakonnice kierujące sierocińcem nie wypuszczały dzieciaka. Lady wyjechała z miasta w interesach, Trish była Bóg wie gdzie, a Morrison eskortował kolejnego klienta do roboty.
Krótko mówiąc, Dante był poważnie znudzony i miał zero rozrywki.
Z pod gazety półdiabeł westchnął. Było nawet zbyt nudno żeby spać. To była całkowita, kurewska nuda. Dante poczuł zainteresowanie, gdy antyczny telefon wydał ostry dźwięk. Zsuwając gazetę z twarzy, łowca trzasnął obutą stopą w biurko i łatwo schwycił słuchawkę. Proszę, niech to będzie robota.
- Devil May Cry.
- Dante! – Wspomniany łowca się wzdrygnął, pozwalając słuchawce zsunąć się niżej na ramieniu, słysząc głos Patty. – Jestem znudzona!
- To jest nas dwoje. Czego chcesz? Jestem zajęty.
- Kłamca! – parsknęła Patty. – Nudzę się, a zakonnice nie chcą mnie nigdzie puścić. Przyjdź po mnie.
Dante przewrócił oczyma na komendę.
- Niby czemu miałbym to zrobić?
- Po prostu to zrób, Dante! – Klik. Łowca poczuł jak jego brwi uniosły się w zaskoczeniu. Czy ta smarkula się właśnie rozłączyła? Musi jej zabronić przebywać z Lady i Trish. Ze wzruszeniem ramion Dante wstał, zakładając trenczowy płaszcz. Równie dobrze mógł to zrobić; nie było nic innego do roboty. Poza tym, i tak musiał załatwić jakaś pizzę.
Mamrocząc pod nosem na temat napastliwych małych ludzi, Dante wyszedł na deszcz. Rzut okiem na niebo pokazał, że szanse na przejaśnienie były nikłe. Nie będąc w nastroju na wyeksponowanie swojego motocyklu albo samochodu [którego dach zaciął się około pięć lat temu] na pogodę, zaczął zmierzać ku najbliższej stacji metra. Dante zachichotał złośliwie, gdy wyobraził sobie twarz dziewięciolatki, gdy powie jej, że będzie musiała wrócić do jego sklepu na piechotę w deszczu.
- Stój! Powiedziałem: stój, niech to cholera! – Krzyk rozległ się gdzieś z góry, z oddali, ale zbliżając się. Teraz, gdy zwrócił uwagę, łowca mógł dosłyszeć zamieszanie gdzieś na prawo.
Policjanci. Sporo ich. Dante zmarszczył brwi, obracając się by spojrzeć w górę na raptownie zbliżające się dźwięki. Goniący kobietę?
- Idź do diabła! – Kolejny głos, wyższy i dużo młodszy, warknął w odpowiedzi. Nie kobieta. Pogoń się zbliżała i Dante skanował wzrokiem dachy, zastanawiając się co się dzieje. Przez chwilę rozważał wskoczenie na budynek, ale szybko porzucił tę myśl. Dante miał kiepski związek z glinami w Capulet. Lepiej się w to nie mieszać.
Dźwięk łomoczących stóp teraz był niemal tuż nad nim i gdy Dante patrzył, mała forma wykatapultowała się od neonowego znaku i przeleciała nad nim. Czas zdawał się zwolnić gdy leniwie patrzył jak chłopak przeszybował ponad nim. Obrócił się w powietrzu, niezręczny start sprawił, że poleciał nad ulicą głową w przód i Dante parsknął, słysząc długą linię przekleństw nad sobą. Błękit napotkał błękit, gdy ich spojrzenia się spotkały. Umysł Dantego natychmiast poznał zaskoczoną twarz jako smarkacza, który ukradł mu pizzę.
I wtedy zauważył białe włosy.
Były niewiarygodnie brudne, stercząc dziko we wszystkich kierunkach i przebarwione w kilku miejscach, ale nie można było zaprzeczyć kolorowi. Niemal w tandemie z tą realizacją, chłopak przeleciał dokładnie nad nim i Dante został potraktowany pełnym wdechem jego naturalnego zapachu. I wtedy czas wrócił do normalnego tempa i chłopak zniknął.
Sekundy później podobnie zrobili policjanci, kilka tuzinów więcej przebiegło ulicą na poziomie gruntu. Dante patrzył jak zniknęli, z umysłem ciągle próbującym ogarnąć co się, do diabła, właśnie stało.

***

Nero odetchnął z desperacją, ciało przyciskając płasko do boku walącego się gołębnika. Nie była to dobra kryjówka, ale Nero miał desperacką nadzieję, że wystarczy, żeby idioci go nie znaleźli. Zerknął przez siatkę i szybko kucnął, nieruchomiejąc całkowicie, gdy policjanci zbliżyli się do jego kryjówki. Poczuł jak oddech utknął mu w gardle a potem odetchnął głęboko gdy przebiegli koło gołębnika. Wyczerpany, pozwolił sobie opaść, aż siedział z obiema nogami przed sobą.
Nero jęknął, nerwowo przeciągając ręką po włosach. Na zewnątrz wciąż słyszał jak za nim krzyczą. Cholera, po prostu nie mogli się poddać. Gołębie wokół niego się gapiły, śmiejąc się, jak był pewny Nero i posłał najbliższemu wredny uśmiech.
- Czego się gapisz?
Gołąb nie odpowiedział, przechylając głowę na bok, dalej go obserwował. Nero westchnął i z przygnębieniem potarł twarz. Tym razem mógł naprawdę spieprzyć sprawę. Nigdy wcześniej policja nie szukała go tak długo. Kim, do diabła, był koleś, którego Nero obrobił?
Pod bandażami ręka Nera pulsowała. Potarł ją, marszcząc brwi gdy poczuł jak mięśnie drgnęły pod opuszkami jego palców. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. Naro przygryzł w zadumie wargę, próbując sobie przypomnieć czy czymś w nią uderzył nie zauważając. Nie, nie zaczęła boleć dopóki nie zobaczył znów tamtego faceta, tego w czerwieni. W chwili gdy poznał mężczyznę, jego ręka zaczęła promieniować dziwnym odczuciem. Pulsowała i drgała nawet teraz i podczas gdy odczucie nie było bolesne, było niepokojące.
Nie zachowywała się tak gdy ukradł facetowi pizzę, więc czemu teraz się to działo? Marszcząc brwi, Nero odsunął rękaw bluzy i zsunął sam szczyt bandaży, których użył na swojej ręce. Zsunął dość by zerknąć na drgające przedramię zanim zamarł.
Święte, latające gównomałpy, moja ręka świeci!
Było to bardzo słabe, ale ostry wzrok Nera łatwo wyłapał lekkie, niebieskie światło promieniujące od zniekształconego ciała. Co, do kurwy nędzy?
Z zewnątrz nadeszły głosy i młody półdiabeł zesztywniał, zaciskając dłoń wokół świecącego ciała i wślizgując się w najciemniejszą część chatki.
- Tak właściwie, to co zrobił ten dzieciak
- Okradł komisarza.
W budzie, Nero zakrztusił się własną śliną. Tajemnicą poliszynela było że komisarz należał do hardcore’owej mafii. Anthony Rockwell był najmłodszym synem raczej wielkiej kryminalnej rodziny i kupił sobie tę pozycję około dwóch lat przed przybyciem Nero do miasta. Miasto Capulet było właściwie prowadzone przez różne rodziny, ale wszystkie składały raporty Rockwellom. A Nero właśnie ich okradł.
- …cholera.
- Taa, biedny dzieciak.
- Wiem, stary. Wydaje się, że przepadł.
- Dobra, idź powiedz kapitanowi.
Dosłyszeć można było parsknięcie.
- Jak cholera, ty tutaj jesteś starszy stopniem. Jeśli ktoś tu ma dostać opierdol, to ty.
- Pech. Mniejsza z tym.
- Sprawdźmy tylko gołębnik – Nero zaklął, pośpiesznie szukając innej drogi wyjścia z chatki. – Jestem kompletnie przemoczony.
Ledwie wyczołgał się przez pęknięcie w ścianie, boleśnie zadrapując sobie front i tył, żeby to zrobić. Starając się robić najmniej hałasu jak to możliwe, Nero ześliznął się bokiem budynku, nawigując w dół po rynnie, pustym sznurkiem na ubrania i parapetach zanim wpadł do śmietnika.
Smród sprawił, że chciał wymiotować i Nero był całkiem pewny, że było tam coś żyjącego, ale zanurkował, zamykając za sobą klapę. Przysiadł milcząco, oczy łatwo przyzwyczajały się do mroku, gdy nasłuchiwał pościgu. Po minutach niczego oprócz dźwięku jego przyśpieszonego oddechu i deszczu łomoczącego o plastikową klapę, Nero się odprężył. Rozkładając się na śmieciach, wyciągnął skradziony portfel. Był drogi, zrobiony z miękkiej, zdobionej skóry z inicjałami „AR” na jednej stronie i znakiem departamentu policji Capulet po drugiej. Otwarcie go ukazało mały, schludny stos banknotów studolarowych, wizytówek i kilka złożonych kartek z notatnika.
Och cholera, co ja, kurwa, zrobiłem?
Odrętwiale, Nero odłożył portfel na kolano i przejrzał banknoty zanim powoli włożył je z powrotem do portfela i zamknął go. W portfelu jest pięć tysiaków, pomyślał z odrętwieniem, właśnie ukradłem pięć tysiaków komisarzowi policji, który ma za plecami mafię.
Jęcząc, półdiabeł oparł głowę o bok śmietnika. Był już martwy.

***

- …więc powiedziałam: o czym mówisz? Ten jest o tyyyle lepszy. Ale wtedy Lisa powiedziała nie, że bardziej podobał jej się brązowy. Możesz w to uwierzyć? Kto by chciał brązowe jeśli może nosić śliczne różowe? – Parsknięcie niedowierzania. – Szalone, prawda? Więc, pokłóciłyśmy się i pociągnęłam ją za włosy i zakonnice…
Dante odciął się od paplającej Patty, siedząc na swoim miejscu za biurkiem. Półdiabeł patrzył na powoli obracający się wentylator nad sobą, mrużąc w zamyśleniu oczy, gdy balansował piwo na kolanie.
Ten dzieciak…
Niemal nie myślał o niczym innym odkąd wpadli na siebie drugi raz. Dante tak naprawdę nie poświęcił chłopakowi wiele myśli po ich pierwszym spotkaniu, ale teraz… teraz nie mógł przestać o nim myśleć. Robota była raczej rzadką rzeczą przez deszcz, a te parę które miał nie trwały dość długo by być satysfakcjonującymi. Nie żeby mógł zatrzymać pieniądze. Dante przysiągłby, że Lady miała jego telefon na podsłuchu.
Blada skóra, niebieskie oczy i białe włosy. Półdiabeł nigdy nie widział tego szczególnego kolorytu poza swoją rodziną. I ten zapach! Był słaby przez deszcz i samo natężenie brudu pokrywającego chłopaka, ale wciąż dość wyczuwalny żeby Dante to wyłapał. Dzieciak pachniał jak on, definitywnie półdiabeł.
I chyba że Dante mylił się całkowicie, a szczerze w to wątpił, biorąc pod uwagę, że nie wpadł na żadnego nie spokrewnionego z nim przez swoje trzydzieści lat, to znaczyło, że byli krewnymi. Więc, dzieciak był albo jego dawno zagubionym bratem (nie sądził nawet żeby mechanika tego była możliwa), bratankiem (.. chociaż jakoś ciężko sobie wyobrazić Vergila biorącego się za człowieka, ale może?) albo jego synem. Co nie było nawet możliwe bo Dante nie robił dzieci.
W ogóle.
- ..glądał jak ty! Powinieneś był to zobaczyć!
Dante wyprostował się na siedzeniu na wydający się zwykłym komentarz Patty.
- Patty, co przed chwilą powiedziałaś?
Dziewięcioletnia blondynka przerwała i rzuciła mu złe spojrzenie.
- Znów mnie nie słuchałeś, prawda?
- Pewnie, że słuchałem. Co masz na myśli mówiąc o dzieciaku wyglądającym jak ja? – Nie ma mowy, do diabła. Jakie są szanse, żeby się spotkali?
- Jak powiedziałam. – Kolejne złe spojrzenie. – Spotkałam chłopaka, który wyglądał dokładnie tak jak ty, Dante! Nigdy mnie nie słuchasz, mówiłam ci o tym gdy się zdarzyło kilka tygodni temu. Gonił go gruby piekarz z wałkiem do ciasta. – Powiedziała radośnie Patty, zanurzając mopa w pieniącym się wiadrze. – Myślę, że ukradł chleb albo coś. Jest ulicznikiem.
- I wyglądał jak ja?
- Tak! I to bardzo. Takie same włosy, oczy i wszystko.
..Cóż, kto by powiedział. Naprawdę mały jest ten świat. Potrząsając głową, Dante wziął kolejny łyk piwa.
Blond sierota przerwała mycie podłogi na chwilę i obrzuciła go krytycznym spojrzeniem.
- Hej, Dante? Nie jest twoim dzieciakiem czy coś, prawda?
Łowca się zakrztusił, unosząc rękę by otrzeć piwo z podbródka i patrząc na dziewczynkę z niedowierzaniem.
- Czemu to powiedziałaś?
Patty przewróciła oczyma.
- Masz na myśli, tak poza tym, że wygląda i mówi jak ty? Wskoczył na szczyt budynku z ulicy. Nie znam wielu ludzi, którzy mogą to zrobić.
- Nie jest mój – oświadczył pewnie Dante, biorąc kolejny łyk piwa, gdy Patty wzruszyła ramionami i wróciła do swojego zajęcia. Nie ma mowy, żeby miał syna. Gdybym kogoś wpędził w ciążę, powiedzieliby mi.

Prawda?

Cholera, wiedziałby gdyby wpędził kogoś w ciążę? Co jeśli…. Nie. Nie. Oczywiście, że by wiedział. Laska zaraz męczyłaby go o wsparcie dzieciaka. Pewnie chciałaby nawet więcej, wiedząc jakie potwory powstawały z rodowodu półdiabła. Prawda. Tak. Wiedziałby.
Dante odchylił się na krześle.
Nie ma mowy, żeby był mój.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:20, 24 Gru 2011    Temat postu:

Sesja 3
Długi Upadek

Nero pośpiesznie jadł skradziony słodki placek, mając na oku ulicę wokół siebie, gdy przemykał między cieniami, próbując dostać się do swojej kryjówki najszybciej jak to możliwe. Gliniarze byli wszędzie. Wszę-kurwa-dzie. Za bardzo się bał żeby wydać ukradzione pieniądze, więc młodzik skończył kradnąc śniadanie/lunch ze stolika, z mającymi dzień pieczywem w piekarni.
Placek był twardy a galaretka w środku za gęsta, ale chłopak o to nie dbał. Był głodny. Naprawdę, naprawdę głodny, inaczej nie ośmieliłby się wyściubić nosa z kryjówki nad bluesowym barem. Nero ciągle sobie powtarzał, że jest paranoiczny, że nie ma mowy, żeby gliniarze go szukali. Ale minęły dwa dni a nadal wszędzie byli gliniarze.
Nero nie był jedynym wystraszonym przez nagłą obecność policji. Całe slumsy były nerwowe. Wszystko było bardziej gwałtowne przez stres i uliczne dzieciaki takie jak on były bardziej zagrożone niż zwykle.
Nie ośmielił się zbliżyć do Pink Lily, a to znaczyło, że niewielka [ale wciąż] jałmużna jaką dostawał od Cioteczki Mae przepadła. Nero potrzebował jedzenia. Dużo. Jak długo pamiętał, młodzik zawsze jadł więcej niż jego adopcyjne rodzeństwo. Przed przybyciem do Capulet nie był to duży problem. Czasami jego rodzina go karciła, szczególnie Credo (Zjesz też obrus?) i ojciec, Ezra (Nero, na miłość Zbawcy, przeżuwaj.), ale zawsze trzymali dość jedzenia pod ręką.
Teraz białowłose dziecko było zawsze głodne. Zdawało się jakby spędzał większość dni starając się dorwać dość jedzenia. I teraz, gdy nie mógł się poruszać swobodne przez obecność policji, jego czyszczenie sklepów zmniejszyło się o połowę. Nero czuł się nagi bez czapki. Trzymał na głowie kaptur, mocno zaciśnięty, ale czuł, że jego białe włosy były wielkim znakiem wręcz proszącym, żeby go znaleziono.
Placek znikł a Nero ciągle był wygłodniały. Szybkie spojrzenie poprzez ulicę ukazało niestrzeżone stoisko z owocami. Zawahał się, zanim przeszedł przez ulicę. To był głupi pomysł. Naprawdę, naprawdę głupi pomysł. Ostry wzrok ujawnił właściciela stojącego kilka stóp obok przy stoisku z gazetami. Zapach jabłek był przejmujący i Nero zaczął ostrożnie się zbliżać. Dotarł do stoiska, miał zielone jabłko w dłoni i obrócił się do odejścia gdy zmaterializowała się obok niego mieszanina blond i zieleni.
- Hej! – Głowa Nera błyskawicznie obróciła się w bok, jego oczy się rozszerzyły na widok blond dziewczynki obok niego. – Pamiętasz mnie?
To była dziewczynka od loda z wcześniej. Jak miała, do diabła, na imię? Uśmiechała się do niego szeroko, pokryta od stóp do głów w pastelach i nosząca duży kapelusz. Przez chwilę na nią patrzył, zszokowany że dziewczyna była dość głupia, żeby chodzić tak ubrana. Praktycznie prosiła się o obrobienie. Nero nadal na nią patrzył, niezręcznie przestępując z nogi na nogę z jabłkiem pod jej jasnym spojrzeniem.
- Uch, cześć.
- Hej, to ładne jabłko. Mogę też mieć jedno? – Mrugnęła do niego. – W końcu zrujnowałeś mojego loda.
Jej głos był zbyt głośny i Nero wepchnął jabłko desperacko do kieszeni, ale było za późno. Słowa szybko zwróciły uwagę właściciela. Ogromny mężczyzna zaczął biec w ich kierunku, krzycząc wniebogłosy. Ręce Nera wystrzeliły, gniewnie odpychając dziewczynkę.
- Nieźle, pleciugo.
Blondynka patrzyła na niego rozszerzonymi oczyma.
- Ja.. ja.. przepraszam…
Ale Nero już znikł, z pełną prędkością biegnąc w dół ulicy. Dźwięk policyjnego gwizdka odbił się echem niemal natychmiast z głośnym krzykiem właściciela owoców: „Złodziej!” i młodzik wydał krzyk frustracji, gdy po raz kolejny goniła go duża grupa gliniarzy.
Jego jedyną nadzieją było zgubienie ich na dachach i z tą myślą chłopak skoczył, wskakując na markizę sklepu zanim użył jej jako odskoczni by dostać się na dach. Nero zaklął słysząc wymowny dźwięk metalu zderzającego się z metalem, gdy zejście przeciwpożarowe po jego lewej zostało ściągnięte w dół.
Mała blondynka właśnie trafiła na jego listę, tuż pod Cioteczka Mae.

***

- Białowłosy dzieciak? Cholera, nagle wszyscy chcą coś wiedzieć o tym szczeniaku. – Poskręcana ręka sięgnęła by podrapać poszarpaną kozią bródkę.
Dante walczył z potrzebą by parsknąć na staruszka przed nim. Nie wyglądał na wiele, stary (i obrzydliwie wyglądający) mężczyzna siedzący na składanym krześle na swoim posterunku, ale Dante wiedział z doświadczenia, że jeśli ktoś ma wiedzieć o tym co się dzieje, byli to właśnie tacy starcy.
- Tak, jak powiedziałem wcześniej. Tego wzrostu, białe włosy, obandażowana ręka. Coś ci dzwoni, prawda?
- Mhmm. Widzę go od czasu do czasu. Uliczny szczeniak, nic więcej.
Łowca poczuł tik pod okiem.
- Jasne. Wiesz, gdzie zostaje?
- Nie słyszałeś co powiedziałem? To uliczny szczeniak. Nie ma domu .– Starzec mlasnął językiem. – Widzę go czasami w tym diabelskim domu.
Cóż, co za ironia.
- A który to dom?
- Wiesz, burdel. Pink Lily tam na State. – Burdel? Co, u diabła, taki młody dzieciak robił w burdelu? Cholera, to by było jedno piekielne miejsce do życia. Starzec rzucił mu krytyczne spojrzenie.
- Lepiej powinieneś dbać o swoich, wiesz?
- Nie jest mój – warknął Dante, obracając się na pięcie zmierzając za róg, ku State. Okej, więc tak, dzieciak był jakoś z nim spokrewniony, ale półdiabeł odmawiał zabawiania myśli, że był jego. Nie ma mowy, szczególnie w Capulet, że matka nie zażądałaby wsparcia. Szczeniak musiał być jego idiotycznego brata. I jeśli tak było, dobrą rzeczą było, że Dante wykończył swojego bliźniaka, skoro Bóg wie w jakiego małego potwora Vergil zmieniłby dzieciaka.
- Dante!
Głowa półdiabła błyskawicznie obróciła się w bok, napotykając w pół drogi rozhisteryzowaną Patty, gdy przebiegła ku niemu ulicą. Złapał szlochającą dziewczynkę za ramiona, szybkim spojrzeniem obrzucając jej pomięte ubranie, wzburzone włosy i desperacki strach na twarzy sieroty.
Niech to cholera, mówiłem jej żeby nie kręciła się tu w takich ubraniach. Dante wiedział, że to była tylko kwestia czasu. Odkąd Patty wydawała wszystkie pieniądze na ubrania i zabawki, Dante wiedział, że w końcu ktoś pomyśli, że była czymś więcej niż tylko jedną z sierot.
- Kto cię obrobił? – mruknął łowca, ledwie powstrzymując się od zaciśnięcia rąk na jej ramionach w swojej furii. Zabiję skurwiela.
- N-nie! – wyszlochała Patty, przywierając do przodu jego płaszcza. – Nie, nie o to chodzi! Zrobiłam coś złego!
Dante zamrugał w zaskoczeniu, furię zastąpiła irytacja.
- Co?
- Ten chłopak z wcześniej. J-ja… - Kolejna runda szlochów. – Wpakowałam go w takie kłopoty! Dante, musisz mu pomóc. Te cholerne świnie! – Dante zamrugał na to. Czasem łatwo było zapomnieć ,że Patty urodziła się i wychowywała w sierocińcu w sercu slumsów. – Gonią go i… i wyglądali na takich wrednych! Skrzywdzą go, Dante, proszę!
- W porządku, w porządku. Zakręć kran. – Odciągnął dziewczynkę od swojego pasa. – Gdzie… Nieważne. Słyszę ich. – I tak było. Znów na dachach. – Idź na mnie zaczekać w sklepie.
Patty spojrzała na niego z nadzieją.
- Pójdziesz?
- Taa, teraz idź. Cholera – Dante z łatwością skoczył z ulicy na szczyt budynku, wahając się tylko chwilę, nim ruszył ku południowemu końcu Wschodniego Capulet.

***

Nero przebiegł obok zdumionej kobiety i jej psa, w biegu przeskakując nad stosem pudeł, zanim chwycił nisko wiszący znak i przeskoczył na niski dach. Upadł na wyłożony płytkami dach i natychmiast zaczął się ześlizgiwać, ale ulicznik poprawił się instynktownie i już zbiegał z krawędzi nim dosłyszał wymowny łomot pościgu.
Pogoń trwała już lepszą część godziny i Nero był zmuszony przemieszczać się miedzy ulicami a dachami w nadziei na zdobycie przewagi. Zawsze był naturalnym atletą i stał się raczej przyzwyczajony do swobodnego biegu w czasie roku życia na ulicach. Wykorzystując to, Nero zdołał zgubić większość gliniarzy.
Poza tymi skurwielami za nim.
Byli ubrani jak gliniarze, ale Nero sprzedałby swoje lewe jajo, jeśli te dupki należały do zwykłych gliniarzy Capulet. Na pewno nie poruszali się jak żadni gliniarze jakich kiedykolwiek widział. Było ich około pięciu i, cholera, byli szybcy. Przeskoczył na następny dach i wystrzelił dziko pod lewym kątem, łapiąc krawędź gałęzi drzewa i używając jej żeby dostać się na następny dach. Chłopak się przeturlał i natychmiast spadł na ziemię, ruszając alejkami.
Nero odkrył, że nie może zmierzać prostą linią zbyt długo albo podążający za nim skurwiele zaczynali go szybko doganiać. Więc, mimo że było to poważnie męczące, próbował omijać proste drogi, jak tylko się dało. Zaklął, gdy uderzył prawą ręką o bok ceglanej ściany, zanim użył wygodnie położonego zejścia przeciwpożarowego żeby dostać się na dach.
To była kolejna dziwna rzecz. Cały czas gdy Nero uciekał jego ręka, kurwa, bolała – i pulsowała – i nie mógł dojść dlaczego. Rozlegał się za nim krzyk i Nero natychmiast zrozumiał swój błąd. Młodzik jakoś zwolnił i byli niemal na nim. Co jeszcze gorsze, Nero dotarł do otwartego rejonu, gdzie kilka kanałów się łączyło i tworzyło jedną gigantyczną, mazistą rzekę. To coś było naprawdę epicko wielkie a jemu naprawdę kończyła się powierzchnia dachowa po obu stronach, na którą mógłby uciec. A cofnięcie się na pewno nie było opcją.
Ręka chwyciła go za łokieć i szarpnęła mocno, natychmiast wytrącając go z równowagi. Nero wyrzucił cios, łapiąc trzymającego go oficera mocno w miękką stronę karku i mężczyzna zawył nim go puścił. Nero uśmiechnął się zwycięsko, robiąc krok do tyłu, żeby mieć dość miejsca na obrót i ucieczkę, gdy jego stopa napotkała powietrze.
Białowłosy chłopiec miał pół sekundy czystego „och, cholera,” a potem zaczął spadać.

***

Dante dotarł na miejsce walki na czas by zobaczyć jak dzieciak leci ku brązowo - zielonej mazi w kanale między Wschodnim a Południowym Capulet. Wysokość upadku łatwo pozbawiłaby przytomności człowieka i biorąc pod uwagę jaki mały był dzieciak, łowca nie był pewny co się stanie. Więc z poczuciem zrezygnowanej akceptacji, rzucił się za nim. Naprawdę do tego, kurwa, nie wyglądam.
Woda była gęstsza niż powinna i była zdecydowanie mazista. W chwili gdy do niej wpadł, Dante poczuł się jakby wykąpał się w oleju. Brutalnie paliła w oczy, ale łowca trzymał je otwarte, przeszukując błotnistą ciemność za dzieciakiem. Kanał był najbardziej zanieczyszczoną częścią miasta i było to dziwnym odczuciem, czuć jak jego zdolność do gojenia zaskoczyła by chronić jedność jego oczu, nosa i uszu tylko by chwilę później znów paliły.
Zauważył błysk ruchu na prawo i zobaczył odziane w niebieski, miotające się ramię. Desperackie ruchy nie były trudne do zinterpretowania. Nie wierzę w to, kurwa, dzieciak nie umie pływać! Kto do licha nie umie wpływać w tym wieku? Półdiabeł kilkoma ruchami sięgnął chłopaka, otaczając ramieniem szarpiącego się dzieciaka zanim kilkoma mocnymi kopniakami wypchnął ich obu na powierzchnię.
Wynurzyli się z trudem chwytając oddech – nos Dantego ciągle płonął od smrodu wody i sądząc po gwałtownym krztuszeniu się dzieciaka, wcale nie czuł się lepiej. Odkładając na bok zdolność do leczenia, dłuższe zostawanie w wodzie dłużej niż to konieczne nie było dobrym pomysłem i łowca szybko zaciągnął ich obu na betonowy występ na brzegu kanału. Szybkie spojrzenie po okolicznych dachach ukazało że bandziory goniące ulicznika zniknęły.
Zapewniony, że niebezpieczeństwo zniknęło, Dante upadł do tyłu, jego głowa uderzyła niegroźnie o beton. Przez chwilę obaj po prostu tam leżeli, oddychając ciężko przez smród i skażenie. Oddech dzieciaka nie brzmiał za dobrze. Chłopiec zwinął się przy boku łowcy, jego mała postura drżała gwałtowne przy każdym wdechu, twarz przyciskał do boku torsu Dantego. Łowca uniósł się na łokciach, ze zmartwieniem marszcząc brwi, gdy chłopak zakaszlał gwałtownie we wnętrze dłoni.
- Hej, dzieciaku, wszystko w porządku?
Chłopiec zesztywniał i Dante był rozbawiony, tym że znów został zapomniany. Przemądrzała porada na temat zwracania uwagi na otoczenie na wpół utworzyła się na jego ustach, gdy chłopak obrócił się, żeby na niego spojrzeć. Wyraz szoku zmiękczył rysy szczeniaka i sprawił, że jego chabrowo niebieskie oczy wydawały się dwa razy większe, i na krótką chwilę wszelkie spójne myśli uleciały z głowy łowcy.
Jasna cholera, jest taki podobny do…
Chłopak ruszył się by zwiać, ale Dante był szybszy, silną ręką chwytając przedramię dzieciaka nim mógł uciec. Poczuł puls czystej, nieokiełznanej demonicznej energii pod swoim uściskiem, który postawił go na nogi. Chłopak obrzucał go przekleństwami, szarpiąc się z łowcą w taki sam sposób w jaki dzikie zwierzęta walczyły z pułapką. Ale Dante naprawdę nie zwracał na to uwagi; był zbyt zajęty słabym blaskiem dochodzącym spod zeskorupiałych bandaży.
- Co to, u diabła, jest?
- Nie dotykaj tego! To jest złe! – krzyknął chłopiec, niemal rozhisteryzowanym głosem, który sprawił, że półdiabeł się wzdrygnął.
Dante parsknął.
- Dzieciaku, proszę, jesteś półdiabłem, na litość boską.
Chłopak zamarł, patrząc na niego przerażonymi oczyma, zanim wyszarpnął rękę z zaskakującą siłą. Działanie pozostawiło resztę bandaży w ręce łowcy i Dante został potraktowany pełnym widokiem świecących niebieskich i czerwonych łusek pokrywających większość ręki chłopaka.
- Cóż, popatrzcie na to. – Wyciągnął rękę i znów chwycił ramię dzieciaka, jego oczy się rozszerzyły gdy poblask pojaśniał. Chłopak teraz wykrzykiwał na niego obelgi, jego normalna ręka drapała rękę Dantego. – Możesz się uspokoić? Powinieneś czcić ziemię po której stąpam za uratowanie ci tyłka.
- Pieprz się, staruszku! – wykrztusił młodszy półdiabeł. – Radziłem sobie świetnie.
- Taa, świetnie sobie radziłeś tonąc – parsknął Dante.
Dzieciak warknął, używając jego uścisku by podskoczyć i kopnąć go w twarz. Głowa Dantego gwałtownie obróciła się w bok – siła wystarczyłaby żeby ubezwłasnowolnić, jeśli nie zabić, człowieka i wtedy niewdzięczny, pieprzony szczeniak wykorzystał okazję żeby uciec. Zanim Dante nastawił zwichnięcie w karku, chłopak był niczym więcej niż zamazaną plamą na linii dachów.
- Kurwa, niewiarygodne – wymamrotał, unosząc rękę by potrzeć kark zanim zmarszczył nos czując smród własnych ubrań. Ale wciąż, ta ręka była czymś.
Ta twarz… Dante westchnął, przesuwając ręką po przemoczonych, lepkich włosach. Co, do kurwy nędzy, po prostu… Cholera.
Teraz nie można było temu zaprzeczyć. Chłopak musiał być Vergila. Bratanek. Cholera, nie chciał się użerać z piekielnym szczeniakiem swojego brata. A jeśli nie jest Vergila? Co wtedy, kurwa, zrobisz, cwaniaku?
Cholera. Dante naprawdę musiał dojść do tego kim był ten dzieciak; doprowadzało go to do szaleństwa. To oznaczało wizytę w Pink Lily. … po zmianie ubrań i długim prysznicu.

***

Minęły dwie godziny nim Nero znów poczuł się dość bezpiecznie żeby zrelaksować się w małym forcie jaki sobie zrobił ze zużytych skrzyń. Młodzik wydał długie westchnienie, unosząc odkrytą rękę by na nią spojrzeć. Nigdy nie pozwolił nikomu tego zobaczyć odkąd się takie stało, i pozwolić by ten facet je zobaczył, Nero był na siebie wściekły.
Powinien być zręczniejszy, szybszy. I jak mógł pozwolić żeby tak łatwo go zapędzili w róg? I w pobliże wody? Ale mężczyzna w czerwieni mnie uratował.
Myśl o mężczyźnie w czerwieni sprawiła, że jego serce zaczęło łomotać. Nero wiedział teraz, że jego ręka zachowywała się dziwnie gdy tamten był w pobliżu. Coś w nim sprawiało, że ręka pulsowała, świeciła i bolała. Tak było tylko w pobliżu tamtego mężczyzny.
I było też to inne, dużo bardziej przerażające odczucie. Gdy Nero został wyciągnięty z kanału, czuł się bezpieczny. Uczucie było przejmujące i w tamtej chwili chłopiec wiedział, każdym calem swojego ciała, że ten mężczyzna go nie skrzywdzi. I gdy jego płuca i oczy paliły, a plecy bolały w miejscu w którym zderzyły się z wodą, jedyną rzeczą o jakiej mógł myśleć Nero było to, że mężczyzna w czerwieni był bezpieczny. Zajęło Nero zbyt długo – dopóki tamten się nie odezwał – zrozumienie przy czyim boku zwinął się jak kocię.
Co było niemożliwe, ponieważ Nero nigdy nie zapomniał co się działo wokół niego. Nigdy. Tak właśnie głupi ulicznicy umierali. Uczucie go przeraziło, bo nie miało sensu. I nie było nic, absolutnie pieprzone nic, co wskazywałoby, że mężczyzna w czerwieni był bezpieczny. Był duży, miał dużo pistoletów, pachniał cholernie dziwnie i był za bardzo zainteresowany jego ręką. Mężczyzna w czerwieni definitywnie nie był bezpieczny.
Więc czemu, do diabła, Nero żałował odejścia?

***

Pink Lily był właściwie jednym z bardziej klasowych burdeli jakie widział Dante. Był to szary kamienny budynek, choć boki były poznaczone brudem tak częstym w slumsach, ze spiczastym dachem i wielkim pobrudzonym oknem nad wejściem, które przestawiało nazwę. Wnętrze było dość czyste, z przemieszczającymi się w środku co gorętszymi dziewczynami i chłopcami.
Nie odwiedzał często takich miejsc; była to też dla niego za wysoka klasa. Dość łatwo było spotkać się z właścicielem – Dante tylko wszedł do środka i spowodował dość zamieszania, żeby recepcjonistka niemal wepchnęła go do jego biura.
Pierwszą rzeczą jaką łowca zauważył co do kobiety którą spotkał było to, że była cholernie stara. Drugą to, że pachniała okropnie – horrendalna ilość perfum nie mogła przesłonić wiszącego wokół niej zapachu rozkładu. Jak i potworna ilość makijażu nie mogła ukryć jej wieku.
Przedstawiła się jako Lady Mae i Dante zrobił to samo.
Natychmiast próbowała z nim flirtować. (Dante Alighieri, co? Rany, słyszałam o tobie. Jeśli mogę w czymś pomóc, będę więcej niż szczęśliwa.)
Dante przyjął to grzecznie. (Fuuuuuuj.)
Lady Mae nie przyjęła grzecznie jego odrzucenia. (Co, proszę?)
Co zaprowadziło ich do niezręcznej sytuacji, z nią mierzącą prosto w jego pierś z shotguna.
- Lepiej mi powiedz, że kim myślisz że jesteś ?!– Makijaż wokół jej nosa i ust popękał, gdy patrzyła na niego z furią. – Żeby wejść do mojego miejsca i mnie obrażać.
Półdiabeł tylko uśmiechnął się przepraszająco i uniósł obie ręce w poddaniu.
- Słuchaj, Lady, chcę tylko informacji.
- Rozumiem. – Gniew zniknął, jakby ktoś przycisnął przycisk. Lady Mae patrzyła na niego zimnymi, kalkulującymi oczyma. – Chodzi ci o mieszańca. Powinnam wiedzieć, białe włosy i w ogóle.
Dante poczuł jak jego brwi podskoczyły w górę na nagłą zmianę.
- ..taa.
Strzeliła bez ostrzeżenia. Siła strzału posłała go nad krawędzią kanapy i do góry nogami. Wylądował w poskręcanej masie przy półce na książki. Zza swojego biurka Lady ma westchnęła, odkładając shotguna na biurko, zanim wyłowiła papierosa i go zapaliła.
- Mówiłam Louise, że powinna utopić tę rzecz przy urodzeniu. – Mae odetchnęła, sięgając ku oprawionej fotografii na biurku. – Wiedziałam, ze wróci, żeby ugryźć mnie w tyłek. – Spojrzała na nieruchome ciało z żalem. – Co za strata, był bardzo atrakcyjny.
- Jeszcze nade mną nie płacz.
Lady Mae zamarła, wybałuszając oczy gdy martwy łowca uniósł się z podłogi. Upuściła papierosa i rzuciła się do shotguna, ale jej ręce drżały tak bardzo, że nie mogła go unieść. Dante posłał jej pełny uśmiech, gdy się otrzepał, zanim sięgnął i wyciągnął shotguna z jej bezwładnych rąk.
- Teraz gdy już to określiliśmy, mam pytania. – Półdiabeł z łatwością zmiażdżył pistolet w dłoniach, zanim upuścił go na podłogę. Lady Mae pobladła patrząc na pogięty metal. – I sugerowałbym żebyś przestała próbować mnie wkurwić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:22, 24 Gru 2011    Temat postu:

Sesja 4
To skomplikowane

Sklep był nudny bez Dantego, natychmiast zdecydowała Patty. Wszystko było czyste i błyszczące i nawet w telewizji nie leciało nic dobrego. Blondynka i tak oglądała, nieszczęśliwie rozciągnięta na skórzanej kanapie. Wszystko o czym mogła myśleć to Dante i chłopak, który wyglądał jak on, czy wszystko było z nim w porządku czy nie. Frontowe drzwi się otworzyły, ale Patty ledwie odwróciła wzrok od telewizora.
- Hej, Patty gdzie jest Dante? – To była Trish.
- Ten głupek, nigdy go nie ma gdy go potrzebuję. – I to była Lady.
- Hej – powiedziała smutno Patty, obracając się na bok, żeby spojrzeć na obie kobiety ponuro. Trish zmarszczyła brwi, przechylając głowę i sprawiając że blond włosy spłynęły kaskadą przez jej ramię. Patty chciałaby móc tak zrobić – to było takie pełne gracji i piękne.
- Coś nie tak?
Patty skinęła i usiadła ze skrzyżowanymi nogami.
- Martwię się bo Dante jeszcze nie wrócił z szukania chłopaka, który wygląda jak on.
Lady wydała zduszony dźwięk.
- Chłopaka który wygląda jak on?
Trish posłała czarnowłosej kobiecie uśmiech siadając obok mniejszej blondynki i pocieszającym gestem otaczając ją ramieniem.
- Może powinnaś zacząć od początku.
Patty się zawahała – Dante nienawidził, gdy opowiadała innym łowcom o jego życiu. Mówił jej żeby trzymała usta zamknięte i nie pomagała im być harpiami i rujnować jego życie. Ale Dantego nie było już długo i ledwie odezwał się do Patty gdy wrócił, żeby wziąć prysznic i się przebrać. Więc nawet mimo tego że wiedziała ,że łowca będzie na nią zły, opowiedziała im całą historię.
Na końcu, Lady praktycznie gdakała.
- To jest, kurwa, bezcenne! Boże, zawsze się zastanawiałam ile dzieciaków stworzyła ta męska dziwka.
- Może być Vergila – zasugerowała z zamyśleniem Trish. To sprawiło, że Lady zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Proszę, nie znałaś Vergila. Nie sądzę, żeby ten facet czuł pociąg seksualny. – Jak nagle zaczął się śmiech, tak szybko ustał i Lady wyglądała dziwnie poważnie. – Co, do diabła, Dante zrobi z dzieciakiem, poza sprowadzeniem na niego śmierci?
Żadna z nich nie mogła znaleźć dla niej odpowiedzi.

***

Biorąc wszystko pod uwagę, Lady Mae odzyskała rezon raczej szybko. Zapaliła kolejnego papierosa zanim oparła się w wyłożonym fotelu jak na tronie. Dante cierpliwie znosił jej ciszę tylko tyle czasu. Strzał w pierś może i nie mógł go zabić, ale cholernie bolał.
- … w każdej chwili teraz byłoby nieźle.
Lady Mae parsknęła zanim łyknęła bursztynowego drinka i odstawiła go z trzaskiem na biurko.
- Co właściwie chcesz wiedzieć?
- Imię byłoby miłe.
- Ma na imię Nero. Miał dziewięć lat gdy pokazał się tu rok temu, więc teraz ma pewnie już dziesięć.
Dante skinął, usatysfakcjonowany, że ma imię do złożenia z twarzą.
- Nero, co?
Całkiem niezłe imię, przynajmniej nie mam krewnego mającego na imię Eugene albo coś.
- Więc, jaka jest historia dzieciaka?
- Pokazał się tu około rok temu, myśląc że się nim zajmę – Mae znów parsknęłą, biorąc głębok wdech z papierosa. – Zaoferowałam mu miejsce w burdelu, ale odmówił.
- Taa, nie mogę sobie wyobrazić czemu nie chciał zająć się taką robotą. – Dante spojrzał na kobietę z niesmakiem – nawet jego skrzywiony umysł uważał, że zatrudnianie kogoś poniżej osiemnastki w seksualnej pracy było popieprzone. Mae tylko wzruszyła ramionami na jego spojrzenie, wyraźnie nie broniąc przed nim swojego działania. – I czemu myślał, że się nim zajmiesz? Bez obrazy, ale nie zdajesz się szczególnie przyjazna.
Kolejny długi wdech i wydech, gdy kobieta mierzyła Dantego zimnym, kalkulacyjnym spojrzeniem.
- Jego matka była dzieciakiem mojej siostry. Nie mam pojęcia skąd dostał ten adres, skoro jego matka umarła rok po urodzeniu Nera.
- Więc tu nie dorastał? – Krótkie skinienie. Łowca poczuł łagodną ulgę, bo gdyby tu dorastał poczułby się jak kompletny frajer nie zauważając Nera wcześniej.
- Moja siostrzenica odesłała go z jakimś księdzem do Fortuny. Myślała, że mogą ocalić jego duszę i takie nonsensy.
Półdiabeł na to zesztywniał. Słyszał niewiele o Fortunie i nic z tego nie było dobre. Byli tam jakimiś fanatykami, wyznającymi jakąś pokręconą religię, która miała coś do czynienia z triumfem jego ojca nad Światem Demonów. Była tam najwyraźniej spora liczba nienawidzących diabłów, jak też częste ataki demonów, choć łowcy nigdy nie interesowało udanie się tam. Pomiędzy Capulet a Limbo City miał więcej niż dość roboty.
Poza tym, Dante nie wiedział wiele więcej, głównie dlatego że nie można było wiedzieć więcej o mieście nie udając się tam. Miejsce było po ścisłą kontrolą, rzadko wpuszczano gości i z tego co Dante słyszał, jeszcze rzadziej wypuszczano.
Te szalone suki posłały w jednej czwartej diabelskie dziecko do prawdopodobnie najbardziej pełnego ludzi o zamkniętych umysłach miejsca na Ziemi. Jak, kurwa, miał to być dobry pomysł? Pomysł z Nerem dorastającym w otoczeniu takich ludzi sprawił, ze Dante zacisnął zęby z irytacją. Był niewiarygodnie obrażony w imieniu chłopca. Dusza dzieciaka nie była w żadnym niebezpieczeństwie, idiotko.
- Więc radośnie posłałaś pra-siostrzeńca na ulicę?
- Proszę, nie udawaj że wy dwaj jesteście tacy jak reszta nas. Nero ma się w porządku. Na pewno pojawia się często po jałmużnę.
- Jest tu teraz?
- Nie – odpowiedziała po prostu Lady Mae.
- Wiesz gdzie mieszka?
- Skąd miałabym wiedzieć? Czasem śpi nad Mimi's Blues Tavern; czasem wpuszczam go tutaj. Nie patrz tak na mnie – to że jest moim pra-siostrzeńcem nie znaczy, że jestem za niego odpowiedzialna.
- Tak to zwykle, kurwa, działa.
Mae uśmiechnęła się do niego drwiąco, z mściwością skręcając papierosa.
- Naprawdę nie masz pojęcia, prawda?
Dante spojrzał na nią ostrożnie.
- Co masz na myśli?
Starucha się roześmiała, szorstki dźwięk postawił go na krawędzi.
- Niewiarygodne. Naprawdę mnie nie pamiętasz, co? – Sięgnęła przez biurko i chwyciła obramowane zdjęcie, obracając je aż mógł zobaczyć. – Pamiętasz ją?
Zdjęcie przedstawiało dwie kobiety – dużo młodszą Mae ale to drugą Dante był naciskany by sobie przypomnieć. Była wysoka, chuda i piękna. Miała gęste, kręcone ciemne włosy, które opadały luźno wokół jej ramion i dotykały czubków jej pełnych piersi. Wielkie, uderzające bursztynowe oczy patrzyły z fotografii, obramowane długimi rzęsami. To jej usta sprawiły, że ją sobie przypomniał. Pełne, boskie usta, lekko przekrzywione w uśmiechu.
W jego żołądku pojawiło się straszne uczucie – chwila strasznego zrozumienia. Półdiabeł spotkał ją gdy był młody, pełny nieokiełznanego gniewu, przemocy i żądzy. Spędził z nią tylko jedną noc, ale musiał ją wziąć przynajmniej pięć razy. Zaklął miękko, potrząsając głową, gdy uniósł zdjęcie by lepiej się przyjrzeć.
Kurwa mać, pomyślał Dante z niemałym poczuciem winy, nawet nie pamiętam jej imienia.
- Jest mój. – Jego głos brzmiał na mały nawet dla niego.
- Oczywiście, że jest – odparła Mae z suchym śmiechem, jej głos zimny i gorzki. – Ilu znasz ludzi z białymi włosami?
- Matka nie żyje?
- Tak, matka nie żyje, - Lady uśmiechnęła się z nienawiścią. – Miała na imię Louise. To dziecko ją zabiło; nigdy się po tym nie podniosła. Rozchorowała się i nigdy nie wyzdrowiała. Mówiłam jej żeby się tym zajęła, ale nie, musiała je donosić. Myślała, że posiadanie dziecka będzie takim doświadczeniem. I gdy się urodziło – obie po prostu wiedziałyśmy – Mae odetchnęła z drżeniem.
Dante całkiem zesztywniał.
- Pełna głowa białych włosów. Co za dziecko rodzi się z białymi włosami? I dźwięk jaki wydawało gdy płakało, po prostu wiedziałyśmy czym było. Wszyscy mówili że nie jesteś człowiekiem i cholera, jeśli nie wierzyłam im do tamtej chwili. Kazałam jej to utopić, zabić. Nie przyniosłoby nam nic poza kłopotami. Louise odmówiła, wiesz? Powiedziała, że nie może zabić dziecka – nie, gdy w połowie była to jej wina. Więc odesłała to z przejezdnym kaznodzieją do Fortuny. Wiedziałam, że wróci żeby nas prześladować.
Lady Mae wydała zduszony śmiech, który ciągnął się bez końca, przeszkadzając jej w mówieniu.
- I zrobił to! Przyszedł tu jakbym była mu coś winna! Ten pieprzony demon zabrał mi moją dziewczynkę! Była wszystkim co miałam! Chciałam go zabić, ale miał tę rękę i po prostu wiedziałam, że jeśli spróbuję, to mnie zabije. Ale rozwiązał za mnie problem. Poszedł i okradł Rockwellów! Wszystko co musiałam zrobić to poczekać aż tu przyjdzie po jedzenie i zadzwonić po gliny. Wyciągnęli go stąd kopiącego i krzyczącego. I wiesz co? Pewnie już została z niego tylko mokra plama!
Śmiech zakończył się sapaniem, gdy Dante rzucił się przez biurko i przycisnął ją za szyje do krzesła. Zacisnął rękę dość mocno żeby usłyszeć jak jej kark przeskoczył.
- Ty głupia suko. Jeśli nie żyje, rozedrę cię kończyna po kończynie. – Głos półdiabła był grobowy z siłą jego gniewu i tylko jego dawna przysięga żeby nie zabijać ludzi powstrzymała go przed skręceniem jej karku. Zamiast tego zadowolił się rzuceniem jej na ziemię dość mocno by cos złamać i wypadł z pokoju.
W sekundy wypadł z budynku i wsiadł do samochodu. Musiał ruszać się szybko. Członkowie rodziny Rockwell byli okrutnymi skurwielami. Zabijali po równi. Wiek i płeć nic dla nich nie znaczyły, szczególnie w sprawach kradzieży.
Trzymaj się, dzieciaku, idę.

***

- Nie ma mowy, żeby ugryzł coś tak włochatego – odparł złodziej w raczej pełnym pokoju ze wzruszeniem ramion. – Koleś kłamie.
Nie było wiele wątpliwości, że dzieciak naprawdę ugryzł policjanta, ale skoro nie było kamer i nikt tego nie widział, niewiele mogli w tej sprawie zrobić. Naprzeciwko miejsca gdzie siedział chłopak, znajdował się wściekły partner gliniarza, wskazując groźnie w jego stronę pulchnym palcem.
- Jeśli Mike mówi, że ten skurwiel go ugryzł, to go, kurwa, ugryzł. Chcę żebyście go oskarżyli o zaatakowanie oficera. Mike będzie potrzebował szwów!
Kolejne wzruszenie ramion.
- Jak powiedziałem, koleś zmyśla.
Z miejsca w którym siedział, Jonathan Rilo westchnął. W takich chwilach poważnie żałował zostania naczelnikiem. Jack Wilt miał tendencję do zachowania jak pies z kością – czyniło go to dobrym gliną ale kiepskim pracownikiem.
- Jack…
- Nie, szefie. Nie „Jackuj” mi tu. Znam Mike’a Crance od pięciu lat. Nie kłamie.
- Och, nie wątpię że znacie się naprawdę dobrze. To takie słodkie, że jesteś taki zdenerwowany… właściwie romantyczne.
Wilt był facetem z krótkim temperamentem w najlepsze dni i Rilo już wstał, żeby powstrzymać wysokiego mężczyznę, gdy stał się fiołkowo różowy słysząc obelgę. Był w pół drogi, gdy pałka Wilta uderzyła w głowę przemądrzałego dzieciaka. Chłopiec opadł jak szmaciana lalka.
- Na miłość… Jack! – Rilo gniewnie odepchnął detektywa, klękając by zobaczyć co ze złodziejem. Posłał Wiltowi kolejne gniewne spojrzenie, zanim uniósł na szczęście żywego chłopaka. – To tylko dzieciak. Mogłeś go zabić.
- Przepraszam, szefie. – Wilt brzmiał jakby żałował, ale na pewno na to nie wyglądał, uśmiechając się z zadowoleniem, gdy krew pociekła z rany na głowie. Lewa brew Rilo zadrgała, pewny znak irytacji. Gdyby nie mieli tak mało oficerów, u mgnieniu oka odesłałby skurwiela. Tak jak było, będzie zmuszony posłać go do terapeuty. Znowu.
W korytarzu rozległy się ciężkie kroki zanim drzwi zostały niemal wypchnięte z zawiasów i Rilo znalazł się twarzą w twarz z rozwścieczonym Dante Alighieri. W pomieszczeniu zapadła cisza pod siłą gniewu białowłosego mężczyzny.
- Oddaj mi dzieciaka.
To nie była prośba. Kompletnie też brakowało tego normalnego stylu Alighieriego i Rilo wydało się miłe dla jego dumy, że w końcu zdołał zrobić coś, żeby zaleźć delikwentowi za skórę.
Przez kilka chwil, dźwięk jego ludzi poruszających się niezręcznie był jedynym co słyszał. Byli wystraszeni i mógł zrozumieć dlaczego. Alighieri wyglądał na więcej niż wkurwionego – bardziej onieśmielająco niż kiedykolwiek Rilo widział, ale się nie cofnął. Nie tym razem. Pozwalali, żeby Alighieriemu zbyt wiele uchodziło płazem. Pozwalał na to, bo mężczyzna robił dużą przysługę slumsom. I z całą szczerością, Rilo nie mógł zrobić wiele żeby go powstrzymać. Ale nie tym razem.
Mały gówniarz zrobił zbyt wiele zbyt ważnym ludziom w tym mieście. A nagroda za jego głowę wystarczy żeby fundować departament przez pięć lat. Nie wspominając na jak wiele napraw i ulepszeń mógłby w końcu autoryzować. Ile żyć można by uratować…
- Nie.
Dźwięk przeładowywanego pistoletu wypełnił mały pokój i każdy policjant we wnętrzu zesztywniał, gdy Rilo znalazł się twarzą w twarz z osławionym zmodyfikowanym M1911 łowcy demonów. Sekundy później niższy, jakoś dużo bardziej złowróżbny dźwięk podążył za pierwszym. Rilo zadrżał na ten dźwięk, włoski na jego rękach i karku stanęły, gdy dawno pochowany instynkt ryknął do życia. Alighieri warczał na niego, zrozumiał z nie małym zaalarmowaniem. Nagle w jego żołądku skręcało się dziwne uczucie. I szef policji nie mógł zrozumieć gdzie zniknęła pewność siebie, którą czuł przed chwilą. Cała atmosfera w pomieszczeniu się zmieniła i Rilo nagle stał się świadomy, że to wszystko było tylko jeden zły krok od zmienienia się w piekło. Jeden zły ruch i skończy z dużą liczbą martwych ciał. Jak, kurwa, mógł tak szybko stracić kontrolę nad sytuacją?
- Jon – powiedział cicho jeden z jego ludzi po boku, napiętym głosem, gdy czubkami palców dotykał shotguna na swoim biurku. – Spójrz na chłopaka.
Ze zdumieniem marszcząc brwi, spojrzał na dziecko w swoich ramionach – i zamarł. Kaptur bluzy częściowo spadł i po raz pierwszy został potraktowany widokiem głowy pełnej białych włosów.
I wtedy zrozumiał, dotkliwość swego wykroczenia. Jasna cholera! Nic dziwnego, że Alighieri był taki wkurwiony. Rilo przełknął, boleśnie świadomy, że jego plan obrócił się w najgorszy możliwy sposób i teraz stał między niewiarygodnie niebezpiecznym mężczyzną a jego dzieckiem.
- Okej – zaczął powoli. – Okej, uspokójmy się… - Słowa zamarły mu na ustach, gdy chłopak został mu nagle zabrany. Dzieciak był (jakoś) już w ramionach Alighieriego i Rilo miał odległe wrażenie, że on i cały departament policji zostali kompletnie zapomniani, gdy białowłosy mężczyzna ostrożnie przygarnął chłopca do piersi, zaskakująco zręcznym ruchem biorąc pod uwagę że zostało to zrobione jedną ręką. I wtedy w błysku czerwieni Alighieri się poruszył i Jack Wilt przebił pieprzoną ścianę.
Białowłosy mężczyzna się obrócił, jego twarz skrzywiona z wściekłości i – co, do cholery? Jego oczy były czerwone i się jarzyły, gdy zmierzył ich wzrokiem.
- Jeśli jeszcze raz go dotkniecie, zabiję was.
I przepadł w wirze czerwieni.

***

Dante poczuł zapach krwi dzieciaka w chwili, gdy wszedł na posterunek. Ciężki zapach był niemal ostatnią rzeczą dla jego napiętej samokontroli. Przeszedł szturmem przez posterunek, praktycznie nie zatrzymany, a kilku którzy byli dość głupi, żeby próbować go powstrzymać skończyło w bardzo intymnym spotkaniu ze ścianą.
Jego instynkty szalały. Jego diabelska strona hałaśliwie wygryzała żeby ją wypuścić i zniszczyć skurwieli, którzy ośmielili się upuścić krwi jego syna. Głos w tyle jego głowy nie chciał się zamknąć. Wszystko było długimi strumieniami przekleństw, warkotu i „jak śmieli dotknąć czegoś mojego.” I gdy zobaczył nieprzytomne ciało Nera w ramionach tego skurwiela, Rilo, niemal, cholera, Wyzwolił.
Nawet teraz gdy oddalał się od posterunku, Dante niemal chciał wrócić i, kurwa, zdemolować każdego w środku. Jedyną rzeczą powstrzymującą go przed tym była potrzeba żeby zabrać Nera do domu. Jazda powrotna zdawała się trwać wiecznie i Dante zaklął, gdy deszcz się wzmocnił, sięgając w dół, żeby poprawić swój płaszcz, żeby lepiej okrywał dzieciaka. Po raz pierwszy od lat, Dante żałował że nie naprawił cholernego samochodu.
Dziewczyny czekały na niego w sklepie, Patty przywierała desperacko do obu kobiet , stojąc między nimi. Dziewczynka krzyknęła z ulgą gdy go zobaczyła, ale Dante ją zignorował, ostrożnie unosząc Nera zanim zaczął wchodzić po schodach. Lady zmarszczyła brwi, puszczając rękę Patty, gdy podeszła ku nim, ze zmartwieniem na twarzy, gdy patrzyła na zakrwawionego chłopca w jego ramionach.
Logicznie, Dante wiedział że Lady nie skrzywdziłaby Nera, ale nie mógł powstrzymać warkotu, który mu się wyrwał gdy łowczyni demonów sięgnęła ku zakrwawionemu czołu chłopca. Lady gwałtownie cofnęła rękę, jedną sięgając ku uchwytowi pistoletu, drugą wpychając za siebie zdumioną Patty. Widok zaskoczonej dziewczynki przywrócił go do siebie i Dante potrząsnął głową przepraszająco, zanim zniknął w bocznym korytarzu i w swoim pokoju. Patty podążyła za nim, strzelając pytaniami tak szybko, że niemal dosłownie potykała się o swoje słowa.
Dante nie odpowiedział na nie, zatrzaskując i zamykając drzwi swojej sypialni, ignorując krzyk protestu Patty na korytarzu. Ułożył dzieciaka delikatnie na swoim łóżku i przeszedł pokój kilkoma krótkimi krokami, niemal zrywając tanie żaluzje, gdy ściągnął je w dół. Szybko zajął się ubraniami chłopaka, rzucając przemoczone, brudne rzeczy w kąt zanim przebrał go we własne bokserki i koszulkę.
Nero był niewiarygodnie chudy, zauważył Dante ze skrzywieniem i musiał kilka razy zwinąć elastyczną gumkę bokserek, żeby trzymały się na wąskich biodrach chłopaka. Chłopiec wyglądał na mniejszego, delikatniejszego i niemal krasnoludka w ubraniu Dantego, ale ten widok go uspokoił.
Starszy półdiabeł użył jednego z czystych podkoszulków i starego kubka z wodą z wcześniejszej nocy, żeby otrzeć krew z jego czoła najlepiej jak mógł. Rozcięcie już w większości się zagoiło, ale cała lewa strona skroni Nera miała okropny, ciemnoniebieski kolor. Łowca wiedział z doświadczenia że będzie to bolało przez dzień nim zagoi się kompletnie. Poza równie nieatrakcyjnym siniakiem na ramionach i środku pleców gdzie dzieciak uderzył w wodę, Dante z ulgą odkrył, że jest cały.
Z tym zrozumieniem zaczęła schodzić z niego adrenalina i półdiabeł oparł się ciężko o szafkę, nagle czując się kompletnie wyczerpany. Co za pieprzony dzień. Dante przeciągnął dłonią po przemoczonych włosach, zanim westchnął i przebrał się w suche ubrania. Zaczynał myśleć spójnie, jego wewnętrzny demon się uciszał teraz, gdy miał swojego syna w najbezpieczniejszym miejscu jakie mógł sobie wyobrazić. Ostra, instynktowna krawędź, która dziś nim rządziła zaszokowała półdiabła.
Było w jego życiu wiele razy gdy Dante zachowywał się bardziej demonicznie niż ludzko, ale zwykle nie rzucało się to aż tak w oczy. Zaledwie myśl, że jego dziecko jest w niebezpieczeństwie pchnęła łowcę bliżej zabijania ludzi niż kiedykolwiek wcześniej, sprawiła że warknął na Lady (która, gdyby miał być ze sobą całkiem szczery, była prawdopodobnie jego najlepszą przyjaciółką) i zabarykadował się w sypialni, najbliższej leżu rzeczy jaką półdiabeł miał.
Dante na pewno powinien wyjaśnić dziewczynom co się stało, ale miał zero intencji opuszczenia pokoju. Usiadł ciężko obok Nera i patrzył z niedowierzaniem na chłopaka. Wyglądał tak podobnie do niego, że Dante nie wiedział dlaczego zajęło mu tak długo zaakceptowanie połączenia, szczególnie z osobowością szczeniaka. I ta ręka. Półdiabeł spojrzał z ciekawością na zakrytą rękę zanim sięgnął i rozluźnił bandaże. Zaczął ją odwijać, patrząc z fascynacją gdy pojawiły się pierwsze ślady łusek.
„Nie dotykaj tego! To jest złe!”
Cofnął rękę jakby się poparzył. Teraz ta rozmowa teraz wcale nie była zabawna. Dante westchnął, schylając się aż jego twarz była przyciśnięta do gładkiej skóry ludzkiej ręki chłopca i odetchnął. Zapach jego syna wypełnił mu nos, znaczony przez krew i brud, ale wciąż pod tym niezaprzeczalnie jak Dantego. Łowca znów odetchnął, próbując zapamiętać zapach, którego wiedział, że nigdy nie zapomni.
Serce Dantego zdawało się chcieć wybić z jego piersi. Miał syna. Miał syna. Łowca był nagle niewiarygodnie zadowolony, że Patty wykazała jakiś umiar po raz pierwszy w krótkim życiu i nie urządziła sceny na korytarzu. Nie chciał ryzykować, że Trish i Lady przyszłyby i tak go zobaczyły. Zamknięte drzwi na pewno żadnej by nie zatrzymały. Półdiabeł nigdy nie myślał o posiadaniu dzieci – przynajmniej, nigdy poważnie. Nigdy nie sądził, że było to dla niego ważne. Ale teraz gdy miał przed sobą Nera, Dante niemal wychodził z siebie z emocji w sposób jaki się to nie zdarzało od śmierci Vergila.
Jasna cholera. Miał dzieciaka. Syna, który został porzucony przez matkę. Syna, który mieszkał przez rok na ulicach, bo nie wiedział, że jego ojciec mieszka w tym samym mieście. Dante wydał zduszony dźwięk, przejęty zrozumieniem, że miał dziesięcioletniego syna, który miał prawdopodobnie gorsze dzieciństwo od niego. A to było całkiem trudne do osiągnięcia. Przynajmniej Dante miał osiem lat ze swoją rodziną. Co miał Nero? Niemal bał się dowiedzieć. Myśl o tym jak przerażony i zdezorientowany musiał być dzieciak – pewnie ciągle był - złamała Dantemu serce.
Dlaczego ta głupia suka mi nie powiedziała? Zabrałbym go.
Gdyby Louise nie była już martwa, Dante byłby więcej niż chętny żeby odłożyć na bok niechęć do zabijania ludzi. Łowca wciąż nie zdecydował co zrobi z Lady Mae za ukrywanie tego przed nim. Wszystko co wiedział, to że jego syn całe życie dostawał krótszą słomkę i że łowca będzie przeklęty jeśli pozwoli żeby to się powtórzyło.
Ale najpierw, Dante musi się przedstawić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:28, 24 Gru 2011    Temat postu:

Sesja 5
Ojcze mój

Nero obudził się powoli. Właściwie, gdy tylko stał się dość świadomy, żeby to zrozumieć, półdiabeł natychmiast próbował wrócić do snu. Nero nie mógł sobie przypomnieć kiedy ostatnio było mu tak ciepło, wygodnie i sucho. Łóżko na którym był było dość miękkie by zapadać się we wszystkich właściwych miejscach i wciąż dość podpierające by było to czuć cudownie pod jego obolałymi plecami.
Młodzik przeciągnął się leniwie, ciesząc się rozkosznym drżeniem jakie to wywołało zanim znów się ułożył. Za jego plecami tkwiło masywne ciepło i Nero się do niego przycisnął, nim wydał miękki dźwięk zadowolenia. Mimo jego najlepszych wysiłków by to opóźnić, umysł chłopca budził się szybko. Za nim, ciepło wydało zduszone charczenie/chrapanie i Nero zamarł, teraz w pełni przytomny.
Ostatnią rzeczą jaką pamiętał było to , że był na posterunku, otoczony przez bandę przerośniętych dupków, którzy wręcz palili się, żeby wrzucić go do paki. Teraz, spał przyciśnięty do innej osoby. Proszę, Boże, nie pozwól, żebym obudził się obok jakiegoś kolesia. Proszę, już nigdy o nic nie poproszę.
Powoli, niechętnie, Nero otworzył oczy. Pierwszą rzeczą jaką zobaczył była zużyty kredens z popękanym lustrem. Potem zielonoszare ściany oblepione brudem i podartymi plakatami z nagimi laskami. Na szczycie kredensu stało ogromne opakowanie prezerwatyw i butelka bourbonu. Obok tego przypadkowo rzucona para eleganckich pistoletów. Przez chwilę Nero z dezorientacją patrzył na przedstawioną mu ścianę. Więc okej, pomyślał powoli, gdy rozplątywał się z [och drogi Boże, czy to jedwab?] prześcieradeł i usiadł. Ogromne i podrapane (czy to ślady szponów?) mahoniowe wezgłowie wypełniło jego wzrok po lewej.
Co. Do. Cholery?
Ostrożnie, żeby nie poruszyć się w sposób, który mógłby kogoś obudzić, Nero zmusił się, żeby się obrócić i dowiedzieć czyje łóżko dzielił. Mężczyzna w czerwieni leżał tam z nagą piersią, rozciągnięty na plecach obok chłopaka, z ustami otwartymi w środku chrapnięcia, z jedna ręką nad głową, podczas gdy druga była definitywnie za pasem jego bokserek.
Rozszerzone, przerażone niebieskie oczy patrzyły przez chwilę na ukrytą rękę z niedowierzaniem, potem prześliznęły się na za duże ubranie – włączające parę pasujących bokserek – jakie sam nosił, a potem znów na półnagiego mężczyznę. Potem na ogromne pudełko prezerwatyw. Potem w dół na jedwabne prześcieradła i – powoli - znów ku mężczyźnie o nagiej piersi.
I wrzasnął.
Białowłosy mężczyzna wyskoczył z łóżka, dziko szukając źródła krzyku, ale Nero już była na nogach i walczył z drzwiami zanim go zauważył. W swojej panice, zdawało się, że nie może dojść jak je otworzyć.
- Hej, poczekaj chwilę! – Ramiona jak żelazne pęta otoczyły Nera w pasie i spróbowały odciągnąć go od drzwi sypialni. „Próbowały” było kluczowym słowem. Nero trzymał się klamki jakby od tego zależało jego życie i kopał dziko w ciało za sobą. – Hej! Au, przestań!
- Złaź ze mnie, pieprzony gwałcicielu! – Ulicznik został upuszczony tak szybko, że boleśnie uderzył kolanami w drzwi. Nero obrócił się gwałtownie, przyciskając plecy do zimnego drewna, gdy jego ręka nadal walczyła z klamką.
- Prr! – Białowłosy mężczyzna odsunął się od niego szybko, z rozszerzonymi oczyma. – Chwila, chwila, chwila! Mamy tutaj jedno piekielne nieporozumienie.
- Co tu jest, kurwa, do pomylenia? – warknął Nero, jego demoniczna ręka się uniosła by wskazać oskarżycielsko na wyższego mężczyznę. – Najwyraźniej kupiłeś mnie od policji. Nie będę niczyim seksualnym niewolnikiem, słyszysz mnie, chory skurwysynu!
Nero słyszał o tych biednych dzieciakach – który ulicznik o nich nie słyszał? Dzieciaki cały czas znikały ze schronisk i rogów ulic, nawet sierocińców i tyłów policyjnych aut. Najwyraźniej można było zarobić niezłe pieniądze na handlu ludźmi. Był to ostatecznie najstraszliwszy los dla kogoś żyjącego na ulicach. Ani mowy nie ma, żeby Nero pozwolił, żeby coś takiego mu się przydarzyło.
- Chwila, co? Nie… kurwa. Masz cholerną rację, że nie – odszczeknął mężczyzna, z tak skrajnym obrzydzeniem na twarzy, że desperackie drapanie Nera o drzwi się przerwało. Starszy mężczyzna przesunął ręką po włosach, wyraz desperackiej rozpaczy zastąpił obrzydzenie. – To ci się nie przydarzyło, prawda? To znaczy, nikt… cię nie dotknął, prawda?
- Kurwa, nie – odparł odruchowo Nero, a potem patrzył w zaskoczeniu na czystą ulgę jaka pojawiła sie na twarzy białowłosego. Starszy mężczyzna oparł się o bok kredensu, obserwując go przez chwilę nim posłał mu odrobinę napięty uśmiech.
- Słuchaj, wyraźnie źle odebrałeś sytuację. Zacznijmy od nowa, w porządku? Nazywam się Dante, rzeczywiście zabrałem cię z policji, ale nie po coś takiego. Nie masz się czego bać z mojej strony.
Nero patrzył na niego ze znużeniem, po czym parsknął i skrzyżował ramiona na piersi.
- To bzdura. Nikt nikomu nie pomaga. Czego ode mnie chcesz?
Dante zachichotał gorzko.
- Normalnie bym się z tobą zgodził, dzieciaku. Ale mówię poważnie. Nie chcę od ciebie niczego, Nero. Po prostu chcę ci pomóc.
Półdiabeł zmrużył oczy podejrzliwie.
- Skąd wiesz jak mam na imię? Nawet gliniarzom tego nie powiedziałem.
- Po wypadku z nurkowaniem poszedłem cię poszukać w Pink Lily – wyjaśnił miękko Dante. Nero opadła szczęka, gdy poczucie zdrady i wściekłość uniosły głowy w jego piersi.
- Cioteczka Mae ci mnie sprzedała? Przysięgam na Boga, gdy dorwę tę antyczną sukę…
- Na miłość… Nikt mi cię, kurwa, nie sprzedał! – przerwał Dante z rykiem frustracji i Nero rozpłaszczył się od drzwi, oczy ze strachem pobiegły ku oknu. Drugi półdiabeł zauważył ruch i opadł, mocniej opierając się o kredens. Dante uniósł obie dłonie i przesunął nimi po twarzy.
- Słuchaj. Nero, proszę. Przysięgam, nie jestem tiu, żeby cię skrzywdzić. Nigdy nie mógłbym cię skrzywdzić. Jesteś… jesteś moim synem.

***

To szło tak absurdalnie źle, że Dante nawet nie mógł efektywnie włożyć swojej paniki i rozczarowania w słowa. Chłopiec przed nim stał zmrożony, patrząc na niego z pustą twarzą. Łowca poruszył się niezręcznie pod tak dziwna obserwacją.
Gdy dzieciak w końcu się odezwał, jego ton był płaski.
- Co?
- Powiedziałem, że jesteś moim synem – powtórzył Dante, przełykając nerwowo. Kto by pomyślał, ze wyjaśnianie się dzieciakowi mogło być takie cholernie przerażające? – Posłuchaj, wiem, że to musi być dezorientujące jak cholera… dla mnie też jest. Nawet nie…
Nero wydał warkot i nagle rzucił się na łowcę, mała pięść wylądowała na jego twarzy. Dzieciak zamierzył się na kolejny cios, ale Dante łatwo złapał rękę jak i dźgnięcie z lewa lecące ku jego piersi. Dzieciak walczył dziko z jego chwytem, warcząc jak dzikie zwierzę, gdy kopał w nogi Dantego. Łowca zignorował słabe ciosy, patrząc na syna ze zdumieniem.
- Jaki jest twój problem, do cholery? – Pytanie zdawało się tylko rozwścieczyć Nera jeszcze bardziej. – Słuchaj, wiem że jesteś wkurwiony, rozumiem, ale musisz się uspokoić. Poważnie…
- Zamknij się! – Wysoki ton krzyku sprawił, że półdiabeł się wzdrygnął. – Po prostu się zamknij! Masz w ogóle pojęcie co mi, kurwa, zrobiłeś?
Dante zamarł, ręce jego syna wyśliznęły się z jego bezwładnego uścisku. Nero patrzył intensywnie na podłogę, z rękoma zwiniętymi w pięści po bokach, gdy z trudem chwytał oddech. Powietrze pachniało ciężko udręką jego syna i, ku absolutnemu przerażeniu starszego półdiabła, łzami. Instynktownie sięgnął ku mniejszej formie, ale Nero odgonił jego dłonie.
- Ty… ty skurwysynu! – Jasnoniebieskie oczy patrzyły na niego z nienawiścią, całe jego ciało drżało, gdy wielkie łzy spłynęły niezauważone po zarumienionych policzkach. – Straciłem wszystko przez to co mi zrobiłeś! Straciłem mamę i tatę! Nie rozumiesz? Nikt mnie już nie chce! Przez to! – Nero wysunął gwałtownie do przodu swoją demoniczną rękę, aż była tuż przed twarzą łowcy. – Po co w ogóle mnie zrobiłeś? Jestem pieprzonym potworem!
- Nie – zdołał wykrztusić Dante po sekundzie czystego przerażenia na słowa syna. – Nie, nie jesteś.
- Nie kłam! – Histeryczny krzyk był tak głośny, ze głos chłopca się załamał. – Wiem czym jestem… demonem.
- W ćwierci – poprawił desperacko Dante. – Jesteś w ćwierci demonem. Twoja matka była człowiekiem a…
- To niczego, kurwa, nie zmienia – wypluł Nero. – Powinieneś po prostu mnie wykończyć gdy się urodziłem, zamiast mnie tak zostawiać. Czemu nie…
Słowa były zbyt blisko tego co właściwie się niemal stało i starszy półdiabeł wydał zduszony dźwięk i przycisnął do siebie chłopca – tylko by zatrzymać gorzki wywód. Nero natychmiast zaczął walczyć z jego uściskiem, uderzając i kopiąc, drapiąc i nawet gryząc. Dante zignorował uderzenia, w jedynej odpowiedzi przyciskając mocniej szarpiącego się chłopca. Strapiony łowca ukrył twarz w mopie na głowie chłopaka, ignorując brud i kurz, które sprawiały, że włosy lepiły się do jego twarzy.
Całe ciało Dantego drżało gwałtownie, gdy przywierał do rozwścieczonej sylwetki swojego syna, z oczyma rozszerzonymi z niedowierzania, gdy patrzył na pobrudzony dywan w swoim pokoju. Co, do diabła, przydarzyło się jego dzieciakowi? Przez co przeszedł Nero zanim przybył do Capulet? Serce Dantego zapadło się gdzieś pod jego żołądek, w ustach czuł gorzki posmak żalu i rozpaczy.
- Przepraszam – zdołał wykrztusić po chwili starszy półdiabeł, jego głos drżał tak bardzo jak jego ciało. W jego ramionach Nero zesztywniał. Dante pośpiesznie kontynuował, zdesperowany by wydać słowa nim dzieciak znów zacznie walczyć. – Przepraszam, że nie było mnie tam, gdy mnie potrzebowałeś. Przysięgam, nie wiedziałem, że istniejesz póki nie zobaczyłem cię w mieście… póki Mae nie powiedziała mi kim jesteś. Wiem, że to nie wystarczy… po prostu cholera.
Był dotkliwie świadomy, że te słowa muszą być doskonałe, muszą być absolutnie kurewsko doskonałe, albo straci szansę z Nero na zawsze. Ale co mógł powiedzieć, żeby to naprawić? Jego demoniczna strona milczała, nie oferując nic poza ciągłym skowytem, który nie pomagał jego wzburzonym myślom. Wcześniejsze słowa Nero wciąż od nowa powtarzały się w jego umyśle.
- Ja cię chcę, Nero – powiedział cicho Dante. – Chcę cię. Jesteś mój, moja krew.
I była to prawda. Teraz gdy wiedział o istnieniu chłopaka, łowca nie mógł sobie wyobrazić dalszego życia, które nie włączałoby jego syna. Nero opadł, stając się bezwładną masą w jego ramionach i Dante łatwo uniósł chłopca, trzymając go jak niemowlę a nie dziesięciolatka. Niemożliwym było zignorować falę uczucia, które rozświetlił twarz starszego półdiabła, gdy głowa wyczerpanego chłopaka opadła na jego ramię, oddech Nero był nierówny przy jego szyi.
Przeszedł do łóżka i usiadł opierając się o wezgłowie, obracając syna tak, że ten siedział z plecami opartymi o pierś Dantego, małymi nogami rozciągniętymi równolegle do jego. Nero leżał przy nim w bezruchu, z oczyma już na wpół zamkniętymi w wyczerpaniu i wymykającymi się od czasu do czasu łzami. Łowca chciał je otrzeć, ale ciągle był niepewny czy chłopiec pozwoli mu dotknąć swojej twarzy, a nie chciał przyprawiać Nera o jeszcze większy dyskomfort. Jego dzieciak był wyraźnie emocjonalnie wyczerpany, patrząc pustym wzrokiem na ścianę przed sobą aż znów zapadł w sen. Dante obserwował cały proces w równym stopniu z fascynacją i niepokojem.
Tylko gdy był pewny, że jego syn zasnął, łowca ośmielił się przesunąć delikatnie po ledwie okrytej demonicznej ręce. Ostrożnie zsunął pozostałe bandaże i przesunął palcami po uniesionych łuskach. Były zaskakująco miękkie w dotyku, jak nowa skóra i świeciły miękko, nawet gdy Nero spał.
Nikt mnie już nie chce! Przez to! Po co w ogóle mnie zrobiłeś? Jestem pieprzonym potworem!
Słowa Nera były jak cios w żołądek. Zdawały się odbijać echo jego własnych lęków, szczególnie w tym wieku. Jak mógł przekonać swojego syna, że nie jest czymś czym był? Nie można było zaprzeczyć temu, że był diabłem – że część niego była potworem. Ale to nie znaczyło, że życie Nera było przeklęte. Dojście z tym do ładu zajęło Dantemu trzydzieści lat. Ostatnią rzeczą jakiej chciał było patrzenie jak jego własny dzieciak przez to przechodzi. To zniszczyło Vergila, jego bliźniaczy brat nie był zdolny zaakceptować, że jest tylko w połowie czymkolwiek. Zamiast spróbować dojść do ładu z polarną naturą jego dwóch połów, Verge właściwie zdecydował się zignorować ludzką połowę i spróbować stać się w całości potworem. Co jeśli Nero skończy tak samo?
Nie, Dante zacisnął uścisk wokół syna, nie zawiodę tak Nero.
To nie było niemożliwe. Dante znalazł sposób, żeby żyć zarówno z ludzką jak i demoniczną stroną. Już nie był szesnastolatkiem, próbującym wytropić i uratować brata, zanim chociaż wiedział jak. Dante wiedział jak sprawić żeby to zadziałało; robił to przez dwadzieścia dziwnych lat. A jeśli łowca mógł to zrobić, mógł też Nero.
Przesunął palcami powoli po każdej rogowatej krawędzi, każdej winoroślowatej ścieżce na ręce syna, próbując sobie przypomnieć czy wyglądała choć w przybliżeniu jak jego ręka, gdy Wyzwalał. Albo może choć jego brata.
Kilka godzin później dźwięk otwierających się frontowych drzwi sklepu zwrócił jego uwagę. Nero ciągle spał w jego ramionach i Dante zesztywniał, nasłuchując wymierzonych kroków wspinających się po schodach. Po chwili się zrelaksował i wrócił do intensywnego studiowania demonicznej ręki jego syna.
Rozległ się dźwięk kroków na korytarzu a potem trzask oznajmiający próbę obrócenia zamkniętej klamki. Następnie brzęk łamanego metalu i Dante parsknął, gdy zamek trzasnął i drzwi sypialni się otworzyły.
Stała tam Lady, głowę przechylając na bok i unosząc jedną brew w pytaniu za okularami przeciwsłonecznymi. W lewej ręce trzymała zamknięte opakowanie pizzy, a prawą opierała o pistolet. Zdawało się że wcześniejsze zachowanie Dantego nie zostało jeszcze wybaczone. Machnął ku niej lekko.
Lady przewróciła oczyma, kładąc pizzę na kredensie, obserwując ich dwóch milcząco nim ściągnęła okulary.
- Tylko ty, Dante. Przysięgam, twoje życie jest moją codzienną operą mydlaną.
- Dzięki za pizzę – odparł sucho łowca, przechylając głowę, żeby spojrzeć na pusty korytarz za nią. – Patty?
- Trish zabrała ją wczoraj do domu. Z dzieciakiem wszystko w porządku?
- Nie.
- Mogę w czymś pomóc?
Dante potrzasnął głową, opuszczając oczy, gdy patrzył jak jego palce ostrożnie przeczesywały brudne loki.
- W porządku, więc idę. Spróbuj nie sprawić mu za dużej traumy .– Na jego wzdrygnięcie, Lady zrozumiał kiepski dobór słów. – Er, przepraszam, Dante. Miałam na myśli…
- Właściwie jest coś co mogłabyś dla mnie zrobić, Lady – przerwał ostro. Niebieskie oczy pociemniałe od emocji spojrzały na ludzką łowczynię.
- Och?
- Na ulicy State jest burdel nazywający się Pink Lily. Chcę, żeby znikł.
Wyregulowane brwi wystrzeliły w górę w zaskoczeniu.
- Demony?
- Nie.
- Wiesz, że nie zajmuję się ludźmi.
- Lady… – Jej imię było bardziej warkotem niż czymkolwiek innym. Westchnęła.
- A co ci zrobiło to nieszczęsne miejsce?
- Właścicielka ukrywała przede mną mojego syna.
Przedłużona cisza.
- Zadzwonię do Trish. Z tym mogę potrzebować pomocy.
Dante oparł się z powrotem o wezgłowie. To była głupia i żałosna zemsta, i maleńka w porównaniu do tego na co zasługiwała Mae za ukrycie przed nim syna, ale usatysfakcjonuje jego bezpośrednią żądzę krwi.
- Dziękuję.
- A mówisz, że nic nigdy dla ciebie nie robię – Lady machnęła do niego przez ramię, zmierzając ku schodom. – Ciesz się pizzą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:29, 24 Gru 2011    Temat postu:

Sesja 6
Klarowanie

Część 1: Zgon Lily
Z miejsca gdzie siedziały kilka bloków dalej, dwie łowczynie obserwowały leniwe kłęby dymu, które wznosiły się ku nieboskłonowi nad miastem. Ulice poniżej nich były załadowane samochodami. Obok niej, Lady wydała usatysfakcjonowane westchnienie, biorąc łyk podwójnego, odtłuszczonego latte. Ludzka dziewczyna zawsze była odrobinę piromanką, dumała Trish z uczuciem, gdy patrzyła jak niepasujące do siebie oczy rozjaśnione rozbawieniem obserwowały pośpiesznie poruszające się sylwetki poniżej.
Trish obróciła oczy z powrotem do rzezi. Pink Lily została zniszczona – pozostała tylko frontowa ściana burdelu, reszta została wypalona na żużel. Kamienny front był splamiony brzydkim brązem i czernią, bluszcz spalił się pierwszy i zostawił po sobie ślady w kształcie winorośli na kamieniu. Przebarwione okno również przepadło, razem z na wpół wystającym z niego drogim Cadillackiem Mae. Mae dawno już tu nie było, została zabrana do szpitala po nawdychaniu się dymu. Starucha odmawiała opuszczenia burdelu, wrzeszcząc coś o odejściu razem z okrętem. Jednak, ku rozczarowaniu obu łowczyń, strażacy odholowali ciągle krzyczącą kobietę sekundy nim zawaliło się drugie piętro.
Trish zapaliła papierosa i odchyliła się na dłoniach, obserwując uważnie.
- Nie sądzisz, że przesadziłyśmy, co?
- Hmm? Och, nie. Półtora minuty to więcej niż dość żeby chwycić co najważniejsze i wyjść z budynku. Biorąc pod uwagę przewinienie, myślę, że byłyśmy cholernie pobłażliwe. – Lady zmrużyła oczy, gdy wypowiadała ostatnią część, potrząsając w zadumie napojem.
Trish wydała w zgodzie miękki dźwięk, przypominając sobie przybity wyraz twarzy łowcy gdy wniósł zakrwawiony bagaż do sklepu. Dodając do tego to co powiedziała jej Lady o tym co widziała w pokoju Dantego, Trish pomyślała, że były niewiarygodnie wyrozumiałe, biorąc wszystko pod uwagę.
Rzadko się zdarzało, żeby coś zalazło Dante za skórę. Wyjątkiem była niemal zawsze rodzina. Wypadki z Vergilem, jej własne pojawienie i teraz syn ukrywany przed nim. Kobiecy demon głęboko dbał o Dantego. Trish nie wiedziała czy to przez to, że została stworzona by być carbonową kopią jego matki czy po prostu dlatego, że czuła mu się winna za to, że oszczędził jej życie, ale demonica chciała żeby chociaż raz sprawy ułożyły się dobrze dla białowłosego mężczyzny.
- Mam na myśli – powiedziała powoli Lady, - to gówniana sytuacja. Najmniejsze co mogę zrobić to spalić burdel.
- Cóż, - odezwała się po chwili Trish, strząsając depresyjne myśli i wyciągając kartę kredytową Dantego, - musimy iść na zakupy.
- Świetny pomysł!
Dzieciak potrzebował rzeczy, jeśli miał wygodnie mieszkać w sklepie. Druga sypialnia była używana jako składzik i nie było tam żadnych mebli, więc kupienie łóżka i szafki było koniecznością. Było wysokie prawdopodobieństwo, że Dante po prostu przeniesie jedną z kanap do sypialni i nazwie to łóżkiem, jeśli będzie myślał, że ujdzie mu to na sucho. Plus prześcieradła i lampy, może biurko albo półka na książki, na czas gdy pójdzie do szkoły. Najprawdopodobniej również nowa garderoba, jeśli sądzić po jego ubraniu.
Skończywszy mentalną listę, Trish wstała i się otrzepała. A jeśli przy okazji trafią na fajne ciuchy, po prostu wypłacą sobie należną zapłatę za ciężką robotę i czas spędzony na zapewnianiu synowi Dantego wygody.


Część 2: Pierwsze 60 dni.

Dzień 1

Gdy Nero obudził się następnym razem, było to przy dźwiękach rzeczy przesuwanych po jego lewej. Usiadł powoli, marszcząc brwi i rozglądając się po otoczeniu i poczuł więcej niż małą ulgę, gdy zobaczył, że jest sam w pokoju. Chociaż zapach mężczyzny w czerwieni – Dantego –był wszędzie, nawet na nim i Nero zmarczył nos na uderzający do głowy zapach. Mały diabeł zepchnął z siebie okrycie, spuszczając nogi z brzegu łóżka zanim zatrzymał się, żeby popatrzeć na swoje dziwnie nagie demoniczne ramię. Młodzik patrzył na nie, w zamyśleniu marszcząc brwi.
- Mój ojciec, co? – Zacisnął pięść, patrząc z nienawiścią na łuski które dotarły za nadgarstek i znaczyły tył dłoni jak skrzywione piegi. – Co za żart.
Nastąpił szczególnie głośny łomot, za którym podążyła gniewna kłótnia mężczyzny i kobiety, Nero wstał z łóżka i podszedł do drzwi. Z ulgą odkrył, że nie były zamknięte i po chwilowym wahaniu, otworzył je i wyszedł na mały korytarz. Nero otworzył drzwi najciszej jak mógł, ale mężczyzna w czer…. Dante zdawał się i tak go usłyszeć. Głowa starszego półdiabła wyjrzała z drzwi po lewej. Posłał chłopcu szeroki uśmiech.
- Hej! Obudziłeś się! Zaczynałem myśleć, że prześpisz cały dzień. Ech, zaczekaj chwilę. – Głowa zniknęła w pokoju i chwilę później znów się pojawił, wychodząc na korytarz z zawiniątkiem ubrań w ramionach. Nero zesztywniał, bardziej niż trochę zlękniony na tkwienie w małym korytarzu z nieznanym mężczyzną, ale Dante albo tego nie zauważył albo zignorował, wpychając zawiniątko w niepasujące do siebie ręce. – Dziewczyny kupiły ci ubrania, biorąc pod uwagę, że twoje były obrzydliwe jak diabli. Zgadywały twój rozmiar, ale Trish jest w tym całkiem dobra, więc bym się tym nie martwił.
Starszy półdiabeł otworzył drzwi znajdujące się na przeciwnej ścianie, ukazując łazienkę. Łowca wyciągnął gruby, puchaty ręcznik z szafki z bielizną naprzeciw prysznica i szybko wskazał przybory toaletowe, wyjaśniając jak uruchomić prysznic. Nero patrzył wrogo na mężczyznę. Tylko dlatego, że wyglądał jakby się nigdy nie kąpał, nie znaczyło że nie wiedział jak obsługiwać prysznic. Co, Dante uważał go za idiotę?
- Ciepło jest odrobinę wątpliwe, dzieciaku, więc lepiej wykąp się szybko. Nie można zagwarantować jak długo będziesz miał gorącą wodę. – Potem, po tym jak pogłaskał Nera po głowie, co sprawiło że chłopiec się wzdrygnął. Półdiabeł wyszedł. Przez chwilę młodzik po prostu patrzył za nim, zanim sięgnął by zamknąć drzwi z mocnym skrzywieniem.
Rozebrał się cicho, ciągle marszcząc brwi i kopnął nienawistnie za duże ubrania w kąt za ubikacją, nim wszedł pod gorący strumień. To było po prostu cudowne. Nero roztopił się pod strumieniem, jęcząc głośno, gdy woda spływała kaskadą po jego (w większości) zaleczonym ciele i zmywała z niego brud ostatnich trzech tygodni. Woda natychmiast zrobiła się czarna, spływając ciemnymi strumieniami w dół jego ciała.
Półdiabeł uśmiechnął się szeroko po raz pierwszy tego dnia i zaczął zdrapywać z siebie brud i krew, które go pokrywały. I zapach. Och tak, Nero był bardziej niż gotowy pozbyć się zapachu tego mężczyzny.

***

- Hej, ciągle nie rozumiem czemu musimy malować.
Obok niego, Trish westchnęła, unosząc rękę by potrzeć czoło wypraktykowanym ruchem, gdy przerwała nakładanie farby. – Ponieważ, Dante, chcesz żeby czuł się mile widziany. Nacieki tego nie prezentują.
Dante mlasnął językiem, opierając dłonie na biodrach, gdy rozejrzał się po zapasowym pokoju. Prawda, w paru rogach były nacieki, w miejscach gdzie dach przeciekał ostatniej zimy, ale ledwo było je widać. Mimo tego Trish posłusznie malowała, już skończywszy większość małego pokoju. Pokój nie był największy – żadna z sypialni nie była – ale dziewczyny zdawały się mieć to w myślach kupując meble i zebrały zwięzłe meble o wielu przeznaczeniach. Musiał przyznać, złocistobrązowy kolor wyglądał odrobinę lepiej.
Zmarszczył nos z niesmakiem na ciężki zapach farby. Obok niego, Trish rzuciła mu złe spojrzenie.
- Hej. Ja maluje, ty składasz. Taka była umowa, pamiętasz? Więc składaj, idioto.
Dante uniósł ręce w poddaniu i wrócił do składania mebli które kupiły dziewczyny. Na początku był wkurwiony, że poszły i wydały wszystkie jego pieniądze – znowu - ale gdy to przemyślał, łowca był całkiem wdzięczny. Nie przyznał tego dziewczynom, gdy to skomentowały, ale myślał po prostu przyniesieniu starego materaca, który miał w piwnicy i położeniu go na podłodze.
Łóżko było łóżkiem, ale dziewczyny – cóż, głównie Trish, skoro Lady wygodnie zniknęła, gdy zrozumiała, że będzie konieczna praca manualna – miały rację. Chciał, żeby Nero czuł, że to teraz jego dom. I jeśli danie mu odstrzelonej sypialni mogło pomóc w tym, żeby jego dzieciak czuł się tu mile widziany, Dante nie miał nic przeciwko wysokiemu rachunkowi.
Komoda i łóżko zostały wniesione przez obsługę sklepu, co zostawiało Dantemu złożenie półek i różnych (odrobinę bezsensownych) drobiazgów, które kupiły Trish i Lady. Skończenie pokoju nie zajęło im długo. Około dwie godziny przed końcem, dzieciak się obudził i Dante zrobił co tylko mógł by zmniejszyć poziom niezręczności istniejący między nimi. Nie zdawało się to pomagać, ku jego konsternacji.
Nero patrzył na niego jakby miał trzy głowy i ciężko było nie zauważyć, że dzieciak się wzdrygał, gdy Dante go dotknął. Z westchnieniem, Dante zawiesił ostatnią półkę. Obok niego, Trish rzuciła usatysfakcjonowany uśmiech, gdy rozejrzała się po udekorowanym pokoju. Ciągle pachniał ciężko schnącą farbą (szybkoschnącą), ale poza tym wyglądał cholernie dobrze. Nawet drobiazgi na ścianie.
- Taa, okej. Wygląda całkiem niesamowicie. – Przyznał Dante na wyczekujące spojrzenie Trish. – Ciągle nie rozumiem po co te wszystkie drobiazgi na ścianie. Świecący w ciemności okrągły zegar? Czy to nie odrobinę przesadne? – Trish zacisnęła pięści i Dante na wszelki wypadek zrobił krok do tyłu. – To znaczy, mogłem po prostu przynieść jakieś moje plakaty. Mam parę ekstra.
- Nie bądź dupkiem, Dante – parsknęła łowczyni, zakołysawszy się w jego stronę tak nagle, że właściwie wpadł na ramę łóżka z nerwowym śmiechem. – Jesteś teraz ojcem. Musisz dorosnąć, przynajmniej odrobinę.
- Hej! Jestem dorosły!
- Proszę… – Palec Trish wbijał się gwałtownie w jego pierś przy każdym słowie. – Mówię poważnie, Dante. Musisz się podciągnąć.
Półdiabeł przewrócił oczyma. Taa, rozumiał. Sprawy musiały się zmienić. Ale tylko dlatego, że był tatą nie znaczyło, że był martwy.
- Okej, rozumiem. Co sugerujesz?
- Na początek, zadzwoń po hydraulika.
Wzruszył ramionami. To sprawiedliwy warunek. Przypuszczał, że mógł zrobić parę ekstra wydatków, żeby zawsze mieć gorącą wodę. Mówiąc o gorącej wodzie, dzieciak był w łazience naprawdę długo. Jakby na znak, rozległ się wymowny dźwięk zbyt niskich drzwi otwierających się na korytarzu. Dante wyśliznął się na korytarz i się zatrzymał.
Dzieciak wyglądał dobrze po wyczyszczeniu.
Ubrania pasowały na niego doskonale (nie żeby wątpił w zdolności do kupowania Trish i Lady) i Dante był zadowolony widząc, że właściwie ubrany jego syn nie wyglądał tak chorobliwie chudo. Nero szarpnął krawędź czarnego T-shirta z AC/DC, wyglądając jakby czuł się niewiarygodnie niezręcznie, gdy patrzył na swoje bose stopy. Dżinsy były odrobinę za duże, ale starszy półdiabeł wiedział że dzieciak szybko do nich urośnie. Szczególnie z całym jedzeniem jakie zamierzał wepchnąć mu do gardła.
Po raz pierwszy, łowca został potraktowany pełnym zapachem syna, nieskażonym. Pachniał cholernie podobnie do niego, jednak było w tym coś niezaprzeczalnie „Nerowatego.” Znów odetchnął głęboko i zachichotał, gdy dzieciak rzucił mu mroczne spojrzenie, zanim wrócił do studiowania swoich stóp.
- Nie rób tego – wymamrotał Nero, różowy od kołnierza do czubków uszu.
- Sorry, dzieciaku – powiedział Dante z nieprzepraszającym, szerokim uśmiechem, sięgając jedna ręką by wzburzyć jego włosy. Celowo zignorował sposób w jaki mniejszy półdiabeł zesztywniał, delikatnie przesuwając dłonią po nagle miękkich jak u niemowlęcia białych włosach. Co, do… wczoraj w ogóle takie nie były. Muszę pamiętać żeby wyprać pościel. – Mam dla ciebie niespodziankę.
Niebieskie oczy go zmierzyły.
- …okej.
Łowca zachichotał na otwartą podejrzliwość.
- Chodź, spodoba ci się. Obiecuję.

***

Nero ciągle nie był pewny co sądził o Dante – swoim ojcu. Ciągle musiał sobie przypominać o tym fakcie, po prostu nie wydawało się to realne. Młodzik niespecjalnie ufał starszemu mężczyźnie i jego ciągłym uśmiechom, chichotom i głaskaniu. Głaskanie było dziwne. Od około roku nikt nie dotykał go w przyjazny sposób, a nawet w Fortunie fizyczne okazywanie uczuć było rzadkie. To naprawdę nie była specjalność Zakonu. Powinieneś podziwiać z daleka. Do diabła, wątpił żeby jego przybrani rodzice uprawiali seks więcej niż dwa razy.
Gdy zaczęło wyglądać na to, że Dante zamierza chwycić go za rękę i zaciągnąć do pokoju, Nero w końcu za nim podążył. I znieruchomiał w zaskoczeniu, śnieżnobiałe brwi wystrzeliły w górę i zniknęły pod poszarpanymi kosmykami.
Pokój był pomalowany na złotobrązowo i kilka grubych dywaników zostało rzuconych na wynędzniały dywan pod spodem. Było tam piętrowe łóżko z biurkiem pod spodem i wspierającymi je dwoma wielkimi półkami na książki. Pościel była brązowa w pomarańczowe paski z pasującym pomarańczowym prześcieradłem i z większą ilością poduszek, niż Nero wydawało się konieczne. Długa komoda stała przy przeciwnej ścianie, z wiszącym nad nią lustrem i lampą pełną jakiś cieczy o jasnych kolorach, które wirowały razem, oraz z odtwarzaczem CD po drugiej stronie.
Na biurku stał cienki laptop, a pod nim wyglądające na dobrze kochane krzesło obrotowe. Półki na książki były pełne pustych, metalicznych koszyków i przypadkowo rozstawionych zabawek, jak i książek o grzbietach w jasnych kolorach. Na ścianach były rozwieszone różne obrazki, głównie sceny miejskie i znaki uliczne, które wyglądały jakby zostały kupione, co było absurdalne, bo Nero mógł wyjść i przynieść jakie by chcieli. Było też parę neonowych świateł przyczepionych do ściany, jeden okrągły zegar i drugi w kształcie gitary.
Obok łóżka, blond kobieta patrzyła na niego wyczekująco. Nero odwzajemnił spojrzenie, zanim obrócił powoli wzrok by objąć pokój w pełni.
- To… moje?
- Pewnie że tak! – powiedział Dante z szerokim uśmiechem, opierając się o framugę drzwi. – Niesamowity, co?
Kiedy, do diabła, mieli czas żeby to zrobić? Szybkie spojrzenie na zegar ujawniło że był dość późny wieczór, ale cholera. Nero przestąpił z nogi na nogę. Taa, pokój był świetny, ale to wszystko? Jego pokój w Fortunie był mały, nudny i spartański. To wszystko zdawało się być przesadą. Ledwie znał kolesia. Młodzik nawet wciąż nie wiedział co sądzić o starszym półdiable, na litość boską, a on… wyglądało na to, że wydał cholerną fortunę.
- Więc, - Nero przerwał niezręcznie, - to znaczy. Uch, to miłe.
- Zaskoczony? – zapytała miękko kobieta, obserwując go ostrym wzrokiem, który sprawił, że skręcił się jeszcze bardziej.
- Taa. Nie musieliście tego wszystkiego robić. To znaczy, ledwie się znamy i…
- Hej! – Ciężka ręka opadła na szczyt jego głowy po raz trzeci i Nero się wzdrygnął, opierając się pragnieniu ucieczki przed starszym półdiabłem. Facet właśnie dał mu niesamowity pokój. – Jeśli masz tu zostać, chcę żeby było ci wygodnie.
- Pewnie – Nero ostrożnie wyszedł spod ręki. – Taa.
Mógł poczuć na sobie wzrok ojca i widział kątem oka jak zmarszczył brwi. Blondynka odchrząknęła i za przeproszeniem wyszła z pokoju, mówiąc coś o pracy czy czymś innym. Nero był zbyt zajęty dotykaniem materiału pościeli. Była miękka, jak naprawdę miękki T-shirt czy coś. Niemal chciałby, żeby dziwna kobieta nie wychodziła. Teraz był sam z mężczyzną w czerwieni.
- Nie podoba ci się? – Ciężko było nie zauważyć rozczarowania i Nero uniósł rękę by nerwowo potrzeć kark.
- Nie, znaczy. Nie o to chodzi, pokój jest świetny. To po prostu… - Wczoraj w nocy powiedziałem ci mnóstwo cholernie wrednych rzeczy i nagle jesteśmy kolegami? Albo, nie wiem, dziwną, demoniczną wersją bandy Brady’ego?
Młodzik stanął tak że przed sobą miał okno, wyglądając na alejkę na którą wychodził pokój zanim sięgnął by poczuć gruby materiał flanelowych zasłon, które je otaczały. Nero westchnął. Nie miał pojęcia co próbował powiedzieć. Choć Dante ciągle czekał.
- Wczoraj spałem pod skrzynią, a teraz nagle mam pokój i t-tatę.
Nie mógł nic poradzić zająknięcie przy słowie i stężał instynktownie, gdy starszy półdiabeł westchnął.
- Sprawy zmieniły się dość szybko. – To tak naprawdę nie było pytanie i Nero skinął, zanim ostrożnie obrócił się, żeby na niego spojrzeć. Chociaż półdiabeł nie wyglądał groźnie. Obserwował go intensywnie, ale Nero nie wyczuwał w tym żadnej gwałtowności. – Pamiętam jak to było, te pierwsze kilka razy, kiedy musiałem iść do rodziny zastępczej.
- Byłeś w rodzinie zastępczej?
Dante skinął, przechodząc przez pokój i sięgając za Nera, żeby otworzyć okno i uwolnić pokój od przejmującego zapachu farby. – Moi rodzice zginęli, gdy miałem osiem lat. Miasto próbowało posłać mnie do kilku rodzin zastępczych, ale szybko stwierdzili, że to nie wyjdzie.
Nero nie mógł nic na to poradzić, zainteresowało go to.
- Dlaczego nie?
Nastąpił mroczny chichot.
- Nienawidziłem tego, że próbowali udawać, że w ciągu nocy byliśmy idealną rodziną. Wprowadzałem się i nagle byłem dawno utraconym synem, brakującym kawałkiem ich rodziny. Nic nie rozumieli na mój temat i dawałem im to do zrozumienia. Poza tym, byłem cholernie wkurwiony na mojego tatę. Zostawił nas, moją mamę, mnie i mojego brata. Poszedł, dał się zabić i już nigdy nie wrócił. Po tym moja mama była bezbronna, gdy demony zaatakowały. Nie jestem całkiem pewny jak ja i mój brat przetrwaliśmy.
Młodzik milczał przez długą chwilę, próbując zaabsorbować to co mówił jego ojciec.
- Więc, mam wuja?
Nastąpiła kolejna długa cisza, która natychmiast dała Neru znać, ze powiedział coś niewłaściwego.
- Miałeś. Umarł. – Niezręczne odchrząknięcie, nim Dante kontynuował. – Powód dla którego ci to mówię, dzieciaku, to że wiem przez co przechodzisz. Nie będę cię prosił, żebyś udawał, że jesteśmy idealną rodziną. Nie musisz nazywać mnie tatą, jeśli nie chcesz. Weź tyle czasu ile potrzebujesz żeby dojść z tym do ładu. Do diabła, sam jeszcze próbuję to rozgryźć. Jedyne o co proszę, to żebyś dał temu szansę.
Nero spojrzał w górę, tylko by zobaczyć niebieskie oczy patrzące na niego z determinacją. Mówi poważnie, zrozumiał Nero z zaskoczeniem. Naprawdę chce żebym tu został i spróbował bawić się w dom.
Cóż, to było lepsze niż ulica i… i czy naprawdę nie chciał poznać własnego ojca? Nero ciągle nie był pewny co czuł w związku z tym wszystkim, ale nie mógł nic poradzić tylko wspomnieć poczucie bezpieczeństwa jakie czuł po kanale i ciepło, które go napełniło tego ranka.
- …Pewnie. Co tam, do diabła. Ale musisz skończyć z tą bzdurą z węszeniem – młodzik przestąpił z nogi na nogę, pozwalając oczom opaść do bosych stóp, zanim kończąc wymamrotanym. – Przechodzą mnie przez to ciarki.
Dante się roześmiał.
- Mogę to zrobić. W pewnym sensie instynktowne i w ogóle, ale mogę spróbować.
Gdy ręka nadeszła by pogłaskać go po raz czwarty, Nero zdołał powstrzymać się przed wzdrygnięciem. Uśmiech jakim został nagrodzony był niemal oślepiający.


Dzień 3

Trzeciego dnia ich współmieszkania, Dante zaczął rozumieć ile będzie musiał poświęcić.
Jego dzieciak rzucał mu zabójcze spojrzenie z drugiej strony kuchennego stołu, wskazując na dany mu talerz z wyrazem absolutnej wzgardy.
- Sorry, stary. Ale nie będę jeść pizzy na śniadanie. Znowu. Co z tobą jest właściwie nie tak? Była pizza na każdy cholerny posiłek. Kto tak robi?
- Rozmawiałeś z Trish albo Lady? – zapytał Dante podejrzliwie, przytulając talerz do piersi odlegle obronnym gestem. Nero przewrócił oczyma.
- Po pierwsze, nie znam tych ludzi i po drugie, żadna zdrowa na umyśle osoba nie je cały czas pizzy.
- Cóż, to wszystko co mam, więc bierz albo zostaw – odszczeknął Dante.
- Dobra – mruknął Nero, zmierzając ku frontowym drzwiom. – Sam sobie coś znajdę.
- Ach, siadaj, do diabła – powiedział łowca sięgając po skórzany płaszcz. – Pójdę do sklepu spożywczego, rany.
Nero parsknął i założył grubą bluzę z kapturem.
- Idę z tobą. W ogóle nie ufam twojemu pojęciu o jedzeniu.
- Jak chcesz, wybredny szczeniaku.
Trzy godziny i czterysta sześćdziesiąt osiem dolarów później, Nero jadł przy stole radośnie strudel z tostera, a Dante patrzył na bilans swojego konta w żałobie.


Dzień 4

Czwartego dnia, Nero poznał dziewczyny. To było prześmieszne. Dziewczyny właściwie zostawiły ich samych żeby mogli się „wiązać.” Słowa Lady, nie jego. Wciąż jednak Dante był wdzięczny za czas sam na sam z synem. Do drugiego dnia dowiedział się, że jego dzieciak posiadał dumy na mile, głowę tak dużą, że pewnie by uleciała gdyby ją uwolnić, a jednocześnie bywał niewiarygodnie nieśmiały.
Był też całkiem dobrym zapaśnikiem. Dante dowiedział się o tym przy ich pierwszej walce. Dziesięciolatek na niego skoczył, cały w warkotach z drapaniem i zaskakująco mocnymi uderzeniami. Mały skurwiel dużo po nim odziedziczył. Dante nie mógł nic poradzić, tylko być pod wrażeniem samego siebie.
Przyczyną walk (jak i każdej następnej w nadchodzących miesiącach) było to co Nero mógł i czego nie mógł robić. Dzieciak był przyzwyczajony do grzesznego ogromu wolności po roku na ulicach i podczas gdy Dante to szanował – w końcu był całkowicie za wolnością wyboru – będzie przeklęty, jeśli w najbliższym czasie spuści swojego dzieciaka z oczu.
Dziewczyny pokazały się około dziesięć minut po jednej z tych walk. Nero siedział na kanapie, patrząc zabójczym wzrokiem na kreskówki, podczas gdy Dante zajmował się pocztą przy biurku. Patty wpadła z gracją tornada, rzucając pytaniami o to co się dzieje, gdzie jest chłopak, który wygląda jak on, dlaczego krwawił i czemu Dante do niej nie zadzwonił – zanim zatrzymała się całkowicie, patrząc na białowłosego chłopca.
Nero obrzucił ją jednym spojrzeniem i obrócił się z mrocznym spojrzeniem do starszego półdiabła.
- Proszę, powiedz, że ona nie jest moja siostrą.
To posłało Dantego w histeryczny śmiech, podczas, gdy Patty poczuła się niezwykle obrażona i zaczęła pouczać Nero, jakim byłby szczęściarzem, gdyby była jego siostrą. Trish i Lady stały w wejściu, wymieniając rozbawione spojrzenia, gdy Nero wyraźnie pobladł na widok gigantycznej rakietnicy Lady.
- Pilnuj manier, dzieciaku – ostrzegła Lady z sadystycznym uśmiechem. Nero był chorobliwie grzeczny przez resztę ich pobytu.


Dzień 6

Szóstego dnia, Dante wrócił do domu późno w nocy, żeby znaleźć swojego dziesięciolatka oglądającego filmy o potworach i równo zajmującego się sześciopakiem. Wyraz czystej wściekłości na twarzy Nero, gdy wyrwał mu z dłoni na wpół pustą puszkę i wypił to, był prześmieszny.
- Co jest, kurwa, staruszku?
Zgniótł puszkę i pomachał nią groźnie przed twarzą małego półdiabła.
- Jesteś smarkacz. Żadnego alkoholu.
Dante ledwie uniknął wymierzonych w jego głowę puszek.


Dzień 7

Siódmego dnia, Dante zastanawiał się czy jego dzieciak ma problemy ze słuchem.
- Co do… Czy właśnie o tym nie rozmawialiśmy? Żadnych fajek. Co, do diabła? Ty cholerny delikwencie.


Dzień 8

Ósmego dnia, Nero poddał się pokusie.
Szybkie spojrzenie po sklepie ujawniło, że był prawie pusty. Patty radośnie oglądała telewizję, a jego ojca nie było w pobliżu. Z szerokim uśmiechem, zdjął jeden z mieczy. Ku jego zaskoczeniu ten wydał krzyk tak głośny, że jego ojciec przybiegł na dół, ignorując schody i przeskakując przez balustradę.
Nero upuścił miecz w chwili, gdy ten zaczął go przeklinać i cofnął się od skrzeczącej rzeczy najdalej jak to możliwe, tak że był przyciśnięty do kanapy, a drżąca Patty zerkała zza niego.
Dante wydał złośliwy śmiech i uciszył broń, odwieszając ja na ścianę.
- To dostajesz, ruszając moje rzeczy.
Nero tylko skinął, zbyt zdumiony by zrobić więcej.


Dzień 11

Jedenastego dnia, mieli problem.
- Poważnie, Nero. To nie zadziała. Bo nie przestanę kupować alkoholu - Dante wyrwał puszkę piwa z ręki młodzika i niedbale rzucił ją za siebie. Nero się opluł, gdy ciecz trysnęła na cały sklep.
- Myślałem, że doszliśmy do porozumienia ostatnim razem, ale najwyraźniej nie. Więc… - Sekundę później przełożył skrzeczącego Nera przez kolano. - Nie, - pac, - pij, - pac, - mojego przeklętego gówna, - pac, - ty, - pac, - mini, - pac, - alkoholistyczny, - pac, - szczeniaku!
- Pomocy! - wrzasnął Nero próbując mu się wywinąć. - Ratunku! Gwaaaałt! - Frontowe drzwi nagle zostały wykopane by ujawnić warczącą Lady z pistoletem w dłoni. Popatrzyła na nich przez chwilę zanim przewróciła oczyma, wkładając broń do kabury i idąc do lodówki.
- Nie chcę wiedzieć.


Dzień 12

Dwunastego dnia, Nero odszedł. Lanie oznaczało zbyt wiele. Wszystkie zasady, wszystkie tego- nie -możesz-robić były dla niego przesadą. Kim sobie myślał, że jest ten szalony facet, jeśli sądził, że może wpaść w jego życie i ustalać wszystkie zasady? Kim sobie, kurwa, wyobrażał że jest, żeby sprać go jak trzylatka?
Więc, ojciec czy nie, Nero miał dość.
Nie był dzieckiem. Mieszkał na ulicach od, jakby, zawsze i to wykluczało bycie dzieciakiem. Plus, nie żeby koleś naprawdę był jego tatą. Tata tak naprawdę nie pojawiał się nagle po dziesięciu latach.
Więc, taa, Nero skończył zabawę w dom.
Młodzik skinął ostatecznie, zmierzając ku swoim dawnym terenom. Więc będzie zimno i znów będzie musiał walczyć o jedzenie. Nero robił to wcześniej. Poza tym, lepiej być sobie panem, żyć własnym życiem niż być przywiązanym do jakiegoś…
Instynkty półdiabła zaalarmowały go na czas by uniknął rury wymierzonej w jego głowę. Nero przeturlał się na bok, próbując uciec, ale odkrył że mała uliczka była zablokowana z obu stron przez dwóch mężczyzn. Rozejrzał się desperacko po ścianach, ale nie widział dużej szansy na ucieczkę po gładkich ścianach.
Cholera, czego, kurwa, chcą?
- Posłuchaj, chłopcze. Nie utrudniaj - doradził ostro mężczyzna trzymający rurę. - Pan Rockwell chce z tobą porozmawiać. Więc chodź cicho i - Hej!
Nero rzucił się na jednego z mężczyzn, uderzając nim w ceglaną ścianę tak mocno, że nie mógł wstać. Półdiabeł obrócił się, unikając ramion trzeciego mężczyzny i upadł, wykopując spod siebie nogi. Młodzik dotarł do wolnego teraz wyjścia na ulicę, ale ręka chwyciła go za kostkę i boleśnie posłała w dół, uderzając jego podbródkiem o beton. Nero wypluł krew z przygryzionego policzka i instynktownie kopnął w twarz trzymającego go mężczyzny.
Na sekundę został puszczony a potem coś twardego - rura, zgadywał - uderzyło go w żebra i chłopak pobielał, gdy ból eksplodował w jego boku. Ciężar opadł na jego pierś i Nero był dość świadomy, mimo bólu żeber, by rozpoznać ciężki but.
- Nie martw się, dzieciaku - powiedział mężczyzna z rurą wokół zakrwawionego nosa. - Weźmiesz tylko krótką drzemkę.
Rura się uniosła i Nero zamknął oczy, odwracając głowę w słabej nadziei, że powstrzyma to metal przed uderzeniem w coś zbyt kruchego.
Nadbiegł dziwny dźwięk - swego rodzaju sapnięcie zmieszane z wrzaskiem i gdy Nero otworzył oczy, rura zniknęła z ręki mężczyzny. Jego ociec stał nad nim, ze stopami postawionymi po obu stronach ciała Nera i warczał na otaczających ich mężczyzn. Gdy patrzył, półdiabeł poruszył się błyskawicznie, szybko załatwiając czterech mężczyzn. Jeden sięgnął po pistolet i Dante obrócił się ostro, uderzając rurą z wystarczającą siłą, żeby, gdy dotknęła bandziora, rozległo się głośne, mdlące snap.
Mężczyzna upadł na ziemię pod dziwnym kątem i nie wstał. Przez chwilę Nero myślał, że Dante go zabił, ale wtedy zrozumiał że jakoś, pomimo preclowatego kształtu ciała, mężczyzna ciągle żył.
Dante przycisnął rurę do ramienia nieruchomego mężczyzny i warknął na niego z furią.
- Za każdym razem, gdy spróbujesz się ruszyć, chcę żebyś pamiętał tę chwilę. Chcę, żebyś o mnie myślał. Chcę żebyś myślał o chwili, gdy spróbowałeś dotknąć czegoś co jest moje i wiedział dlaczego tak skończyłeś. Chcę żebyś zrozumiał jak kurewsko wielkoduszny jestem pozwalając ci zatrzymać twoje gówniane życie.
Z miejsca w którym siedział, Nero patrzył rozszerzonymi, zaszokowanymi oczyma na przerażający widok swojego ojca. Zawsze wiedział, że starszy półdiabeł jest zdolny do przemocy, ale zobaczyć to - zobaczenie tego zmieniało wszystko.
- I chcę, żebyś zaniósł wiadomość swojemu szefowi. Chcę, żebyś mu powiedział jaki byłem wspaniałomyślny pozwalając tobie i twoim kumplom żyć. Jaki miły jestem, że niczego nie odcinam. Chcę żebyś mu powiedział, jak to jest być uwięzionym we własnym ciele. Jak bardzo chciałbyś móc się ruszyć. A potem chcę żebyś mu powiedział, żeby się odpierdolił. Bo jeśli jeszcze raz złapię jednego z jego skurwysynów w pobliżu mojego dzieciaka, przyjdę po niego. Rozumiesz?
W odpowiedzi dostał słabe skinienie.
Dante upuścił rurę, dźwięk rozniósł się złowieszczo po ulicy. Obrócił się do Nera i chłopak nie mógł nic na to poradzić, wzdrygnął się. Wyraz oczu jego ojca był mieszany i w większości nieczytelny, ale widział zranienie - i żal? - odbijające się w nich. Półdiabeł potrząsnął głową, z westchnieniem przesuwając ręką po włosach.
- Chodź, wracajmy do domu. - Jego głos był dziwnie pusty i Nero wstał, podążając cicho za mężczyzną. Ciągle nie był pewny skąd wziął się pokonany wyraz twarzy jego ojca, ale Nero doszedł do wniosku że miało to coś wspólnego z nim. Co sprawiło, że poczuł się źle, bo mężczyzna właśnie uratował mu życie. Może to dlatego, że Nero uciekł? Im więcej o tym myślał, rzucając nerwowe spojrzenia na mroczny wyraz twarzy ojca, tym bardziej Nero się martwił. Po dziesięciu minutach, w końcu zebrał dość odwagi, żeby zadać swoje pytanie.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie - powiedział Dante po chwili. - Po prostu nie odchodź tak znowu, dobra?
Nero skinął i widząc, że ten wyraz twarzy nie zniknął, po chwili ostrożnego rozważenia, wyciągnął rękę i chwycił dłoń ojca. Dante zesztywniał i obrócił się, żeby spojrzeć na niego z zaskoczeniem. Mniejszy półdiabeł skoncentrował się na pęknięciach w chodniku jakie mijali i odmawiał napotkania pytających oczu.
Po chwili, jego ojciec odwrócił wzrok. Kolejne szybkie spojrzenie ujawniło, że nieszczęśliwy wyraz twarzy znikł.


Dzień 18

Osiemnastego dnia, Rockwell przyszedł do sklepu. Komisarz policji był ubrany w skrojony na miarę biało-szary garnitur i rozglądał się po sklepie z wyrazem pogardy. Patty natychmiast zniknęła na tyle, gdzie Dante pracował nad samochodem. Przez chwilę Nero i Rockwell po prostu na siebie patrzyli. Gdy wyglądało na to, że komisarz policji coś powie, jego ojciec pojawił się z tyłu.
Przeszedł przez pomieszczenie z aurą braku zainteresowania, jednak Nero zauważył, że założył pas z bronią. Najdyskretniej jak to możliwe - co nie było bardzo możliwe, biorąc wszystko pod uwagę - Nero poruszył się, aż stał częściowo ukryty za ojcem.
- Nero, zabierz Patty i idźcie na górę.
- Co? Ale chcę…
- Teraz! - Ten ton był pełny nie -igraj -ze-mną i Nero tego nie zrobił. Chwycił za rękę zagapioną blondynkę i weszli na górę, ale dotarli tylko tak daleko. Oboje usiedli na szczycie schodów, poza zasięgiem wzroku, ale nasłuchując.
- Wierzę, że mamy parę rzeczy do omówienia.
- Nie bardzo - było lodowatą odpowiedzią jego ojca.
- Cóż. To twoja opinia. - Rozległ się dźwięk miętej tkaniny i osiadającej skóry, więc założył, że Rockwell usiadł. - Twój syn coś mi zabrał i chcę to odzyskać. Cóż, gotówka nie jest ważna. Ale były tam pewne papiery - moje osobiste notatki. I nie posiadanie ich kosztowało mnie trochę gotówki i pozycji.
- Ponownie, nie widzę co to ma z nami wspólnego.
Nastąpiło westchnienie i dźwięk odpalanego cygara.
- Nie przeraża mnie pan, panie Alighieri. - Nazwisko wymówił akcentując je sarkastycznie. - Słyszałem wszystkie plotki i szczerze, nie wierzę w nie. Jest pan tylko człowiekiem, panie Alighieri. I to nawet nie sprytnym. Mit mieszańca istniał od początku wiary. A ja nie jestem religijnym człowiekiem.
Nastąpiła długa cisza nim Rockwell kontynuował.
- Zapłacisz mi tyle ile straciłem, plus wsparcie dla moich ludzi, których zraniłeś i będziemy kwita. Jeśli nie, moi przyjaciele i ja zmieciemy to miejsce z powierzchni ziemi i powieszę cię obok twojego syna.
Kolejna cisza, potem:
- Skończyłeś? Dobrze.
Rozległ się dźwięk krzesła przeciąganego po drewnianej podłodze, potem zatrzymującego się z piskiem.
- Więc w porządku, pozwól że powiem ci jak to będzie. Te plotki? Opowiadają tylko połowę historii. - Dziwny zapach wypełnił pomieszczenie: szorstki i gorący, jak siarka, ale gniewniejszy i gdy Dante znów się odezwał, jego głos był o kilka oktaw niższy. - Myślisz, że jesteś twardy z powodu swojej rodziny? Jestem pieprzonym pomiotem diabła i mam cały ładunek całkowitego szaleństwa tylko czekający by go na kogoś skierować.
Rozległ się dźwięk kogoś nerwowo odchrząkującego.
- Wyjdziesz z tego sklepu i zapomnisz o naszym istnieniu. Nie dostaniesz nic i będziesz z tego cholernie szczęśliwy. A jeśli choćby pomyślę, że myślisz o moim synu w sposób jaki mi się nie podoba, przyjdę do ciebie razem z wszystkimi moimi popieprzonymi przyjaciółmi i przekonamy się jak daleko sięgają te plotki.
- To… - Był to bardziej skrzek niż cokolwiek innego i Rockwell przerwał, odchrząkując. Gdy komisarz znów się odezwał, chwiejność tonu znikła. - To zdaje się akceptowalne.
- Świetnie. A teraz spierdalaj.
Obok niego, Patty wydała miękki dźwięk.
- Dante powiedział dużo złych słów.
Nero parsknął, z szerokim uśmiechem, gdy usłyszał jak Rockwell podwinął ogon i zwiał.
- Nie chrzań.


Dzień 23

Dwudziestego trzeciego dnia, Nero ukradł coś po raz pierwszy odkąd mieszkał w swoim nowym domu. Schował do kieszeni dużego pączka, z serwetką i w ogóle, cicho i szybko, po czym wyszedł z piekarni, gdy Patty negocjowała z właścicielem nad jakimś rogalem. Nero uśmiechnął się szeroko, gdy z sukcesem dotarł za róg i w małą alejkę.
Wyciągnął pączka, użył serwetki żeby zeskrobać strzępy jakie się do niego przyczepiły, zanim wziął szczególnie wielkiego gryza.
- Ukradłeś to? - Nero podskoczył na dźwięk głosu ojca, słodycz nagle smakowała jak popiół, gdy odwrócił się i zobaczył stojącego za nim starszego półdiabła. Uch och, totalnie przyłapany. Kiedy on się tu, cholera, pojawił?
- Nie. - Pączek został usunięty z jego dłoni i rzucony przez ramię wysokiego mężczyzny. - Hej!
- To za kłamanie. - Dante chwycił go za łokieć i poprowadził go z powrotem do piekarni. Przez straszną chwilę Nero myślał, że ojciec zmusi go do przeproszenia właściciela sklepu. Ale zamiast tego, Dante zostawił go na chodniku pojawił się ponownie po chwili z, tym razem legalnie kupionym, pączkiem. - Nie musisz kraść, dzieciaku. Chcesz czegoś, dajesz mi znać. Szczególnie jeśli chodzi o jedzenie.
Nero skinął do ojca w szoku, potem popatrzał na wyrób cukierniczy w swoich dłoniach zanim zarumienił się ciężko, mamrocząc delikatne - dziękuję.- Obok niego Dante się roześmiał, wyciągając rękę i szorstko tarmosząc jego włosy.
- W porządku, dzieciaku, nie ma powodu, żebyś mi tu zmieniał kolory.
To tylko sprawiło, że zarumienił się intensywniej, ale tym razem z gniewu, gdy Nero przeklinał ojca gorączkowo. Ku jego furii, Dante tylko zaśmiał się mocniej.


Dzień 24

Dwudziestego czwartego dnia, Dante rzucił złe nowiny.
- Co masz, do cholery, na myśli mówiąc szkoła?
Wzdrygnął się na piskliwy skrzek.
- Słyszałeś mnie. Jutro zaczynasz szkołę.
- Co, do cholery, sprawiło, że poszedłeś i to zrobiłeś? - zażądał gniewnie Nero. - Cóż, chrzanić to, nie idę.
- Tak, idziesz - powiedziała pewnie Trish ze swojego miejsca za barem. Wzięła łyk swojego Bourbona. - To tutaj prawo: jeśli masz mniej niż osiemnaście lat, musisz uczęszczać do szkoły. Jeśli tego nie robisz, to wagary i możesz trafić do aresztu dla nieletnich.
Nero pobladł dramatycznie na słowa wagary i areszt dla nieletnich.
- Widzisz, dzieciaku? Mam tu związane ręce - powiedział Dante ze złośliwym uśmiechem. - Zgaduje, że musimy ci zdobyć plecak. I może jakieś urocze szkolne ciuchy.
Nero był rozwścieczony.

Dzień 31

Trzydziestego pierwszego dnia, Dante po raz pierwszy został wezwany do gabinetu dyrektora. Otrzymał telefon godzinę przed końcem szkoły. Dyrektor, pan Windall, nie lubił go szczególnie, co dla Dantego było w porządku, bo sam za bardzo nie przepadał za starym, restrykcyjnym białym kolesiem. Fakt, że spóźnił się na spotkanie półtorej godziny też nie pomógł.
Gdy przyjechał, Nero siedział - bardziej wrzał - w siedzeniu na korytarzu.
- Cóż, dałeś radę w tydzień. - Został nagrodzony palcem.
- Zakładam, że pan Alighieri - ostry, zirytowany głos dobiegł z biura na końcu korytarza. - Niech pan tu przyjdzie z synem.
Pokój pachniał ciężko aromatyczną mieszanką ziół i Dante nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu na widok obrzydzonego wyrazu twarzy swojego dzieciaka. Spotkanie było krótkie. Dante został poinformowany o liście przewinień, które włączały, ale nie ograniczały się do: przeklinania, plucia, walczenia, jedzenia i spania na lekcjach, sprzedawania słodyczy i innych przedmiotów na terenie kampusu, niewłaściwego użytku urządzeń sanitarnych (na to spojrzał na Nera i dzieciak wzruszył ramionami), obrażanie nauczycieli i opuszczanie terenu szkoły.
- Wierzę, że rozumie pan dlaczego zaistniał problem?
- Jasne, że tak - Dante westchnął i posłał swojemu dzieciakowi złowrogie spojrzenie. - Przykro ci?
- Tak?
- I o to chodzi. Problem rozwiązany. Chodź, nieletni.
- Panie Alighieri! - zaczął dyrektor, wyraźnie rozwścieczony, ale para szybko przemierzała korytarz. Gdy wyszli na zimne, popołudniowe powietrze, ręka Dantego trafiła w kark Nero z głośnym smack.
- Spróbuj i zmniejsz to trochę, dobra? Cholera.


Dzień 37

Trzydziestego siódmego dnia, Dante zaczął uczyć Nera strzelać. Wyszło to po tym jak demon niższej klasy podążył za nim do sklepu. Gdy się nim zajmował, jeden z jego pomiotów ruszył za dziećmi. Zanim do nich dotarł, Nero zdołał to zabić - ledwie - wbijając mu w oko kij bilardowy.
Koszt był dość wysoki - dzieciak przez tydzień musiał nosić temblak.. wciąż jednak, Dante był niewiarygodnie dumny i nalegał, żeby umieścić tę rzecz na ścianie obok jego własnych trofeów. Było to, trzeba przyznać, najmniejszy i najbardziej żałośnie wyglądający z wielu, ale łowca praktycznie promieniał ojcowską dumą przy każdym spojrzeniu. Nawet nalegał na wysłanie zdjęcia do Lady i Trish (Patty pomogła mu dojść jak zrobić to jego komórką).
Nero był niewiarygodnie dumny i tym zawstydzony, jeszcze bardziej, gdy Dante zaprowadził go do opuszczonej alejki obok sklepu i przyniósł najsłabszy pistolet, z najgładszym i najlżejszym odrzutem.
Zestrzelił cztery z sześciu butelek przy pierwszej próbie. Dante uśmiechał się jak idiota przez następne kilka godzin.


Dzień 45

Czterdziestego piątego dnia, w Capulet zaczął padać śnieg. I cholera, było zimno. Nero był niewiarygodnie szczęśliwy, że mieszkał z Dante. Widział wcześniej zdjęcia śniegu, ale nigdy nie śnił, że takie zimno może istnieć.
Młodzik bawił się tym przez około pół godziny zanim zostawił Patty samą sobie i spędził resztę dnia pod trzema kocami obok grzejnika najbliżej telewizora. Staruszek wybył w interesach więc gdy Patty poszła po kolacji, Nero odkrył że jest sam kompletnie znudzony.
Patrzył rozpaczliwie na zamkniętą szafkę z alkoholem pod barem. Dante to zainstalował po trzecim razie, gdy złapał Nera pijącego. Życie na trzeźwo było do bani, ale, och, cóż. Młodzik mógł zawsze wyjść i trochę ukraść, ale to zwykle kończyło się tym, że Dante skopywał mu tyłek i Nero wolał tego uniknąć.
Oglądał jakieś poważnie absurdalne animowane programy o chwale śniegu i pory roku, nim niechętnie odrobił pracę domową. Jedynym problemem było to, że w jego pokoju było naprawdę zimno; ja, naprawdę zimno. Zawsze było, w porównaniu z pierwszym piętrem sklepu, gdzie pracowały grzejniki. Po około godzinie zamarzania na śmierć, Nero w końcu się poddał i zniósł swoją poduszkę, i z pomocą koców z kanapy ułożył sobie gniazdo obok grzejnika.
Nero został przebudzony potrząśnięciem jakiś czas później. Dante kucał obok niego, oczy półdiabła dziwnie błyszczały w mroku. Nero uniósł ku niemu kaprawe oczy by spojrzeć ze złością w zdumioną twarz ojca, a potem na zegarek na biurku i mrugające 3:37 am. Z jękiem odepchnął ręce Dantego i zanurzył się bardziej w swoim gnieździe.
- Zostaw mnie w spokoju. Ja muszę wcześnie wstać.
Ale ojciec nalegał, wstając i pociągając Nera w górę.
- Chodź, dzieciaku. Nie bez powodu masz łóżko. -Gdy próbował wrócić na miejsce, starszy półdiabeł parsknął. - Albo sam pójdziesz, albo cię zaniosę, ale idziesz na górę.
- Dobra! - mruknął gniewnie Nero, unosząc poduszkę i wszystkie koce ze swojego gniazda w niezręcznym chwycie i szturmując schody. Niemal przewrócił się dwa razy i tylko szybkie ręce Dantego uratowały go przed uderzeniem twarzą w schody. Za jego pomoc, łowca został nagrodzony na wpół wypowiedzianymi przekleństwami.
- Rany, ale jesteś dziś przyjemny - wymamrotał jego ojciec, prowadząc Nera ku jego pokojowi pewnymi rękami. - A czemu właściwie chciałeś spać na podłodze?
- Bo tu jest kurewsko zimno - parsknął Nero, wspinając się na łóżko, wciągając koce po drabinie w zniekształconych ogonach. Szybko odtworzył swoje gniazdo, naciągnął poduszkę na głowę, zanurzając się. Jego ojciec został trochę dłużej w jego pokoju, zanim wyszedł na korytarz. Nero usłyszał dźwięk otwierania i zamykania szafki z bielizną, a potem Dante wrócił.
Wyjrzał ze swojego gniazda, gdy jego ojciec położył na szczycie kolejny koc.
- Przepraszam, dzieciaku.
- Za co? - parsknął z irytacją Nero. W myślach skowytał. Musi wstać do szkoły za około trzy godziny i droga na miejsce będzie takaaaa zimna.
- Po prostu śpij, okej?
- Nieważne - wymamrotał Nero, zanurzając się głębiej. Rano nadeszło zbyt szybko i jak można było przewidzieć, było strasznie zimno. Ku jego zaskoczeniu, Dante czekał na dole żeby podwieźć go do szkoły. To było niemal niesłychane, żeby zobaczyć jego ojca na nogach o tej godzinie.
- I tak mam sprawę w okolicy - wyjaśnił starszy półdiabeł.
- Z czym? - zapytał wciąż na wpół śpiący chłopiec z ziewnięciem, gdy wdrapywał się do samochodu.
- Gówniana robota.
Zamrugał na szorstką odpowiedź; normalnie Dante był bardziej niż chętny do mówienia o swojej pracy, zanim wzruszył ramionami i zaakceptował dobrą wolę.
Kilka godzin później, gdy Nero wrócił do domu ze szkoły, przed sklepem stał wóz naprawy ogrzewania.


Dzień 49

Czterdziestego dziewiątego dnia, narośl na ręce Nera objęła dłoń i zaczęła sięgać ku palcom. Dante znalazł go szlochającego gniewnie w swoim pokoju, jego ludzkie palce drapały aż upuściły krwi na zniekształconym ciele. Jego ojciec usiadł obok niego na podłodze i odciągnął jego ręce, mamrocząc miękko do Nero, gdy użył własnej koszuli by zatrzymać krew zanim gojenie zaskoczy.
- Jestem pieprzonym potworem - wykrztusił Nero pomiędzy wstrząsającymi ciałem szlochami. - P-potworem. Spójrz na to! Dlaczego ty tego nie masz?
- Nie wiem - powiedział miękko Dante, jedną ręką ściskając rękę syna, podczas gdy drugą otoczył jego ramiona. - Ale to nic nie znaczy. Wiem, że ciężko ci to zrozumieć, ale nie jesteś demonem. To jest w twojej krwi, jak i w mojej. Ale to nie znaczy, że jesteś zły.
- Bzdura.
- Nie - poprawił jego ojciec ostro. - Nie wiem jakimi bzdurami napełnili ci głowę w Fortunie, ale nie jesteś potworem! - Nero potrząsnął głową nieszczęśliwie. Dante wydał łagodny dźwięk frustracji, zanim przyciągnął go aż jego czoło dotykało jego ramienia. - Widziałem zło, dzieciaku. I ty nim nie jesteś. I nigdy nie pozwolę ci się nim stać, rozumiesz mnie?
- Naprawdę? - Nero niemal się wzdrygnął na to jak desperacko brzmiał.
- Naprawdę - potwierdził Dante. - Jeśli do tego dojdzie, sam się tobą zajmę. Wiesz, że zabijam demoniczne zło. To moja praca.
Dziwnie, ten fakt dał mu więcej pocieszenia niż cokolwiek innego i Nero siąknął nosem, odprężając się odrobinę w uścisku.
- Poza tym ciągle zapominasz, że jesteś ćwierć-diabłem. Co znaczy, że cała reszta jest ludzka. Nie jesteś zły, Nero. Ani trochę.
Nero uczepił się tej myśli - był w większości człowiekiem. Większościowo człowiekiem, prawda? Trzy czwarte to dużo człowieka. Może to wystarczyło?
Mógł mieć tylko nadzieję.


Dzień 53

Pięćdziesiątego trzeciego dnia, Dante był wyczerpany. Roboty ostatnio nie były wyzwaniem, ale brał ich o cholerę więcej. Utrzymywanie Nero dobrze wykarmionym i spłacanie Lady - nawet gdy była bardziej wspaniałomyślna z odbiorem długów - było cholernie ciężką pracą. Dzieciak był jak urządzenie do usuwania, co nie różniło się specjalnie od tego jaki sam był w tym wieku. Okres dojrzewania, pomyślał łowca z rozbawionym rozdrażnieniem, będzie drogi jak diabli.
W sumie, Nero wpasował się w jego życie cholernie dobrze. Dzieciak wydawał się czuć dużo bardziej komfortowo w sklepie i przy nim, szczególnie po sprawie z ręką. Dane zgasił samochód, wchodząc po oblodzonych stopniach. Kilka błędów tu i tam, ale naprawdę tego można było oczekiwać. Nawet dziewczyny były pod jego wrażeniem.
A Lady mówiła, że zawiodę jako rodzic. Ha. Suka.
Wszedł do sklepu, szybkie spojrzenie ukazało jego dzieciaka zwiniętego na kanapie. Dante zdjął płaszcz zanim cicho przeszedł do dolnej łazienki. Łowca zdarł z siebie nasączone krwią ubrania i wrzucił je do prysznica, zanim ściągnął parę dresowych spodni właśnie z tego powodu wiszącą na drzwiach. Dante przejechał gąbka po najgorszych palmach na swojej piersi, zanim przeszedł do kuchni.
Wypił około cztery szklanki wody zanim spojrzał na zegarek. Prawie druga - dziś wrócił do domu wcześnie. Pewnie powinien zanieść dzieciaka do łóżka. Nero mamrotał we śnie, obracając się na kanapie w jego stronę. Dante uśmiechnął się szeroko na śmieszny obrazek jaki przedstawiał jego dzieciak. Białe włosy sterczały we wszystkich kierunkach, ciało wydawało się malutkie w starym T-shircie Foreignera Dantego, pilot ciągle zaciśnięty w śmiertelnym uścisku.
Ostrożnie wyłowił pilota z ręki Nera, zanim delikatnie uniósł dzieciaka. Był w pół drogi w górę schodów, gdy jakiemuś samochodowi na ulicy strzelił gaźnik i Nero obudził się gwałtowne w jego ramionach. Dante zesztywniał ale ku jego zaskoczeniu, jego dzieciak nie zareagował źle na bycie w jego ramionach. Zamiast tego dziesięciolatek ziewnął szeroko dwa razy, pozwalając głowie opaść z powrotem na jego ramię.
- Mmmhmm, która godzina?
- Późna - odparł miękko łowca, stopą otwierając drzwi sypialni Nero. - Śpij dalej.
Dzieciak, komicznie, stał się bezwładna wagą w jego ramionach.
- Mmhm, branoc, tato.
Dante zamarł w środku ruchu, jego oczy się rozszerzyły zanim oprzytomniał i skończył kładzenie Nero na jego łóżko.
- Branoc, dzieciaku.
Owinął chłopca, przewracając oczyma z rozbawieniem, gdy Nero natychmiast zwinął okrycie i prześcieradło w formę małego gniazda i zanurzył się w nim, zostawiając widocznym tylko kupkę białych włosów. Podwójnie sprawdził czy budzik Nero jest ustawiony i cicho zamknął za sobą drzwi. Dopiero pod prysznicem pozwolił by absurdalnie szeroki uśmiech rozkwitł na jego twarzy.
Mały szczeniak nazwał mnie tatą.


Dzień 59

Pięćdziesiątego dziewiątego dnia, Nero zaczął się bać.
Ulicznik przed nim był brudny jak diabli i śmierdział, ale Nero nie miał nic przeciwko. Miał na imię John, ale wszyscy nazywali go Zakład, przez jego niekontrolowany problem z hazardem. Mając czternaście lat, był niższy niż powinien i dużo za chudy. Miął czapkę w dłoniach, policzki i nos miał czerwone od zimna. Dzielili jedzenie i ciepły kąt przy wielu okazjach, ale rzadko się widywali odkąd znalazł dom.
Nero patrzył od niego do kwadratowej i odrobinę niebieskiej koperty, którą Zakład doręczył.
- Jesteś pewny, że to dla mnie? - Zakład znów skinął. - W porządku. Masz jakieś ciepłe miejsce w jakie możesz pójść? Dobrze, masz. - Wsunął mały zwitek w ręce drugiego chłopca (były to wszystkie pieniądze jakie zachował/ukradł/dostał) w krótkim pobycie tutaj. - Dzięki.
Zakład rzucił mu krótki uśmiech, rozglądając się ze strachem po zawieszonych broniach i demonicznych częściach ciał, nim założył czapkę na brudne blond włosy.
- Nie bądź obcy, dobra, Nero?
Nero spojrzał na list w dłoniach, marszcząc brwi. Kto, do diabła, mógł do niego napisać? Nie marnował wiele czasu otwierając go, otwierając złożony kawałek papieru i zamarł. Były to tylko trzy słowa i inicjał, ale sprawiły że strach zakwitł w sercu Nero tak mocno, że pod chłopakiem ugięły się kolana.
„Idą po ciebie. C”


Dzień 60

Sześćdziesiątego dnia, Dante był zmartwiony. Obudził się i znalazł Nero owiniętego wokół swojej ręki, czoło przyciskającego do jego bicepsa. Dante zmarszczył brwi ze zdumieniem, gdy przesunął się by mieć lepszy widok na śpiącego chłopca. Było to dziwne zachowanie jak na jego mocno niezależnego dzieciaka. Przesunął delikatnie dłonią przez włosy takie podobne do jego, odsuwając przepocone kosmyki z czoła Nero, gdy ostrożnie starał się uwolnić rękę. Dopiero gdy wygodniej objął młodszego półdiabła, zrozumiał że Nero drży.
Bardziej niż trochę zaniepokojony, Dante potarł twarzą o czubek głowy Nero i odetchnął. Nawet we śnie, Nero wydawał feromony, które łowca dawno odkrył, że oznaczały strach. Opiekuńcze instynkty ryknęły w jego piersi i Dante przyciągnął syna, aż ten przywierał do jego boku, walcząc z pragnieniem warczenia, żeby nie obudzić śpiącego chłopca.
Co mogło tak wystraszyć jego dzieciaka? Jeśli to znów Rockwell, Dante przysięgał, że złamie swoją przysięgę i skręci skurwielowi kark. Cokolwiek to było, Dante zdecydował, po kilku chwilach głębokich wdechów, że mogło zaczekać do rana. Był to szkolny dzień, a szkoła uczyniła jasnym, że jeśli Nero jeszcze raz się spóźni, dostaną szału.
Poza tym, nie było nawet szansy, żeby pozwolił, żeby cokolwiek się stało jego dzieciakowi. Łowca mówił wcześniej poważnie, Nero był jego. I jeśli była jakaś uniwersalna prawda o demonach, to że nie traktowały miło ludzi dotykających rzeczy, które należały do nich. Jakoś, Dante musiał sprawić, żeby Nero to zrozumiał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:37, 24 Gru 2011    Temat postu:

Interludium
Przysięga grzesznika.

Dłonie w rękawiczkach przesunęły się po poemacie wyrzeźbionym w rogu jednej ze ścian otaczających cmentarzu w Fortunie, ostrożnie zeskrobując mech, który obrósł wklęsłe litery. Przeczytał poemat palcami, jego oko wpatrywało się pustym wzrokiem na rozciągnięty przed nim cmentarz.

Gdy jako dziecko śmiałem się i szlochałem,
Czas się skradał.
Gdy jako młodzieniec, byłem bardziej śmiały,
Czas szedł.
Gdy stałem sie dorosłym mężczyzną,
Czas biegł.
Gdy dziennie coraz starszy sie stawałem,
Czas uciekał.


Życie, pomyślał zgodnie Credo, zmieniało się zbyt szybko. Czy minęło tylko półtora roku odkąd wszystko się zmieniło? Odkąd jego rodzina rozpadła się na milion kawałeczków? Gdy był młodszy, Credo nie mógł się doczekać dnia kiedy wszystko się zmieni. Dnia, gdy będzie dość dorosły by wstąpić do straży i zostać jej pełnoprawnym członkiem; dnia, gdy rodzice pozwolą mu na więcej wolności; dnia, gdy Kyrie w końcu przestanie bać się ciemności, żeby mógł w końcu złapać trochę snu, i gdy Nero w końcu dość wyrośnie żeby nie irytować go co pięć sekund.
Teraz, nastolatek oddałby wszystko, żeby cofnąć czas. Wszystko było takie proste. Credo podążał za wolą Zbawcy bez wzdrygnięcia, bez wątpliwości czy strachu. Jak i jego rodzina, nawet Nero.
Odszedł w milczeniu od ściany i podążył wyłożoną ścieżką. To był tylko żebraczy cmentarz w Fortunie, gdzie chowano tylko bardzo biednych i unikanych. Siedemnastolatek przeszedł ścieżką, z pamięci robiąc każdy krok.
Nie było to miejsce w jakim Credo sądził że się znajdzie mając siedemnaście lat. Żaden biały uniform nie okrywał jego ciała, nie miał żadnej Szabli Zbawcy przy pasie. I co może najdziwniejsze, Kaptur Wiary nie zakrywał jego pokręconych od deszczu włosów.
Credo przesunął rozdrażnionym gestem po włosach. Wilgoć zawsze sprawiała ze się kręciły. Ściął je pod wpływem impulsu; siedemnastolatek nie mógł znieść patrzenia na swoje niezmienione odbicie w lustrze. Nie, gdy wszystko się zmieniło. Credo próbował wyglądać jakoś bardziej porządnie. Ręce przesunął po za dużej i trochę postrzępionej tunice, prostując ją, nim wsunął ją za pas zarówno zużytych jak i brudnych dżinsów.
Przesunął delikatnie dłonią po szczycie nagrobka, zanim przyklęknął i zaczął zrywać różne rośliny zarastające napis, mimo że minął tylko tydzień od jego ostatniej wizyty. Jego palce były ostrożne, pomimo tego, że wiedział, że nie może zniszczyć kamiennego znacznika. Gdy skończył, z miłością przesunął palcami po imieniu matki.
Ruth St. Claire
Żadnego epitafium, żadnych słodkich słów błogosławieństwa. To wszystko na co mógł pozwolić sobie Credo. Nie było żadnego grobu dla jego ojca. Nie miał wątpliwości, że Ezra St. Claire nie żył, skoro jego ojciec nigdy nie porzuciłby swoich dzieci. Credo po prostu nie miał ciała do pochowania. Ciągle to pamiętał – tydzień po tym jak odesłali Nera jego ojciec pewnego dnia nie wrócił do domu po pracy.
Nie mieli nadziei, ze chodziło o ciężką pracę i zapomniał zadzwonić, że nie wróci. Credo wiedział lepiej. Jak i jego matka. Jeden dzień zmienił się w dwa, potem trzy. Potem tydzień i miesiąc, i nawet Kyrie, pomimo tego że miała tylko dziewięć lat, straciła nadzieję na jego powrót.
Później wszystko zaczęło zmierzać do piekła.
Kilka tygodni po tym jak zaakceptowali śmierć Ezry, poszli razem na targ. Jego matka bała się spuszczać dzieci z oczu, co Credo pasowało. Jemu też nie pasowała separacja. Po drodze zauważył, że coś jest nie tak: ludzie patrzyli na nich otwarcie, szepcząc gdy ich mijali. Ruth również to zauważyła, linie wokół jej ust stawały się coraz bardziej napięte z każdym krokiem. Było wyraźnie że coś było bardzo nie tak. Choć nic nie mogło ich przygotować na to co stało się na targu.
Zrobili tylko kilka kroków ku stoisku z rybami, gdy członek straży stanął im na drodze.
Zdrajcy Wiary nie są mile widziani na publicznym skwerze.
A potem, jeden po drugim, cały skwer – prawie setka ludzi – obrócili się aż trio stało przed rządami pleców. Tylko strażnik, rudzielec o imieniu Willis, utrzymał kontakt wzrokowy. Mężczyzna był jednym z nauczycieli Creda. Nastolatek nie mógł wydać dźwięku, nie czuł nic poza gęstym, duszącym poczuciem zdrady. Jego matka też tylko patrzyła, z bladą twarzą. Kyrie zaczęła płakać i Credo uniósł w ramionach wystraszoną dziewczynkę, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Willisem. Strażnik odwrócił wzrok, cos wyglądającego jak poczucie winy pojawiło się na jego twarzy. Credo patrzył chwilę dłużej, zanim poprowadził z powrotem za rękę przerażoną matkę.
Krótko po tym, jego młodsza siostrzyczka nie wróciła do domu ze szkoły. Gdy poszli ją odebrać, nauczyciel po prostu na nich spojrzał , zanim powiedział im, że została zabrana dla jej dobra przez Zakon.
Jego matka oszalała z rozpaczy. Ruth zamknęła się w sypialni, akceptując tylko jedzenie które przynosił jej Credo i nie jedząc go wiele. W ciągu trzech miesięcy odeszła.
Siedemnastolatek usiadł z plecami opartymi o nagrobek, patrząc pustym wzrokiem na niebo. Dom został mu zabrany krótko po śmierci matki i dano Credo małą chatę na krawędzi miasta. Nikt nie chciał go zatrudnić – nie mógł nawet uczęszczać do szkoły.
St. Claire’owie zostali usunięci z Fortuny. Nawet Kyrie, nastolatek przełknął z trudem na myśl o siostrzyczce, zostało nadane nowe nazwisko. Obserwował ją czasami, ukryty w cieniach, gdy bawiła się sierocińcu prowadzonym przez zakonnice. Jednak Credo nie ośmielił się do niej odezwać. Jednego razu gdy to zrobił, Kyrie przegnała go, jej oczy pełne strachu i nienawiści, gdy pobiegła znaleźć jedną z zakonnic.
Credo wiedział, ze to wszystko przez to, że pomogli Neru uciec. Wiedział, ze miał szczęście, że pozwolono mu żyć; że tylko jego młodość, poprzednia wiara i wybijanie się w treningu na strażnika uratowały go przed losem ojca. Pomimo tego, że każdą żałobę w jego życiu można było sprowadzić do tamtej jednej chwili, Credo nie żałował pomocy udzielonej Neru.
Próbował – Zbawco, próbował. To o tyle ułatwiłoby sprawy, gdyby wierzył w to czego uczono go całe życie: że demony we wszystkich formach są złe i to obecność Nera przeklęła jego rodzinę. Ale po prostu nie mógł go widzieć w taki sposób. Nie, gdy miał osiem lat wspomnień o Nerze będącym jego braciszkiem. Gdy Ezra przyszedł do Creda i opowiedział mu o planie Zakonu dla Nera w ostrych i chaotycznych słowach, wszystko o czym mógł myśleć to pierwszy raz gdy spotkał adoptowanego brata.
- I co, Credo? Chodź, przywitaj się.
Niepewny dziewięcioletni brunet spojrzał podejrzliwie na dwulatka siedzącego na niebieskim kocyku w króliczki w ich salonie. Zrobił krok bliżej, zanim zwrócił wzrok na rodziców. Jego matka uśmiechała się do niego szeroko z miejsca gdzie karmiła piersią jego siostrzyczkę, a jego ojciec trzymał kamerę, każąc mu kontynuować machnięciem ręki.
Credo zbliżył się do brzdąca, mrużąc oczy, gdy oceniał najnowszy dodatek do rodziny. Nie wiedział dlaczego jego rodzice poszli i przynieśli kolejne dziecko – szczególnie kolejnego chłopca. Chociaż chłopczyk był uroczy, z włosami tak blond że wyglądały na białe, które otaczały nierozsądnie wielkie niebieskie oczy, z bladą skórą zaróżowiona w sposób zarezerwowany tylko dla małych dzieci. Gdy Credo się zbliżył, brzdąc przerwał bawienie się w uderzanie głową pluszowego misia w podłogę i spojrzał na niego znad jasno pomarańczowego smoczka.
Konkurs na spojrzenia trwał kilka minut, przerywany tylko przez dźwięk jego ojca robiącego zdjęcia i miękki chichot jego matki. Smoczek wypadł, staczając się na koc i zostawiając ślad śliny na ubranku dziecka. Po długiej chwili poturbowany misiek został mu zaoferowany, a Nero przechylił głowę na bok raczej uroczo.
- Misio.
Zwykle poważny dziewięciolatek poczuł jak jego usta drżą, gdy sięgnął by wziąć miśka. Ustawił go przed brzdącem, sprawiając ze podskakiwał. Młodszy chłopiec wydał piskliwy trel, machając dłońmi dookoła aż przyciągnął miśka z powrotem i uścisnął go mocno.
- Jak ma na imię?
- Nero – odpowiedziała jego matka.
Nero zamarł na dźwięk swojego imienia, zamykając usta wokół puchatego ucha, niebieskie oczy spojrzały na jego matkę zanim wróciły do Creda. Dziewięciolatek wyciągnął rękę i oparł ją na szczycie miękkich, białych włosów, brązowe oczy delikatnie złagodniały.
- Cześć, Nero. Jestem twoim starszym bratem.

Nero niemal od tamtej chwili stał się jego cieniem na kolejne lata. Gdy wracał ze szkoły lub treningu, bezwątpienia znajdywał czekającego na niego Nera, czasem z Kyrie, czasem bez. Białowłosy chłopiec podążał za nim wszędzie, co było źródłem niekończącego się rozbawienia dla jego rodziców i rozdrażnienia dla niego. Gdy dorastali, stało się jasne, że osobowość Nera była najdalsza osobowości Creda najbardziej jak to możliwe.
Podczas gdy najstarszy St. Claire miał skłonność do bycia zdystansowanym i cichym, nawet odrobinę sztywnym jeśli wierzyć w słowa Nera, jego braciszek zawsze był absolutnie dziki. Zaczęli częściej się kłócić – Credo był zbyt często przerażony zachowaniem młodszego brata, które zawsze odstawało w ich konserwatywnym mieście, a Nero był zawsze oburzony gdy próbował go powściągnąć.
Ale tylko dlatego, że białowłosy chłopiec nie przestawał go zawstydzać, nie znaczyło, ze Credo kiedykolwiek pozwoliłby żeby ktoś go skrzywdził. Siedemnastolatek westchnął.
- Przepraszam ze tak długo minęło od mojej ostatniej wizyty, mamo – Jego głos był szorstki od nieużywania. – Pewnie minie jeszcze więcej nim znów przyjdę. Ja… opuszczam na jakiś czas wyspę. Wiem, ze zawsze mówiłaś mi żebym wyglądał na małych i to planuję zrobić. Muszę tu zostawić Kyrie. Przepraszam, wiem ze byś tego nie chciała, ale prawie mnie zabili gdy próbowałem ją zabrać.
Uniósł rękę do lewego oka, delikatnie przesuwając palcami po bandażu, który je zakrywał. Samo oko nie bolało, nerwy w nim zostały zniszczone poza naprawą – jak i jego wzrok. Chociaż sam oczodół bolał straszliwie. Credo prawie ją wydostał, ale Kyrie została nauczona się go bać i jej krzyki sprowadziły straże.
- Myślę, że jest za późno dla Kyrie – Jego głos załamał się z żalu i poczucia winy, i nastolatek – naprawdę, był prawie dorosły – wziął chwilę by odzyskać samokontrolę. – Ale przysięgam, że po nią wrócę. Nie zawiodę z Nerem. Ruszają po niego, żeby sprowadzić go z powrotem i użyć jak powiedział ojciec. Jest takim dzieckiem, nie…
Credo przerwał, słysząc głosy przed sobą. Zaklął cicho, przysiadając. Już go znaleźli. Rzucił ostatnie spojrzenie na miejsce spoczynku matki i pobiegł ku drzewom. Zatrzymał się dopiero by zebrać swoje rzeczy, nim pognał ku dokom handlowym.
Nie pozwolę im skrzywdzić nikogo więcej z naszej rodziny, mamo. Obiecuję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:37, 24 Gru 2011    Temat postu:

Sesja 7
Porzućcie Wszelką Nadzieję, część 1

Były takie rzeczy w życiu, których Nero nie mógł wyjaśnić. Nie chodziło o brak doświadczenia – choć częściowo było to prawdą, miał tylko dziesięć lat – ani brak zrozumienia czy dbałości. Jego przybrani rodzice starali się najlepiej jak mogli żeby wykształcić chłopaka, przekazać mu swoje życiowe doświadczenia. I nawet jeśli wyrażali swoje peany o ludzkości odrobinę zbyt obszernie, kim był Nero żeby coś mówić?
Rozumiał czym był. Może rozumiał czym był odrobinę za dobrze. A to czego nie mogli mu dać przybrani rodzice, Nero nauczył się przez krew, łzy i długie godziny spędzone w zdezorientowanej ciszy, walcząc z dziwną stroną siebie, która tak różniła go od rodzeństwa czy kolegów ze szkoły.
Ale były takie chwile jak teraz, gdy życie wychodziło poza ramy doświadczenia Nera i półdiabeł był całkowicie zdezorientowany.
Ponieważ Patty Lowell zaprosiła go na randkę.
Dziesięciolatek patrzył na nią jakby wyrosła jej druga głowa. Za nim, z głową odchyloną do tyłu i kartonem mleka przylepionym do ust, zdumiony Dante robił to samo. Mała blondynka była całkiem… jakby… urocza, ale kto przy zdrowych zmysłach chciałby umawiać się z dziewczyną? Nero nie miał pojęcia co czyniło to takim pociągającym dla dorosłych – dziewczyny były kurewsko świrnięte!
- Cóż, no dalej. Odpowiedz jej, dzieciaku.
Czyste rozbawienie w głosie ojca przypieczętowało sprawę i Nero gniewnie skrzyżował ramiona na piersi, patrząc zabójczym wzrokiem na pełne wstążek buty dziewczynki.
- Do diabła, nie! Bez obrazy, Patty, ale jesteś dla mnie niczym naprawdę, naprawdę irytująca młodsza siostra.
Przez długą chwilę Patty nic nie powiedziała. W końcu Nero uniósł wzrok, marszcząc brwi ze zdumieniem, tylko by odkryć że blondynka patrzyła na niego z oczyma pełnymi łez. Nero poczuł jak jego serce zamarło na widok zranienia.
- Uch… czekaj, ja…
- Jesteś takim palantem, Nero! – krzyknęła Patty, rzucając w niego miotłą, której używała, nim wybiegła ze sklepu. Przez chwilę obaj po prostu za nią patrzyli, potem Dante gwizdnął.
- Rany, dzieciaku. Musisz się dużo nauczyć – Jego ojciec podszedł do jego boku, z mlekiem ciągle w ręce, nim zmarszczył brwi na widok kupki kurzu i śmieci. - … może nawet teraz będę musiał zatrudnić sprzątaczkę.
- Zamknij się, staruszku – mruknął Nero, odrzucając gniewnie miotłę.
- Chociaż poważnie, myślę, ze zraniłeś jej uczucia. Mogę się mylić… Nie, totalnie złamałeś jej małe serduszko.
Dłonie Nera zadrżały po bokach w potrzebie uderzenia ojca. Nie rób tego, wyszeptał nagląco jego umysł, to się nigdy dobrze dla nas nie kończy. Półdiabeł zmusił się do głębokiego oddechu.
- Nie wiem czemu dziewczyny muszą być takie – zaczął powoli Nero, ciągle walcząc o panowanie nad sobą. – Jest trzecią, która mnie zaprosiła.
- To dlatego, że dziedziczysz po tacie – odparł Dante z figlarnym uśmiechem.
Nero warknął, odpychając gniewnie ojca, nim ruszył ku schodom.
- Czemu w ogóle próbuję z tobą rozmawiać? Wszystko co robisz, to tylko żartujesz.
- Hej, hej – Silne ręce zatrzymały go w miejscu. – Po prostu się uspokój, masz trochę mleka.
Nero spojrzał na zaoferowany karton z niedowierzaniem, nim przeniósł oczy na zamkniętą szafkę z alkoholem.
- Nie powinno się dawać zdenerwowanym ludziom kielicha?
Przewracając oczyma, Dante klepnął go lekko w głowę.
- Nie ma mowy, dzieciaku. Moje napoje są za drogie, żeby je marnować na gówniarzy. Słuchaj, następnym razem jak zobaczysz Patty, przeproś za bycie takim dupkiem i jej przejdzie. I tak oboje jesteście trochę za młodzi na umawianie.
Nero zrobił ostry, potwierdzający gest rękoma.
- Cholerna racja, nie? Mam dziesięć lat, na litość Zbawcy, czemu miałbym chcieć umawiać się z dziewczynami?
- Uwierz mi, mały – powiedział Dante z chichotem. – Daj sobie jeszcze kilka lat a będziesz się pienił na ustach na widok ślicznej blondyneczki.
Wyraz niesmaku na twarzy mniejszego półdiabła przyprawił łowcę o dziki śmiech. Po chwili przerwał i otarł z oka łzę.
- Ach, naiwność młodości.
- Mniejsza o to, staruszku. Wychodzisz? – zapytał Nero, patrząc z średnim zainteresowaniem jak jego ojciec się zbierał.
- Taa i chcę, żebyś dziś został w sklepie. Chodzą plotki o białym demonie kręcącym się w pobliżu i to najwidoczniej całkiem wredny skurwiel. Rozpytywał o mnie więc, taa, zostań w środku. – Łowca skończył wkładać do kabur Ivory i Ebony, nim naciągnął płaszcz.
Nero zmarszczył brwi.
- Trochę ciężko nas ze sobą pomylić, nie sądzisz?
- Nie o to mi chodzi – Ciężka ręka spoczęła na jego głowie, wzburzając mu włosy. – Po prostu posłuchaj mnie chociaż raz, w porządku? – W tych zwykle rozbawionych niebieskich oczach było prawdziwe zmartwienie, więc Nero skinął. – Pizza jest w lodówce, nie zamawiaj żadnych filmów – ciągle spłacam noc, gdy Patty tu nocowała – i zadzwoń do mnie albo jednej z dziewczyn, gdyby coś się działo. Wrócę późno, więc nie czekaj, okej?
- Rany, zachowujesz się jakbyś nigdy wcześniej nie zostawiał mnie samego – mniejszy półdiabeł przewrócił oczyma i opadł na kanapę. Jego tata tak dramatyzował. – Co z ostatnim razem w zeszłym miesiącu, gdy zniknąłeś na dwa tygodnie po tym jak wyszedłeś kupić mleko?
- Hej, – odparł Dante ze wzruszeniem ramion, chwytając swoja torbę i ruszając do drzwi frontowych, - wypadki się zdarzają. Zresztą już i tak za to przepraszałem.
Nadeszło machnięcie w jego kierunku, a potem ryk ruszającego motocykla. Nero poczekał aż ten umilkł w oddali nim podskoczył. Jakby przełączono przełącznik, zwykłe i swobodne zachowanie zniknęło. Nero patrzył twardym wzrokiem na drzwi, jego wyraz twarzy był mieszaniną determinacji i niepokoju. Młodzik szybko wszedł po schodach, zniknął w swoim pokoju, tylko by po chwili pojawić się z narzuconymi tenisówkami i bluzą z kapturem.
Zatrzymał się w kuchni tylko by wsunął w usta niemal cały zimny kawałek pizzy. Połowa kawałka zwisała mu z ust, gdy zaczął grzebać w szufladach biurka ojca, powoli przekręcając się przy każdym ugryzieniu. Ogromny nóż był niemal wielkości przedramienia Nera, ale rozmiar w ogóle nie odstraszył chłopaka, gdy w końcu go wyciągnął. Przyczepił go do nogi, zakrywając go nogawka, żeby tak nie rzucał się w oczy.
Wiosenne powietrze było raczej chłodne, mimo tego, ze było niemal południe. Nero odruchowo zmrużył oczy przed jasnym słońcem, naciągając kaptur by zakryć włosy. Obejrzał się ze znużeniem na sklep, wcześniejsze ostrzeżenie Dantego sprawiło ze się zawahał, nim odwrócił się z determinacją i ruszył ku swojemu staremu sąsiedztwu. Nero nie wiedział dlaczego, ale czuł jakby kończył mu się czas.

***

Niemal dziewięć godzin później, wyczerpany i kompletnie wkurwiony Nero gniewnie maszerował z powrotem do sklepu.
- Nie-kurewsko-wiarygodnie – Zakład przepadł. Po prostu przepadł. Ulicznika nie można było nigdzie znaleźć. Wyglądało jakby nastolatek zniknął. Na początku się martwił, skoro nie było niezwykłym, że uliczne dzieci były porywane lub zabijane, ale plotka głosiła ze uciekł z miasta przez jakieś długi i Nero był po prostu wkurwiony.
Ponieważ musiał wiedzieć skąd nadeszła ta notatka. Jeśli „C” był Credo, znaczyło to, że Zakon nadchodził… A od kogo jeszcze mogło to być? Jeśli Zakon zamierzał zabrać go z powrotem, co powinien zrobić Nero?
Młodemu było zimno, był zmęczony, zmartwiony i przerażony na raz. Nero uniósł prawą rękę, żeby z frustracją otrzeć oczy, zatrzymując się. Był po przeciwnej stronie ulicy, na wprost sklepu i podczas gdy Nero mógł wyczuć, że starszy półdiabeł nie wrócił jeszcze do domu, ciągle sam nie był gotowy wrócić. Nie z ciągle tak splątanymi tym wszystkim myślami. Musiał się pozbierać – Nero nie zamierzał mówić o tym ojcu, póki absolutnie nie będzie musiał.
Nie było to tak, żeby nie ufał łowcy, bo szczerze ufał. Chodziło o to, że historia rodzinna Nera nie była do tej pory zbyt wspaniała. Porzucony przez matkę, zmuszony opuścić adopcyjną rodzinę, a potem jeszcze ta kosmiczna pomyłka z Mae…
Pewnie, Dante jak na razie go chronił, ale czy łowca nadal będzie się na to czuł jeśli będzie musiał stawić czoła małej armii? Jego ojciec nie lubił pracować w najlepsze dni.
Co jeśli po prostu odda Nera?
Albo gorzej, co jeśli Dante zginie?
Prawda, starszy półdiabeł był silny, ale straże Zakonu też byli naprawdę silni i wszystko co robili to trenowali w zabijaniu demonów. Serce Nera bolało w piersi, żołądek zwijał się w węzły. Wiedział, że jego ojciec jest silny, ale jak jeden mężczyzna mógł, nawet jeśli jest półdiabłem, stanąć przeciwko błogosławionym siłom Zbawcy Spardy?
Stracenie ojca w którykolwiek z tych sposobów nie było czymś co Nero był chętny zaryzykować. Co było powodem dla którego, jeśli naprawdę tu zmierzali, Nero będzie musiał odejść. Wtedy Dante nie będzie miał szansy zrobić żadnego z tych dwóch – umrzeć chroniąc go lub porzucić go żeby uniknąć wysiłku. Myśl o odejściu sprawiła, ze jego serce rozbolało jeszcze mocniej. Nero był tu szczęśliwy. Czuł jakby w końcu gdzieś przynależał. Odejść…
Z westchnieniem pozwolił ręce opaść z twarzy. I zamarł, niebieskie oczy się rozszerzyły. Stał przed nim ogromny mężczyzna, od stóp do głów odziany w biel. Przez chwile był zbyt zaskoczony żeby pomyśleć o czymś innym niż „właśnie użyłem mojej diabelskiej ręki tuż przed kimś,” a potem „mnóstwo bieli.” Nero pośpiesznie naciągnął koniec rękawa na swoje diabelskie ramię. Nie czuł naprawdę zapachu mężczyzny przed sobą – wiatr niósł ku nim smród z fabryki mydła. Wciąż, młody półdiabeł, miał w związku z nim bardzo złe przeczucie.
Skinął ku mężczyźnie sztywno, jego umysł wciąż rozproszony przez to co nosił dorosły. Nero nie mógł zrozumieć dlaczego, ale czuł, ze o czymś zapomniał. Biały… biały… Obracał słowo w myślach, gdy ostrożnie próbował ominąć dziwaka. Doszedł do połączenia między kolorem a wcześniejszym ostrzeżeniem Dantego sekundy nim dłoń wielkości jego głowy owinęła się wokół jego gardła i młodzik został uniesiony z ziemi.
Nero wydał zduszony dźwięk, walcząc dłońmi z żelaznym uściskiem na swoim gardle, podczas gdy jego nogi kopały gwałtownie w brzuch napastnika. Działanie zdawało się nie mieć żadnego wpływu na nieznanego demona.
- Jesteś z krwi Spardy… jednak nie jesteś Dante.
- Nie… chrzań… Sherlocku! – zdołał wykrztusić Nero mimo desperackiej walki o oddech. Jego bezczelność została nagrodzona szybką wizytą na ścianie pobliskiego budynku. Zostawił olbrzymie wgłębienie w ścianie, cegły poddały się pod siłą rzutu i Nero wydał zduszony, milczący krzyk, powietrze zostało wypchnięte z jego płuc. Dopiero zaczął spadać w przód, gdy dłoń wróciła, tym razem unosząc go za włosy.
- Więc jesteś jego dzieckiem – zauważył demon, mroczny wyraz jeszcze bardziej skrzywił jego usta. – Postąpiłeś głupio opuszczając ochronę swego gniazda, chłopcze.
- Spierdalaj!
- Twój dziad byłby oburzony twym językiem – mruknął biały demon, przechylając głowę na boku i przyglądając mu się. – Nie jesteś wart nosić miana mojego mistrza. Zginiesz po tym ojcu.
Nero jęknął, mrugając ciężko przeciw zamroczeniu, które zaczęło ograniczać jego myślenie. Krew płynęła swobodnie z jego prawej ręki – dzieciak był pewny, że została strzaskana gdy uderzył w ścianę – i było coś nie tak z jego żebrami. Wbił paznokcie lewej ręki w ręce demona w ostatnim wysiłku by zachować przytomność.
Teraz byłaby świetna chwila żebyś wrócił do domu, staruszku.
W końcu jego ręka opadła bezwładnie, puszczając demona, gdy pozwolił przytomności zacząć się rozmywać.
- Bracie! – krzyknął ostry, gniewny głos. – Puść chłopca!
Niemal natychmiast nacisk na jego głowie się zmniejszył, nim zniknął, gdy ręka została przeniesiona znów na jego gardło. Głowa Nera opadła na bok, mrugał próbując pozbyć się z oczu łez i lepiej zobaczyć swojego możliwego wybawcę. Gdy wszystko w demonie obecnie próbującym go zabić było białe i ogromne, demon stojący przed nimi był jego przeciwieństwem – wysoki i chudy, odziany w czarną skórę i czarny trenczowy płaszcz, który zdawał się zlewać z jego długimi włosami.
- Trzymaj się od tego z dala, Modeusie.
- Dziecko? Zabiłbyś dziecko? – głos ciemniejszego demona – Modeusa – był surowy i zraniony, ciemnobrązowe oczy pełne były mieszaniny krzywdy i niedowierzania. Dodając do tego lekkie drżenie jego dolnej wargi, cały obrazek przywodził Neru na myśl kopniętego szczeniaka. – Baul… Czym ty się stałeś?
Na dźwięk swojego imienia biały demon stężał, dziwny wyraz przemknął po jego twarzy zanim zniknął pod chłodną maską obojętności.
- Ostrzegałem cię wcześniej, Modeusie. Nie mieszaj się w to.
Niezdecydowanie błysnęło na twarzy ciemniejszego demona i przez długą, straszną chwilę Nero myślał, ze demon pozwoli go zabić. Ale potem dreszcz przebiegł sylwetkę Modeusa i nagle jego rysy były jak wycięte z kamienia.
- Nie pozwolę ci na to. Dante to jedno, ale to? Nigdy. – W powietrzu zmaterializował się miecz, długie, smukłe palce otoczyły gotycko zdobioną rękojeść.
Biały demon wydał szorstki śmiech, jego uścisk znów się zacisnął.
- Nie interesuje mnie walka z kimś kto porzucił miecz na tak długo.
- Nie zważając na to, – zagroził Modeus, przybierając pozę. Z dystansu czarne oczy demona zdawały się jarzyć jak rozpalone węgle. – Będę z tobą walczył.
- Zginiesz – Nawet wpół przytomny, Nero zauważył niepokój na twarzy demona, kontrast dla mrocznej pewności w jego głosie.
- Wiec zginę – głos czarnowłosego demona był szorstki. – Ale chłopiec nie.
Po sposobie w jaki to powiedział, tak pewnym i silnym, półdiabeł mu uwierzył. Bez ostrzeżenia Nero poleciał ku kolejnej ścianie, uderzając w nią tak mocno że powietrze uleciało mu z płuc, towarzysząc zawartości jego żołądka. Młodzik nie miał czasu zauważyć pokrywających go wymiocin - był zbyt pochłonięty eksplodującym bólem drącym jego głowę w pół i ostrym, ogarniającym całe ciało pulsom bólu zaczynającym się pośrodku jego pleców. Był niejasno świadomy czarnej sylwetki Modeusa uderzającej ku Baulowi, z rykiem wściekłości na ustach. Ale ból był dużo ważniejszy i Nero leżał nieruchomo, wystraszony i zbyt oszołomiony żeby robić coś poza leżeniem i czuciem.
Został zepchnięty z tego dziwnego, niezręcznie wąskiego toku myślenia, w jaki posłał go ból, gdy poczuł szorstką dłoń muskającą czule jego czoło i Nero odnalazł się patrząc w zmartwioną twarz jego wybawcy. Instynktownie, półdiabeł próbował uciec od dziwnego demona, krzywiąc usta w słabym warkocie.
- Spokojnie – głos Modeusa był chropawy, usta poznaczone odrobiną cieczy i Nero zwęszył krew demona na długo nim zauważył kałużę powoli zbierającą się wokół jego stóp. – Nie skrzywdzę cię. Odgoniłem Baula, ale nie potrwa to długo. Wybacz mi, bo to będzie bolało, ale zostanie na zewnątrz nie jest dla nas bezpieczne.
Młodzik wydał szorstki krzyk, gdy został uniesiony, ruch szarpnął jego niemal zniszczonym ciałem. Nero musiał zemdleć, ponieważ gdy znów wrócił do siebie, został ułożony na stole bilardowym, który poznał jako należący do Dantego, był bez koszuli a jego wybawca pochylał się nad nim ze zmartwieniem. Nie mógł powstrzymać żałosnego skowytu, który mu się wyrwał, gdy został położony płasko.
- Wiem, – uspokajał ciemny demon, gdy wiązał coś wokół ręki chłopaka, - ale twój kręgosłup potrzebuje podparcia.
- Kim jesteś? – Cóż, to chciał powiedzieć. To co wykrztusił brzmiało bardziej jak nieczytelny bełkot z powodu jego spuchniętego gardła. Jednak demon zdawał się zrozumieć i rzucił mu łagodny uśmiech.
- Jestem Modeus. Służyłem twemu dziadowi.
Nagle stężał, ciemne oczy pobiegły ku frontowym drzwiom sklepu nim te zostały wyrzucone z zawiasów.

***

Dante warknął, gdy otworzył drzwi kopnięciem, z Ebony i Ivory wycelowanymi groźnie we wkrótce martwego faceta, który był pokryty krwią Nera. Jego dzieciak uśmiechnął się do niego słabo, z wyraźną ulgą na twarzy widoczną nawet od drzwi. To tylko wkurwiło łowcę jeszcze bardziej.
Zacisnął zęby, zwalczając potrzebę by Wyzwolić. Nero nigdy nie widział go w jego demonicznej formie, a biorąc pod uwagę jego reakcję na własną demoniczną rękę, Dante nie wiedział czy chce żeby chłopiec to zobaczył.
- Masz trzy sekundy, żeby się, kurwa, odsunąć od mojego syna zanim przedekoruje mój sklep twoimi wnętrznościami.
- Mam na imię Modeus, ja…
- Kolego, nie interesuje mnie to. Ruszaj się.
- Nie stanowię zagrożenia dla twojego syna, ja…
Zbyt. Kurewsko. Długo.
Dante poruszał się błyskawicznie, gdy dobył Rebelianta i rzucił nim przez pokój, przybijając nieznanego demona do tylnej ściany. Szybko przebył sklep, natychmiast pochylając się ze zmartwieniem nad synem.
Prawa ręka Nera została fachowo zszynowana przy złamanym kiju bilardowym, ciało było chorobliwie purpurowo czerwone, z długim rozcięciem na łokciu, dość głębokim by było widać kość. Cała prawa strona jego twarzy była czerwona i podrapana, gdzie zderzył się ze ścianą na zewnątrz (wgniecione cegły kafejki były dla Dantego pierwszą czerwoną flagą) i ta sama strona jego piersi i żeber była połacią siniaków. Ale wyglądające na najbardziej bolącą ranę było gardło, które przybrało gniewny szaro-zielony kolor.
- Tnaatho – sapnął Nero, sięgając ku niemu nie poranioną ręką. Chwycił dłoń syna, czule odciągając ją i kładąc delikatnie przy jego boku. Dante uciszył go, dłońmi ostrożnie przeszukując poturbowane ciało za innymi zniszczeniami. Nero wydał miękki skowyt na dotyk i diabeł w nim zareagował z furią. Ivory był błyskiem bieli, gdy gniewnie wpakował serię naboi w przygwożdżonego demona.
- Nnh! – zaskomlał Nero, jego ciało szarpnęło się w przód by wybić mu Ivory z dłoni. Jego syn wydał bolesny krzyk, opadając do tyłu niemal natychmiast, gdy przycisnął rękę do posiniaczonego boku, pogorszywszy rany, szczególnie plecy. Dante przeżył chwilę czystej paniki, gdy patrzył jak jego syn szlochał bez tchu i znalazł się przy nim natychmiast.
- Ciii, Nero – uspokajał Dante, jedną dłoń przesuwając delikatnie przez białe włosy chłopca, podczas gdy drugą chwycił wilgotny policzek. Jego syn chwycił rękaw jego płaszcza, niebieskie oczy były odrobinę dzikie, gdy patrzyły na niego z desperacją. – Wiem, dzieciaku, wiem.
Miał dużą Gwiazdę Witalności w torbie – nie zaleczy to ran Nera kompletnie, ale zajmie się większością tych zagrażających życiu, kupując mniejszemu półdiabłu trochę czasu, żeby zaskoczyło jego demoniczne leczenie. Odejście od Nera, nawet jeśli tylko po to by odzyskać torbę, którą zostawił na werandzie, było najtrudniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek zrobił.
Za każdym razem gdy próbował, Nero skomlał, jego ciało drżało żałośnie, gdy się go czepiał, wielkie niebieskie oczy błagały, żeby nie opuszał jego boku. W końcu łowca zdołał się cofnąć, rozrywając ulubioną płócienną torbę na szwach w pośpiechu by wydostać zieloną gwiazdę. Dante odgryzł nakrętkę, próbując rozlać najmniej cennej zielnej cieczy jak to możliwe. Smakowało to paskudnie i śmierdziało, i na wpół w delirium, Nero odrzucił to gdy tylko dotknęło jego ust. Dante ledwie powstrzymał zawartość przed rozlaniem.
Na początku musiał błagać.
- To sprawi, że poczujesz się lepiej, obiecuję. Daj spokój, Nero, proszę, kolego.
Potem próbował przekupstwa.
- Jeśli to wypijesz, przysięgam, że możesz dostać co chcesz z szafki z alkoholami.
W końcu musiał wlać to dzieciakowi do gardła, jedną ręką przytrzymując protestujące usta syna, podczas gdy drugą powstrzymywał Nera przed pogorszeniem jego ran, aż pochłonął ostatnią kroplę. Gwiazda zaczęła działać natychmiast i Dante poczuł czystą ulgę, gdy dzieciak opadł na stół, linie bólu wokół jego oczu i ust zmiękły, gdy posiniaczenie na jego skórze pojaśniało, aż wyglądało jakby miało tygodnie. Szybkie sprawdzenie ukazało, ze plecy jego syna wróciły do właściwego ułożenia, pomimo nadal wyraźnego brzydkiego poznaczenia.
Łowca ostrożnie odsunął dłoń, odsuwając przepocone włosy z czoła syna.
- Widzisz? Dużo lepiej.
- Szmakhowało jak phył – wycedził Nero, niemrawo kiwając, jego oczy już na wpół przymknięte z wyczerpania. Dante wydał napięty śmiech, nim posłał ciągle przygwożdżonemu i niezbyt przytomnemu demonowi ostre i oceniające spojrzenie, zanim ostrożnie uniósł swojego dzieciaka ze stołu bilardowego. Młodszy półdiabeł wydał miękki dźwięk protestu, nim ukrył twarz w pobrudzonej koszuli. Uspokajając swojego poturbowanego dzieciaka najlepiej jak mógł, Dante powoli – ostrożnie – ruszył na górę.

***

Uleczenie się zajęło Modeusowi niemal pełną godzinę, atak ze strony syna Spardy połączony z ranami zadanymi przez jego własnego brata spowodowały więcej bólu niż czarnowłosy demon kiedykolwiek czuł. Gdy doszedł do siebie, Modeus został powitany widokiem mrocznie rozwścieczonego Dantego. Krzesło zostało postawione tuż przed przygwożdżonym demonem i syn jego pana siedział na nim w tak rozluźnionej pozie że zdawało się nielogiczne, że nie ześliznął się z niego. Choć sama poza była czysto swobodna, nie było nic pasującego w aurze czy wyrazie twarzy półdiabła.
Modeus mógł wyczuć inną demoniczną obecność, choć odlegle kobiecą i odrobinę… niewłaściwą. Kimkolwiek była demonica, którą sprowadził Dante do posiedzenia przy jego synu (Modeus zauważył niemal natychmiast, że białowłose dziecko zostało przeniesione), przeczyła jakiejkolwiek rasie czy klasie jaką kiedykolwiek czuł. Biorąc pod uwagę niezliczone typy diabłów jakie spotkał przez stulecia – a Modeus był bardzo stary – to było coś.
- Czy z twoim synem wszystko w porządku? – zdołał zapytać chropawym głosem. Mówienie bolało, chociaż głównie dlatego, że przygwożdżał go do ściany drugi największy z trzech mieczy jego pana. Niebieskie oczy błysnęły czerwienią i Modeus nie mógł powstrzymać wzdrygnięcia, gdy kula musnęła jego policzek nim wbiła się w ścianę. – Oczywiście, głupie pytanie. Wybacz mi.
- Jedynym powodem dla którego jeszcze żyjesz jest to, ze uratowałeś życie mojemu synowi – głos Dantego nie był współczujący.
- Wiem – oznajmił cicho Modeus. – Mój brat…
- …jest martwy – Ciemny demon nie mógł powstrzymać sapnięcia czystego smutku, które mu się wyrwało. – Po prostu jeszcze tego nie wie.
Modeus zamknął oczy zarówno w uldze jak i rozczarowaniu. Uldze, dlatego ze jego brat ciągle żył, rozczarowaniu, ze życie Baula nie skończyło się, gdy miał szansę nie być tego świadkiem.
- Nie poznaję już mego brata – oświadczył szczerze. – Jego nienawiść… - Błędne słowo, jednak Modeus nie wiedział jak wyjaśnić obsesje starszego brata. - …zmieniła go w coś czego nie mogę dłużej ignorować. Zabić dziecko, do tego jeszcze wnuka naszego byłego pana… Rób co musisz, młody Spardo, nie będę ingerował.
- Mam nadzieję, ze bardzo cię to nie obrazi, ale w to nie wierzę.
- Zabij mnie, jeśli takie jest twoje życzenie. Moje życie należy do ciebie, Dante – Modeus spojrzał w górę, po raz pierwszy napotykając wzrok półdiabła. Chciał żeby łowca mu uwierzył, wkładając całe swoje przekonanie i całkowite poddanie w swój wzrok i posturę. Przez większość swojego życia, Modeus służył Spardzie. Gdyby Dante dał mu wybór, służyłby tej linii przez jego resztę. Jeśli oznaczało to oddanie swego życia… Jak Modeus mógł się nie zgodzić? Gdy to jego własny brat omal nie zabił jedynego wnuka ich ukochanego pana?
Nastąpiła długa cisza, gdy obaj patrzyli na siebie, długie chwile strachu i ekscytacja przed nieznanym, dwie emocje których pełnokrwisty demon nie czuł często.
- Powiedz mi wszystko. Zaczynając od tego, dlaczego twój brat tak bardzo pragnie mojej śmierci.
Nie była to prośba i Modeus poddał się bez wahania, wyjaśniając, że Sparda uratował im życia, gdy ich klan został zniszczony w Świecie Demonów. Wziął ich na wasali i nauczył swego stylu walki mieczem. Powiedział mu o tym jak Modeus i Baul pomagali Spardzie w buncie z cieni – gdy zakazano robić im to otwarcie dla ich własnego dobra. Mówił o tym jak byli przy jego narodzinach, jak po kolei trzymał każde z bliźniąt, czuł i potwierdził ich moc i wartość mimo ich mieszanego statusu.
I o tym jak Baul stawał się coraz bardziej arogancki od tamtego dnia. Biały demon nie uznawał żadnego z dzieci za zadowalające – jak mogli być zdolnymi do życia wojownikami mając w sobie taką słabość? Był absolutnie pewny, że Sparda zostawi mu wszystkie ziemie, tytuły i co najważniejsze, wszystkie miecze, z powodu ludzkiej skazy.
Ale gdy w końcu nadszedł czas, Sparda oddał swoje miecze swoim pół-krwi synom. I to Modeus, młodszy i słabszy brat, dostał tytuły i ziemię. We własnej głupocie, Modeus przekazał dziedzictwo bratu w nadziei ułagodzenia jego gniewnej duszy. Niezamierzona obelga przepełniła czarę dla jego dumnego brata. Więc Baul czekał, aż będzie mógł uznać Dantego za godnego przeciwnika.
Ponieważ mimo wszystko, jego brat wciąż miał poczucie honoru.
Albo tak myślał Modeus, nim musiał dobyć miecza po raz pierwszy od trzydziestu lat, żeby powstrzymać go przed zamordowaniem bezbronnego dziecka.
Na końcu, młody Sparda z rozdrażnieniem uderzył językiem o zęby.
- Staruszek ciągle daje radę robić z mojego życia piekło.
Modeus wyobrażał sobie, ze musiał wyglądać jak gniewny kot, po sposobie w jaki cała jego postura zesztywniała z oburzeniem.
- Twój ojciec…
- Proszę, - przerwał Dante z ostrą drwiną, - zachowaj tę przemowę dla kogoś kogo to obchodzi – Półdiabeł wstał swobodnie, jednym gładkim ruchem wyciągając miecz z jego piersi i ignorując błysk bólu na twarzy starszego demona. – Zajmę się tym. Zostaniesz tutaj – dokładnie w tym pieprzonym miejscu, aż wrócę i zdecyduję co z tobą zrobić. Spróbujesz czegoś głupiego i moja przyjaciółka na górze usmaży cie od wewnątrz. Capeesh?
Modeus skinął i oparł plecy o ceglaną ścianę, krzyżując ramiona na piersi, próbując nie myśleć o fakcie, że był chętny pozwolić pójść mężczyźnie, który wkrótce dosłownie zdemoluje jego głupiego brata.
Wybacz mi, bracie…

***

Zawsze chodziło o tę samą cholerną rzecz. Jego ojciec. Jego ojciec, jego ojciec, jego ojciec. Dziewięćdziesiąt procent gówna jakie wydarzyło się w życiu Dantego było związane z kimś goniącym za cieniem jego ojca. Jeśli diabeł był naprawdę taki cholernie imponujący, Sparda nie poszedłby i nie dał się tak spektakularnie zabić.
W pewnym punkcie, Dante naprawdę by chciał przeżyć rok bez kogoś próbującego go zabić dlatego, że był „Synem Spardy.” A teraz, kierownica zatrzeszczała pod naciskiem jego dłoni, teraz zaczynało to pieprzyć życie jego własnego dzieciaka.
Nero…
Jego nienawiść do dziedzictwa ojca właśnie osiągnęła nowy poziom. Kosztowało go to wszystko – matkę, brata, a teraz to. To było najbardziej nie do z tolerowania ze wszystkiego.
Dante nigdy wcześniej nie widział tak pobitego i złamanego dziecka, a fakt, że był to jego Nero… Obrazy poturbowanego ciała jego syna bez przerwy odgrywały się w jego głowie odkąd pierwszy raz je zobaczył. Dante nie mógł choćby zamknąć oczu żeby nie zobaczyć krwi jego syna czyniącej zieleń pokrycia jego stołu bilardowego brązową. Nie mógł odetchnąć bez wspomnienia obrzydliwego zapachu strachu i krwi, zmieszanych z żółcią.
Był w furii. Nie, był daleko poza tym.
Poziom wściekłości jaki czuł Dante przekraczał wszystko co kiedykolwiek mógł sobie dla siebie wyobrazić. Mrowiło to pod jego skórą, przeskakiwało między zakończeniami nerwów, sprawiając, ze jego mięśnie tężały w czystym wyczekiwaniu przemocy jaką zamierzał uwolnić. Był taki wściekły. Taki wściekły na tego tchórzliwego skurwysyna, który ośmielił się skrzywdzić dziesięciolatka z powodu decyzji dawno martwego demona. Wściekły, że Nero go nie posłuchał i nie został w sklepie. Wściekły, ze nie mógł uwolnić furii i rozedrzeć Modeusa na strzępy po równi z bratem.
Nie chciał być wyrozumiały w stosunku do obcego demona; to czego chciał Dante to rozedrzeć świat na strzępy aż mroczny ból w jego piersi wyczerpie się i zniknie. Ale część niego – cholera, nie wiedział która – mogła odnieść się do bardzo prawdziwego smutku demona. Prawdopodobnie przez Vergila.
Niech to cholera, pomyślał gorzko demon, jesteś bardziej podobny do taty niż mogłeś kiedykolwiek marzyć, Verge. Obaj zza grobu, skurwysyni, ciągle robicie z mojego życia piekło.
Ale nic z tego się teraz nie liczyło, nie wtedy gdy pędził ku białemu demonowi. Ponieważ Dante Alighieri zamierzał odpłacić każde zadrapanie na jego synu dziesięciokrotnie. On po prostu nie zabije Baula – zamierzał go wypatroszyć. Dante tak wpieprzy demonowi, że nikt inny nawet nie pomyśli o naśladowaniu jego czynów.
Ponieważ to już nigdy nie mogło się wydarzyć. Było tylu, którzy chcieli jego krzywdy. Zawsze reputacja, jaką łowca wybudował przez lata była dla niego prestiżowa. Ale teraz… Strach, który go napełnił gdy wszedł do sklepu i zobaczył Nera był intensywny. Myśl, że mógł stracić syna po tak krótkim czasie, gdy go w końcu miał, była czymś więcej niż Dante mógł znieść.
Gdy Nero przed nim leżał, zmiażdżony i niemal bez życia, Dante miał chwilę prawdziwej klarowności o sobie: Jeśli świat zabrałby mu kolejnego członka rodziny, półdiabeł zmiażdżyłby go wokół nich.
Samochód zatrzymał się z piskiem, robiąc kompletny obrót o sto osiemdziesiąt stopni, nim wśliznął się zgrabnie na miejsce parkingowe pomiędzy dwoma ciężarówkami dostawczymi, który uczyniłby każdego parkującego równolegle zazdrosnym. Czuł Baula, tylko kilka stóp dalej w parku, czekającego na niego.
Szczęśliwym trafem park był opustoszały i dwójka patrzyła na siebie nawzajem przed okropną statuą przedstawiającą jego ojca, która w ogóle nie przypominała tego jak pamiętał go Dante. Baul zmierzył go z mocnym skrzywieniem, obrzucając go lekceważącym wzrokiem.
- Jakie to żałosne, że pozwalasz żeby tak panowały nad tobą emocje. Żeby tak się przejąć czymś tak żałosnym jak rozwodniony mieszaniec.
Dante poczuł jak straszny, okrutny uśmiech pojawił się na jego twarzy, bardziej w stylu Vergila niż jego i po raz pierwszy w życiu, ominął swoją ukochaną rozmowę przed bitwą. Jego Wyzwolenie roztoczyło się po jego skórze dużo wolniej niż kiedykolwiek wcześniej, ciężar jego gniewu był tak mocny, ze czynił każdą przemianę komórkową o tyle intensywniejszą.
Baul ciągle go pouczał o jego rodowodzie i jego własnych zmiażdżonych marzeniach, gdy w końcu objęło to młodszego mężczyznę. Biały demon był dość szybki żeby przywołać do ręki miecz w obronie, ale nie zdążył go unieść. Dante uderzył w niego z prędkością i siłą połowy przechodzącej na pełne obroty, posyłając Baula w podstawę statuy Spardy i przewracając ją w tył.
Dante był na diable zanim miał szansę oprzytomnieć, unosząc oszołomionego demona za gardło.
- Teraz, gdzie powinniśmy zacząć? Zmiażdżone gardło czy połamane żebra? Pomyślmy, Nero powiedział, że jego plecy bolą najbardziej, więc zacznijmy od tego, nieprawdaż?
Baul próbował kontratakować ale nowoodkryta silą Dantego pozwoliła mu złapać i zmiażdżyć występną rękę z łatwością, nim przymusił białego demona do wygiętej w tył pozycji, naciskając powoli, ale z wzrastającą siłą, aż nie usłyszał jak każdy kręg pękł.
- O co chodzi? Już nie taki potężny, gdy nie przeciwko dziecku?
Baul warknął na niego, jego rysy skrzywione w czystej nienawiści. Dante uśmiechnął się drwiąco i uderzył swoim czołem w demona. Baul opadł bezwładnie w jego uścisku i łowca z łatwością przerzucił go przez ramię, wracając do samochodu, zmieniając się z powrotem na jakiś czas.
To co planował było odrobinę zbyt duże na miejsce publiczne.
Dante nie był szczególnie dumny z tego co zrobił potem. Nigdy wcześniej nie zrobił czegoś takiego. Nigdy wcześniej Dante celowo nie powstrzymywał przeciwnika przed śmiercią by czerpać z tego przyjemność. Ale tej nocy tak było.
I półdiabeł się tym rozkoszował.
Zaniósł Baula do opuszczonej fabryki i zabijał go w powolnych stopniach przez całą noc, przerywając tylko żeby zawrócić demona z progu śmierci za pomocą połowy małej Gwiazdy Witalności i zaczynając na nowo aż zabrakło mu przedmiotów uzdrawiających. Dante torturował go aż ani łowca ani Baul nie mogli poznać zniekształconego ciała białego demona. Zrobił Baulowi rzeczy o jakich sądził, ze nie jest do nich zdolny. Przekroczył granice, o jakich Dante myślał, że nigdy ich nie przekroczy… i w jakiś dziwny sposób, który będzie trzymał go później niespokojnie przebudzonego nocami, sprawił, że łowca czuł się bliżej Vergila niż od lat.
A gdy skończył, Dante porzucił ciało Baula w często używanym miejscu spotkań demonów, z jego zapachem zalegającym wzdłuż ciała i z zakrwawioną koszulą Nera wepchniętą w dziurę, gdzie powinno być serce demona. To była wiadomość. Ostrzeżenie, żeby trzymali się z dala od Dantego i należących do niego.
I czasami – miesiące później, gdy będzie pił piwo z Modeusem – łowca niechętnie wspomni metody jakich użył by zniszczyć brata ciemnego demona. Ale nigdy tego nie żałował. Nie, gdy Nero zawsze będzie miał na plecach bliznę w miejscu, gdzie jego kręgosłup został zmiażdżony.
Nie. Dante nie był dumny. Ale ani razu tego nie żałował.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:17, 24 Gru 2011    Temat postu:

Po pierwsz, polecam najpierw obejrzeć dwa ostatnie odcinki anime Devil May Cry, ponieważ ten rozdział jest w gruncie rzeczy ich luźnym opisem.
Po drugie, niezbetowany, wiec z góry przepraszam za wszystkie błędy.

Sesja 7
Porzućcie Wszelką Nadzieję, część 2


Z miejsca w którym siedział, rozciągnięty na kanapie, Nero nucił do siebie z nudy. Jego ojciec siedział na drugim końcu, przeglądając magazyn motoryzacyjny ze szklanym spojrzeniem wyrażającym równie wielkie znudzenie.
Minęło zaledwie pięć dni od kiedy ten skurwysyn Baul został zdjęty przez jego ojca i w większej części mały półdiabeł został wyleczony. Ciągle chodził lekko kulejąc, uszkodzenia jakie odniósł jego kręgosłup był tak mocne, że będą potrzebowały kolejnego tygodnia lub dwóch do zagojenia.
A Dante nie spuszczał Nera z oczu. Łowca już odmówił dwóm robotom, bo oznaczałyby pozostawienie go samego. Spali razem, jedli razem, razem oglądali telewizję. Naprawdę to był cud, że Nero mógł sam się wysikać! Choć musiał przyznać, że przez pierwsze kilka dni obecność starszego półdiabła była ulgą. To było dla niego dziwne doświadczenie; chłopak nigdy nie był przesadnie od kogoś zależny. Ale przez dwa lub trzy dni po ataku nie chciał niczego poza byciem przy boku ojca.
Dante był więcej niż szczęśliwy poddając się jego nagłemu przypływowi braku poczucia bezpieczeństwa.
Ale teraz… teraz doprowadzało to Nera do szału!
Chłopak przewrócił oczyma, gdy Dante znów wkurzył Patty, mała blondynka zaskrzeczała głośno. Zareagował pogłaśniając telewizor. Kwadratowa miotła wskazywała w kierunku Dantego z wyraźną groźbą.
- Mówię poważnie! Mam już dość, ty głupku! Sprzątam i sprzątam, a i tak jest tak samo! Sprzątaj. Po. Tym. Jak. Zjesz!
- Nieważne, dziewczynko. Nie złość się. Jutro będzie porządek.
- Ponieważ ja sprzątam!
Nero przestał zwracać uwagę na resztę, tylko zerkając i patrząc jak maleńka blondynka stłukła łowcę wspomnianą miotłą. Walka zaowocowała tym, że Patty niszczyła wszelki porządek jaki wcześniej osiągnęła i wyszła w słusznej furii, zatrzaskując za sobą drzwi.
- I mówisz, że to ja sobie z nią nie radzę – powiedział Nero ze złośliwym uśmieszkiem, rozglądając się po zdemolowanym sklepie.
Ze swojego miejsca Dante sapnął.
- Przejdzie jej.
- Hej, podaj mi napój, staruszku.
- Sam sobie weź.
Nero westchnął, tworząc wielkie przedstawienie, gdy usiadł powoli, potem sięgnął by chwycić krawędź kanapy, gdy wstał sztywno. Sekundę później jego diabelska ręka wystrzeliła by chwycić puszkę z napojem lecącą ku jego głowie.
- W pełni wykorzystujesz sytuację, co? – głos Dantego był suchy, ale rozbawiony, uśmieszek niedowierzania pojawił się na jego ustach, gdy oparł się o lodówkę.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – odparł Nero radośnie, ponownie zagnieżdżając się na kanapie, gdy pociągnął długi łyk chłodnej, słodkiej cieczy.
- Pewnie, że nie. – Drzwi frontowe otworzyły się z miękkim dźwiękiem. – Czego chcesz?
- Cześć, Morrison.
- Witaj, Nero. Lepiej wyglądasz.
Młodzik przechylił puszkę w lekkim salucie.
- Lepiej się czuję.
Agent się roześmiał, potrząsając głową gdy rozglądał się po zdemolowanym sklepie, czarne oczy lekko błyszczały.
- Widzę, ze znów rozłościłeś Patty.
- Jest jakiś powód, dla którego tu jesteś?
- Mam dla ciebie robotę, cóżby innego? – Gdy mówił, do sklepu powoli weszła kobieta, z oczyma lustrującym zdewastowany obszar z wyrazem lekkiego rozdrażnienia. Była niewiarygodnie blond i niewiarygodnie blada, wyglądała niemal jak żywa lalka. Gdy Nero obserwował, subtelnie zmierzyła wzrokiem jego staruszka, nim znów skupiła się na rozglądaniu.
Nero poczuł jak jego brwi uniosły się w zaskoczeniu, napój zamarł w pół drogi do jego ust, gdy zielone oczy zatrzymały się i rozszerzyły na jego widok. Spojrzenie trwało i Nero czuł jak coraz bardziej się denerwuje, małe włoski na tyle jego karku stanęły. I wtedy zrozumiał na co patrzyła.
Trzymał puszkę w diabelskiej ręce.
Jego nieowiniętej diabelskiej ręce.
Nagle przejmująco zawstydzony, Nero pośpiesznie opuścił rękę, wciskając ją i puszkę w małą przestrzeń między ramieniem kanapy a jego udem. Kobieta obserwowała jego ruchy, zielone oczy skupione na świecącej kończynie. Nero poczuł jak gorąco pomalowało jego policzki i uszy czerwienią, wypełniło go daleko zbyt znajome uczucie.
Poczucie nieczystości.
Ręka Nera byłą nieczysta. Byłą skazą na jego osobie, fizycznym znakiem odróżniającym go jako dziwadło od wszystkich innych. Była… była… Niech to cholera! Dlaczego jej nie owinąłem?
Bo nie owijał tego, nie tak jak w Fortunie czy gdy żył na ulicy. Nero czuł – błędnie – że pozostawianie jej nieowiniętą w sklepie było w porządku. Dlaczego był taki głupi? Powinien…
I, Zbawco, ciągle patrzyła…
Nero zacisnął zęby, wolna ręka zakryła zniekształconą kończynę, by lepiej ukryć dziwaczne łuski i świecący połysk. Usłyszał szelest skóry, łomot obutych stóp i nagle jego ojciec stał przed nim, chroniąc go przed tymi zielonymi, zielonymi oczyma.
- Nikt ci nigdy nie powiedział, że gapienie się jest niegrzeczne? – Głos łowcy był lodowaty, dłonie przy bokach odrobinę zwinięte. Owinął go zapach ojca i napięcie zniknęło z ciała Nera, gdy opadł na kanapę, chwytając poduszkę i naciągając ją na swoją rękę.
Poza Dantego była tak luźna jak zawsze, ale Nero dość dobrze znał półdiabła, żeby rozpoznać gniewne zesztywnienie w jego sylwetce. Najwidoczniej Morrison również, ponieważ agent natychmiast wtrącił się, żeby załagodzić sytuację.
- Obecna tu pani Nina chciałby cię zatrudnić do chronienia tego – Blondyn położył zdobiony amulet na stoliku i Nero musiał się przechylić, żeby to zobaczyć, gorączkowo trzymając spojrzenie z dala od kobiety – pani Niny – która ciągle na niego patrzyła. – I również dobrze ci za to zapłaci.
- Czy to nie robota dla skrytek do wynajęcia w śródmieściu? – słowa były żartobliwe, łagodnie obraźliwe, ale ich sarkastyczna krawędź była ostra.
Morrison tylko westchnął i potrząsnął głową. Zaczął wyjaśniać, że amulet był w jej rodzinie od bardzo dawna i był bezcenny. Odziedziczyła go, gdy umarł jej ojciec i przez dziesięć kolejnych lat od tego zdarzenia ataki na panią Ninę wzrastały na liczbie i gwałtowności.
Nero mógł ocenić, że jego ojciec nie kupował tej historii. On też nie. Coś śmierdziało w historii kobiety a amulet sprawiał, że Nero czuł się… dziwnie.
- Weźmiesz tę pracę? – zapytała cicho pani Nina i Nero przypadkowo odkrył, że znów patrzy w te jasne jeziora zieleni. Sekundę później Dante przesunął się w jego pole widzenia. Nero zadrżał, palce jego ludzkiej ręki wbiły się w drgające ciało na jego diabelskim ramieniu, gdy patrzył na tył koszuli ojca.
Nie bierz tego, staruszku, błagał milcząco Nero, ona mnie przeraża. Coś złego jest w tej kobiecie.
Wydawało się, że mimo bycia diabelskimi, brakowało im zdolności do mentalnego kontaktu i Dante wzruszył ramionami, zgadzając się zająć robotą z tym samym nonszalanckim, drwiącym tonem, którego używał od oczątku rozmowy.
Tamta dwójka opuściła sklep równie cicho jak weszła i Nero nie mógł powstrzymać westchnienia ulgi, które mu się wyrwało, gdy Nina i jej dziwna obecność odeszły. Dante obrócił się, żeby na niego spojrzeć i zmarszczył brwi, leniwym palcem wskazując jego zakrytą rękę.
- Rany, patrz co zrobiłeś.
Mrugając z zaskoczeniem, Nero podążył wzrokiem i zrozumiał, że właściwie rozdarł puszkę z napojem i rozlał zawartość na poduszkę. Zawstydzony odsunął przemoczoną poduszkę.
- Ech, sorry.
Jego ojciec tylko westchnął, przesuwając dłonią po włosach.
- Dzieciaku…
- To moja wina – wymamrotał częściowy diabeł. – Powinienem to zakrywać na dole.
Nero pisnął z zaskoczenia, gdy wyszarpnięto mu puszę z ręki i odrzucono ją, jego diabelska ręka została pociągnięta w górę niemal szorstko. Twarz Dantego była kamienna, gdy patrzył na chłopaka z rozpalonymi niebieskimi oczyma.
- Nie zrobisz tego.
- Co? Coś nie tak?
- Nie będziesz tutaj owijał ręki.
- Ale przeze mnie mogłeś nie dostać roboty! Następna osoba pewnie…
- Nie dbam o to. – To był… imponująco prawie warkot. Półdiabeł usiadł ciężko na stoliku, zniekształcona dłoń otoczona jego większymi. – To jest twój dom. Nie będziesz tego ukrywał w swoim domu. Nie musisz tego ukrywać tego wychodząc, jeśli nie chcesz.
Nero opuścił głowę, niezdolny znieść palącego spojrzenia ojca.
- Mówisz tak, bo sam nie masz żadnych dziwacznych części. - Mówił głównie do swoich ud, więc większość zdania była wymamrotanym bałaganem.
Nastąpiła długa cisza a potem silna dłoń chwyciła jego podbródek, zmuszając półdiabła żeby znów spojrzał w górę. Uparcie skupił spojrzenie na kołnierzu koszuli ojca, odmawiając napotkania jego wzroku.
- Nero. – Dźwięk jego imienia był szokiem – Dante nigdy nie nazywał go po imieniu – i wzrok chłopca uniósł się gwałtownie ze zdumieniem. – Dzieciaku… czy nie wiesz… - łowca potrząsnął głową, bladoniebieskie oczy przeszukiwały jego z dziwnym rodzajem desperacji. – Nie ma w tobie nic czego bym się wstydził.
To… nie było tym, co Nero miał na myśli przez to co powiedział, ale jakoś, w jakiś sposób którego nie był świadomy, było dokładnie tym co potrzebował usłyszeć. Świadomy że rumienił się okropnie, Nero szybko odwrócił wzrok.
- To… - Jego głos się załamał. Zbawco, brzmiał żałośnie. Nero odchrząknął i szorstko wyrwał się rękom ojca. – To jest za bardzo babski moment, żebym mógł to nieść.
Usłyszał nagły, niemal zdumiony śmiech.
- Taa, pewnie jest.
Potem,
- Głodny? Chodźmy do Freddie’ego.
Nero się zerwał. Uwielbiał Freddie’ego. Facet robił niesamowity grillowany ser.

***

U Frieddie’ego było zaskakująco zatłoczenie jak na porę dnia, ale to nie zmieniło tego, że natychmiast dostali stolik. Nero pracował nad zdemolowaniem piątej kanapki z grillowanym serem i trzecim talerzem frytek, i Dante obserwował twarz swojego dzieciaka z rozbawieniem, gdy sam zajmował się pizzą.
Amulet zapulsował w jego kieszeni i łowca go wyciągnął, patrząc przez chwilę jak kołysał się przez chwilę nim położył go na stole. Po przeciwnej stronie loży, dzieciak zastygł w połowie ugryzienia. Przełknął ciężko i wyraźnie odsunął się od przedmiotu.
- Nie podoba mi się ta rzecz. – powiedział powoli. – Nie jest normalna, bez znaczenia na to co mówiła.
Dante skinął zgodnie.
- Nie, nie jest. Czujesz w tym demoniczną energię.
- To sprawia, że moja ręka boli.
Głowa łowcy uniosła się gwałtownie znad deseru lodowego tak szybko, że naprawdę zabolał go kark.
- Co to znaczy, że sprawia, że twoja ręka…
- Hej! – Łyżka w jego dłoni zgięła się w irytacji. Co za straszne wyczucie czasu – musi mieć mój lokal na podsłuchu. – Skąd te ponure miny?
- Cześć, Lady – powitał Nero, przesuwając się żeby zrobić jej miejsce nim wrócił do swojego grillowanego sera.
- Szczeniaku, utyjesz – ostrzegła Lady, odsuwając od siebie serię brudnych naczyń z wyrazem niesmaku na twarzy. – Jeśli masz czas żeby przekarmiać młodego, masz też czas, żeby wziąć robotę. – Zerknęła na amulet. – Co to?
- Moja robota, – odparł Dante bez wyrazu, - wolisz, żebym teraz wypisał ci czek, czy też wolisz poczekać aż będziesz mogła sama zabrać pieniądze z mojego portfela?
Nero parsknął i wydał ostry, rwący się gwizd, gdy Lady szorstko trąciła go łokciem. Jej dłoń wystrzeliła jak wąż, unosząc amulet. Dante zmrużył oczy patrząc jak jego dzieciak stężał, odsuwając diabelską rękę od kołyszącego się naszyjnika.
Nie umknęło to też Lady. Rzuciła to z powrotem, z szorstkim błyskiem w jej niepasujących do siebie oczach, o którym Dante wiedział, że oznaczał dla niego kłopoty. Wstała, nawet nie zawracając sobie głowy kłamstwem by ukryć jej wyraźną ucieczkę, nim niemal wybiegła z restauracji.
- Masz naprawdę dziwnych przyjaciół – skomentował Nero z pełnymi ustami.
Dante chwycił amulet jedną ręką, potem uniósł drugą by zablokować widok zapchanych ust dzieciaka.
- Zdajesz się, żyć w błędnym przekonaniu, że ich wybieram.
Półgodziny i sześćdziesiąt dolców później, duet wracał krótką drogą do sklepu. Nero był tylko kilka kroków przed nim, z dłońmi za głową, gdy narzekał na jakiegoś dzieciaka w szkole, który go wkurzał. Dante tylko na wpół słuchał, jego uwaga rozdarta między dziwnym pulsowaniem w jego kieszeni i ciągle rosnącą naroślą na ręce jego syna.
Robiło się cieplej i Nero chodził z większą częścią ręki odkrytą niż zwykle – najprawdopodobniej dlatego, że wrażliwy dzieciak nie był świadomy jak daleko odsunął rękaw. Dante przyglądał się liniom grubej skóry, która pokryła kłykcie dzieciaka i łatwo zajęła blade przedramię. Obrzucało tył białych włosów Nera miękkim, niebieskim blaskiem.
Półdiabeł wiedział, że będzie się to dalej rozprzestrzeniać. Jak daleko, nie wiedział i prawie nie chciał wiedzieć. Nie z tym jak bardzo denerwowało to Nera. Było to dla niego dziwne. Nigdy wcześniej Dante nie czuł tak przejmującej potrzeby, żeby ktoś był po prostu… okej. Żeby był szczęśliwy, bezpieczny. Czuł coś podobnego, gdy został rozdzielony z Vergilem, ale głębia tego co czuł do Nera ciągle cholernie go zaskakiwała.
Przed nim Nero się zatrzymał.
Dante zmarszczył brwi, stając obok niego.
- Coś nie tak?
Dzieciak potrząsnął głową, odchylając wargi w krytycznym skrzywieniu, gdy potarł diabelską rękę ludzką.
- To… to jakby… pulsowało.
Łowca zmarszczył brwi i sięgnął po zniekształconą kończynę, a ułamek sekundy później Rebeliant był jedyną rzeczą stojącą między nimi a cholernie brzydkim zielonym demonem. Siła jego ataku wystarczyła, żeby posłać go do tyłu, przygwożdżając Nera gwałtownie między jego plecami a ścianą sklepu. Chłopak wydał paniczny dźwięk i Dante poczuł jak małe pięści zwinęły się na tyle jego płaszcza, desperacko popychając go do przodu, gdy demon pchał ich mocniej w kruszącą się kamienną ścianę.
Wszystkim co wypełniało głowę łowcy było pobliźnione ciało i widok krwi na zielnym aksamicie i…
Sama siła woli dała Dantemu siłę, żeby wytrzymać uderzenie, jego nogi i ramiona drżały z wysiłku.
Demon wywarkiwał na niego obscenicznie wokół ostrza miecz, z rozwścieczonymi oczyma.
- Gdzie jest kobieta? Ty… masz magiczny kamień?
Łowca uśmiechnął się złośliwie, wyciągając amulet.
- Magiczny kamień? To znaczy to?
Reakcja była natychmiastowa i Dante ledwie zdołał odrzucić Nera z drogi, ślepo popychając dzieciaka za siebie, gdy skoczył w górę ściany demon podążyła za nim instynktownie, machając szponiastą dłonią za amuletem.

***

Choć później będzie temu zaprzeczał jak diabli, Nero niemal się obsikał, gdy ten demon wyskoczył znikąd. I przez jedną, przerażającą chwilę myślał, że znów zostanie zmiażdżony. Jednak jego ojciec zdołał wyrzucić go z drogi walki, choć pewnie nie chciał (przynajmniej lepiej żeby Dante nie chciał) pchnąć Nera w przeciwną ścianę alejki.
Chłopiec wydał serię jęczących przekleństw. Jak na jego gust ostatnio spotykał się trochę zbyt intymnie ze zbyt wieloma ścianami. Nero wstał ostrożnie, dłonią przesuwająco obolałym dole pleców, szukając dalszych uszkodzeń.
Zadowolony, że poza kilkoma już gojącymi się zadrapaniami był okej, Nero spojrzał ze znużeniem ku dachom, nim wyszedł na ulicę z nadzieją na lepszy widok. Przeszedł tylko kilka kroków nim kompletnie znieruchomiał.
Pani Nina tam była, patrząc na niego tymi niepokojącymi zielonymi oczyma, z oczyma szeroko otwartymi w szoku, gdy zmierzyła wzrokiem jego zmierzwiony wygląd, nim – ponownie – skupiła się na jego ręce. Nero gniewnie pociągnął w dół rękaw, rzucając blondynce onieśmielające spojrzenie.
Nie była sama – za nią stał mężczyzna w garniturze, nosząc okulary przeciwsłoneczne jak idiota, mimo, że była noc. Nero nie mógł się powstrzymać i mu to powiedział. Mężczyzna rzucił mu ostry uśmieszek.
- Nie sądzę, żebyś akurat ty miał prawo obrażać wygląd ludzi.
- Simon! – Głos pani Niny był pełny nagany, gdy obrzuciła mężczyznę w garniturze niedowierzającym spojrzeniem.
Nero się najeżył, nie tylko na obelgę, ale też ton głosu. Coś było nie tak. Jego ręka bolała i Nina ciągle patrzyła i mężczyzna ciągle uśmiechał się złośliwie. Nastąpił nagły powiew powietrza, gdy jego ojciec wylądował przed nim lekko, zasłaniając go przed wzrokiem Niny po raz drugi tej nocy. Ci dwoje byli po prostu kurewsko niewłaściwi. Wszystko w chłopaku o tym krzyczało i nie mógł nic poradzić, tylko zrobić krok bliżej do pleców swojego ojca, oczy skupiając na dziwnym mężczyźnie.
Można było usłyszeć zdumione, pełne bólu sapnięcie za nimi i niemal na raz cała grupa spojrzała w bok. Neru opadła szczęka, gdy zdumiony zobaczył stojącą tam Patty, z oczyma niemal krystalicznymi od łez.
Zrobiła krok naprzód, z drżącą wargą i Nero odkrył, że ruszył ku niej ze zmartwieniem, nim choćby o tym pomyślał. Mała blondynka wydała zduszony szloch, który jakoś brzmiał jak „Mamusiu!” i rzuciła się w przód. Chłopiec dotarł do niej sekundy po tym jak się potknęła, pośpiesznie ją chwytając, nawet gdy obrócił zaszokowany wzrok ku pani Ninie.
Ale starsza blondynka już odchodziła, ze sztywnymi ramionami i kręgosłupem, jakby wepchnięto jej w tyłek metalową rurę. Dante z uporem patrzył przed siebie, z nieczytelną twarzą.
- Ta kobieta, - Nero nie mógł nic poradzić na to jak wypowiedział te słowa, było z nią po prostu coś nie tak, - jest twoją matką?
- Jest! – mała blondynka nalegała ostro, wyszarpując się z jego uścisku. Białowłosy chłopiec wydał miękki dźwięk zamyślenia, zerkając na ojca po potwierdzenie. Ale Dante tylko wzruszył ramionami.
- Przyjdź jutro do sklepu, Patty. Kobieta, o której myślisz, że jest twoja matka powinna się pokazać, żeby mi zapłacić.
- Wiem, że jest moją matka! – parsknęła gniewnie Patty. – Wiem, że jest!
I zniknęła, desperacko uciekając od dwóch zdezorientowanych mężczyzn. Nero wydał utyskujące westchnienie, wymieniając zdumione spojrzenie z ojcem, nim zauważył kolejną parę oczu obserwującą go intensywnie. Ten niepokojący mężczyzna, Simon, ciągle tam był i Nero się zjeżył na to jakim spojrzeniem był obrzucany.
- Możemy już iść do domu?
Dante zmarszczył brwi, obrzucając ciemnowłosego mężczyznę zniesmaczonym spojrzeniem, nim obrócił się na pięcie.
- Taa, dzieciaku. Myślę, że mieliśmy dość wrażeń jak na jedna noc.

***

Było późno, gdy Nero się obudził. Słońce błyszczało jasno przez zasłony, rzucając długi cień na jego dywan. Było później niż zwykle dał radę dospać, nawet jak na weekend, ale Dante dawał mu dużo luzu odkąd został ranny.
Chłopiec słyszał głosy poniżej. Jego taty i Morrisona, jak i Patty, co znaczyło że było naprawdę, naprawdę późno, ponieważ jej może-matka mała pokazać się dopiero około trzeciej i Nero wątpił, żeby wkurzona dziewczynka spędzała chętnie czas z obiektem jej irytacji.
Ponieważ, cholera, gdy Patty chciała trzymać urazę, robiła to dobrze.
Chłopak wyśliznął się z łóżka z ziewnięciem, naciągając pomiętą koszulkę do spania na pasiaste spodnie od piżamy zanim podrapał długą bliznę na swoich plecach. Jego noga była mniej zesztywniała niż normalnie, gdy się budził, co uznał za dobry znak.
Powinien iść na dół, ale białowłosy chłopiec naprawdę nie wyglądał ku otrzymaniu kolejnej serii zabójczych spojrzeń Patty. Do diabła, Neru dopiero zostało wybaczone odrzucenie zaproponowanej przez nią randki i to pewnie tylko dlatego, że został na wpół zatłuczony i blondynce podobała się myśl o graniu pielęgniarki.
Nero podszedł do okna, przesuwając bosymi stopami po grubym dywanie, i odsunął żaluzje. Zamrugał przez promienie słońca a potem szarpnął się wprzód, dłonie automatycznie rzuciły się by otworzyć okno, gdy Patty wypadła przez frontowe drzwi.
- Patty! – Blondynka zamarła i odwróciła się, żeby na niego spojrzeć z rozszerzonymi niebieskimi oczyma. Były wypełnione emocją – rozpaczą zmieszaną z desperacja. – Patty? Coś nie tak?
Sierota potrząsnęła głową, zaciskając dłoń przy boku – i cholera, miała tam tek piekielnie dziwaczny amulet – nim odbiegła. Podjęcie decyzji zajęło Neru trzy sekundy. Szybko ubrał tenisówki i wydostał się przez okno, krzywiąc się, gdy jego osłabiona noga zaprotestowała przed skokiem z drugiego piętra. Chłopiec zaczął biec po niezręcznym lądowaniu, klnąc, gdy ból przeszył jego plecy i łopatki.
Dogonienie blondynki nie zajęło półdiabła wiele czasu, nawet gdy był osłabiony. Chwycił ją szorstko za rękę, obracając ją, nim chwycił ją gwałtownie za ramiona.
- Straciłaś rozum, Patty? Ta rzecz jest niebezpieczna jak diabli! Nie wspominając, że staruszek dostanie cholernego ataku serca, gdy zauważy, że zniknął!
- Puść mnie!
- Nie! – Potrząsnął nią kilka razy dla wyrazu. Nero nie wiedział co działo się z Patty, ale to było więcej niż głupie. Ta rzecz był magnesem na demony a blondynka była więcej niż bezbronna. – Zachowujesz się jak wariatka odkąd ta dziwaczka się pokazała! Powiedz mi co się dzieje!
Oczy Patty były tak niebieskie, ze zdawały się błyszczeć.
- Moja matka nie jest dziwaczką!
Palące odczucie wybuchło pod jego dłońmi i Nero pisnął, szybko cofając dłonie i machając nimi pośpiesznie, próbując schłodzić powietrzem przypalone ciało. Patty patrzyła na niego rozszerzonymi oczyma, przyciskając dłoń do ust.
- Ja… myślę, ze ja to zrobiłam.
- Taa, - parsknął Nero, unosząc poczerniałe dłonie. – Też myślę, że to zrobiłaś. Teraz, proszę, powiesz mi co się do cholery dzieje?
- Muszę iść ją zobaczyć – wyjaśniła nieszczęśliwie. Sięgnęła w górę i zdjęła wisiorek z szyi. Był to ten sam, który widział u niej z milion razy. Otworzyła go i pokazała mu zdjęcie w środku. – Wiem, ze to moja mamusia. I to jest jej, tak jak amulet. Pomyślałam… pomyślałam, ze je jej zaniosę. Proszę, nie zmuszaj mnie do powrotu do Dantego!
Blondynka wydała łamiący serce szloch, łzy płynęły strumieniami po jej twarzy. Ach, do diabła, pomyślał z jękiem półdiabeł, nie cierpię kiedy płaczą.
Wyglądając jakby było mu kompletnie niezręcznie, Nero odchrząknął.
- Dobra, w porządku. Pozwolę ci iść. Ale tylko jeśli pójdę z tobą.
Patty siąknęła nosem, z boleśnie rozszerzonymi oczyma.
- Naprawdę?
- Taa, - chłopiec odwrócił wzrok, z czerwonymi policzkami, ludzka ręka uniosła się by potrzeć czubek jego nosa, - ta rzecz jest niebezpieczna. Nie mogę cię puścić… ak! Puszczaj mnie!
Mała blondynka ścisnęła go jeszcze mocniej, jeśli to możliwe.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Nero!
- … jak sobie chcesz.

***

Głupota ludzi nigdy nie przestawała zaskakiwać Dantego.
Dlaczego, na przykład, ciągle trzymali się swoich kodów i protokołów, gdy powinni słuchać wewnętrznych instynktów – z których wszystkie mówiły im, żeby albo uciekali albo dali rozgniewanemu mężczyźnie z mieczem i pistoletami cokolwiek czego chciał. Półdiabeł nie chciał wiele. Tylko piętro i numer pokoju Niny. Zamiast tego, głupi menadżer zdecydował, że będzie nalegał na „prawo do prywatności” klientów.
No i teraz miał pistolet przystawiony do twarzy.
Łowca czuł wagę dezaprobaty Morrison, ale jakoś go to nie obchodziło. Wszystko o co dbał, to że jego dzieciak i głupia sierota byli w prywatnym apartamencie, pewnie pożerani przez demona, podczas gdy ten dupek rujnował swoje ulubione spodnie.
Gdy Trish zadzwoniła do jego sklepu by powiedzieć mu czym właściwie był amulet i do kogo należał, to tylko potwierdziło podejrzenia Dantego. Wiedział, ze z Niną było coś nie tak, gdy tylko się pokazała. Reakcja Nera na wysoką blondynkę i jej amulet jeszcze bardziej to usprawiedliwiły. Nigdy nie podała swojego nazwiska, nie żeby zmuszał klientów do robienia tego, ale miała ku temu dobry powód.
Ponieważ jeśli łowca by wiedział, ze ma cokolwiek do czynienia z Aeronem Lowellem, Dante zająłby się całą sytuacja całkiem inaczej.
Zaczynając od zamknięcia swego niemożliwego, nieposłusznego, przyciągającego kłopoty jak magnes syna w szafie, gdzieś daleko, daleko od tego naszyjnika.
Ponieważ to kim był Aeron Lowell było alchemikiem, nie żadnym zwykłym alchemikiem, ale Alchemikiem. Przez czarna magie człowiek znalazł sposób by kontrolować demony przez włożenie swojej stalowej siły woli w pracę. Legendy mówiły, że stał się tak potężny że ze wszystkich demonów, tylko jednego Lowell nie mógł kontrolować. Abigail.
Pewnie, Dante słyszał pełno potwornych historii o Abigail, ale zawsze uważał jej za tylko to, historie. Abigail, jedyny demon, który kiedykolwiek walczył z królem demonów i nie zginął. Abigail, jedyny demon zdolny oprzeć się Aeronowi Lowellowi. Abigail, który został przechytrzony i zapieczętowany w amulecie na całą wieczność.
Rzekomo każdy, kto wszedł w posiadanie naszyjnika był zdolny czerpać z całej siły Abigail i stać się bardziej potężnym niż królowie piekła. Był to demoniczny odpowiednik Świętego Graala.
I było to przez całe dwa dni w jego sklepie.
Nic dziwnego, że ręka Nera zareagowała.
Nie przeszkadzało to Dantemu, ale też jego demoniczna krew była bardziej stabilna. Pomimo tego co powiedział synowi, fakt, ze miał w większości ludzka krew był w pewnych kwestiach niekorzystny. Czyniło to jego demoniczną krew słabszą, dość słabą by reagowała nieprzewidywalnie i gwałtownie na pewne elementy. Jak na przykład Amulet Lowella.
Nina pewnie tego nie wiedziała, ale zdawała sobie sprawę, ze gdy słowa „Lowell” i „amulet” zostaną użyte w tej samej rozmowie, cena usług łowcy diametralnie wzrośnie albo odmówi on przyjęcia roboty.
Dante nie miał pojęcia co planowała Nina, ale będzie przeklęty jeśli zostawi któreś z dzieciaków w jej obecności dłużej niż to absolutnie konieczne.
I dlaczego Nero zawsze musiał się znaleźć w samym środku cholernego zamieszania!
Niewiarygodnie sfrustrowany, jego dłoń w rękawiczce wystrzeliła ponad kontuarem i chwyciła krawat menadżera złowróżbnie.
- Więc powiedz mi, - W dłonią groźnie przechylił Ivory, - wolisz złamać te wasze bezcenne zasady czy raczej mieć w głowie gigantyczna dziurę?

***

Nero właściwie zrozumiał, że może popełnił błąd pozwalając Patty tu przyjść w chwili, gdy dotarli na korytarz przed pokojem jej matki. Jego słuch był sporo lepszy niż ludzkiej dziewczynki, więc usłyszał odrobinę więcej z złowróżbnej rozmowy niż ona.
Zamarł w połowie ruchu, niebieskie oczy rozszerzyły się z zaalarmowaniem, gdy ponury głos dotarł do niego przez ścianę. Jego dłoń wystrzeliła by chwycić tył sukienki Patty, nakazując jej by się zatrzymała. Blondynka spojrzała na niego ostro ale czekała.
- Zabiłeś Simona, prawda?
Kobiecy glos, pewnie pani Niny.
- Winny przewinienia. Robi za całkiem niezły garnitur… choć niewiele w nim miejsca na ruch.
Neru opadła szczęka. Och, cholera, nie brzmiało to…
- Czas je odebrać, nie sądzisz?
- Odebrać je?
- Nie udawaj głupiej. Wiem o naszyjniku i twojej córce. Potrzebuję ich obu razem albo też nie będę mógł dopełnić ceremonii, prawda?
- Błagam cię, zostaw Patty z dala od tego!
- Patty, - syknął nagląco półdiabeł, - Musimy stąd iść, to puł…
Ale blondynka wyszarpnęła się gwałtownie, rozrywając tył swojej sukienki niemal w pół nim pobiegła korytarzem do drzwi. Dogonił ją w chwili, gdy szarpnięciem otworzyła drzwi. Z przekleństwem, próbował wepchnąć dziewczynkę za siebie, ale Patty ugryzła go w rękę (jego demoniczną rękę!) i wbiegła do pokoju. Zrobiła tylko kilka kroków nim się zatrzymała.
- Ty… - Jej głos był mieszaniną szoku i zachwytu, - Naprawdę jesteś moją matką!
Z miejsca, gdzie stał przy drzwiach, Nero łatwo mógł widzieć w ciemnym pokoju. I nie wyglądało to dobrze. Pani Nina była przywiązana do krzesła i bardzo, bardzo brzydki mężczyzna stał przed nią groźnie. Reszta pokoju była ozdobiona pieczęciami i rysunkami, z ołtarzem umieszczonym strategicznie po środku.
Nero ostrożnie podszedł do zdumionej dziewczynki.
- Uch, Patty…
- Patty, uciekaj!
- …posłuchajmy rady twojej mamy, dobra?
Mężczyzna uderzył językiem o zęby,
- Właściwie myślę, że będę miał z ciebie pożytek, mały potomku, - i machnięciem ręki posłał półdiabła na pobliską ścianę z głośnym hukiem, drzwi apartamentu zamknęły się za nimi złowróżbnie.

***

- Nero! – Patty uklękła obok nieruchomego chłopca, dłońmi przesuwając wokół jego sztywnej sylwetki, bojąc się dotknąć czegokolwiek. Plecy białowłosego chłopca jeszcze całkiem się nie zagoiły! Co jeśli… co jeśli…! I, och, nie, to wszystko jej wina! – Nero! Nero, obudź się!
- Cicho, dziewczynko.
Patty sapnęła, w swojej panice kompletnie zapomniała o strasznym mężczyźnie i swojej matce, i obróciła się ku niemu, stojąc opiekuńczo nad nieprzytomną forma jej przyjaciela.
- Jak śmiesz robić to Neru!
- Powiedziałem, cicho!
Blondynka poczuła jak przerażenie osiadło w głębi jej żołądka, sprawiając ze drżała gwałtownie. Mężczyzna wyglądał jak żaba, tylko dużo straszniej i wyraz przerażenia na twarzy jej nowo odnalezionej matki i długi nóż przyciśnięty do jej gardłą nie pomagały Patty odzyskać odwagi.
D-dlaczego to się dzieje? Pomyślała sierota z drżeniem, wszystko czego chciałam to spotkać moją mamę!
Ale teraz Nero był ranny a jej matka patrzyła na nią z czymś w rodzaju rozczarowania w oczach i…
- Słuchaj mnie, dziewczynko, albo wytnę twojej ślicznej mamie nowy uśmiech.
- Nie! – zaskrzeczała Patty, przyciskając amulet do piersi. – Proszę, nie!
Brzydki mężczyzna skinął ku ołtarzowi na środku pokoju.
- Połóż amulet na ołtarzu. Natychmiast!
- Nie rób tego, Patty! – Zażądał napięty, ale gniewny głos.
Patty obróciła się gwałtownie do przebudzonego chłopca.
- Nero!
- Taa. Ściany… - wymamrotał chłopak, gdy niepewnie wstawał do przysiadu, - dlaczego, do diabła, to zawsze muszą być ściany?
- Posłuchaj go, Patty! Nie rób tego!
Ale potem nóż był pokryty czerwonączerwoną krwią jej matki i mniejsza blondynka niemal przeleciała przez pokój, żeby dotrzeć do ołtarza. Jak mogła tego nie zrobić? Tak długo czekała na swoją mamusię… nie mogła jej teraz stracić!
- Patty, nie! – krzyknął gniewnie Nero. – Pomyśl o Dante!
Patty zamarła z amuletem cale od wypolerowanego drewna ołtarza.
Brzydki mężczyzna warknął i przebył pokój dużo szybciej niż Patty podejrzewała by to możliwe. W sekundy miał Nera przygwożdżonego do swojego boku, z nożem tak mocno przyciśniętym do jego policzka, że go zaciął.
- Ty, jesteś dokładnie taki jak twój ojciec, głośno niewydarzony. – Nóż ciął i Nero zawył. – Na ołtarz albo twój mały chłopak oberwie!
Patty uderzyła naszyjnikiem w dół tak mocno ze ołtarz zawibrował. W chwili, gdy metal dotknął wyrzeźbionych run cały pokój rozświetlił się jasnymi odcieniami różu i błękitu. Mężczyzna przepchnął się obok niej, niosąc rzucającego się Nera ze sobą, zatrzymując się tylko na tyle długo by uśmiechnąć się drwiąco do drżącej blondynki.
- Wielkie dzięki, słodziutka. Zrób mi przysługę, gdy Dante przybędzie bądź tak uprzejma żeby go do mnie pokierować, dobra? Mamy rachunki do wyrównania. Poza tym, - Potrząsnął Nerem, - Myślę, że i tak będzie chciał to z powrotem.
- Dante skopie ci tyłek! Krzyknęła Patty, zwijając dłonie w pięści, gdy patrzyła załzawionymi oczyma na rozwścieczona sylwetkę jej najlepszego – i jedynego – przyjaciela.
- Proooszę, gdy stanę się królem Świata Demonów będę potężniejszy nawet niż cztery wielkie demony. Zmiażdżę go jak robaka, którym jest i nie będziesz mogła o to winić nikogo poza sobą.
I przepadł, razem z Nerem.
Z miejsca gdzie leżała, jej matka szlochała, ciągle przywiązana do krzesła.
- Och, Patty. Och, Patty, dziecino. Co my zrobiłyśmy?

***

W chwili, gdy Dante dotarł na piętro poczuł magię. Zapach był ciężki i gęsty, jak palony cynamon. A pod tym wyczuł zapach krwi Nera. Zaciskając zęby, łowca gwałtownie otworzył drzwi, jego oczy pociemniały na widok rozświetlonego kręgu i obiektów przywołujących.
Poznał wszystkie cztery.
Czaszka ognistego demona zabitego przez Dantego na wyspie Morris, maska spełniacza życzeń, czaszka Baula i czaszka demona, który zaatakował ich w alejce poprzedniej nocy. Dante poczuł jak jego irytacja wzrosła. To było osobiste. Wszystko było z nim powiązane.
Zdawało się, że Patty nie była ranna, klęcząc obok Niny, desperacko próbując odwiązać ją od krzesła.
- Dante! – Jej twarz rozświetliła się nadzieją na jego widok, a potem na jej twarzy pojawił się wyraz rozpaczy. – Nero! Ten straszny mężczyzna zabrał Nera w światło i…
- Morrison – powiedział szorstko Dante, podchodząc do otwartego portalu, - Zabierz je z dala od hotelu.
- Co się dzieje, do diabła, Dante!
- Nie ma czasu – wywarczał łowca, wchodząc w białą otchłań, - po prostu wydostań wszystkich z hotelu, dobra?
Dotarcie do piekła przez bramę portalu a nie drzwi portalu było nieprzyjemnym uczuciem. Czujesz jakbyś spadała bez końca nim zamrugasz i zrozumiesz, ze cały czas stałeś. Dante skrzywił się wewnętrznie na odczucie, gdy przyswajał się do nowego wymiaru, przełykając mocno na lekka dezorientację i rozglądając się.
Płaszczyzna piekła, na której wylądował nie była tą, na której był wcześniej. Wszystko szare, pokrzywione metale i błotniste brązy. Dante chciałby móc powiedzieć, ze był zaskoczony widząc zniekształconą twarz Sida chichoczącego w jego stronę, ale nie był. Jeśli była jedna cholerna rzecz jakiej będzie żałował przez resztę swojego pieprzonego życia, było to nie zabicie Sida, gdy miał ku temu okazję.
Demon przyciskał Nera do swojego boku, jedną ręką otaczając ciasno chłopca a drugą trzymając luźno na jego karku.
Z jakiegoś źle pojętego poczucia litości Dante wypuścił pomniejszego demona zamiast zmiażdżyć mu mózg. Wtedy Sid nie wydawał się groźny; jego siła ledwie większa od ludzkiej. Na poziomie wściekłego narkomana na cracku, bardziej niż cokolwiek.
Ale gdy Sid wciąż pojawiał się od nowa, półdiabeł zaczął rozumieć że manipulował czymś wielkim z boku. Nigdy nie podejrzewałby małej łasicy o bycie zdolnym do wmyślenia tak skomplikowanego planu jak to.
- Przyszedłeś tu zbyt późno by móc cokolwiek zrobić – drażnił Sid, - Nieszczęśliwie dla ciebie objąłem posiadanie nad dziedzictwem Abigail… chwila, jeśli o tym pomyśleć, nad twoim również!
Nero, jeśli cokolwiek, wyglądał bardziej jak jego diabelskie dziedzictwo niż kiedykolwiek. Chabrowo niebieskie oczy płonęły czerwienią od siły jego furii, jego diabelska ręka świeciła tak jasno ze rozświetlała wokół siebie powietrze. Długie cięcie biegło wzdłuż jego policzka.
- Hej, dzieciaku.
- Możesz mi wyjaśnić, co się, do kurwy nędzy, dzieje?
Dante poczuł przypływ dumy na to jak kontrolowanie brzmiał jego syn. Wkurwiony, och tak, ale ciągle nie pozwalając, żeby emocje przejęły nad nim kontrolę.
- Powiem ci później.
- Jak diabli… - Nero wydał wrzask niesmaku, gdy ręka trzymająca jego kark przesunęła się na jego głowę i obróciła ją w bok, a długi gadzi język przesunął się po cieciu na jego policzku.
- Mmm, smakuje dobrze. Założę się, że jest przepyszny.
Nie Wyzwolenie zabrało Dantemu całą siłę.
Każdy. Pieprzony. Cal.
Ale nie mógł tego ryzykować. Łowca nie mógł zagwarantować że dotrze d Nera nim Sid będzie miał szansę skręcić mu kark. Więc zamiast pozwolić ciekłej wściekłości w jego żyłach przejąć nad sobą kontrolę, półdiabeł odepchnął ją, obiecując, że będzie mieć swoją szansę.
- Zabiję cię – oświadczył po prostu Dante, jego ton zaledwie informujący. – Cały czas czaiłeś się za kulisami i teraz, mam dość oglądania twojej mordy. Powiedzmy sobie do widzenia, dobra? Do widzenia, skurwysynu.
Sid zawył śmiechem.
- Co? Myślisz, ze będę błagał o życie czy co? – Ręka trzymająca Nera zacisnęła się aż chłopiec wydał sfrustrowany wrzask bez tchu i opadł bezwładnie. – Głupcze! Jestem inny niż wcześniej! Pokażę ci.
Półdiabeł zesztywniał, gdy ciało Sida zaczęło się zmieniać. Cholera, wypełnia się mocą Abigail! Muszę to powstrzymać – ale nie mogę ryzykować Nera!
Ciało Sida transformowało szybko i Dante warknął, ignorując bronie i biegnąc ku rosnącemu demonowi. Rozerwie go na strzępy gołymi rękami jeśli będzie musiał.
- Pokażę ci moc Abigail, który kiedyś rywalizował z królem demonów!
- Ty skurwielu! Oddaj mi mojego syna!

***

Nero obudził się i zobaczył burgundowe niebo. Przez długą chwilę leżał nieruchomo, patrząc na niebo o dziwnym kolorze ze zdumieniem. Jego noga i plecy bolały… ale za cholerę nie mógł sobie przypomnieć dlaczego. W końcu chłopiec zdołał usiąść, ze zdumieniem pocierając ręką tył karku.
Nie mógł nic na to poradzić, ale czuł, że o czymś zapomniał.
Zauważył światło kątem oka i Nero skoczył na równe nogi, obracając się w pełny okrąg zanim zrozumiał, że pochodziło ono z jego diabelskiej ręki. Białowłosy chłopak patrzył na nią w szoku, rozszerzonymi oczyma przesuwając od łokcia aż po czubki palców i ostre szpony na ich końcach.
Co jest, do kurwy nędzy? Nie sięgało tak daleko dziś rano! Och, do diabła, muszę to pokazać staruszkowi…


Cholera! Tata!

I tak po prostu Nero przypomniał sobie co właściwie się stało, że się tu znalazł. Po części diabeł obrócił się w miejscu, desperacko wyglądając ojca. Ostatnie co pamiętał to ten demon wciągający go w portal. Dante za nim podążył a potem… potem coś się stało i Nero zemdlał.
Klnąc, chłopiec rozejrzał się po otaczających go złowrogich drzewach.
Gdzie ja, do diabła, jestem?
Po chwili oszalałego dreptania w miejscu, Nero zdecydował wspiąć się na pobliskie drzewo z nadzieją, że zobaczy dość, żeby zrozumieć gdzie jest. Niewiarygodnie łatwo było wspiąć się na śliskie drzewo, szczególnie ze szponami jego diabelskiej dłoni. Tylko po kilku minutach dostał się na szczyt i przecisnął głowę przez zieleń.
Cokolwiek oczekiwał zobaczyć, nie było to, to co zobaczył.
Las kończył się tylko kilka stóp przed nim a dalej nie było nic poza nieskończoną, pozbawioną trawy płaszczyzną zdającą się ciągnąć bez końca. Jednak po jego lewej był wysoki, ogromny zamek zbudowany z czarnego kamienia. Zdawał się wysysać światło z powietrza wokół siebie niczym czarna dziura i Neru zajęło krótką chwile zdecydowanie, że który kierunek by nie wybrał, na pewno będzie to jak najdalej od tej rzeczy.
Zdołał zejść do połowy drzewa, gdy wiatr zawył ostro w koronach drzew, sprawiając, że jęczały, gdy się kołysały. Nero odkrył, że gdy dość dobrze się przysłucha, może zrozumieć co mówiły.
Białowłosy chłopiec prawie zeskoczył w dół, cofając się od drzew z rozszerzonymi oczyma, gdy krzyczały wokół niego. Ich słowa mieszały się ze sobą, sprawiając że nie można było zrozumieć o co prosiły i stały się jednym, wywołującym agonię krzykiem.
Nero uciekł od lasu; dłonie zaciskając wokół uszu i nie zatrzymał się aż znalazł się na równinie. Dopiero wtedy się zatrzymał, rzucając ostatnie, przerażone spojrzenie ku kołyszącym się drzewom. Wiatr znów zawył i Nero odwrócił się od lasu, oddychając głęboko. Śmierdziało krwią jego ojca. Więc zaczął biec wbrew wichurze, bardzo starając się nie drżeć na przejmujący zapach, który był tak podobny do jego, jednak nie całkiem.

***

Zdawało się jakby biegł całe dnie.
Co jakiś czas te straszne, małe i podobne do królików demony go atakowały. Na początku potwornie go przeraziły, ale półdiabeł odkrył, ze może je zabić z łatwością, jeśli atakował diabelską kończyną.
Jego nowe szpony zdawały się zdolne do przedzierania demonicznej kości i zbroi z kompletną łatwością i Nero zauważył, że rzadko musi atakować dwa razy. Dopiero po dziewiątej czy dziesiątej ofierze zrozumiał coś strasznego.
Za każdym razem, gdy używał tutaj swojej demonicznej ręki, narośl się rozrastała.
Zanim Nero to zauważył, kompletnie zajęła jego dłoń i po raz pierwszy zrobiła wyraźny postęp poza łokieć.
Po tym, półdiabeł zaczął po prostu uciekać przed demonicznymi królikami, jeśli było to możliwe. Zdawało się to działać, nie było nowej narośli. Ale ponieważ nie dało się teraz mieć prawdziwego poczucia czasu, Nero nie wiedział, czy było to spowodowane tym że przestał zabijać te rzeczy czy też czymś kompletnie innym.
Całe to bieganie było wyczerpujące i wydawało się, ze wcale się nie zbliżał do znalezienia ojca. Więc, gdy Nero zbliżył się do małego jeziora wypełnionego po brzegi dziwną, metaliczną wodą, nie pomyślał dwa razy, nim się przewrócił przy jego krawędzi. Nie wiedział, gdzie było to miejsce z czerwonym niebem, ale z jakiegoś powodu wydawało się, ze chłopiec już tu kiedyś był; jakby wtedy gdy był naprawdę, naprawdę mały albo coś w tym stylu.
Nero pozwolił sobie leżeć na zakurzonym podłożu jego pierś unosiła się ciężko, gdy próbował nabrać sił żeby dalej gonić za zapachem ojca. Wiedział, ze musi iść dalej. Dante mógł tu gdzieś umierać, ale chłopiec jakoś nie mógł zmusić się do ruchu. Zdawało się, ze przymknął oczy tylko na moment, ale gdy Nero się obudził świat wokół niego się zmienił.
Wszystko – od poszarzałych kolorów do zduszonych zapachów było takie same – ale jakoś coś ważnego się zmieniło.
Półdiabeł usiadł ze znużeniem, bezmyślnie pocierając bolącą diabelska rękę, gdy próbował zrozumieć co zmieniło się tak drastycznie. Zaledwie kilka chwil później Nero zrozumiał, ze jezioro się poruszało.
Całe jezioro drgało, poruszało się i cos formowało.
Nero patrzył z otwartymi ustami, jak uformowało czteronogiego demona podobnego do ogromnego goryla. Jego świecące białe oczy skupiły się na jego oszołomionej sylwetce, strumienie gęstej śliny opadały z otwartych, uśmiechniętych ust.
Z krzykiem, białowłosy chłopiec gwałtownie rzucił się w bok, ledwie unikając szponu, który wyrył ogromną dziurę, w miejscu, gdzie spał.
- Śśśśmiesssszne małe demoniątko – syknął demon, łatwo górując nad drżącym chłopcem. Nero odkrył, ze nie może drgnać, nie może myśleć o niczym poza przejmującym przerażeniem, które usztywniło jego mięśnie i zatrzymało oddech w jego płucach. – Przysssszło tak daleko bez sssswoich missstrzów.
Nero wydał żałosne skomlenie i zacisnął oczy, gdy ogromna szczęka, w której mogłoby zmieścić się dwoje takich jak on zaczęła się zbliżać. Ostatnia instynktowna akcja sprawiła, ze ukrył głowę między kolanami, obronnie zasłaniając ją rękoma.
Umrę tutaj!
Gorąco oddechu demona sprawiło, ze włosy na jego karku się uniosły.
Nie chcę umierać! Proszę!
Ostry ząb musnął skórę jego uniesionych rąk…
Tato!
Ból przeszył jego demoniczną rękę i Nero był pewny, że ta rzecz go ugryzła. Ułamek sekundy później nastąpił błysk przeszywającego białego światła, tak jasnego, ze oślepiło go nawet mimo zamkniętych powiek. Nagle gorący oddech i zęby zniknęły, chorobliwy dźwięk odbił się dziwnie echem. Oczy Nera otworzyły się gwałtownie w szoku, gdy poczuł spływające po jego osobie gorące wnętrzności.
Przez jeden, niedowierzający moment chłopiec myślał, że jego staruszek go znalazł.
Ale osoba stojąca pośród całej krzepnącej krwi, z kawałkiem demona w każdej dłoni i która wyglądała jakby jej to wcale nie przeszkadzało, była ubrana niemal od stóp do głów w fiolet. I choć miał białe włosy, Nero wiedział, że nie mógł być to Dante, ponieważ jego tata nienawidził fioletu z pasją.
Co oznaczało, że nieznajomy demon pewnie zabił drugiego, żeby samemu zjeść Nera. Z tą myślą białowłosy chłopiec wydał głęboki jęk, znów chowając twarz między kolanami.
Świetnie, pomyślał gorzko chłopiec, teraz zostanę zjedzony przez nawet większego.
Demon nie wydał dźwięku zbliżając się, więc było to zaskoczeniem, gdy Nero poczuł jak gorąca, ciężka waga spoczęła na jego głowie. Otrzymując ten gest częściej niżby chciał od swojego ojca, nie zajęło zdezorientowanemu chłopcu wiele czasu zrozumienie, że był głaskany.
Ośmielił się wtedy zerknąć spomiędzy kolan, ale co dziwne, wszystko co widział to fiolet i równina za nim.
Ponieważ, zrozumiał Nero z rosnącym zaalarmowaniem, widział przez demona klęczącego przed nim. Dłoń wydawała się absurdalnie gorąca przy jego skórze i zostawiła ślad ciepła, gdy przesunęła się na jego twarz, po piekącym rozcięciu i Nero znów zanurzył się miedzy kolanami, drżąc na dziwny dotyk. Palce przesunęły się po zaokrągleniach i zagłębieniach na demonicznej ręce i Nero wycofał się nawet dalej.
Usłyszał westchnienie, które chłopiec odczuł jakoś [niemożliwie] jakby przeszyło całą jego istotę.
- Nie dałem mojej linii nic z czego powodu mogli by być zawstydzeni – Palące palce zostawiły jego rękę, znów lekko spoczywając na jego włosach. – Nie bardziej niż więcej niżbym wierzył, że mogą znieść.
Nero zamrugał mocno na wypełniające go znużenie. Dlaczego tak bardzo chciało mu się spać? Jak mógł spać skoro ten dziwny demon pewnie chciał go zjeść? Jednak nieważne jakby walczył, wyczerpanie się rozprzestrzeniało.
Najpierw jego ramiona opadły, a potem jego kolana się rozwarły, za którymi podążyły ręce opadające do boków. Był dość świadomy – nawet jeśli tylko z powodu szaleńczo gorących rąk – żeby zrozumieć że został uniesiony i niespokojny chłopiec po raz ostatni próbował się obudzić.
Usłyszał miękki chichot, który zdawał się wibrować w jego własnej piersi i Nero nie mógł powstrzymać delikatnego skomlenia, które mu się wyrwało, gdy spojrzał w górę na swojego oprawcę. Zaskakująco czułe szare oczy obserwowały go, choć raczej przerażona część Nera zauważyła, że teraz demon był nawet bardziej przeźroczysty.
- Odpocznij teraz, maleńki.
Krajobraz wokół nich się zmieniał, zmieniając się w inne miejsce. Czarne miejsce, w którym nie było nic poza przekrzywionym krzyżem na szczycie wzgórza. Nero był ledwie świadomy tego, ze został położony delikatnie na ziemi przed krzyżem, tych szybko chłodniejących – choć nadal całkiem ciepłych – palców przesuwających się po jego nieruchomych rysach.
- Stworzyłeś piękne dziecko, mój synu.
Głos był teraz najsłabszym szeptem, ale to się nie liczyło. Nero był już zbyt daleko by zrozumieć znaczenie tych słów, nawet gdyby były dość głośne, a jedyny inna osoba, która mogłaby je usłyszeć była przygwożdżona bez życia do krzyża przed nimi.

***

- …mój synu.
Głęboko w ciemności, nicości, która była tym co pozostało z Dantego, coś zadrżało.
…ojciec?
- …to! Tato! Proszę, obudź się!
Nero?
- Niech to cholera, staruszku! Nie przemierzyłem połowy pieprzonej planety, żeby tu umrzeć, obudź się!
Niebieskie oczy otworzyły się gwałtownie z zaalarmowaniem, by zobaczyć pobrudzoną krwią twarz swojego syna kilka cali od jego własnej. Ciężkie łzy żłobiły szlaki przez wysuszoną, gęstą ciecz na jego policzkach, ale ogień w oczach Nera świadczył, ze łzy były spowodowane raczej bólem i irytacja niż rozpaczą. Gęste strumienie krwi jego dzieciaka spływały po ostrzu Rebelianta, z miejsca, gdzie Nero desperacko próbował wyszarpnąć go z piersi Dantego.
Otaczały ich czarne, mgliste demony, z twarzami skrzywionymi w różnych wyrazach zachwytu i agonii, gdy śmiali się drwiąco na dwóch mieszańców spod swoich kapturów. Ich szpony cięły w stronę jego syna, drąc nawet bardziej jego nocny strój i mocno znacząc powietrze zapachem krwi Nera.
Warcząc, Dante zerwał wiązania wokół swoich rąk, ignorując to jak Rebeliant wbił się w jego pierś, gdy szarpnął się i odgonił chciwe demony z dala od jego dzieciaka. Półdiabeł kopnięciami uwolnił nogi, lądując łatwo pomimo tego masywne ostrze i Nero uderzyli w jego pierś.
Łowca warknął gwałtownie, z wydłużonymi zębami, czerwonymi oczyma błyskającymi ostrzegawczo, gdy wypełnił powietrze wokół nich swoim zapachem, instynktownie próbując ukryć zapach słabości Nera. Dante łatwo wyrwał swój miecz z piersi jedną ręką i demony się rozproszyły, krzywiąc się i drwiąc, gdy zanurzały się w ziemi.
- Taa, lepiej uciekajcie – wymamrotał gniewnie Nero, schodząc po jego nogawce jak mała małpka. – Miło, ze dołączyłeś do przyjęcia.
- Sorry, ze się spóźniłem – mruknął Dante, jedną dłoń opierając zaborczo na szczycie ramienia Nera, gdy ze znużeniem rozglądał się po równinie. – Piekło nie jest moim ulubionym miejscem.
- Chwila… cofnij. – Starszy półdiabeł spojrzał w dół z zaskoczenie na wysoki ton jego głosu. – Jesteśmy w piekle? Właśnie zrobiłem sobie wycieczkę po piekle?
- Cholera, dużo rzeczy muszę ci wyjaśnić – wymamrotał Dante, sięgając w dół, żeby unieść Nera. – Zamknij się i nie dyskutuj, twoje plecy znów są całe poranione.
Gdzie do diabła był… ach, tutaj.
- Trzymaj się, dzieciaku, to będzie trochę do bani. Chociaż obiecuję, gdy wrócimy do domu kupię ci to beznadziejne chińskie żarcie, które lubisz i odpowiem na wszystkie twoje pytania. Chociaż najpierw muszę uratować świat.
W jego ramionach, Nero parsknął, ale mimo tego się trzymała.
- Tak dramatycznie.

***

Godzinę później Sid został całkowicie i kompletnie zniszczony razem z mocą Abigail (okazuje się, że ten nie był wcale taki hardcore’owy jeśli dać go przeciw wkurwionemu Dante bez zakładnika, nie ma co gadać) i obaj Alighieri byli sami w bezpieczeństwie ich sklepu. Patty wybyła odnawiając więzy z matką, Trish i Modeus poszli sprawdzić czy żadne demony nie uciekły przez portal a Lady… cóż, robiła to co Lady robi, gdy nie nęka Dantego.
Ku zawstydzeniu Nera chwile po tym jak Dante odwiesił bronie, został poprowadzony ku kanapie i bezzwłocznie wciągnięty na kolana łowcy, gdzie nakazano mu opowiedzieć jego historię. Nero protestował głośno, jak robiłby każdy szanujący się dziesięciolatek, ale nie próbował się cofnąć. Obaj potrzebowali fizycznego kontaktu po takim zbliżeniu się do stracenia siebie nawzajem.
Poza tym, Nero nie mógł całkiem powściągnąć ekscytacji opowiadania swojej pierwszej prawdziwej przygody swojemu ojcu. Nim dotarł do momentu, gdy gigantor miał go pożreć, całkiem zapomniał o dyskomforcie, niemal gwałtownie wymachując rękoma gdy mówił.
Przyciśnięty tak blisko do ciepła Dantego, Nero mógł dosłownie poczuć reakcje na swoją historię. Miękkie parsknięcia niedowierzania, nie taki cichy drwiący śmieszek jego kosztem i silny łomot serca jego ojca.
- Potem usłyszałem takie chorobliwe pop-shhhhhhhhh-ripppp… - Dante zachichotał złośliwie na jego wokalną reprodukcje rozpruwanego demona, ale Nero go zignorował, zdeterminowany opowiedzieć swoja historię, - …i gdy znów spojrzałem w górę wszystko co widziałem to krew i części ciała latające wszędzie. Więc założyłem, ze pokazał się jakiś większy twardziel i że pewnie teraz on mnie zje.
- Pewnie bezpiecznie założenie, biorąc pod uwagę gdzie byłeś. Jednak ciągle tu jesteś, co, maluchu?
- Chcesz posłuchać czy nie? – parsknął Nero, szorstko trącając go łokciem w zebra.
Kolejny drwiący śmieszek.
- Sorry, sorry. Kontynuuj.
- Więc, ja… ech… tylko znów się zwinąłem. Myślałem, ze cokolwiek musiało zabić tego demona musiało być jeszcze gorsze i definitywnie nie chciałem widzieć jak mnie zjada, - Poczuł niską wibrację przy swoich plecach, niemal jak mruczenie, tylko ostrzejsze, - więc znów się zwinąłem. Ale tuż zanim zamknąłem oczy , zobaczyłem to. Najpierw pomyślałem, ze to ty, więc pomyślałem, że mnie znalazłeś…
Poczuł westchnienie na tyle swojego karku, ale Dante nie przerwał.
- Ale wiedziałem, ze to nie ty, bo ten koleś miał białe włosy ale był cały w fioletach, a ty mówiłeś że nienawidzisz tego koloru, więc…
- Fiolet? – Słowo było tak słabe… tak niepasujące do Dantego, że Nero obrócił głowę żeby zobaczyć twarz ojca. Stał się kompletnie blady, usta zacisnął w cienką białą linię, uczucie uczyniło jego oczy szarymi.
- Taa. – Odparł Nero powoli, znów patrząc wprzód, żeby nie musieć patrzeć na dziwny wyraz twarzy. – Fioletowy płaszcz, podobny do trenczu, ale nie skórzany. I widziałem przez niego. Jak… jak przez ducha albo coś.
Przez długą chwilę Dante milczał. Powietrze wokół nich wydawało się gęste, napięte od czegoś czego młodszy diabeł nie mógł zidentyfikować. Niepewny co robić gdy cisza się przeciągała, Nero wrócił do swojej historii.
- Myślałem, że mnie zje albo co, więc tylko zamknąłem oczy. Ale zamiast tego, cokolwiek to było, położyło dłoń na mojej głowie. Jakby głaskając. I powiedział, - Nero przerwał, próbując sobie przypomnieć dokładne brzmienie, - powiedział, że nie dał swojej linii nic z czego powodu mogli by być zawstydzeni ani nie więcej niżby wierzył, że mogą znieść.
Za sobą usłyszał ostry wdech, gdy ramiona wokół niego zacisnęły się niemal boleśnie. Nero sapnął, gdy jego ojciec nagle przycisnął czoło do ramienia jego pobrudzonego t-shirta.
- Obrzydliwe, staruszku! To jest brudne jak diabli!
Coś ciepłego i mokrego nasączało tkaninę na jego ramieniu Nero zamarł, jego oczy mocno się rozszerzyły w oszołomionym zrozumieniu. Z westchnieniem opadł bezwładnie, praktycznie wtapiając się w twarde linie kolan i piersi swojego ojca.
Nero oparł dłonie na zaciśniętych rękach ojca, pozwalając głowie odchylić się do tyłu aż spoczywała na szerokim ramieniu, patrząc w górę na powoli obracający się wentylator ze zmęczonymi, zdumionymi oczyma. Nie był całkiem pewny co się działo, ale przynajmniej raz Nero zadowolił się milczącym czekaniem.
W końcu, obiecano mu odpowiedzi. I chińskie żarcie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Veuś
Adept I roku



Dołączył: 01 Gru 2011
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam gdzie białe niedźwiedzie chodzą po ulicach...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:32, 28 Gru 2011    Temat postu:

Pokochałam to opowiadanie Smile Właśnie oglądam anime aby więcej z tego wszystkiego rozumieć. Po za tym podoba mi się relacja Dante - Nero.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:07, 29 Gru 2011    Temat postu:

No story jest cudne, ale jeśli zdołasz obejrzeć całe anime to masz mój pełny podziw XD Ja nie przebrnęłam nawet przez jeden odcinek nie chichrząc co najmniej złośliwie, lub zdecydowanie przewracając oczyma i przewijając co chwilę Very Happy
Zdecydowanie mHroczny klimat tego anime mi nie odpowiadał, a lekko emo-Dante przyprawiał o złośliwy śmieszek.
Zresztą ja całym serce jestem fanką Nera i DMC bez niego [albo chociaż Vergila] to już nie to samo. Poza tym dla mnie Dante na zawsze pozostanie stylowym pyskaczem z gry, maniakalnie wielbiącym pizzę i lody truskawkowe Smile Zresztą za to miedzy innymi pokochałam ten ff, bo mimo całkowitej zmiany aranżacji, autorka zdołała utrzymać wszystkich bohaterów w charakterze... przynajmniej w większości. No i Nero jest tu genialny - przysięgam myśli i teksty tego dzieciaka potrafią mnie zabić bez względu ile razy bym je wspominała [Życie na trzeźwo jest do bani, ale cóż... XD ROTFL]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Veuś
Adept I roku



Dołączył: 01 Gru 2011
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam gdzie białe niedźwiedzie chodzą po ulicach...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:27, 29 Gru 2011    Temat postu:

Ja nie grałam nigdy w nic więcej niż simy. Tym samym anime dam radę oglądać. Jednak opowiadanie bardziej mi odpowiada Smile Raczej jest to związane z relacją Dante - Nero. Nie wiem czemu, ale lubię takie odnajdywanie dzieci i niespodzianka. Jest w tym coś egzotycznego, przynajmniej w moim odczuciu wychowywanej w szczęśliwej rodzinie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:19, 13 Wrz 2012    Temat postu:

Hija i miłego dnia Smile

Wpadłam tylko poinformować, ze nowy rozdział "Jaki ojciec, taki syn" jest dostępny na moim forum:
www.darkhunterfans.fora.pl
[Jak pisałam niedawno na moim chomiku, właśnie tam od tej pory będą się ukazywać wszystkie moje tłumaczenia]

Pozdrawiam i miłego dnia życzę Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Tfu!rczość niezależna
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin