Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Uthar laurenty ;"P

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Tfu!rczość niezależna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Uthar
Adept I roku



Dołączył: 16 Paź 2012
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:20, 22 Paź 2012    Temat postu: Uthar laurenty ;"P

Jestem Uthar Lewrence. Nie moim obowiązkiem jest opowiadać historię - moim obowiązkiem jest brać w niej udział. Prawdą jest to, co mówią, że zwycięzcy tworzą historię, a pokonani giną w pomrokach dziejów. Mam nadzieję, że moja historia nie zaginie i dotrwa do czasów przyszłych. Że współcześni jej nie zmienią. Nie jest to też historia o honorze czy braterstwie. Na wojnie nań nie ma miejsca - liczy się skuteczność i przeżycie.

Pamiętam dzień, w którym pierwszy raz oglądałem pobojowisko wraz z grupką mieczników, w których służyłem. Krew, ciała oraz fekalia były na całym pobojowisku. Tuż pod moimi nogami leżała głowa bez ciała - usta miała wykrzywione w dziwnym grymasie bólu, połączonego ze strachem. Ciało należące do tej głowy było rozsmarowane na przestrzeni 5 metrów. Widok niezbyt przyjemny...

Wiecie, czym jest plemię? Plemię to wspólnota, w której trzeba znaleźć swoje miejsce. Każdy jest trybikiem wielkiej machiny, która musi funkcjonować dla wspólnego dobra. W plemieniu liczy się dobro każdego z nas oraz dobro wspólnoty, która stanowi plemię. Nie musimy być braćmi. Nie musimy się lubić. Musimy się szanować i być gotowi ponosić ofiary, nawet te najcenniejsze w naszym życiu. Czy inni są gotowi - nie wiem. Wiem tylko, że dorosłem i jestem gotów ponosić ofiary razem ze swoimi ludźmi.

1. "Strach"

Zaczynam od opisania tego, co mnie otacza. Rzeczy najpotężniejszej na wojnie. Odwaga i strach przeplatają się, a ten, kto je zrozumie, osiągnie wiedzę dającą potężną broń do ręki... Ile to razy najemnicy ulegali chłopom zmuszonym do ostateczności? To prawda, że chłop jest lepszy od najemnika. Obrona swojej ziemi i swego życia jest lepszą motywacją od pieniędzy.
Strach, wojna - to jego apogeum. Rzekłbym, że wojna jest sumą wszystkich strachów i analizą strachu w czystej postaci. Tylko nieżywi go nie czują. Nie ma ludzi, którzy nie boją się niczego. Wszyscy, nawet weterani, czują strach. Nie wierzę komuś, kto mówi, że niczego się nie boi. Może nie poznał jeszcze swojego strachu... Najgorszy jest strach przed śmiercią: nikt nie boi się samej śmierci – można raczej powiedzieć, że istoty boją się umierania.
Ja boje się tylko tego, że moi ludzie stracą do mnie szacunek i tego, że stracę ich przez swoją nieudolność. Nikt nie jest nieomylny, a ja boję się podjęcia złej decyzji. Oni są moimi podopiecznymi i musze ponosić za nich odpowiedzialność.


"Kroniki Bitewne"
26 Marca Anno Dominium 1007r.

W południe przybył goniec. Prawie zajechał konia nim przybył do jednej z moich osad. Gwardziści pałacowi musieli trzymać młodzieńca, gdyż słaniał się na nogach z wyczerpania. Na moje oko chłopak miał najwyżej 14 lat i jeśli z takim oddaniem służyłby sprawie naszej, zaszedłby wysoko. Odwagi też mu nie brakuje - widziałem to „coś” w jego spojrzeniu, co cechuje znamienitych wojowników: pogardę dla śmierci.

Mówił szybko, wyraźnie. Zwiadowcy Klapa zauważyli zbliżające się wojska „oświeconego” Mustakillah wyznawcy Stana z południa. Nie wiem, dlaczego taką przyjęli nazwę i nie bardzo mnie to interesuje. Ważne jest, że na naszym kontynencie stanowią największą siłę, więc pojedynek z jednym z nich mógłby zaowocować wojną. Na myślenie o wojnie przyjdzie jeszcze czas, bowiem ich czyny przeczą temu, co mówią. Ja nie ufam im na tyle by chcieć mieć ich za sąsiadów.

Mustakillah wymyślił sobie, że zajmie wioskę mojego sąsiada, księcia Klapa. Ten nowy nabytek byłby ósmą wioską jego imienia. Wiecie, jak to jest - każdy chce zagarnąć jak najwięcej z ziemi niczyjej. Przynależność do jednego państwa, bo tak o nim mówią jego mieszkańcy, zobowiązywała mnie do wysłania kontyngentu wojskowego na pomoc sąsiadowi…
- Bracia i siostry, przed chwilą dowiedziałem się o tym, że niecny sąsiad chce zająć wioskę naszego sąsiada, księcia Klapa. Jestem rycerzem i honor rycerski nakazuje mi wesprzeć go w bohaterskiej walce o swą wolność i posiadłość. Wiem, że jesteście zmęczeni. Ja też jestem - żyłem z wami walczyłem z wami. Przeżywałem to, co wy i nigdy was nie zawiodłem. Teraz natomiast to nie jest walka o naszą ziemie, nie zamierzam więc wymagać rozkazem byście za mną poszli wesprzeć przyjaciela. Chcę, byście uczynili to z własnej woli.
I milczenie zapadło na placu. Tylko jedna mała, niepozorna kobieta odważyła się przerwać ciszę.
– JA jestem gotowa na następną bitwę. Jako rycerz – tak jak wy, bracia i siostry moje - wzięłam obowiązek ochrony słabszych na własne barki. Honor nie pozwala mi zostawić naszego brata w potrzebie. Uthar mówi, że bitwa nie toczy się o nasze włości. Nie wydaje mi się by miał rację. Bitwa toczy się o NAS - jeśli teraz opuścimy naszego sojusznika, to kto stanie za nami w potrzebie?
Ona była młodsza od znacznej części wojowników, ale nie bała się - na wojnie nie ma miejsca na strach taki, jakim pojmują go zwykli chłopi. Ruda, szczuplutka kobieta, urodzona w siodle i z mieczem w ręku. Miała okrągłą twarz, wyrażającą spokój, a jej oczy… Miały odcień fioletu jak żadne inne… Jej szata miała kolor morskiej zieleni i miecz u pasa. Tłum dał się porwać jej retoryce i plac opustoszał, gdyż szlachetni panowie i szlachetne panie musiały przygotować się do bitwy.

Przywołałem dowódcę zwiadowców - starszego już trapera, który do tej pory był zawsze mymi oczami i uszami. Rzekłem do niego: „Domandzie, ślij wici i wyślij moje pozdrowienia mej szlachetnej siostrze Reviri Chysis, albowiem ona będzie wiedziała, co robić gdy mnie tu nie będzie przez jakiś czas.” A oznaczało to w naszym szyfrze, że ma przejąć moją władze na czas mojej nieobecności.

Sam, na czele 10 ciężkich chorągwi rycerskich i 10 chorągwi pieszych, udałem się do wioski Klapa, gdzie wyznaczył punkt zaborczy wojsk.

2. Droga…

Zwiadowcy donieśli, że przed nami maszeruje jakieś wojsko. Co dziwne, maszerowali od dłuższego czasu w tym samym kierunku, co my. Wysłałem najlepszego tropiciela, jakiego miałem przy sobie, a reszcie wojska nakazałem, by nie zbliżali się do niezidentyfikowanej armii. Z niecierpliwością czekałem na powrót tropiciela. Zdziwiłem się, gdy go zobaczyłem – nie był sam… Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, jaką chorągiew ujrzałem…
Tropiciel wracał w otoczeniu 10 rycerzy, wśród których była Allam, która dowodziła przednia strażą, a obok niej zauważyłem szlachetnie urodzonego Pawła Uczekas oraz jego chorążego. Ulżyło mi to znacznie i Allam zachowała się tak, jak powinna - przydzieliła eskortę i doprowadziła tak znacznego gościa przed moje oblicze - w me serce wstąpił nowy duch i zapał bojowy. Sam wystąpiłem przed szereg wojska, a obok mnie jechał tylko mój chorąży. Nim zbliżyliśmy się do siebie na 50 metrów, nakazałem szeptem chorążemu, by pochylił z szacunkiem sztandar przed gościem, gdyż okazanie szacunku względem przyjaciela było bardziej niż wskazane. Jego chorąży odwzajemnił gest.
Rzekłem:
- Witam Cię przyjacielu, miło mi Cię widzieć. Mogę wiedzieć, co twoje wojska robią tak daleko od domu?
Starszy rycerz, jakim był Paweł z Uczekas, miał dumną posturę rycerza i bliznę na twarzy po ranie, którą odniósł, gdy walczyłem u jego boku w obronie przed nikczemnym Debbo. Blizna ciągnęła się od lewego oka, które na szczęście nie zostało uszkodzone, aż do brody.
- I ja Cię witam, przyjacielu. Zakładam, że moje wojska robią to samo, co twoje i maszerują do księcia Klapa.
Uśmiechnąłem się
- Prowadzę na jego wezwanie 10 znaków ciężkiej kawalerii i 10 chorągwi piechoty. Liczę, że dołączy jeszcze parę naście znaków - rozesłałem wici. Niestety, nie było czasu dopilnować, by zebrać całą siłę.
- Niestety, taka prawda: gdyby był czas, to zamiast tak marnych sił sprowadziłbym jeszcze 10 znaków ciężkiej kawalerii i z 50 piechoty.
- Ja prowadzę 24 znaki piesze. Razem mamy więc około 12 tysięcy ludzi, jeśli mnie moje obliczenia nie mylą. Nakazałem swoim ludziom poczekać na połączenie z twoimi, ale na pewno będzie raźniej maszerować razem. Będę też prowadził przednia straż - powiedział Piotr.
Nim zdążyłem coś odpowiedzieć, obrócił się i pogalopował w kierunku swoich oddziałów. Ja szybko wydałem polecenia i podjechałem do Allam.
- Jak się miewasz, szlachetna pani? - uśmiechnąłem się i spojrzałem w jej przecudne oczy, które wyrażały i podziw, i oddanie sprawie.
- Nie lepiej niż zwykle panie. Jak zawsze przed bitwą czuje się smutno - twarz jej jak zwykle nie wyrażała emocji.
- To czemu bierzesz w tym wszystkim udział? - zadałem pytanie, na które sam odpowiedzi szukałem.
- Wiesz, że nie da się tego wytłumaczyć honorem czy obowiązkiem… Czuję coś, co mnie pcha w wir walki. To takie płytkie… Po prostu czuję, że tam jest moje miejsce. Podjęłam się jakiegoś zadania i muszę je doprowadzić do końca. Tak mało wiem o ludziach, którzy giną obok mnie. Tylu znowu nas zginie. Może przyjdzie tym razem czas na mnie? Na wojnie przecież jest tyle śmierci.
Przyjrzałem się jej, nie bardzo ją rozumiejąc.
- Na wojnie jest tyle śmierci, ale nie chciałbym, byś ty dołączyła do krwawego żniwa śmierci.
Poczułbym się strasznie samotny.
Zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się w duchu. Ciekawe, jak ta scena wyglądała w oczach podkomendnych…
Jechaliśmy ramię przy ramieniu i żadne z nas nie odezwało się. Wojska szły w szyku i połączyły się z wojskami Piotra. Ja natomiast zaintonowałem pieśń:
- Bogarodzico Dziewico! Dziewico, usłysz nas, matko Boga, usłysz nas…
Chorągwie pancerne podchwyciły ją i śpiewały dalej, co dało mi czas na rozmowę z Allam.
- Dziwnie te słowa zabrzmiały w twoich ustach, ale bez Ciebie ja też czułabym się samotnie. -
Nie obróciła nawet głowy, zresztą ja też na nią nie spojrzałem.
- Może to nic nie znaczy, ale wiele razy twoja odwaga była mi wzorem, zawsze w najcięższych momentach bitwy walczymy u swego boku.
- A gdy ból przeszyje me ciało, a niemoc złoży ramię, będę mogła jeszcze raz spojrzeć na Ciebie.
Jej odpowiedź zaskoczyła mnie, ale i ucieszyła. Jechaliśmy strzemię w strzemię, a ja miałem ochotę ją przytulić, lecz nie mogłem. Zresztą ona chyba też to rozumiała. Jako wodzowi nie przystawały mi takie zachowania. Z racji naszego urodzenia, jej – wysokiego i mojego – niskiego, nie mogłem nawet prosić rodziny Allam o jej rękę. Nie byłem synem szlachcica w prostej linii - byłem bękartem, co powodowało wiele komplikacji i brak szacunku okazywanego przez większość możnych. Z jej rodziną było jeszcze gorzej, ale to długa historia, Tytuł Hospodara Rawiczi zawdzięczam temu, że samotrzeć dotarłem do ojca i ostrzegłem go przed zasadzką, która miała go zabić. Później wykazałem się w czasie rozgramiania tych zdrajców. W trakcie tego zdarzenia Allam znajdowała się na dworze mojego ojca w roli zakładnika. To długa historia, tutaj tylko ją skróciłem. Tym natomiast, którzy poznali me słowa i kieruje nimi ciekawość, powiem, że historię tą opowiem w swoim czasie, ku przestrodze i pokrzepieniu serc rycerskich.

Szlachetny Paweł wysłał do mnie gońca z wiadomością, że przednia straż, złożona z dwóch znaków piechoty, już prawie dotarła na miejsce. Po chwili Paweł sam podjechał do mnie i razem wysunęliśmy się na czoło chorągwi ciężkiej kawalerii. W tym czasie znaki piesze zajęły swoje miejsce w szeregu. W szyku luźnym na czele jechał Paweł, za nim ja i Allam, a dalej dwóch chorążych. Tak to jest w świecie feudalnych podziałów - Paweł, jako szlachetnie urodzony przywódca, zajmował miejsce powyżej mnie w hierarchii. Allam była szlachetnej krwi, lecz jej ród nie miał takiego znaczenia jak ród mojego ojca. Ja, mimo, iż dostałem tak wysokie miejsce, powinienem iść za sztandarowymi.

Wioska nie wyglądała najlepiej po ciężkich bojach, które w niej stoczono, podniszczony mur dawał tylko średnia ochronę, a większość budynków była nadpalona, jednak znaczna część z nich zachowała się. Obozu wojskowego nie było widać, na murach natomiast byli żołnierze. Jakkolwiek nie opisać ich radości, była ona wielka w chwili, gdy ujrzeli chorągwie, a brama miasta otwarła się szybko i wyjechał na pstrym koniu Książe Klap wraz z swoja eskortą i chorągwią – dwoma skrzyżowanymi mieczami z diamentem po środku na białym polu. Chorągiew rawicka, to panna na niedźwiedziu, pole żółte na górze, a na dole zielone. Herbem Pawła była krwawa róża. Spotkania na przedpolu nie opiszę, gdyż mało wniosłoby do opowieści.

Zostaliśmy podjęci w pałacu i wywiązała się dyskusja o naszych ruchach. Pasza Mustakhil rzucił wszystkie swoje siły, by zdobyć wioskę należąca do Księcia. W przestronnej komnacie znajdowały się 3 osoby, wśród nich ja. Przystrojona gobelinami, arrasami i obrazami sala miała oddawać cały przepych książęcego dworu. Po środku stał duży stół, a wokół niego zdobione krzesła. Od północy znajdowało się duże przestronne okno. Nad wejściem wisiał portret ojca - księcia, starego, siwego mężczyzny o szlachetnych rysach. Ja stałem odwrócony do księcia i szlachetnego pana plecami, lustrując okolice i kreśląc w głowie bardzo śmiały plan wykorzystania terenów. Oni w tym czasie rozmawiali, jak to wielcy państwo, o ważnych wydarzeniach z ich ziemiach.

- Myślę, że nie powinniśmy się bronić w twierdzy – rzekłem, przerywając ich rozmowę. Można by rzec, że zaskoczyło ich to. Pierwszym, który odzyskał głos był Paweł - nie zdziwiło mnie to wcale, gdyż już parę razy razem stawaliśmy na polu walki i znał on już część mojej odwagi i szalonych planów walki.
- Zwiadowcy dowiedzieli się, że nadciągają prawie całe siły naszego wroga! Walcząc w polu nie mamy z nimi szans - odrzekł Paweł, zaczynając rozumieć moje plany.
- To nie jest aż tak szalone, jak wam się wydaje. On zamierza zapewne atakować z północy, inaczej musiałby zmitrężyć co najmniej dwa dni na przemarsze. Teren z północy jest dla nas korzystniejszy, gdyż opada w dół, co oznacza, że oni muszą atakować pod górę. Zakłada pewnie też, że my nie zdążyliśmy na czas pojawić się w wiosce. Wie, że im dłużej będzie zwlekał, tym więcej będzie obrońców - powiedziałem tak, jak wyglądało to w moich oczach.
Książe myślał i nie zamierzał przerywać mimo, iż ostatnie zdanie należało do niego. Paweł dalej nie chciał ryzykować potyczki w polu.
- Na murach będziemy bezpieczni, a kawalerią będziemy mogli operować dzięki czterem bramom -
przerwałem mu.
- Rozesłałem wici. Na moje wezwanie odpowie na pewno około pięciuset rycerzy, którzy wraz ze swoimi pocztami mogą wpaść w łapy wroga. Wróg nie spodziewa się, że to my możemy być stroną mającą inicjatywę. Wiem, jak zwiadowcy stawiają sprawę w raportach, zapoznałem się z nimi. Mają znaczną przewagę liczebną. Według informacji, jakie posiadamy, wróg posiada piędziesiąt tysięcy fanatycznych toporników, dwadzieścia tysięcy jazdy i dużo sprzętu oblężniczego. My natomiast mamy dwadzieścia tysięcy pikinierów, dziesięć tysięcy mieczników oraz dziesięć tysięcy ciężkiej jazdy. I świadczę wam, że nasi rycerze z odpowiednim duchem dadzą im dostateczny opór.
Klap mi odpowiedział:
- W twym szaleństwie jest metoda! Przy zostawieniu minimalnych sił do obsadzenie murów, ten śmiały plan ma szanse powodzenia. Ich przewagą jest liczebność. My weźmiemy sobie inicjatywę i zaskoczenie. Stary szlachcic, który tu mieszkał, powiedział mi o przejściach pod pałacem, prowadzących na zewnątrz. Panie, świeć nad jego duszą - i naznaczył się znakiem krzyża.

Allam lustrowała wzrokiem swoją chorągiew. Jak zwykle chciała wiedzieć, co myślą jej ludzie. Uśmiechnęła się myśląc, jakim zaskoczeniem będzie dla islamskich wojowników walka z kobietami zakutymi w zbroje. Zdawała sobie sprawę z tego, że albo będą uciekać, albo zginą w osłupieniu. Dla nich kobieta byłą istota gorszą, nie godną noszenia broni czy zbroi. Większość „rycerskich” panów też patrzyła na to ze zgorszeniem. Ludzie Hospodara już zdołali się przyzwyczaić do kobiet w armii i to nie tylko w roli praczek czy kucharek. One po prostu były takimi samymi żołnierzami jak mężczyźni. Allam podziwiała za to Hospodara, a później mnie. Za to, że obaj pozwalaliśmy na tak śmiałe rzeczy, jak białogłowe wojownikami. Kobiety natomiast odpłacały nam za to lojalnością i tym, że na polu walki nie jednokrotnie przewyższały mężczyzn.
Allam pomyślała o tym, ilu twarzy ubędzie i ile już ubyło w czasie niekończącego się pasma wojen. Zdawało się jej, że mnie rozumie. Robiłem to, co musiałem, chociaż tego nie chciałem. Wyszedłem z pałacu w chwili, gdy ona zakończyła przegląd mego wojska. Pachołek od razu podał mi cugle mojego konia, a ja podjechałem do moich ciężkich hufców. Oni wszyscy stali trzymając swe uzdy koni. Moją cała zbroją była w tamtej chwili kolczuga.
- Bracia i siostry! Dziś, na tym polu, stoczymy bitwę z wyznawcami Allacha. Jest ich wileka siła, ale my, z tarczą chrześcijaństwa, nie ugniemy się przed nimi. Nie możemy poddawać się złym myślom. Wygramy lub umrzemy z honorem, maszerując prosto w objęcia nieba. Tu, na tym polu, pokażemy im, jaką siłę stanowi rycerstwo. Każdy z nas brał udział w wielu bitwach i potyczkach, lecz ta będzie największa. Będzie to nasz największy tryumf.
Przerwał mi głos strażnika stojącego na wierzy:
- They are coming!
Rycerze wsiedli na konie i ustawili się w kliny - formacje służące do przełamywania szeregów wroga…

3. Chorągwie rycerskie i roty piesze.

Opowiem wam tu o kilku najsłynniejszych chorągwiach i rotach pieszych w Republice Śląskiej (respublica Silesia), które służą podemną. Widok tych oddziałów mrozi krew w żyłach największych weteranów - zła reputacja robi swoje. Czasem jestem dumny z tego, że kilka z nich jest pod moją komendą. Kiedy indziej, gdy modlę się żarliwie za dusze zmarłych, smutek bierze górę.

Anioły Zagłady - jedyna w pełni kobieca chorągiew kawalerii - służą pod pułkowniczką Allam. Na ich chorągwi widnieje anielica z mieczem ociekającym krwią. Wokół miecza owinięty jest trzykrotnie srebrny łańcuch. Całość znajduje się na czarnym tle, a na górze, złotymi nićmi, wyszyte są słowa: równość, honor ojczyzna. Pod aniołem znajduje się rzymska cyfra II, co oznacza, że jest to druga chorągiew hospodara. W skład tej chorągwi wchodzą tylko kobiety, w których żyłach płynie choć odrobina szlacheckiej krwi. Chorągiew jest sławna, ponieważ kobiety - uznawane za płeć słabą - nadrabiają wszystkie swoje wady zaciętością. Są tak zacięte, że nie odpuszczą żadnemu przeciwnikowi i będą walczyć do śmierci – jego lub własnej. Allam daje im wyśmienity przykład. Zakuta w czarną zbroje i z tarczą w kolorach rodowych, sieje postrach wśród wrogów. Jej postawa na polu bitwy mocno kontrastuje ze spokojnym usposobieniem poza walką. Należy nadmienić, że większość ludzi patrzy na to przez palce, nie pochwalają tego, że kobiety mogą służyć w wojsku na równi z mężczyznami.

Chorągiew hospodarska, czyli Ciche Ostrza, zasłużyła się w wielu zasadzkach i bitwach wojny podjazdowej. Wrogowie, którzy mieli okazje przeżyć taką zasadzkę, mówią, że słyszeli rozpływający się cień, gdy my nikniemy w mroku. Przyznam, że tu cała zła sława jest zasłużona. Gdy wróg jest znacznie liczniejszy, walczymy jak lekkokonni, mimo ciężkich zbrój. Atakujemy nagle i tak samo nagle znikamy. Szarżując w bitwie śpiewamy „Bogurodzicę”. Na naszej chorągwi znajduje się ostrze tnące powietrze, a wokół ostrza owinięta jest łodyga róży z kolcami. Przy rękojeści znajdują się jej płatki. Na pierwszym cierniu wisi kropla krwi. Wszystko to znajduje się na szarym tle. Napis - na lewo od ostrza – głosi: „Chowaj ostrze w ciszy”, natomiast na prawo znajduje się srebrna I, oznaczająca elitę hospodarskiego rycerstwa.

Podpalacze mostów są najbardziej znaną rotą pieszą. Jeśli kogoś nie stać na konia, marzy o tym, by dostać się do tego oddziału, który słynie z brawurowych akcji dywersyjnych. Najsłynniejszą z nich było spalenie mostu na Masłówce podczas ataku wrogich wojsk na Rawiczie, Spalili go tuz przed nosem wrogów. Czerwone płaszcze i zapinki w kształcie mostów, to najbardziej charakterystyczne rzeczy związane z tym oddziałem. Nie mógłbym też zapomnieć o ich powiedzeniu: „Albo maszerujesz, albo giniesz”. Dziennie potrafią pokonać 70 mil pieszo, co jest naprawdę dobrym osiągnięciem(wręcz nierzeczywistym). Na czerwonym polu sztandaru znajduje się srebrny most i złota łuna ognia wokół niego. „Morituri Te Salutant” - to głosi napis nad mostem. A pod mostem znajduje się cyfra X.

4. Walna bitwa z wyznawcami Allacha.

… i w szyku wyszli przed mury. W środku stała chorągiew książęca, po jej lewej stronie Anioły zagłady oraz chorągiew hospodarska. Lewe skrzydło tworzyło rycerstwo przyprowadzone przeze mnie. Prawe skrzydło zostało stworzone przez piechotę, dowodzoną przez Piotra. Centrum należało do księcia Klapa, a naprzeciw nas stanęła cała siła wojsk paszy. Ci bliskowschodni wojownicy byli elitą wśród wojsk. W tej bitwie nie miało być miejsca na litość. Było tylko miejsce na zwycięstwo albo śmierć. Nie czułem nienawiści. Wiedziałem, że to, co teraz nastąpi, zakończy się śmiercią i, że na to pole przed nami zstąpi dziś anioł śmierci. I mogłem się, co najwyżej modlić o to by nie raczył on spojrzeć na mnie lub Allam.
- W imię Bożę zaczynajcie bracia! - Książę Klap wskazał na moje skrzydło, by ruszyło.
- Bracia za mną!
Nastawiłem kopie i zjechałem na czele swej chorągwi w dół. Naprzeciw nam ruszyły lekkie chorągwie osmańskie. W powietrzu unosił się strach, oddziały zderzyły się ze sobą i kopie prysły w pierwszym starciu. Mojej ciężkiej kawalerii nie mogły zatrzymać lekkie hufce. Zaczęły one podawać tyły. Mi samemu kopia pękła w rękach, ściągając jednego jeźdźca przeciwnika. Odrzuciłem ją i dobyłem miecza, by ciąć wrogów przede mną, ale i samym ciężarem konia i zbroi ich spychałem - mieczem doprawiałem dzieła zniszczenia. W tym czasie Allan, wraz z jej klinem, siała spustoszenie w szeregach wroga. Dwie chorągwie przeciwników padły, w tym chorągiew paszy. Gdy udało mi się spojrzeć nad głowami lekkiej kawalerii, zobaczyłem toporników. Starali się obejść swoją kawalerię i uderzyć nas od flanki. Na szczęście, chorągiew obwodu też ich zauważyła i wpadła w nich tratując ich samą masą. Lecz już szła kolejna fala lekkiej kawalerii wymierzonej w nasze kłębowisko. Jedyną nadzieją było wyrwanie paru ludzi tak, by uderzyli za mną w ich szereg - inaczej zmiażdżyliby nas.
- Za mną! - krzyknąłem w momencie, gdy moja chorągiew padła. Wróg dziko krzyknął, lecz ja swoich ludzi poderwałem. Używając półtora ręcznego miecza, jak kropi przeszyłem kawalerzystę. On natomiast trafił mego konia, na szczęście kropierz uratował go. Koń stanął dęba i wysadziło mnie to z siodła. Miałem szczęście - nie spadłem pod kopyta i udało mi się wstać. Pomogło mi to, że nie byłem w pełnej zbroi płytowej, tylko w kolczudze. Wraży kawalerzysta został przeszyty czyimś mieczem, gdy starał się wymierzyć mi cios. A był to miecz w cudnej ręce Allam. Nie zdążyłem pomyśleć o podziękowaniu, gdy zeskoczyła z konia i podała mi go bym na niego wsiadł. Nasza sytuacja stawała się dramatyczna. Jeszcze chwila, a szeregi rozprysłyby się i rycerstwo, walczące do tej pory tak składnie, podałoby tyły.
Książe czekał do ostatniej chwili z atakiem. Jego ciężka kawaleria uderzyła z boku na atakujących ludzi pode mną. Wgniotła się w nich i wzbudziła popłoch. Wysłana przez przeciwnika lekka kawaleria, która miała temu zapobiec, została zgnieciona przez obwodowe chorągwie kawalerii, które czekały do ostatniej chwili z włączeniem się do walki. Ja w tym kotłowisku porwałem Allam na siodło i wycofałem się wraz z moimi hufcami na pozycje, z jakich rozpoczynaliśmy atak. Zaskoczyło ją to, że wziąłem ją na siodło, ale nie opierała się - pozostanie tu oznaczało śmierć. Zapach jej ciała przebijał się przez zapach krwi i śmierci, jaki nas otaczał. Głupio byłoby mi zostawić ją, gdyż to ona oddała mi swego konia. Zbroja niestety nie oddawała miękkości ciała, ale zdawało mi się, że jest szczęśliwa, ze pomyślałem o niej. Oparła się o mnie i położyła dłoń w rękawicy na mym udzie. Zeskoczyła z konia, gdy zajęliśmy pozycje sprzed ataku. Wycofały się też wojska książęce. Większość moich rycerzy nie nadawała się do dalszej walki – byli albo ranni, albo spieszeni. Straty ponieśli też ludzie książęcy. Mahometanie pozostawili znaczną część wojska na placu boju, lecz została ich jeszcze ponad połowa.
Moi ludzie ustawili się w trzy kliny, bo tylko tylu pozostało konnych. Ja podjechałem do Allam.
- Poprowadź kawalerie. Ja zostanę z resztą. To twój koń.
Zeskoczyłem i podałem jej uzdę. Była zaskoczona - widziałem to w jej oczach, mimo, iż wyraz jej twarzy nie zmienił się ani o jotę. Pochyliła głowę i powiedziała:
- Ja nie mogę tego zrobić, to ty jesteś dowódcą.
Przerwałem jej.
- Wiec rozkazuję Ci, byś dowodziła kawalerią. I nie przerywaj mi protestami. Ja zorganizuję tych, co się da, w szyk pieszy. Wiesz, że wolę walczyć na piechotę.
Prawdą było, że otrzymałem wszechstronne wyszkolenie szermiercze. Gorzej walczyło mi się konno. Ojciec zadbał o to, bym umiał dobrze walczyć - już od samego początku o to dbał. Cóż, niezbadane są wyroki boskie i nie mi je badać. Allan, mimo mojego zakazu, i tak chciała protestować.
- Nie przystoi mi…
Przerwałem jej dość brutalnie
- Przystoi ci. Tylko… nie daj się zabić.
Obróciłem się na pięcie i zza pasa wyjąłem sztylet. Miecz miałem dalej, trzymałem go w prawej ręce. Drugie ostrze obróciłem parokrotnie w dłoni. Sztylet wirował dość widowiskowo w mej dłoni.
- Wy! Formować się w 4 linie! Jeden szereg, jedna linia, niech nikt się nie cofa! Ruchy, sława rycerska nie będzie czekać!
Z dołu dało się słyszeć okrzyk bojowy toporników, brzmiący jak wielkie „Ror”, po czym usłyszeliśmy zgrzyt żelaza o żelazo i jęki rannych. To miecznicy i pikinierzy pod Pawłem starli się z drugą falą ataku. Topornicy zderzyli się z ścianą nie do przejścia. Mimo zajadłego ataku, to miecznicy, osłaniani przez pikinierów, zyskiwali teren, spychając wrogów w dół. Obie strony jednak ponosiły straty i przewaga liczebna zaczęła brać górę nad walką w szyku. Lekka kawaleria wroga zaczęła się poruszać do przodu. Klap zgrupował w kliny Ciężką Kawalerię. Chorągwie zaczęły powolnie zjeżdżać w dół. Moi spieszeni jeźdźcy podążali tuż za jeźdźcami Allam. Widziałem w ich oczach brak przekonania co do sensowności walki pieszo. Chociaż ci, co starsi i służący za mną, już długo szli bardzo pewnie w pierwszym szeregu. Kawalerie rozpędziły się i runęły na siebie. My w tym czasie zajęliśmy miejsce za chorągwiami Klapa i zdążaliśmy w kierunku wojsk Pawła, ale - niestety – ich linia pękła i kwestią czasu było to, kiedy padną desperacko broniący się już piechurzy.
- Za mną! Ratować skrzydło naszej armii!
I biegłem już w stronę wyłomu. Obróciłem sztylet tak, by służył mi jak lewak i wpadłem we wraży szereg. Pierwszy poległ od niego topornik, który - ze zdziwieniem w oczach - padł jak rażony po ciosie. Wirowałem jak w tańcu, siejąc śmierć i przebijając się przez zastępy wrogów. Młynkowałem półtorakiem, a sztyletem wyparowywałem różne ciosy. Niestety, przeliczyłem się i desperacka zastawa sztyletem przed młotem bojowym zdała się na nic. Sztylet rozprysł się jak lód pod wpływem silnego uderzenia, wiele kawałków odbiło się od mojej kolczugi, część też trafiła przeciwnika, zaskakując go na chwile. Cios sprawił, że upadłem na kolana. Na szczęście nie straciłem dechu czy przytomności i to mnie uratowało. Wyprowadziłem sztych, który przeszedł przez kości i trafił w serce przeciwnika. Moi ludzie osłonili mnie przed furią innych psich synów i pomogli mi wstać. Nie było źle - mogłem chodzić o własnych siłach i nie miałem połamanych kości.
W tym czasie dało się słyszeć tętn z oddali. Jak się później dowiedziałem, to były nasze siły, a dokładniej rycerze, którzy odpowiedzieli na wici. Dzięki nim, kolejne uderzenie zadecydowało o wyniku starcia - na naszą korzyść. Spadli niespodziewanie i wywołali swym uderzeniem ogromny popłoch. Przeciwnik już nie posiadał żadnych obwodów i rozpoczęła się rzeź…
Ja w tym czasie dopadłem syna paszy.
- I do ciebie przyszła śmierć, psi synu. Nawet, jeśli przegramy, wezmę twą duszę przed oblicze Allacha. Walczmy tu sami i niech inni się rozstąpią.
Zrobiłem tylko jeden gest. Przed sobą mieliśmy czyste pole.
- Ten, kto wygra, zostanie żywy i jego ludzie odejdą w spokoju - zabrzmiała moja propozycja.
On pozdrowił mnie swoim falchionem w szermierczym geście powitania. Niektórzy ludzie nazwaliby jego ostrze tasakiem. Nie wiem, czemu, ale czasami są problemy ze zdefiniowaniem, do jakiej klasy broń należy.
Odwzajemniłem gest moim półtorakiem, który ująłem pewnie w obie dłonie. Zaczęliśmy „tańczyć” wokół siebie. Przeszywałem go wzrokiem, tak jak on mnie. Wiedziałem, że ten, kto przestanie nad sobą panować, przegra. Zaszarżował na mnie i skoczył w górę - wiedziałem, że cięcie będzie pozorowane, a cios zostanie wyprowadzony z drugiej ręki. Poszedłem w kierunku przeciwnym do rękawicy, jednocześnie wyparowując cios tasaka. Sam skontrowałem ciosem z nad głowy, gdy zaskoczony przeciwnik wylądował. Wiedział, co robić w takiej sytuacji i poturlał się w lewo nim mój cios doszedł do niego. Wstał i gestem zachęcał mnie. Bez zbytniego szarżowania podszedłem do przeciwnika i zaatakowałem z wypadu sztychem. On przeszedł tuż obok ostrza i spróbował mnie ciąć. Podbiłem jego rękę, przeszedłem pod ostrzem i z obrotu umieściłem w jego szyi mizyrkordię wyrwaną zza pasa. Przekręciłem nią. Nim upadł, chwycił się jeszcze za szyje.

5. Uczta

Gdy książę ogłosił ucztę, zdałem sobie sprawę, że nie mam się w co na nią ubrać. Mogłem prosić jego krawców o błyskawiczne przygotowanie jakiegoś stroju lub włożyć strój typowy dla mężczyzn ze szlachetnego rodu w naszych stronach. Wybierając strój z rodzimych stron zdałem sobie sprawę, że mogę wydać się przesadnie skromny. Na mój wygląd składały się różne części stroju. Na długie skórzane buty opadały nogawki spodni. Na czarna bluzkę założyłem skórzany kaftan, przypiąłem pas, a do pochwy włożyłem zdobny miecz. Za pasem miałem też skórzane rękawice. Tak ubrany, udałem się na ucztę, odbywającą się w największej Sali miejscowego pałacu. Była to ta sama sala, w której odbywała się narada. Stoły ustawiono w podkowę, a u szczytu stołu było miejsce księcia. Po jego lewej ręce siedziała księżna - urocza i piękna kobieta, przyzwoicie zbudowana i bardzo zadbana, która - jak głosiła plotka - miała już 40 lat. W niebieskiej szacie i takim też czepcu przyglądała mi się przez chwilę z zainteresowaniem. Moje miejsce było po prawej ręce księcia (o czym wcześniej poinformował mnie pachołek). Obok mnie siedziała córka książęca. Była podobna do matki. Na pierwszy rzut oka była młodsza ode mnie, ale niewiele. Czerwona szata wydatnie podkreślała jej krągłości i harmonizowała z jej czarnymi włosami. Oczy koloru nieba uważnie się we mnie wpatrywały. Po lewej ręce księżnej siedział Piotr i parę osób, których nie znałem. Allam znajdowała się po prawej stronie stołu, w otoczeniu rycerzy i rycerek z moich ziem. Po drodze jednak, poza księżniczką, było jeszcze parę naście osób, niestety bliżej również mi nieznanych.
Skłoniłem się przed Klapem oraz jego małżonką. Pozdrowiłem ich słowami:
- Witaj, oświecony panie tych ziem i ty, szlachetna księżno.
Klap skinął mi głową, a szlachetna pani obdarzyła mnie uśmiechem i odrzekła:
- Tak zacny gość, jak ty, zawsze będzie mile tu widziany i z należytymi honorami przyjmowany.
Pan tych włości powiedział do mnie:
- Usiądź obok mnie i mojej córki, Mistile - na pewno będzie zachwycona twoim towarzystwem. Obiecałem jej, że pozna rycerz, który ceni swój honor nad życie.
Ukłoniłem się przed córką Klapa.
- Pozdrawiam cię, piękna księżniczko. Muszę Cię lojalnie ostrzec, że połowa tego, co o mnie mówią, to wierutne bujdy, a druga połowa jest znacznie przesadzona.
Uśmiechnęła się, gdy usiadłem na wskazanym mi miejscu i odpowiedziała na me słowa:
- Dopiero teraz uwierzyłam w rzeczy, które o tobie słyszałam. Rycerze, żywcem wzięci z eposu rycerskiego, rzadko się zdarzają. Wielkie szczęście mnie spotkało, że ktoś taki jak ty jest tu obok mnie.
Odwzajemniłem jej uśmiech i odpowiedziałem komplementem na jej słodkie słowa:
- Raczej mnie spotkało szczęście, gdyż nikt mnie nie uprzedził, że usiądę zaraz obok anioła.
Młoda dama delikatnie się zaczerwieniła i pochyliła w pokorze głowę. Jej twarz była bardzo harmoniczna i przyciągała wzrok tym rodzajem piękna, które nie przemija za szybko.
Książe powstał by wznieść pierwszy toast, jego złoty puchar był wysadzany prawdziwymi rubinami. Przemówił do nas tymi słowami.
-Chciałem wznieść pierwszy toast dnia dzisiejszego. Co was może zdziwić nie będzie on za zwycięstwo. Lecz będzie on za Uthara Lewrence i Pawła z Uczekas. Tak to ich główną zasługą, jest ogrom tego zwycięstwa, albowiem to oni dwaj bardziej cenili honor rycerski niż życie. Wykazali się w boju. Uthar zabił syna paszy. Zdrowie i chwała ich wielkim czynną.-
I podniosły się wiwaty na nasza cześć, cóż powiem szczerze zawstydziły mnie oni trochę. Jednak one też mi sprawiały radość, każdy w cieniu duszy jest łasy na pochlebstwa. Sam ująłem swój puchar i wypiłem toast. Wino miało słodki smak i bardzo delikatny i dobrany bukiet. Spojrzałem w stronę Allam, zresztą ona patrzyła też w moją. Czasem gdy obok kogoś żyje się bardzo długo to idzie z tym kimś nawiązać taki kontakt, że rozumieć się go bez słów. Właśnie Allam i ja rozumieliśmy się bez słów. Ona nie za bardzo chciała tu siedzieć i nie czuła się za dobrze na przyjęciu gdzie wszyscy goście byli wystrojeni.

Zresztą ja też czułem się nie na miejscu. W domu gdzie wychowuje się w surowszej regule dzieci, takie przyjęcia jak to nie miały miejsca. Skromność jest jedna z najważniejszych cnót rycerskich wiec nikt nie stara przyćmić wszystkich innych strojem. To jest naprawdę piękne gdyż wszyscy rycerze są sobie równi. Ja nie rozumiem tego jak można ociekać bogactwem, gdy poddani nie maja co w usta włożyć. Przede wszystkim ja jako rycerz żyje dla nich, a nie oni dla mnie. Ja bez nich mogłobym sobie poradzić, lecz Oni beze mnie już nie. Ktoś musi ich ochraniać i opiekować się nimi. Skromność nie oznacza ubóstwa, bo wtedy rycerze przestali by być rycerzami. Rycerz jednak musi posiadać konia i miecz, bez tego pozostanie w duszy rycerzem, ale nie będzie mógł spełniać swoich ziemskich obowiązków.

Moje rozmyślania przerwał klaśnięciem w dłonie Książe. Tak o to nakazał muzyką grę na instrumentach. A przyznać mu trzeba było, że muzyków to miał dobrych i znających się na swoim fachu. Grali jakiś skoczny kawałek, niestety na tyle dobrze się nie znam na muzyce by określić co dokładnie grali. Zdawało mi się, że jest to walc angielski, który jest szybszy od austryjackiego. Księżniczka delikatnie dotknęła moje ramie dając mi znak, że ma ochotę zatańczyć. Cóż w złym guście było by jej nie zaprosić do tańca.
-Nie znam się na tanach najlepiej, ale czy nie zechciałabyś zemną zatańczyć?-
Ona słysząc te słowa, uśmiechnęła się uroczo rozwarła delikatnie wargi ukazując białe jak perły zęby i powiedziała:
- Z miła chęcią nie tylko ten walc angielski, a wszystkie tańce dzisiejszej uczty z Tobą.-
Odrzekłem jak to miałem w zwyczaju:
- Żebyś mnie nie przeceniła, nienajlepiej się czuje jeszcze po bitwie.-
Oboje wstaliśmy i ująłem jej ramię do tańca prowadząc. Na parkiecie były już inne pary, my do nich dołączyliśmy. O dziwo nie zapominałem jeszcze jak się tańczy, ale ona i tak przyćmiewała mnie umiejętnościami tanecznymi. Urodziła się do tańca, stąpała lekko jak po chmurach. Ja starałem się dostosować do jej poziomu umiejętności. Tańczyliśmy walca tak długo jak muzycy grali, a było to dobrych parę chwil. Cieszyłem się, że skończyli grać, bo musiałem cały czas mocno uważać by nie wyszedł mój brak umiejętności. Na stole w czasie tańca pojawiły się pierwsze potrawy oraz półmiski. Przede mną stały kaczki w sosie śliwkowym, obok nich przed księciem dzik z jabłkiem w pysku. Każdy miał przed sobą półmisek puchary zostały napełnione winem. Cóż nie usłyszałem co Klap mówi, w sumie nie interesowało mnie to i myślałem nad czymś innym, czy uda mi się znaleźć chwile na odpoczynek. Poczułem dotyk na ramieniu, jak przypuszczałem to była Mistile.
-Tańczysz naprawdę dobrze, mam nadzieje, że mogę liczyć na kolejny taniec, a teraz czy zechciałbyś podać mi mały kawałek kaczki ?-
W duszy się uśmiechnąłem, mi też zaczynał doskwierać głód jadłem tylko śniadanie przed wyruszeniem w drogę. Ułamałem nóżkę kaczą i położyłem ją na półmisku księżniczki. Ona odłamało udko od pałki i położyła udko na moim półmisku. Zaskoczyło mnie to, lecz nie odrzekłem nic czekając na jej słowa.
-Czemu nie chcesz mnie raczyć swoja mową, która przypomina muzykę anielską? Coś powiedziałam nie tak? Coś zrobiłam, że sobie na to zasłużyłam.-
Zdawało mi się ,że ona mówi to z prawdziwym nie udawanym wyrzutem. Nie chciałem być odbierany jako niemiły gbur, nie nadający się do towarzystwa i musiałem wejść w jej gierkę słowną.
- Nie wiem czy moje słowa, mogą przypominać anielskie śpiewy, śmiem mocno w to powątpiewać, a nie mowie wiele boś ty waćpana zamęczyła mnie podczas tańca.-
Zaskoczyły ją moje słowa, ale dzielnie podjęła rękawicy i odpowiedziała:
-Słyszałam, że dzielnie stawałeś w walce i tam jakoś stawało Ci siły, a tutaj miało by jej zabraknąć po jednym niewinnym tańcu? Wydaje mi się, że tutaj minąłeś się z prawdą, musze Ci przyznać, że twoje słowa jednak łechtają moja próżność.-
W tym momencie chciałbym wiedzieć co ona myślała, niestety nie dana mi byłą umiejętność, czytania w myślach. Czasami umiejętność byłą warta prawie wszystkiego.
-Nie miały łechtać twej próżności, tak w bitwie sił mi stawało, teraz jestem zmęczony. Bitwa swoje piętno zostawiła, a ty Pani jesteś bardziej wymagająca od bitwy.- Podniosłem udko do ust i odgryzłem kęsa delikatnie, ona to samo uczyniła z pałką. Dało mi to kilka cennych chwil, na zebranie myśli, czułem wzrok Allam na sobie nie tylko ja to zauważyłem, że ona patrzy na mnie.
-Kim jest ta młoda dama patrząca na Ciebie Utharze.- Usłyszałem słodki głos Mistile, gdy nań spojrzałem pokazała mi ja wzrokiem.
-Allam dowódczyni Aniołów Zagłady. Niezła obserwatorką jesteś. Albo masz taki talent, albo w co wierze bardziej miałaś dobrego nauczyciela.-
Konwersacja przynajmniej dla mnie stała się ciekawsza. Czasami warto wiedzieć o talentach i umiejętnościach innych szczególnie gdy są duże i przydatne. Księżniczka okazała się być dużo ciekawszą osoba niż na początku sądziłem, pierwsze wrażenie często jest mylne.
-Nie skłamię, że to talent, tak miałam dobrego nauczyciela. Nawet można by rzec bardzo dobrego. Chyba teraz stała się warta poświecenia większej uwagi. Ciekawi mnie ile posiadłeś umiejętności, jesteś naprawdę ciekawą osobą. Czy to gra słówek i pozorów ma sens?-
Moja odpowiedź byłą dość cięta lecz starałem się ją utrzymać w dobrym tonie:
-Gdybym chciał Ci wyjawić wszystkie sekrety mojej skromnej osoby to bym je wyjawił. Każdy ma tajemnice i nie widzę powodu by swoich się pozbywać. Każdy władca musi posiadać bezwzględne minimum wiedzy z paru tematów. Może ja posiadam więcej wiedzy niż chciałbym to okazać. Gra pozorów i słówek nie jest grą dla mnie.-
I tak wiedziałem, że w to nie uwierzy skro wiedziała tyle co wiedziała musiała być dość inteligentna.
-Tak ta gra nie jest dla Ciebie. Stanowczo jesteś za dobry i kryjesz swoje myśli pod słowami, mogącymi być zinterpretowana tak różnie. Masz racje sekretów nie wyjawia się gdy się nie chce. Szkoda, że nie dowiem się o Tobie więcej, tajemniczość Cię otaczająca jest pociągająca.-
Moja odpowiedź należała do przerywających rozmowę:
-Nie wiem jak ty, ale ja od rana nic nie jadłem. Może odbierzesz to za niegrzeczne, ale bym coś zjadł bo padam z głodu, zaraz zapewne będzie kolejny taniec, a nie chciałabyś bym w trakcie niego Ci padł.-
Zabrałem się za pałaszowanie udka, głód mi doskwierał. Mięso kruche przyprawione dobrymi ziołami smakuje cudnie. Księżniczka zajęła się swoją pałką, a ja zlustrowałem wzrokiem okolice, wszystko było w porządku. Zauważyłem paziów z miseczkami z woda i ręcznikami, zapewne do umycia dłoni i wytarcia ust. Skończyłem w sam raz, gdy zaczęli podchodzić do gości, młodzik z przestraszonym wzrokiem podszedł do mnie z miską w dłoniach podając mi ją bym zmoczył palce, zrobiłem to i wytarłem usta oraz dłonie w podany ręcznik. Inni goście robili to samo w tym czasie. Na kolejne klaśniecie księcia muzycy zaczęli grac a pachołkowie się wycofali. Słuch mnie nie mylił i był to kolejny walc angielski tylko, że grany na inną nutę, księżniczka wstała pierwsza i chwyciła mnie za dłoń. Nie wypadało robić sceny i z nią nie zatańczyć bo było by to źle odebrane. Wstałem bez ociągania i rzekłem jej szeptem na ucho:
-Ładnie mnie urządziłaś, przez Ciebie nie miałem wyboru. Nie ładnie tak bez pytania- Pogroziłem jej przy tym palcem, tak by to było odebrane jako żart. Ona perliście się uśmiechnęła.
-Mówiłam, już że chce z Tobą przetańczyć wszystkie te tańce i nie wypuszczę Cię przed końcem uczty z objęć.-
Pod uśmiechem ukryłem moja odpowiedź. Nie miałem ochoty na dalszą zabawę czy tańczenie, chciałem się znaleźć tylko w łóżku, odpocząć po takim ciężkim dniu jak ten. Czasem trzeba udawać, że wszystko jest dobrze, gdy tak naprawdę wszystko boli. Mnie bolał bok po tym ciosie młotem i zaczynał coraz bardziej doskwierać. Tańczyłem z Mistile, obok mnie wirowała Allam z Gatzem Hasyss. Wolałbym tańczyć z Allam, trochę mnie zaskoczyło, że umie tak dobrze tańczyć. O tym, że Gatze umie to wiedziałem dobrze, w sumie jak się razem wychowuje to idzie kogoś dobrze poznać. Księżniczka dalej wykazywała się kunsztem i musiałem się starać jej dorównać. Nie podeptałem jej i nadążyłem za nią czyli nie było tak źle. Gdy taniec się skończył poczułem ulgę. Nawet nie usiadłem tylko pomogłem usiąść partnerce i rzekłem jej szeptem:
-Wybacz Pani, ale musze się udać na zasłużony odpoczynek. Książe powinien organizować ucztę dzień po bitwie, a nie jeszcze w ten sam dzień. Źle się czuje, oberwałem trochę w walce i musze wypocząć. Nie chce być nie grzeczny, ale tak będzie lepiej, wystarczy spojrzeć na tych z moich ludzi, którzy zaproszenie też dostali. Ledwo się trzymają już na nogach.-
I to był fakt, robili dobra minę do złej gry, udawali że się bawią, a tak naprawdę to męczyli się strasznie. Może dla kogoś kto ich nie znał wydałoby, że świetnie się czują, ale znając ich dobrze i ich zachowania. Na przykład Gatze, rozglądał się po sali i charakterystycznie się śmiał. Kandra(jedna z przybocznych Allam) wydała się skupiać na jakimś punkcie wzrok, tak naprawdę to nic właściwie nie widziała.
-Przykro mi, że mnie opuszczasz, uczta by i tak się za nie długo zakończyła. Rozumiem Cię, ale mam nadzieje, że nie długo przyjdzie nam się jeszcze raz spotkać.- Puściła mi oczko, co mnie chwile zastanowiło. Głos jej przedstawiał nadzieje i nie wiedziałem czy ją rozwiać czy pozwolić trwać. Zdałem sobie sprawę, że przecież mogę zaprosić księcia w moje skromne progi.
-Liczę, że odwiedzisz mnie wraz z szlachetnym ojcem i jego małżonką u nas-
Uśmiechnęła się promiennie i odpowiedziała:
-Czyli mam rozumieć, ze jesteśmy zaproszeni do Ciebie? Bardzo się cieszę z tego.-
Wtrącił się Książe nam przyglądający się naszej wymianie słów
- O czym tak szepczecie?-
Księżniczka z słodkim uśmiechem odpowiedziała jako pierwsza:
- Hospodar zaprosił nas do siebie. Nie możemy przecież odmówić jego zaproszeniu.-
Ja odrzekłem tak
- Tak to prawda, że miło było by was przyjąć i chciałbym by książę znalazł czas by mnie odwiedzić na mojej ziemi. Rzecz jasna wraz z cała szlachetna rodziną.-
Książe na to odrzekł z uśmiechem na ustach
-Z przyjemnością odwiedzę twą ziemie przyjacielu. Może raczył byś zasiać do stołu ?-
Fakt cały czas stałem, ale miałem zamiar udać się do pokoju w pałacu oddanego do mych usług:
-Wybacz książe, ale chciałbym udać się na spoczynek. Jestem już zmęczony.- Starałem się być jak najbardziej naturalny, ale zmęczenie dało mi już się we znaki.
-Mój pachołek zaprowadzi Cię do twego pokoju- Pachołek podszedł zaraz po jego słowach.

6. Pokój nocy

„Samotność"
Samotność życiem cienia
Łkaniem posłanym w dal
Jej głosem cisza
Odezwą milczenie
Samotność cieniem życia...
Samotność życiem cienia.

I napisałem ostatnie słowo, dałem ostatnią kropkę na pergaminie, ostatni znak. Arta poetica to duża siła, nie uważam się za jednego z najlepszych wierszokletów, ale czasem lubię napisać parę zdań mową poetycką. Tym razem nie schowałem arkusza papieru do torby podróżnej dziwnym trafem pozostawiłem go na stole tuz obok kaganka, który zgasiłem. Ułożyłem się na wygodnym dużym łóżku, gdy usłyszałem szelest za drzwiami, bez szelestnie wstałem i skryłem się tuż obok drzwi tak by móc wyskoczyć na przybysza z sztyletem. Zawsze spałem z tą bronią, wierzyłem, że kiedyś może uratuje mi życie. Dziś chyba nadszedł taki dzień, a raczej noc w którym wierny przyjaciel miał mi posłużyć. Uzbrojony jedynie w sztylet i umiejętności czekałem tak by zaraz po wejściu przeciwnika rzucić się na niego. Jakieś dziwne przeczucie dało mi sygnał, że nie powinienem tego robić, wtedy weszła zakapturzona postaci nie uzbrojona zdać by się mogło. Trzymała kaganek w jednej dłoni, drugą osłaniała płomień by nie za mocno świecił. Te palce, które widziałem były kobiecymi. Kobieta, podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju, dobrze, że koc wyglądał jakby ktoś pod nim leżał. Chciała przejechać po kocu dłonią, lecz gdy odstawiła rękę od kaganka zauważyła mnie. I na chwile osłupiała, odsłoniła swą twarz…
To była Allam co mnie mocno zaskoczyło, liczyłem na jakąś nieznana assassynke, ale to była ona. Nie wiedziałem jak zareagować, rzucić sztylet czy dalej go trzymać. Z jej ręki mnie krzywda spotkać nie mogła, za długą ja znałem i miała zbyt wiele okazji by mnie zabić. Ale też jej widok jak kogokolwiek innego o tej porze nie był oczekiwany. Odzyskałem głos i powiedziałem na tyle spokojnie na ile mogłem i tak mi się łamał głos:
-Co tu robisz? I o tej porze?-
Je głos bardzo się łamał, pierwszy raz słyszałem jak się jąkała:
- bo....bo....bo....bo ja.....no....bo....-
Głos jej rwał się w gardle i nie wiedziała co powiedzieć. Zresztą ja też nie wiedziałem co mówić, nawet mi nie udało się powiedzieć nic sensownego na jej miejscu. Chwile trwało kłopotliwe milczenie. Które ja przerwałem:
-Na razie nic się nie stało wiec nie ma się czym przejmować. Uspokój się trochę to porozmawiamy.-
Parę oddechów i chwil później już mogła mówić z jako takim składem, acz z treścią były jakieś problemy:
-Przepraszam. Nie chciałam. Nie wiem co się stało. Głupia jestem ja nie powinnam…-
Dziwił mnie ten jej brak opanowania, rzekłem do niej:
-Usiądź opanuj się i uspokój się. Może chcesz trochę wina bo mam w bukłaku-
Ona usiadła się na krześle znajdującym się przy stole, odstawiła kaganek tak, że światło padło na zapisany przez mnie papier. Pokój był przestronny acz bardzo pusty. Znajdowało się w nim jedno duże łóżko, stojak na zbroje i szafa. Stół stał obok łóżka i znajdował się pod oknem. Resztę stanowiła wolna przestrzeń. Sięgałem po bukłak znajdujący się przy łóżku sam go położyłem i podałem go jej. A ona szybko go chwyciła i wypiła parę łyków. W świetle kaganka zauważyłem, że odzyskała barwy na twarzy. Dostrzegła rozłożony papier, a jej oczy wędrowały wraz z słowami. Usta się rozwarły:
-Piękne, tylko czemu o samotności myśli ktoś kto ma tylu przyjaciół?-
Odzyskała dawny spokój i opanowanie, co dało się słyszeć w jej słowach. Podniosła kartkę, a pod nią była kolejna kartka. Czytała sobie ten o to wiersz, nie nadałem mu tytułu.

0000000000000000000000000000000000000000000000Słońce jasności
Uśmiechu zaranny
Pomruku burzy
Skazo ziemi
Wysłuchaj mnie

Aniele złoty
Piękna damo
Księżniczko kwiatów
Uśmiechu boga
Kocham Cię

Pomniku z brązu
Srebno stopa
Złoto głosa
Platynowowłosa
Me serce bije dla Ciebie

Królowo żywych
Matko życia
Pani nieumałych
Królowo śmierci...
Me serce jest twoje.

Bogini miłości
O pani mądrości
Duszo anielska
Istoto nieśmiertelna
Oddaje Ci dusze mą...

- Jestem samotny, zawsze musze uważać na gesty, na słowa. Dla większości nie liczy się to kim i jaki jestem. Liczy się to, że jestem bękartem u sterów władzy.-
Wyrzuciłem jej swój żal. I chyba to odczuła.
-Nie rozumiem Cię, wszyscy okazują Ci szacunek. Wśród żołnierzy masz większe poważanie niż nie jeden pan z czystą krwią. My idziemy dla Ciebie w pole ginąć. Nie idziemy bo musimy idziemy z własnej woli. Wiesz co mówią miedzy sobą o Tobie ludzie służący Ci?
Powiedziała to akcentując pytanie. Nie znałem odpowiedzi na jej pytanie, tak samo jak nie znałem podejścia moich żołnierzy do mnie. Odpowiedziałem wiec jej szczerze:
-Nie wiem co o mnie myślą, ani co mówią.-
Rozbawiła ją moja odpowiedź co dało się zobaczyć w chybotliwym świetle kaganka. Chociaż może to ja sobie wyobraziłem ten uśmiech na jej ustach. Gra cieni mogła być złudna. Usłyszałem jej słowa wypowiedziane dość ciepło:
-My Cię kochamy, szanujemy. Mówimy o tym jak często ty idziesz w największy ogień bitwy. Jak cenisz nasze życie. Ty jesteś wśród nas, nie wynosisz się ponad nas i żyjesz wraz z nami. Jesteś taki namacalny nie to co wielcy możni czy księża.
Odpowiedź wydała się taka prawdziwa w jej ustach. Cieszyła moje serce, ale wiedziałem, że część szlachetnie urodzonych widzi problem w moim urodzeniu.
-Twe słowa cieszą moją dusze. Wiem, że możni mówią o mnie za moimi plecami. Wiem też jak mnie nie szanują i za co uważają. Skazy krwi nie da się zamazać w ich oczach.-
Pokiwała głową jakby rozumiejąc mnie
-Wiesz, że jesteś o wiele bardziej szlachetnego serca niż większość tych co się urodziła z błękitną krwią? Dla mnie nie liczy się urodzenie. Bo wiem jaki dobry jesteś.- Spojrzała znowu na wiersz- Nie wiedziałam, że umiesz pisać takie piękne słowa… Ciekawe dla kogo ten wiersz jest- wskazała na ten zaczynający się słowami Światłość jasności- pewnie dla tej pięknej księżniczki Mistile czy jak jej tam było.- Trochę smutniej już mówiła przynajmniej tak mi się zdało.
-Ten wiersz jest dla Ciebie…-
Powiedziałem jej prawdę ten wiersz był dla niej, położyła mi dłoń na policzku i przejechała po nim palcami. Powiedziała tez takie słowa:
-To jest za piękne by było prawdziwe, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczysz.
Jej dłoń byłą taka miękka, ciepła i delikatna. Nasze usta zbliżyły się do siebie i się zetknęły z sobą, w pocałunek włożyłem całe pożądanie jakie było we mnie. Moja dłoń znalazła się na jej plecach, a druga na policzku. Pocałunek trwał kilka chwil, przytuliła się do mnie po jego skończeniu a ja ją objąłem. Patrzyłem w jej oczy, które coraz bardziej mnie pochłaniały. Jej oczy koloru fioletu…
-.Allam wiele ryzykujesz przychodząc tutaj, a ja nie chce na ciebie zrzucić tego co mnie prześladuję. Twój los wiele dla mnie znaczy…-
Położyła mi palec na ustach i wyrzekła:
-Ja Cię kocham-
Nie dała mi nic odpowiedzieć tylko pocałowała mnie w usta namiętnie. A mój umysł przeszyły różne sprzeczne myśli: pożądanie, strach, miłość, lęk i niedowierzanie. Czy to wszystko ma jakiś sens? Tego się nie da opisać słowami, nie da się tego wyrazić. Najbliżej temu było do amoku związanego z walką. Niestety piękne chwile nie trwają długo, pocałunek przerwały odgłosy kroków za drzwiami. Wypuściłem Allam z uścisku, a ona bez słowa i szmeru schowała się pod wielkie lóżko, zdążyła prawie idealnie bo po chwilo otwarły się drzwi. Ja w tym czasie chwyciłem kaganek i strony papieru z wierszami. Drzwi cicho się otwarły, a licho przyniosło Mistile, poprawka ona sama tu przyszła. Uśmiech, który rozświetlał jej twarz zdał mi się parszywy, gościł na jej twarzy, a oczy dziwnie błyszczały. W rękach nie miała kaganka wiec musiała chyba iść po ciemku, możliwe że znała tak dobrze rozkład korytarzy, ubrana była tym razem czarna zwiewną suknie.
Nie czekając na to co ona zrobi czy powie wyrzekłem słowa:
-Nie powinnaś tutaj przychodzić jesteś księżniczką i jak ktoś o tym się dowie zostanie to źle się to może skonczyć dla nas.-
Moje słowa, w ogóle nie wpłynęły na jej zachowanie a ona odrzekła mi:
- Przyszłam zawrzeć bliższą znajomość i trochę po konwersować, co czytałeś jak weszłam i czemu nie spałeś skoro jesteś taki zmęczony?-
Delikatny i złośliwy uśmieszek odmalował się na moim obliczu:
-Czy zmęczony oznacza śpiący? Czytałem wiersze lubię czytać poezje.
Spojrzała na mnie uważniej i podeszła do mnie:
-Jesteś o wiele ciekawszą osobą niż sądziłam na początku. Ojciec ma racje widząc w Tobie kogoś więcej niż wszyscy. Znasz się na wojowaniu, szpiegowaniu i szermierce. Umiesz tańczyć, zachować się przy stole zabawić rozmową. Przeczytasz te wiersze na głos? Proszę.
-Musze? Przecież może ktoś wejść, a to jeszcze bardziej skomplikuje sytuacje…
Niestety miała gotową na to odpowiedź, która mocno mi się nie spodobała, a Allam pewnie jeszcze mniej.
- Zadbałam o to, że nikt nam nie będzie przeszkadzał. Jesteś przystojny, inteligentny, umiesz zachować się w towarzystwie. A twoi ludzie idą wręcz ślepo za Tobą w bój i chyba ja w Tobie się zakochałam…-
Spokojnie, myślałem co by tu odpowiedzieć i końcu wymyśliłem dobrą odpowiedź, którą niestety powiedziałem donośnym głosem.
-To co miała by tu się stać Było by nie rycerskie. Czy ktoś w ogóle chce się liczyć z moim zdaniem? Jak bym chciał mieć żonę to już bym ją miał. Wiesz w ogóle ile wiosen przeżyłem w swym życiu? Pewnie nie odpowiem Ci 20 wiosen przeżyłem, a nie było to łatwe i wesołe życie na dworze.-
To chyba mocno ją zabolało bo w jej pięknych oczach ujrzałem krople łez, pogodne i łagodne oczy się zaszkliły. Tym razem ciszej i delikatnie odpowiedziałem:
-Przepraszam, to nie miało zabrzmieć tak ostro, jesteś piękną kobietą możliwe, że gdyby mój los był inny to wszystko by mogło się spełnić. Ale urodziłem się kim się urodziłem, a mariaż zemną jest raczej mało opłacalny. Zniszczyła byś tym swój honor i wizerunek. Skomplikowałoby też twoje życie, na pewno są lepsi ode mnie kandydaci.-
Odpowiedziała smutnym i płaczliwym głosem dość cicho:
- Chciałabym poznać smak prawdziwego życia, przy Tobie on jest możliwy i wiem to, widzę po twoich oczach, że nie traktował byś mnie jak lalki salonowej. Wcale me życie nie jest łatwe, robię to co muszę udaje, że jestem szczęśliwa. Ty możesz dać mi tą wolność, proszę nie odrzucaj mnie.-
I nawet mi w duszy było smutno, że nie mogę się rozdwoić i kochać obu, nie zasłużyła sobie na życie w złotej klatce, nikt na takie życie nie zasłużył.
- To nie jest tak. Ja Cię nie odrzucam, nie chce męczyć Ciebie ani siebie-
Ona dalej szlochała, i powoli składała słowa w zdanie:
-Nie będziesz mnie męczyć, ale masz racje nie mogę być egoistką przecież liczy się twoje zdanie.-
Przytuliłem ja i pozwoliłem by płakała mi do ramienia. Moja szata stała się wilgotna od łez.
-Może po rozmawiamy jeszcze kiedyś indziej?-
Pokiwałem głową, że tak i pomogłem jej dojść do drzwi. Otwarła je i wyszła, ja za nią zamknąłem i obróciłem się w kierunku łóżka. Allam już stała obok niego, nie zauważyłem, nie usłyszałem tego, gdy się ruszyła. Patrzyła na mnie jakby trochę z wyrzutem, ale na razie jeszcze słowa nie wyrzekła zresztą ja sam nie wyrzekłbym żadnego, bo księżniczka jeszcze nie oddaliła się od drzwi i szloch ucichł. W końcu usłyszeliśmy kroki i skrzypnęły jakieś drzwi dalej położone, zdawać by się mogło, że będzie to sygnałem do rozmowy, ale żadne z nas jeszcze ust nie otwarło. Z tego, co wiem takie sztuczki były stosowane przez najlepszych szpiegów wiec nie wolno było ryzykować. Allam wiedziała więcej na temat szpiegów i ich zachowań gdyż była jednym z najlepszych cieni(nasza nazwa przeszkolonego szpiega), mogłaby zostać kroczącą wśród cieni mimo młodego wieku mówiła, że ma 18 lat prawda natomiast było to, że miała tych lat 16. Mogła być dalej szkolona i wtedy umiejętności były by jej jeszcze większe, wolała zostać przy mnie, jako pogromca szpiegów i brać udział w bitwach. Chociaż jej głównym zadaniem było zabijanie innych szpiegów lub zabójców, którzy mierzyli w moje życie. Dopiero po drugim trzaśnięciu drzwiami atmosfera zelżała, chociaż nie bardzo o takie zelżenie atmosfery mi chodziło, Allam podeszła do mnie i powstrzymała się od spoliczkowania mnie
-Jak mogłeś ją przytulić?-
Tak w jej głosie dało się słyszeć wyrzut, była naprawdę bardzo zła na mnie. Sprawiłem jej wielką przykrość, na jej miejscu też nie czułbym się najlepiej. Zdziwiły mnie jej zdolności obserwacji, ciekawe jak to zrobiła, że to wiedziała.
-Wybacz, ale jakby narobiła większego rabanu to nie wiem jak by się to skończyło. Musze znaleźć, kogoś, kto dostarczy list do hetmana. Wątpię bym się stąd wydostał bez jego pomocy. Nie będą mnie więzić w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale niegrzeczność wobec księcia wywoła nie miłe reperkusje. Księżniczką się nie przejmuj nie zagraża Ci, w wszystkim jesteś lepsza od niej. Uwierz mi do niej nic nie czuje.-
Pomyślałem, ze przydałoby się wykorzystać umiejętności Allam by odkryć te tunele pod pałacem, to pozwoliłoby mi zniknąć jak coś by poszło nie tak, ale na razie nie wypadało jej o to prosić. Zobaczyłem jak powoli uspokaja się jej oddech, przymknęła oczy by spokój powrócił do końca na jej oblicze.
-Ona jest ładniejsza ode mnie i ma lepszą pozycje. Korzystniejsze dla Ciebie będzie wyjście za nią.-
Dziwo to wywołało mój szczery uśmiech:
-Tak, pragmatyczna i spokojna jak zwykle i za to można Cię kochać. Nie martw się, wydawało mi się, że przez ten czas, jaki razem spędziliśmy poznałaś mnie na tyle, by wiedzieć, że kieruje się w swoich poczynaniach sercem i honorem.
A jej oczy mimo słów, jakie wypowiedziała wyglądały na radosne:
-Ale to by ugruntowało twoją pozycje i nikt nie pamiętałby o pewnej rzeczy…
Pokiwałem głową zasłoniłem usta dłonią by ukryć rozbawienie
-Mówię Ci nie kuś mnie.-
Pogłaskała mnie po twarzy zrobiła to nadzwyczaj delikatnie. Rozwarła usta
-Nie kusze Cię-
i pocałowała mnie w usta, a ja odwzajemniłem ten pocałunek.
-To chyba na tym skończyliśmy, nim nam przerwała księżniczka-
Wypowiedziało ostatnie słowo bardzo nie miłym tonem, lepiej się bać, gdy ona tak mów. Patrzyłem w jej słodkie urocze oczy i zgłębiałem się w nich coraz bardziej… Wypowiedziała kolejne słowa:
-Będziemy tak stać czy położymy się?-
Wtedy pomyślałem dopiero o tym, jaka pora nocy już jest i o tym, że nie mogę tego zrobić, do czego dążyła sytuacja. Nie byłem na to gotowy i tylko siła woli trzymałem się na nogach. Przytuliłem ją i wyrzekłem słowa:
- Do tego można by wrócić później. Dzisiaj wypadałoby się położyć spać. Nie to, że nie mam ochoty, ale jutro będę spał na stojąco…
Prychnęła jak obrażona kotka, ale tylko pogłaskała mnie po twarzy i odpowiedziała:
-Masz racje, nawet ja odczuwam zmęczenie, ale chciałam przyjemnym akcentem zakończyć dzień.
Oblizała kusząco wargi i otarła się o mnie, a dłoń położyła na moich plecach. –
Odrzekłem jej spokojnie:
-Ty mała diablico nie kuś mnie-
Ona na to:
-No dobra już nie będę.-
Pocałowałem ją tuż przed wyjściem jej z pokoju.
7. Trzy ruchy do mata
Obudziło mnie słońce, którego pierwsze promienie wpadły przez okno. Czułem ból w klatce piersiowej, zdałem sobie sporawe, że ból jest w miejscu, w które mnie uderzono wczoraj. Na szczęście nie był to zbyt mocy ból, jednak dało się go dość mocno, odczuć. Niestety zabierał trochę oddechu. Z trudem usiadłem na łóżku i się przeciągnąłem, gdy to robiłem jeszcze ziewnąłem. Usiadłem na krześle i wyciągnąłem z mojej torby przybory do pisania. W jednym pojemniku miałem tusz z soku cytryny, po wyschnięciu napis znikał, lecz gdy ogrzało się papier napis ponownie był widoczny, w drugim normalny tusz. Zacząłem pisać sokiem z cytryny słowa brzmiące tak:
Drogi Przyjacielu                                                                                     27 marca 1007r.
Mam pilna sprawę do Ciebie hetmanie, wezwij mnie przed swoje oblicze nawet z najbłahszą misją, bo nie mogę się wydostać z rąk księcia. To długa historia i opowiem Ci ją jak się spotkamy. Opowiadanie o bitwie z Mustakhilem spodoba ci się, była to nasza wielka Wiktoria.
                                                                    Z wyrazami szacunku
                                                                                                    Uthar Lewrence
Chwile musiałem poczekać, aż tusz wysechł. Wtedy napisałem normalnym tuszem
Biały pionek na g6
Pozostały Trzy Ruchy Do Mata.
Pozdrawiam Uthar
Wszyscy wiedzieli, ze hetman kochał szachy i często grywał partyjki przez posłańców, wiec ten list mógł zosta odebrany jako przekazanie ruchu w granej partii. Dunina z Jelonkowa i ja wiedzieliśmy, że słowa między ruchem pionka a pozdrawiam to ukryte hasło, oznaczające zagrożenie. Wcześniej omówione schematy działania na ten wypadek mówiły o czytaniu tego, co jest pod wersami, czyli nie mniej ni więcej ukrytej treści. Papier zgiąłem na pół i zalakowałem woskiem odcisnąłem w nim hospodarski sygnet i posypałem piaskiem. Sprzątałem przybory do torby wraz z listem, zrobiłem to niezwykle ostrożnie.
Dzban z wodą, wraz z miską stały przy drzwiach. Zabrałem oba przedmioty do pokoju miskę położyłem na stole i wlałem do niej wodę. Ściągnąłem szatę i ujrzałem spory siniak na klatce piersiowej, który odbierał mi trochę oddechu. Przyjrzałem się swojemu odbiciu w wodzie, pod oczami miałem cienie, z powodu zmęczenia, oczy jakby były bardziej szare niż zwykle i twarz o ostrych męskich rysach. Obmycie zajęło mi kilka chwil, z mojej małej garderoby dobrałem wysokie buty do jazdy konnej, oraz jakieś szare spodnie i tegoż koloru bluzką. Założyłem te rzeczy, wraz z skórzanym pasem i pochwą na miecz. Pochwę miałem przewieszoną przez plecy, gdyż inaczej połtorak przeszkadzał w chodzeniu. Krótkie czarne włosy rozczesałem, ochlapałem jeszcze twarz i byłem gotowy na to, co przyniesie dzisiejszy dzień. W momencie, gdy skończyłem, sługa książęcy zapukał do drzwi. Dobiegł mnie męski głos:
-Panie, może mogę w czymś pomóc? Książe zaprasza na śniadanie.-
Otwarłem drzwi, a starszy mężczyzna w barwach książęcych mi się ukłonił. Zdziwił go mój ubiór, co zobaczyłem na jego twarzy.
-Raczej nie możesz mi w niczym pomóc. Mógłbyś powiedzieć stajennym by kulbaczyli mojego konia.-
O dziwo odpowiedział mi w miarę szybko, czyli był dość inteligentny.
-Koń będzie oporządzony, ale książę po śniadaniu chce byś udał się z nim na polowanie. Jeśli mogę coś doradzić to zostawiłbym ten katowski miecz w komnacie.-
Skinąłem mu głową i odrzekłem:
-Dziękuje za rada, skoro książę zaprasza nie wypada odmówić.-
Pochwę z półtorakiem rzuciłem na łóżko, które trochę zatrzeszczało, ale wytrzymało. Spojrzałem na służącego.
-Prowadź-
Doszedłem do Sali, w której wczoraj była uczta. Przy stole siedział książę i jego córka, nie było księżnej. Księżniczka była ubrana w pół prześwitującą zieloną suknie. Bardzo mocno to uwydatniało jej i tak duże krągłości. Zatrzepotała rzęsami na mój widok, włosy miała zaplecione w warkocz.
Uśmiech wykwitł na jej twarzy. Książe skinął mi głową był ubrany podobnie do mnie, tylko, że jego strój był bardziej kunsztownie wykończony od mojego, miał złote i srebrne obszycia. Przednim na stole leżały jego skórzane rękawice. Ukłoniłem się dwornie i odwzajemniłem uśmiech księżniczce.
Księżniczka pachniała cynamonem, z tego, co o tym słyszałem cynamon był uznawany za jeden z afrodyzjaków, mnie osobiście bardzo podobał się ten zapach.
-Wiedze hospodarze, że rano wstajesz jak i ja. Miło jest mi Cię gości na śniadaniu.-
Odrzekłem mu
-A mnie miło jeść z szlachetnym księciem śniadanie, oraz z szlachetną ksieżniczką-.
Kucharki wniosły jakąś dziwną sałatkę składająca się z kapusty, szparagów i pomidorów. Do tego podano dzban koziego mleka, dzban wody i kubki. Przed każdym z nas położono miskę z potrawą.
-No to jedzmy, bo dziś długi dzień.- Rzekł pan tych włości, na których byliśmy. Popatrzyłem na księżniczkę, która się jeszcze słowem nie odezwała i pokornie patrzyła teraz w dół.
Potrawa miała dziwny smak, była za słodka i niezbyt smaczna, ale nie wypadało odmówić, ani też wypluwać jedzenia. Przełknąłem z niechęcią, zdając sobie sprawę, że czeka mnie zjedzenie jeszcze większej ilości tego. Starałem się nie okazać po sobie, że to mi nie smakuje, lecz jadłem wolniej od osób jedzących zemną. Książę nalał wody do swojego kubka, księżniczka spojrzała na mnie:
-Napijesz się ze mną koziego mleka?-
Rozlałem je z dzbanka do naczyń służących do picia. Średnio lubiłem ten rodzaj napoju, a dziś spodziewałem się wszystkiego. Był słodki i imbirowy, wiec nie taki zły jak się spodziewałem. Popatrzyłem na księżniczkę, wydawała się jeszcze bardziej pociągająca niż zwykle, udało mi się zapanować nad oczami i spojrzałem na twarz księcia. Wyrażała ona zadowolenie, skłoniłem delikatnie głowę:
-Dziękuje za pyszne śniadanie, jak mniemam polowanie zaczniemy zaraz po nim?-
Skinął mi głową w geście oznaczającym tak, a księżniczka wpatrywała się we mnie, tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczyma, udając że patrzy gdzieś indziej. W tej chwili miałem i tak ochotę by mnie zjadła wzrokiem lub bym ja ją mógł schrupać. Tak to co było na śniadanie to były afrodyzjaki i to dość mocno działające. Trzeba było się jakoś opanować... Mój medyk będzie musiał sporządzić jakąś miksturkę. Mistile się odezwała:
-Hospodarze, udało Ci się wypocząć?- Mimowolnie dotknąłem swojego boku i odrzekłem
-Udało się trochę wypocząć choć bywało lepiej. Bitwa dała mi się we znaki. Musze wrócić do swojej komnaty by wysłać list do Hetmana.- Księżniczka zatrzepotała rzęsami, uśmiechnęła się słodko do mnie, oraz zapytała:
-Wysyłasz list by zdać relacje z wspaniałego zwycięstwa nad poganami?- Słodki uśmiech i moj


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uthar
Adept I roku



Dołączył: 16 Paź 2012
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:25, 22 Paź 2012    Temat postu:

-Wysyłasz list by zdać relacje z wspaniałego zwycięstwa nad poganami?- Słodki uśmiech i moja odpowiedź pojawiły się prawie natychmiast:
-Bardziej przyziemne sprawy kierują mym listem, ale o zwycięstwie i tak się dowie. Wybaczcie Zwróciłem się do niej i jej ojca- teraz was opuszczę, jak bym mógł prosić to niech pachołek do mnie przyjdzie jak ludzie będą zebrani do wyruszenia na łowy.- Książe odpowiedział:
-Wyśle pachołka, przygotuj się dobrze na polowanie.-
W mojej komnacie na łóżku siedziała kobieta. Ubrana była w czarny płaszcz, kaptur miała naciągnięty tak, że nie było widać twarzy. Cale długie nogi wystawały spod płaszcza, trzewiki to były to typowe cichobiegi też w kolorze czerni. Rozpoznałem ją była to Kastarel
-Jakie wieści niesiesz Pustułko?- Nie poruszyła się lecz odpowiedziała:
-Wiesz, że nie lubię jak nazywasz mnie Pustułką? Dziś od razu przechodzisz do konkretów, a gdzie twoje gierki słowne?- Ja odpowiedziałem do kroczącej wśród cieni:
-Nie mam na nie humoru Kastarel. Ponawiam pytanie co Cię tu sprowadza?-
Prychnęła jak obrażona kotka i ściągnęła kaptur, ukazały się blada urocza twarz kobieca i białe włosy obcięte na poziomie szyi.
-Do twojej siostry Reviri zaleca się Jahren Shack, wysłał swatów, którzy zostali przyjęci. To tyle co miałam powiedzieć-
Powiedziała to zbyt lakonicznie jak na nią, chyba naprawdę obraziła się o to, że przyjąłem ja niezbyt ciepło, była dość skomplikowaną osobą i lubiła dużo rozmawiać jak miała okazje. W jej fachu, rzadko się zdarzały okazje do nieskrępowanych rozmów. Chciałem pogładzić ja po twarzy, lecz cos mnie powstrzymało.
-Wieści jakie przyniosłaś komplikują moją sytuacje, znalazła byś kogoś kto dostarczył by list do hetmana Dunina?- Uniosłem dłoń, ale coś ją zatrzymało.
Popatrzyła na mnie i źrenice jej się zwęziły, szare tęczówki zmieniły barwę na niebieskie, Wciągnęła trochę powietrza nosem i westchnęła
-Chcesz amulet ochronny czy mam postarać się zdjąć sama urok od tych afrodyzjaków jakimi upoił Cie pan zamku?-
Udało mi się opanować drżenie ręki i oderwałem myśli od księżniczki.
-Wiesz, że uprawawianie magii jest zakazane przez kościół? Znaleźć się za to idzie na stosie, a tego byś chyba nie chciała?-
Ją rozbawiły moje słowa lekko rozwarła usta ukazując wampirze kły.
-A któż mówił tu o magii? Znam dużo przyjemniejsze sposoby ściągania uroków od afrodyzjaków, chcesz się przekonać?
Oblizała języczkiem usta i przyjrzała mi się. Pewnie bym skorzystał z tego, ale wpływ afrodyzjaku i czegoś innego odradzał mi to i to aż za mocno. Moje myślenie było mocno ograniczone, a opanowanie siebie ciężkie.
- Wiem o co Ci chodzi, ale nie mam na to czasu, zaraz będzie polowanie, w którym muszę wziąć udział. Poproszę o amulet, tylko jakiś mały tak by ciężko było go zleźć lub odkryć.-
Perlisty cichy śmiech rozbrzmiał od niej, choć wydawał się nieco smutny.
- Albo tak mocne afrodyzjaki, albo się jeszcze do tego zakochałeś, proszę ot amulet-
Wyciągnęła spod płaszcza mała królicza łapkę na łańcuszku, pomachała nią chwile i podała mi ją.
Gdy założyłem ją na szyje moje myśli od razu odeszły od księżniczki, a zbliżyły się do wspomnień związanych z Kastarel i przeżytych z nią chwil. Ale to nie było to coś czym dążyłem Allam było to raczej pożądanie, namiętność i szczypta miłości. Spojrzałem na Kastarel i powiedziałem:
-Chyba i to i to. Afrodyzjaki były bardzo mocne, ale chyba też się zakochałem…-
Pochyliła trochę głowę i naciągnęła kaptur
-Żyje by Ci służyć-.
Położyłem rękę na jej ramieniu i uśmiechnąłem się:
-Poproszę jednak amulet o innym wyglądzie najlepiej jak by przypominał krzyż, może być to nawet krzyż celtycki.-
Podała mi krzyż celtycki na rzemieniu, ja oddałem jej króliczą łapkę. Odchyliłem kaptur i złożyłem pocałunek na jej policzku. Wtedy ktoś zapukał do pokoju ja się obróciłem i podszedłem do drzwi, ona w tym czasie wyszła oknem i zniknęła. Otwarłem drzwi a za nimi stał ten sam sługa co wcześniej rano powiedział:
-Pan prosi na polowanie-
Skinąłem mu głową i poszedłem za nim na dziedziniec. Na dziedzińcu stały okulbaczone konie, trzymane za wodze przez pachołków. Inni wielcy panowie i damy, będące w ten czas na zamku zaczęli się zachodzić na dziedziniec. Moja czarna klacz stała i niespokojnie strzygła uszami, podszedłem do niej i pogłaskałem ją po szyi, dzięki czemu się uspokoiła, pachołek popatrzył na mnie z podziwem, a ja się odezwałem do niego:
-Klacz nie ma wcale tak złego charakteru jak się wydaje. Jest mi oddana i wierna. Nie ma co jej się bać, bo tak zachowuje się tylko gdy czuje się zagrożona.-
Pachołek widząc mój uśmiech, odwzajemnił go i pochylił głowę. Następne postacie pojawiały się na dziedzińcu: Książę, księżna, ich córka, Paweł z Uczekas, Allam i pare osób nie znanych mi z imienia czy nazwiska. Do tego tak zwani zaganiacze z oszczepami.
Jechałem obok księżniczki, obok nas szło 5 oszczepników, las nie był zbyt gęsty, ale dało się słyszeć jak zaganiający zaczynają prace. Znaczy usłyszałem jak daje się im sygnał rogiem. Biedni chłopi oderwani od swych zwyczajnych zadań związanych z uprawianą ziemią pewnie jak dostana jeden posiłek za prace to będą szczęśliwi. Jak by mi się wyostrzył słuch słyszałem niemal każdy szelest liści, a złe przeczucie mówiło mi, ze coś się wydarzy. Starałem się rozmawiać o bzdurach z księżniczką. Do bzdur zaliczałem temat pogody, jakieś drobne plotki takie tam rzeczy. Zdziwiła mnie jedna rzecz, chyba ktoś nas śledził, co jakiś czas był dziwny i niejasny szelest jakiego nie powinno być, czułem jak cień płynie nad ziemią…
Wtem zobaczyłem niedźwiedzia, który biegł w naszą stronę, a był to on naprawdę wielki. Miał z 7 łokci* wysokości i ciemna sierść oraz pazury długie na 5 sążni**. Moja klacz pode mną zatańczyła, księżniczka spadła z swego konia, który pognał w przeciwnym kierunku do kierunku nadejścia niedźwiedzia, oszczepnicy nań się rzucili, a on rozerwał ich pazurami na sztuki. Zeskoczyłem z konia i poderwałem oszczep, pozostawiony po jednym z oszczepników i sam nim zaatakowałem niedźwiedzia na szczęście oszczep nie prysnął tylko wbił się w pierś niedźwiedzia i zaparłem go w ziemie. Niedźwiedź napierał na moja broń furiacko, ja robiłem wszystko co mogłem by oszczep wytrzymał jak najdłużej. Trzymałem drzewiec jedną ręka w drugą dobyłem toporu. Oszczep niemiłosiernie trzeszczał
*2,5 metra
** 30 Centymetrów
niemiłosiernie trzeszczał pod naporem, zwierza. Ja w duszy modliłem się o cud. I takowy się zdarzył, bełt z kuszy przeleciał nad moją głowa, a po nim następny i kolejny. Te trzy pociski prawie uśmierciły niedźwiedzia ja dokończyłem dzieła odcinając łeb bestii toporem. Obróciłem się za mną miedzy drzewami stał żywy duch. Osoba, o której legendy krążyły. Ponoć miał wyprawianych już pięć pogrzebów, nawet ja uwierzyłem w jego śmierć. Był tam z swoim równie słynnym wilkiem. Osławiony Amrod Nehame wraz z Puszkiem, bo tak nazywało się jego zwierze zbliżyli się do mnie. Spojrzałem na księżniczkę, była ona nie przytomna. Wysoki postawny mężczyzna, o siwych już włosach i z obciętym uchem głaskał swego wilka, na drugiej ręce niósł swoją kusze był ubrany w chłopski strój. Zabrałem pierwszy głos:
- Słynny Amrod Nehame, aż moim oczą nie chce wierzyć. Ty w ogóle żyjesz? Jakim cudem i co tu robisz?
Uśmiechnął się i zmrużył oczy
-Ratuje Ci dupę.
Obruciłęm na chwile od niego wzrok gdy znowu spojrzałem w miejsce, w którym był nie zauważyłem go znikł. Zacząłem krzyczeć: -POMOCY!- I przyklękałem obok księżniczki, wyczułem jej oddech, żyła straciła przytomność przez uderzenie głową podczas upadku o korzeń. Posłyszałem jak zbliżają się ludzie zaalarmowani moim głosem, pierwsi dobiegli dwaj oszczepnicy. Przystanęli na chwile w niemym przerażeniu ;lustrując co się stało. Zaraz za nimi przybyli następni ludzie i podniósł się szmer. Patrzyli na zwłoki i na księżniczkę. Sam książę szybko się zjawił i patrzył z przerażeniem na córkę.
-Nic się jej nie stało raczej. Tylko spadła z konia-
Chyba ulżyło księciowi, który zeskoczył a konia, podbiegł i przytulił córkę. Poczym ściągnął swój diadem i założył mi go na głowę i pocałował w czoło.
-Jesteś bardziej godny mego tytułu niż ją. Dzięki Tobie moja córka żyje, jak mam Ci się odwdzięczyć? -
Widziałem w jego oczach jak mu zależało na córce, jak ja kochał i miłował. Córka byłą dla niego niemal wszystkim. A ja pomyślałem co powiedzieć i rzekłem szeptem:
-Pozwól jej żyć tak jak ona chce.-
Dotarcie do zamku opóźniał niepewny, stan Mistile. Medyk mówił, że nadmierny pośpiech może być szkodliwy, sam w duchu mu przyznawałem racje. Ocucona księżniczka, starała się zbagatelizować cała sprawę i mi jakoś wynagrodzić to co dla niej zrobiłem. Cieszyłem się z jednej strony z tego, że uważali mnie za bohatera, z drugiej czułem się dziwnie, bo bełty z kusz gdzieś się zapodziały. Albo moje zmysły się pomieszały, albo Amrod cos zrobił. Zresztą w samym niedźwiedziu nie było dziur, mam nadzieje, że to nie mój umysł płata mi figle. Umysł w maglinie?
Księżniczka się wściekał:
-Nie jestem z gliny, nic się nie stało!-
Krzyknęła na pachołka, który dość usilnie starał się by koń nie jechał za szybko prowadząc go za uzdę. Chłopiec pochylił się w przestrachu. Mistile, aż tryskała witalnością, a ja jechałem obok niej na moim koniu. Jeśli nie krzyczała na pachołka uśmiechała się do mnie.
-On to robi dla twojego dobra, słyszałaś medyka-
Wyrzekłem do niej, a ona powiedziała starając się zachować spokój do mnie:
-Ten konował nie widzi, że mi się nic nie stało? Dziękuje za ratunek gdyby nie ty bohaterze już dawno bym nie żyła.-
Posłała mi całusa w powietrzu, czemu dość wrogo przyglądała się Allam. Nie dziwiłem się jej, też był bym zazdrosny, dziwne są to koleje losu. A koło fortuny potrafi wiele zmienić,  w jednej chwili jesteś nikim, a za jednym jej skinieniem możesz być kimś. Fortuna to pędzący koń, na którego grzbiecie każdy stara się utrzymać, ale spaść można jeszcze szybciej niż wsiąść. W powietrzu czułem wrogość gromadzącą się w Allam wrogość do Mistile. Mam nadzieje, że ona nie okaże tej wrogości jej. Podniosłem rękę do celtyckiego krzyża schowanego pod koszulą.
-Nad czym myślisz- dobiegł mnie słodki głos Mistile, znowu się zamyśliłem zły znak.
-Myślałem nad tym co się stało, jakim cudem jeszcze żyjemy, ten niedźwiedź rozszarpał przecież włóczników jak szmaciane lalki… Nawet nie do konca pamiętam co się stał. Ty mi nie udzielisz odpowiedzi na to pytanie…-
Uśmiechła się dziarsko
-Może wiem więcej niż Ci się wydaje- Zdało mi się, że w głowie usłyszałem do tego słowa, a rozmowę warto dokończyć w cztery oczy. Ciekawe czy czytała też w moich myślach? Zresztą nie ważne. Trzeba postępować szybko i delikatnie.
W komnacie panował większy porządek niż gdy ja opuszczałem, miecz półtoraręczny stał w pochwie na stojaku do broni, a jego głownia była wypolerowana, tak że aż świeciła. Pomyślałem, o tym że Klap ma niezła służbę. Coś kazało mi dokładniej obejrzeć moje lokum instynkt mnie nie zawiódł, chociaż list był ukryty w bardzo dziwnym miejscu znalazłem go dość szybko. Był wsunięty wraz z mieczem w pochwe. Gdy wyciągałem broń mała karteczka upadła na ziemie. Podniosłem ja i przeczytałem jej treść. List dostarczę osobiście. I Delikatny podpis: K. Wyczułem też delikatny zapach wanilii. Z okna zauważyłem, że na dziedzińcu panowało większe poruszenie niezwykle, z tego, co wywnioskowałem ktoś ukradł konia z książęcej stajni i szukano winnych zaniedbania. Chciaż w sumie poruszenia na tym dziedzińcu ostatnio stały się normalnością…
8. Sztuka Wojny Sun Tzu w przekładzie Hetmana Sławomira herbu Dunin. W tym rozdziale nei tylko o tym będzie tu mowa.
Tutaj pozwolę sobie zacytować sobie samego hetmana i dyplomatę republiki, gdyż jego to słowa najlepiej oddają myśl przewodnią tego wielkiego dzieła.
Sztuka wojny nie jest taką łatwą jak by się mogła zdawać. Wojna nie polega tylko na walkach w szczerym polu. Nawet najlepsza armia może zostać pokonana nim w to pole wyjdzie. By tego uniknąć lub to osiągnąć względem wrogiej armii jest sztuka sama w sobie. Wiele dróg prowadzi do celu jeszcze więcej do nikąd. Dobry wybór to podstawa, w planie działań należy uwzględnić czynniki losowe i ruchy przeciwnika. Nie można zakładać, że przeciwnik jest głupszy, trzeba myśleć, że jest, co najmniej tak samo sprytny jak ty. Wiele sytuacji jest nie do przewidzenia, lecz dowódca, który je wykorzysta wygra. Rzeczą znamienujaca geniusza jest to, że potrafi przystosować się do każdych warunków i sam narzuca swoje zasady gry.
1. Bitwa jest esencja wojny. Ale idzie ja przegrać na długo wcześniej nim się ona odbędzie. Często to szpiedzy potrafią zniszczyć morale i siłę wojska na przykład wytruwając garnizony w miastach. Szpiedzy często są najbardziej niedocenianą siłą. Ludzie z cienia często decydują o obrazie wojny mimo to znaczna cześć dowódców ich nie docenia, co jest ich wielkim błędem.
Każdy wierny i dobry szpieg jest wart swojej wagi w złocie. Sam znam przedstawicieli 3 największych ugrupowań szpiegowskich:
Związani z Rawicza i osoba Uthara kroczący wśród cieni i same cienie. Poczym ich odróżnić? W zasadzie to niemożliwe. (Tutaj dopisek małym druczkiem: cień to osoba, która może aspirować do kroczącego. Różnią się wyszkoleniem i talentem). Osobiście poznałem jedna krocząca wśród cieni, a siedziała ona na moim oknie, to jest długa i zabawna opowieść, jaka tu przytoczę.
Białowłosa tak ja będę nazywał, bo imienia jej do poznałem była naprawdę zgrabna kobietą…
Pustułka z listem na piersi ześliznęła się po murze nie będąc przez nikogo zauważoną. Trzymała się cieniu, jaki dawał pałac, szła w kierunku stajni. Gdy gwardzista pojawił się na drodze wokół pałacu silnie plecami przywarła do muru. Nie zauważył jej i poszedł dalej, ona w tym czasie dostała się do wielkiej stajni. Ostrożnie podeszła do drzwi, gdy zyskała przekonanie, że nikogo w stajni w tej chwili nie ma, weszła i poczuła silny zapach końskich fekali. Stajnia normalnie mieściło się około 50 koni, w tej chwili było ich 5 jej uwagę przykuła piękna siwa klacz. W skoczyła na jej grzbiet i kopnięciem otwarła boks. Ścisnęła uda, klepała klacz w zad i pochyliła się prawie przytulając do jej szyi, to uratowało ja by uderzyła głowa w framugę. Pognała do bramy w szaleńczym tempie i stratowała biednenego strażnika w bramie. Przez wieś przemknęła jak na skrzydłach wiatru, dopiero na jarmarku, który odbywał się nieco dalej musiała nieco zwolnić. Lecz tam jej osoba zainteresowali się strażnicy a raczej jej koniem. Czterech strażników starało się ją otoczyć i przyprzeć do straganów. Przeskoczyła z miejsca nad straganem z żywnością, która rozsypała się pod nogami strażników i wieśniaków. Oddaliła się w szybkim tempie od straganów, a goniły ją jedynie nienawistne krzyki.
Kastarel miała pecha i na trakcie trafiła na rozbójników, tacy ludzie są związani z wojną i starają się zarobić na uciekających przed jej sidłami. Sześciu, tylu zauważyła pustułka, chciało zarobić na niej postanowiła, że jak będą chcieli konia lub pieniędzy to je im da. Zarośnięty, wysoki i umięśniony chłop uzbrojony w wielka maczugę przemówił tępym basem wyraźnie mając problemy z poprawnym sformułowaniem zdania.
-Dawać konia i pieniądze za bezpieczny przejazd- poczym ponury rechot. Pustułka zsiadła z konia i rzuciła mała sakiewkę na ziemie. Bandyta przyjrzał się wędrowcowi dokładnie z nieufnością. Pustułka wyglądała na nieuzbrojona.
-Teraz płaszcz dawać!-
Kastarel wiedziała, że jak odda płaszcz to zobaczą, że jest kobietą. Kobiety, szczególnie ładne, a ona się do takich zaliczała, w takich sytuacjach maja specjalne traktowanie. Nawet jak by wyszła cało to brzydziłaby się tym, co by się stało. Uśmiechała się figlarnie i odchyliła kaptur. Słodkim głosem wyrzekła:
-To przyjdź i sobie weź-
Jednocześnie chwyciła w dłoń sztylet, ale tak by żaden z nich tego nie widział. Rozbójnikowi zaświeciły się oczy.
-Chopaki mamy tutaj ładna dziewke. Pierwszy ja biore.- Podszedł do niej, a gdy próbował ja chwycić ona wprawnym ruchem wbiła sztylet w jego klatkę piersiowa, miedzy czwarte a piąte żebro. Przekręciła i z kopniakiem wyrwała, przeciwnik padł na ziemie. Cios trafił prosto w jego serce. Pustułeczka przerzuciła sztylet do drugiej ręki.
-No to, kto następny?-
A wypowiedziała to bardzo słodko z nutką okrucieństwa w oczach, jednocześnie przykucnęła i wprawnym ruchem ucięła genitalia i wytarła sztylet o jego skóre. Zbójnicy widząc, co zrobiła z ich szefem podali tyły by nie dołączyć do niego. Tak oto kończy się nadmierna chciwość. Kastarel pognała w stronę osady Bocke pomijała jakiekolwiek osady, poruszała się tylko sobie znanymi szlakami.
Ta osada była prawdziwą twierdza wznosiła się na wzgórzu, otoczona wodą z tylko jednym dobrym szlakiem do podejścia pod twierdze. Wysokie mury i baszty z balistami wycelowanymi w ten szlak potrafiły zniechęcić nawet znacznie liczniejszego wroga od próby zdobycia twierdzy. Dostanie się do twierdzy nie sprawiło większych kłopotów. Wyglądała po tylu dniach podróży jak zwykła wiejska dziewczyna włosy w nie ładzie twarz brudna, wychudzona i ubrana w szmaty chłopki, które wcześniej ukradła, nie wzbudziła żadnego zainteresowania strażników. Gdy przeszła zdała sobie sprawę, że jest obserwowana przez pewnego wędrowca. Nagle dla niej stało się jasne, że widziała go też w pałacu gdzie teraz prawdopodobnie przebywał Uthar. Zdała sobie sprawę, że jest narażona na atak, na wbicie noża w plecy. Szpieg musiał pamiętać o tym, że sam może by szpiegowany i musi sobie z tym jakoś poradzić. Najprostszym rozwiązaniem jest zlikwidować ogon, a to wiąże się najczęściej z zabiciem szpiegującego. Na miejsce rozwiązania problemu wybrała jedna z karczm. Postanowiła, że uda się Nory dolin, owa karczma cieszyła się raczej średnia reputacją, była cicha acz dość dobrze uczęszczana.
W porze popołudniowej siedzieli tu raczej stali bywalcy, a wejście kobiety wywołało małe zamieszanie, które tak samo szybko jak się zaczęło tak samo szybko się skończyło. Karczmarką była tłusta baba opryskliwa dla facetów a miła dla kobiet. Pustułka podeszła do niej by wymienić parę słów.
-Witaj Andale, kopę lat mnie tu nie było, jak tam prowadzenie karczmy-. Karczmarka za szynkwasem wyglądała na zaskoczoną, ale dość szybko rozpoznała osobę pustułki. Twarz jej przyjęła wyraz jak by widziała ducha. Słowa pełne zdziwienia i trwożnego zaskoczenia wyrwały się z jej pucułowatych ust.
-Naire Sandstorm? Słyszałam, że zginęłaś…-
Kastarel nie zdziwiło jej zaskoczenie, sama starała się utrzyma opinie, że nie żyje. Znacznie ułatwiało jej to pracę. Delikatnie się uśmiechała pokazując równe białe ząbki i odpowiedziała:
-Duchy raczej nie chodzą po ziemi i nie mają żadnych próśb czy potrzeb. Mam bardzo ważny list czy w wypadku gdybym go nie odebrała jutro mogłabyś go dostarczyć do hetmana? Hetman odpowiednio Cię wynagrodzi.- Podała Andale ten list. Karczmarka była strasznie zdziwiona, ale szybko go schowała.
-Możesz wyjaśnić, co się tu dzieje?-
-Nie bardzo, ale to bardzo ważne byś dostarczyła ten list. Potrzebuje pokoju masz jakiś do wynajęcia?-
Karczmarka z westchnęła i wyrzekła:
-Tak mam, ale coś czuje, że będę tego żałowała-
Pustułka podała karczmarce złotą drachmę i 3 srebrne szterlingi, a była to nie mała kwota
-Chyba starczy za pokój, jedno piwo i ewentualne szkody. Trzeci pokój jest wolny?-
Karczmarka kiwnęła głową i wtedy w drzwiach pojawił się szpieg, który podążał za nasza bohaterką. Był on średnim wzrostu brunetem, (czyli mniej więcej tyle, co Kastarel)m o ładnej dla oka figurze. I uroczej twarzy o ostrych rysach, co znamionowało pochodzenie z okolic zamku rodu Shack.
Kastarel odeszła od lady z kuflem piwa, udała się w kierunku nowego gościa, szła lekkim wręcz tanecznym krokiem kręcąc biodrami do tego uroczo i delikatnie się uśmiechając. Postawiła piwo przed zdziwionym mężczyzna, na twarzy jego dało się zaobserwować też trochę zdziwienia, przerażeni i zamieszania. Uśmiechała się słodko i powiedziała do niego:
-Jak bym Cię chciała zabić dawno bym to zrobiła, chodź na górę tam omówimy wszystko-
Postawiła przed nim piwo i poszła po schodach na górę nie czekając na jego reakcje.
W ciasnej komnacie na piętrze gdzie było jedno niewielkie okno, stały tam tylko łóżku i stół. Rzuciła swoje rzeczy na podłogę, a na łóżku położyła się naga. Było ono zbudowane z kilku desek, na które położony był miękki dosyć koc. Cieszyła się tą chwilą by może ostatnia w jej życiu. Zaczęła wspominać dawne pragnienia i spełnienie w rękach jedynego jej kochanka. Cała sytuacja przypomniała jej o dawno tłumionym poczuciu samotności i zmęczenia. Poczuła się znużona a jedyna rzeczą, jaka podtrzymywała ją na duchu były wspomnienia cudownych chwil spędzonych w ramionach jedynego mężczyzny, którego kochała. Łza spłynęła po jej policzku, tak bardzo pragnęła się znaleźć przy nim. Rzeczywistość miała jednak swoje twarde prawa - nigdy nikt nie zobaczy jej słabości i łez - gdy podniosła wzrok jej oczy znowu były twarde i zimne, dłoni starła lżę. Drzwi powoli się otwierały, tak jakby otwierający starał się uniknąć zasadzki. Pustułka się odezwała:
-Jak bym chciała Cię zabić dawno bym to zrobiła.- On wszedł do pokoju dość niepewnie, trzymał krótki miecz w dłoni. Upuścił miecz w chwili, gdy zobaczył ja bezbronna i nagą na łóżku. Poczuł się panem życia i śmierci, uśmiech, który znalazł się na jego ustach złagodniał, a w oczach, które ujrzały jej piękno zapaliła się iskra pożądania. Ona lekko rozchyliła wargi, kusiła go spojrzeniem słodkim i uwodzicielskim. On powoli jak wytrawny łowca zbliżał się do niej, podchodził nie ufnie obawiając się ataku. Kastarel przeciągnęła się jak kotka, pokazując całe swoje ciało wiedziała, że ofiara jest na haczyku i nie zamierzała dać się jej zerwać. Podszedł na tyle, blisko, że mogła go dotknąć, cały czas nie wypuścił jednak miecza z dłoni. Postanowiła uderzyć w jego najczulszy punkt i zniewolić go na krótką chwile. Dłoni delikatnie położyła na jego nodze, zachaczajac przy tym palcami o jego męskość. Wyczuła jego podniecenie, a był to specyficzny i nie wyczuwalny dla ludzi zapach, ona sama starała się opanować. Ją podniecało wspomnienie smaku krwi podnieconego człowieka. Nie wiedząc, kiedy on upuścił swój oręż i zaczął się rozbierać. Ona usiadła się by mu pomóc, a jego błędem było to, że się obrócił na chwile od niej wzrok. Wyskoczyła z miejsca, a siła jej wyskoku i jej masa przewróciły go tak, że uderzył głową o ścianę. Pustułka wgryzła mu się w szyje i powoli wysączała z niego życie.
W pewnym momencie wampira zdała sobie sprawę, że zabiła a raczej wypiła osobę ja szpiegującą. Objawiło się to tym, że świat zaczął dziwnie falować i rozdwajać się. Dość duży problem stanowiło znalezienie schowka, jaki tu kiedyś zrobiła. W końcu znalazła obluzowaną deskę i wyciągnęła z pod niej strój tam schowany. Parę chwil zajęło jej ubranie się w niego, kiedy zdała sobie sprawę, że jest ubrana postanowiła wyjść, najsensowniej wydało się jej by zrobić to przez okno. Znalazła okno, ale za pierwszym razem nie trafiła w nie, a za drugim o mało się nie przewróciła o rękę denata. Dopiero za trzecim razem udało jej się przełożyć nogę przezeń, z druga nie było problemu. Skoczyła i wylądowała na ziemi, zdała sobie sprawę z tego, ze lądowanie nie było z byt dobre i prawdopodobnie skręciła kostkę nie poczuła jednak bólu. Był chłodny u orzeźwiający wieczór.
… Pustułka siedziała w oknie hetmańskiej sypialni, rozkoszując się chwilą samotności. O tej porze raczej nikt inny niż hetman by się w niej nie zjawił, wiec postanowiła na niego czekać. W pewnym momencie drzwi się uchyliły. Hetman był wysokim mężczyzna o dobrze rozwiniętej muskulaturze na twarzy miał bliznę tuż pod lewym okiem, jakiej ponoć nabawił się w jakiejś bitwie. Jego włosy były kędzierzawe, krotki i koloru ciemnego-blond. Mógł się podobać kobietą. Szedł z jakąś dwórką, która była bardzo ładna i miała dość pokaźnej wielkości kształty. Przy niej Pustułka mogła się poczuć jak nie do rozwinięta w pewnych miejscach dziewczynka, mimom tego, iż w rzeczywistości była bardzo ładna i kształtną kobietą, o dużych jędrnych piersiach i zgrabnych pośladkach. Nie musze chyba mówić o tym jak bardzo był zaskoczony Hetman i jego tymczasowa oblubienica tak nietypowym gościem. Wampirka nim mężczyzna zdołał wydobyć z siebie słowa wyrzekła:
-Masz pozdrowienia od Uthar, który dziękuje za konia z rzędem wygranym w zakładzie, a dowodem jego zwycięstwa jestem ja siedząca w twym oknie.-
Na ustach hetmana pojawił się mały uśmiech, gestem nakazał kobiecie by wyszła. I odrzekł:
-Uthar, mówił, ze ma zuchwałych szpiegów, ale nie wspominał, że tak ładnych. Zakładam, że jednak jesteś tu w jakimś celu-
Kastarel podała list od Uthara, hetman rozlokował list i zaraz zmienił się wyraz jego twarzy na coś w rodzaju zdziwienia. Hetman zaczął ogrzewać list by zobaczyć ukryty tekst i odezwał się do Kastarel:
-Zakładam, że wiesz więcej niż zwykły posłaniec, możesz opowiedzieć o sytuacji, w jakiej znajduje się Uthar?-
A ona odpowiedziała mu o bitwie i wielkim zwycięstwie oraz o tym, że Uthar nijako stal się więźniem na zamku, ksiecia, który chce go poślubić z swoja córką, pustułka nie okazała uczuć względem tej sprawy, jednak znowu ja to zabolało. Pomyślała, że najgorszą rzeczą, jaką może ją spotkać to złamanie mocy amuletu lub jego odebranie Utharowi, bo wtedy on znajdzie się na łasce i bądź nie afrodyzjaków, mimo wrodzonej odporności na magie, on przecież był tylko człowiekiem… Hetmana jeszcze bardziej zdziwiło to, że żadne wieści jeszcze nie doszły o bitwie do jego uszu.
-No widzę, że ludzie, Uthara podróżują prawie tak szybko jak wiatr. Zawsze myślałem, ze najpierw idą plotki, później konkretne informacje, a tutaj poznałem sytuacje inną od zwykłej. Naprawdę, będę musiał go kiedyś spytać czy jakiegoś mi odstąpi do ochrony.-
Ona się uśmiechnęła słysząc ten komplement i odrzekła nie skromnie:
- Uthar otacza się tylko najlepszymi ludźmi.-
Hetman lubił pewne siebie kobiety znające swoja wartość, a gdy były ładne to chciał je zdobyć, ale nie tym razem.
-Wierzysz w swoje słowa czy tylko grasz tak pewna siebie?-
Kastarel zaśmiała się perliście:
-Po prostu wierze w siebie.-
Hetman na chwile się obrócił się by wyjąc z szafki przybory do pisania, gdy znowu spojrzał na okno nikogo już w nim nie było, podbiegł wręcz do okna i spojrzał w dół. Nie zobaczył jej, ujrzał tylko lecącą pustułkę.
9. Pierwsze starcie
Książe zaprosił do swojego najpiękniejszego miasta wielu wspaniałych rycerzy na turniej w tym mnie. Ten pokaz sprawności rycerskiej dzielił się na trzy jakby odrębne części: zawodów łuczniczych, walki pieszej na miecze i pojedynków konnych. Największą chwałę dawało zwycięstwo w pojedynkach konnych, lecz ja byłem urodzonym fechmistrzem i o wiele bardziej lubiłem walczyć pieszo. Te kilka dni na zamku dało mi dużo do myślenia, następnym razem delikatnie odmowie pobytu tłumacząc się pilnymi sprawami w mojej dziedzinie.
Co do samego turnieju przygotowywany był z wielką pompą, miał być jednym z najokazalszych turnieji w historii tej ziemi. Ja wreszcie znalazłem trochę czasu na poczytanie starych ksiąg, które znajdowały się w zamkowej bibliotece. Dużo czasu tam spędzałem, zresztą Mistile też tu przychodziłaby „czytać” w sumie więcej niż czytała zagadywała mnie o opowieści z pola bitwy lub historie mojego rodu, nie nawiązywaliśmy do rozmowy po uczcie. Zaciekawiła mnie jedna skromna notatka lub jak by inni to określili list wsunięty w księge. Staranne pismo o dziwnym charakterze jednak czytelne dla mnie zaskoczyło mnie, a treść jeszcze bardziej mnie zdziwiła.
Nie wiem, co się dzieje z moim zakonem ludzie odchodzą lub sami znikają. Mieliśmy stac na straży jasności, lecz ziarno herezji znalazło miejsce nawet wśród nas. Mrok, bo o nich mowa rozbili nas wewnętrznie. Teraz została grupa ludzi wokół mnie. Po mojej śmierci i oni zapomną o tym, dla czego zostaliśmy wyznaczeni do tej honorowej i ciężkiej straży. Czemu oni nie rozumieją, czemu chcą ściągnąć zagładę na świat? Chcą wywołać, a raczej wezwać awatara śmierci. Nie rozumieją, że ten awatar może zniszczyć cale życie na ziemi zaczynając od nich? Zakon Cienia dąży do zniszczenia nas wszystkich. Jest jednak ostatnia nadzieja szóstka bohaterów, którzy rodzą się w każdym pokoleniu by stać na straży świata. 3 Czystej krwi, 2 zanieczyszczonej i jeden mieszaniec. Niech wielki Tramaturg ma nas w swojej opiece.
Nie za bardzo wiedząc, do kogo skierowany jest list, bądź notka postanowiłem wziąć ja z sobą. Z tego co pamiętam ponoć moi szpiedzy zabili kilka osób, mówiących o sobie mrok i bredzących coś o nadejściu końca świata. Traumaturg to słowo wydało mi się dziwnie znajome, skojarzyłem je prawie od razu z Kastarel. Cóż będę musiał ja o to zapytać w przy najbliższej okazji. Mistile jak zwykle zauważyła moje poruszenie, pewnie wyraz na mojej twarzy wskazywał wielkie zainteresowanie. Jak zwykle wykorzystała to by zagaić rozmowę.
-Co Cię tak zainteresowało w tym tomiszczu?-
Delikatny uśmiech prawie od razu wymyślona jakaś wymówką i przypadkowe natrafienie na temat poruszany w jakiejś z rozmów z nią.
-Pamiętasz jak mówiłem o heraldyce? I o tym, że cześć herbów wywodzi się z Biblii.-
Skinęła głowa w potwierdzeniu, a ja przeczytałem następujący fragment:
A gdy pierwszy anioł zszedł z nieboskłonu na ziemski padół, niósł on tarcze, a na tarczy znajdowała się strzała wraz z mieczem na czerwonym polu. A dał on tą tarcze pierwszemu z obrońców słowa. I wyrzekł słowa: A teraz idź rycerzu i walcz.
- Tak o to był pasowany pierwszy rycerz i powstał pierwszy herb-
Uśmiech zagościł na mojej twarzy, a ona wdzięcznie nim się odwdzięczyła. Była naprawdę ładna, gdy się tak uśmiechała. Skarciłem się w duszy za to, że męska natura we mnie się odezwała. Pewna kobieta bez skrupułów by mnie zabiła za sama myśl o tym, że mógłbym ja zdradzić, a igranie z ogniem, mimo iż jest dobra zabawa przeważeni kończy się poparzeniem. Ciekawe, co ona teraz robi… być wolnym ja ona.
Obóz, jaki powstał dla rycerzy był jednym z największych, jakie widziałem. Bardzo wielu rycerzy ściągnęło na turniej wiec trzeba i tak było poszerzyć jego granice. W środku znajdował się biały namiot książęcy wraz z flagą powiewającą nad nim, zaraz obok w równie honorowym miejscu był mój. Rzecz jasna on był znacznie skromniejszy od książęcego i w zwykłym kolorze szarości. Obok obozu składającego się z około 150 namiotów znajdowała się arena będącą największa, jaka w życiu widziałem. Nawet mnie przepych jej i ogrom wprawiły w zdumienie. Wielka loża honorowa dla dam i pana zamku, przyozdobiona białymi zasłonami mogła pomieścić na oko z 100-120 osób… Plac był świetnie udeptany trawy pod nogami nie dało się doświadczyć, do tego wręcz wymarzona pogoda, świat był skąpany w promieniach porannego słońca. Dzień zapowiadał się cudownie miałem dziś stoczyć tylko jedna walkę, nie musiałem przechodzić przez kwalifikacje. Tylko uznani szermierze nie przechodzili przez kwalifikacje a było ich tu kilku. Zapowiadała się naprawdę ciężka walka o laur pierwszeństwa.
Stanąłem oko w oko z moim pierwszym przeciwnikiem. Wygrał on miedzy innymi z Gatze Hasysem, jednym z moich rycerzy, który naprawdę był w walkach na miecze dobry. Wygrał z nim bardzo przekonująco. Każdy z nas miał własnego herolda, byli oni ubrani w barwy naszych herbów. Trąby zagrały Fanfary dla nas. Młodzieniec będący niezłym retorykiem wyszedłby zaprezentować mnie słowami:
- Mój szlachetny pan Uthar Lewrence, obecny hospodar ziemiji Rawickiej i pan na Czarnym Grodzie. Posiadacz licznych wsi i miast na terenie Silesi. Przykład honoru i prawości rycerskiej. Członek rady republiki śląskiej, obrońca ludzi i wiary chrześcijańskiej.-
Drugi herold przedstawił swego pana, postawnego rycerza zakutego w czarna matowa zbroje, jego twarzy nie rozpoznawałem.
-Sir Michił Widerholzen pan na Brescie, jeden z wielkich wojowników Zakonu Zagłady.
Zakon nie darzył Republiki Silesi, miłością, ponieważ respublica jako jeden z nielicznych landów odmówił, miejsca na warowne fortece wojowników zagłady. Zdałem sobie sprawę, że marnym zabezpieczeniem może być moja koszula kolcza i pełny zamknięty hełm. Wszystkiemu z loży miały się przyglądać szlachetne Damy (Alam i Mistile były wśród nich). Książe dał znak do rozpoczęcia walki. Wróg błyskawicznie zaszarżował nasze miecze się skrzyżowały i rozległ się metaliczny szczęk. Odskoczyłem, jak i mój przeciwnik, był szybki i silny, miecz jego złowrogo błyskał w słońcu. Wykonałem doskok z pchneiciem, a on w ciężkiej zbroi uskoczył w prawo i próbował mnie trafić cieciem z góry na dół. Tylko wygięcie szyi uratowało mnie od trafienia w głowę, silnie odepchnąłem go tarczą i wyprostowałem się mierząc go wzrokiem, nie dał mi długo czekać, zaatakował mnie szybkim cieciem, które zablokowałem tarczą, wyprowadziłem kontre, która trafiła w jego dłoń z mieczem wybijając go. Poczekałem, aż ponownie weźmie miecz i doskoczyłem z atakiem, w który włożyłem cała siłę, ledwo udało mu się zablokować ten cios tarczą, a siła była taka, że się przewrócił.
Książe zakończył walkę i ogłosił mnie zwycięzcą pojedynku. Na wieczór odbyła się uczta, jak zawsze w dzień turniejowy opiewała ona zwycięzców, chwaliła też pokonanych. Damy na szczęście nie brały w niej udziału. Wiec była to typowo męska zabawa dobre jadło i alkohole lejące się strumieniami. Większość jej uczestników jednak nie przesadzała z napitkiem, gdyż dnia następnego musieli stoczyć kolejne pojedynki. Ja krążąc i poruszając się wśród stołów pozdrowiłem cała masę mniej lub bardziej znanych mi rycerzy. Ten z którym walczyłem zatrzymał mnie na dłużej. Z szacunkiem mnie przywitał, acz widać było po nim że porażka go zasmuciła. Pochylił pokornie głowę i wyrzekł te ot słowa:
-Witam Cię szlachetny Utharze. Pięknie się zemną rozprawiłeś na turnieju. Skąd znasz takie ruchy? –
Z uśmiechem odpowiedziałem:
-Szarżowanie jest sztuką i nie idzie znać tych ruchów je trzeba czuć. Jesteś naprawdę dobrym wojownikiem. Masz talent, a pewne rzeczy przychodzą z czasem i doświadczeniem. Może zdać się że jestem młody i nie opierzony ale wiele już widziałem a jeszcze więcej przeżyłem…-
Zaśmiałem się do wspomnień o pewnej słodkiej wampirce. Ilości walk jakie przeżyłem i ran tych cięższych i mniej. Chwile wojownik trawił me słowa. A ja zabrałem dwa puchary od pachołka idącego za mną i poczekałem, aż je napełni winem. Poczym skinąłem pachołkowi głową wyrzekłem bardzo cicho do niego -dziękuje za twoje usługi.- I zwróciłem się do rycerza:
-Wznieśmy toast za twoje zdrowie i sprawność twego ramienia. By dosięgło ono wielu wrogów jeszcze i dało wiele zwycięstw turniejowych i chwały.-
Moje słowa go oniemiały acz ujął niepewnie kielich i gdy miał go wychylić wraz z mną, pustułka usiadła na mym ramieniu. Ten fakt zdziwił rycerza jak i mnie. Lecz nie dałem tego po sobie poznać i pogładziłem ptaka po głowie. I podniosłem kielich w górę, a trzymałem go na w ręce na której usiadła pustułka, ona zgrabnie wychyliła się w dół i upiła kilka łyków wina. Poczym odleciała w kierunku mojego namiotu. Michał patrzył przez długą chwile oniemiały. A ja się uśmiechałem pewnie i odważnie. A on był strasznie nie pewny ale wyrzekł to:
- Mam wrażenie, że inkwizycja miała racje. Jesteś tajemniczy, niebezpieczny i umiesz zdobywać serca ludzi. A twoi towarzysze nie zawsze są ludźmi.-
Tym razem spojrzałem już na niego ostro, zdenerwował mnie i stawał się niebezpieczny. Wyrzekłem lub raczej wręcz wysyczałem, w każdym wypadku zabrzmiało to groźnie:
-Inkwizycji nic do Republiki śląskiej, tu nigdy nie będą płonąć stosy. Przynajmniej do póki my tu żyjemy. Wodzowie, rycerze i ludzie, którzy w sercach maja prawdziwą wiarę. Każdy kto jest pod naszym sztandarem jest też naszym człowiekiem i wara od nich inkwizycji. Każdy z towarzyszy broni składał przysięgę za braci oddać życie.-
Jeszcze cichszym głosem odpowiedział:
-Pan rozpozna swoje dzieci nawet na stosach-
Chwile na niego wrogo popatrzyłem i odszedłem w kierunku mojego namiotu. Zakonu żaden republikanin nie chciałby na swoich ziemiach. Wszyscy wiedzieli co działo się w Hiszpanii, tam nikt nie znał dnia ani godziny, kiedy inkwizycja i jego weźmie na tortury, a później postawi na stosie. U nas Gwardia republiki stała na straży szeroko pojętej wolności. Nikt nie był zmuszany do jedynej słusznej wiary. Nieco posępny wzeszedłem do mojego namiotu, a tam na skromnym łóżku leżała naga Kastarel wpatrująca się we mnie swoimi szarymi oczami. Głowę podpierała na dłoni, a rzeczy leżały ułożone u pod łóżkiem. Piersi jej falowały pod wpływem nierównego oddechu, sam jej widok poprawił mój zły humor. Zdałem sobie jednak sprawę, z tego, że by ona mogła korzystać z polimorfizmu musiała skosztować krwi ludzkiej i moje pytanie nie było już na miejscu…
-Moja kochana pustułeczka, Co tutaj robisz?-
Uśmiechnęła się delikatnie, kokieteryjnie zatrzepotała rzęsami i wyrzekła te słowa:
-Teraz czekam na Ciebie, a reszty się domyśl-
Niewątpliwie mogła jedynie czekać tu na mnie. Ale musiałem wyjaśnić sprawę tej tajemniczej notatki mówiącej o wielkim tramumaturgu. Zawsze byłem ciekaw tajemnic i rzeczy, których głośno nikt nie mówił. Interesowała mnie ta sprawa, a z drugiej strony pociągała mnie Kastarel, taka opanowana pewna siebie i niebezpieczna. Postanowiłem wybrać poruszenie tego tematu przed zabawami.
-Wiesz chciałem się o coś zapytać o to czym albo kim jest Wielki Traumaturg.-
Pierwszy raz na jej zimnej i spokojnej twarzy zauważyłem zaskoczenie, szok, przerażenie wymieszane tak, że nie mogła tego ukryć. Nie wyobrażałem sobie nigdy, że ona może poddać się takim uczucia, być tak zagubiona. Po chwili gdy się opanowało i uspokoiła zapytała w ten ot sposób.
-Gdzie to słyszałeś lub skąd to wiesz-
Zaczęła się też ubierać.
10. Nocna opowieść pustułki.
Odpowiedziałem jej prawdę bo uznałem że mojego najwierniejszego człowieka nie ma powodu okłamywać. Byłą też w chwilach gdy nie była szpiegiem mą ukochana pustułką. Wyjąłem kartkę z sakwy. Jej wzrok się na niej skupił. A ja wypowiedziałem te słowa:
-Znalazłem tą o to notkę w zamkowej bibliotece, dobrze ukrytą przypadkiem w księdze Pisma Świętego-
Przyjrzała się uważnie tej kartce, patrzyła na nią z zdziwieniem. Coraz większym zdziwieniem czytając każde kolejne słowo. Rzadko się zdarzało by dała poznać po sobie zamieszanie, a tym bardziej zaskoczenie. Przyjrzała mi się dziwnie:
- Ten tekst jest napisany magicznym atramentem nie powieś być w stanie w ogóle go przeczytać. Masz 6 półmisków? Musze cos sprawdzić.-
Podałem jej mocno zdziwiony te półmiski, a ona zaczęła inkautację słowa przeplatały się z czynnościami: Ziemio po której stąpam.(wsypała szczyptę ziemi do jednego półmiska), powietrze którym oddycham(tutaj chuchnęła do miski), ogniu co płoniesz w mych żyłach(gałązka wrzucona do półmiska się zapaliła), wodo co gasisz ogień (kilka kropel wody wylała z bukłaka), trucizno co niszczysz życie (wylała dziwna śmierdząca substancje co gryzła mnie w nosie) oraz śmierci kończąca życie (wrzuciła bardzo mała ludzka czaszkę), odkryjcie tajemnice jego aury.
-Kochanie musisz mi zaufać, nic Ci się nie stanie, a później będę udzielała odpowiedzi na twoje pytania. Wykonuj takie same gesty jak ja.-
Skinąłem jej głowa w geście zrozumienia. Ona kolejno wkładała dłonie do mis układ był taki sam jak podczas inkantacji. W momencie gdy jej dłonie znalazły się nad czaszką ta zaczęła podskakiwać w misce. Odeszła od niej i patrzyła się na mnie. Gdy ja znalazłem się nad ogniem poczułem dziwne zimno gdy zbliżałem doń dłonie a iskry podskoczyły na moje ręce i wcale mnie nie parzyły. Delikatnie muskały i zdawały się być nienaturalnie chłodne, gdy zaczynały palić rękawy mojej bluzy Pustułka wylała na mnie wiadro wody, które rano miało służyć do obmycia. Przytuliła się do mnie i wyszeptała w me ucho
- A nie mówiłam, że nic Ci się nie stanie. Choć nie przewidziałam tego, że twoja koszula może zająć się ogniem piromanto. Test magiczny wykazał, że ty przy drobnej nauce możesz kształtować ogień. Pomyśl nad ciepłem twojego ciała, później przenieś myśli na to wiadro i wypowiedz cicho piro.-
Popatrzyłem na wiadro skoncentrowałem się na ogniu co znajdował się w mych żyłach i wyszeptałem piro, jednocześnie wykonałem w jego kierunku otworzyłem zaciśniętą pieść. Ku memu zdziwieniu wiadro stało się czerwone. A oddech Kastarel wydał się nieco być przyspieszonym. Pogładziła mnie dłonią po policzku.
-Masz duży talent, aż dziw że nie objawił on się wcześniej. Perfekcyjnie wykonany gest i bardzo dużo mocy skupionej. Kto by się spodziewał…-
Odezwałem się do niej:
-Kastarel teraz chyba mogłabyś odpowiedzieć na moje pytania, tak jak obiecałaś.-
Poczułem, że się uśmiecha i usłyszałem jej śmiech. Ona bardzo rzadko to robiła. Jak dla mnie za bardzo. Pocałowała mnie w szyję i zaczęła mówić:
-Wiadomość odczytałeś dzięki swojej aurze, która zneutralizowała zaklęcie ochronne. Dziwne, że aura objawiła się dopiero teraz. Traumaturg jest magiem śmierci uprawiającym nekromancje. Nazwa ta wywodzi się z bólu jaki ta magia wywiera na umysł maga. Cześć ludzi, a raczej wczesnych kultur uznaje wielkiego nekromantę za dawce życia. A życie uważa za zrodzone z jego bólu i cierpienia. Niektórzy pragną go przywołać, twierdzą że wielka ofiara z noworodków, których mózgi zostały by zjedzone przez ich rodziców może go przywołać. Makabryczna wizja przywołania nie sądzisz?
Nie dając mi odpowiedzieć kontynuowała.
-W ich wizji w śmierci nie było by ukojenia, bo dusze zostały by związane do martwych ciał i usługiwały im wedle ich uznania. Musisz wiedzieć, że ta wizja wewolułował z tego do czego dążyła biblia. Magia tylko w rękach wybranych, zakazana dla tych co używali jej dla pomocy innych. Palenie na stosie. Władcy jasności jako przekazujący praktyki zakazane po za plecami zakonów rycerskich. Używający swojej zdolności do pomocy innym. Ich głównym wrogiem stał się kościół, a cześć ludzi postanowiła odstąpić od używania swej magii tylko dla czynienia dobra. Zaczęli pragnąć władzy, taka jest natura ludzka.-
Nim zdołałem coś odpowiedzieć do namiotu wleciały dwa bełty wystrzelone z kuszy tylko cudem nie trafiły w nas, za raz po nich wbiegły dwie zamaskowane osoby, sztylety ich ociekały trucizną, jeden z nich rzucił się na mnie drugi na Kastarel. Ona moment przed ich wejściem przestała się przytulać do moich pleców. Uskoczyłem przed pierwszym ciosem, chciałem wyciągnąć miecz i prawie mi się to udało lecz napastnik wykopnął go z mojej dłoni. Uskoczyłem w tył przed zamaszystym cieciem, nogą trąciłem wiadro. Zachwiałem się, próbował to wykorzystać ciał na odlew celując w moja szyje przekręciłem trochę głowę, napierał na mnie coraz mocniej, był bardzo szybki, a ja czułem jak ostrze z każdym jego ciosem uderza coraz bliżej mnie, wtedy poczułem ciepło w lędźwiach, a zapach jaki poczułem przypominał siarkę, całe ciepło uciekło gdy zatrzymałem jego dłoń chwytając ją. Poczułem swąd palonego mięsa nie mojego mięsa. Przeciwnik zaczął ryczeć z bólu, a ja zaciskałem dłoń na jego dłoni a drugą na szyi. Próbował się oderwać ode mnie, po chwili przestał się poruszać i zesztywniał, jego oczy stały się puste. Rozejrzałem się co robi Kastarel, ale jej już nie było w namiocie, a przeciwnik ją atakujący leżał na ziemi z wbitym sztyletem w pierś. Rzuciłem napastnika na ziemie wtedy do namiotu wbiegli książęcy strażnicy, patrzyli osłupiali to na mnie to na przeciwników leżących na ziemi.
-Nie patrzcie się na mnie jak kołki uprzątnijcie te zwłoki.-
Przykucnąłem i zerwałem temu, którego pokonałem maskę, a na czole miał wypalony księżyc a miedzy jego ramionami gwiazdę. Jedno ciało już wynieśli, po chwili drugie zabrali. Książe przyszedł w asyście 2 kolejnych strażników i znać było po jego wyglądzie, że tyle co go wyrwano z snu. Chyba też ktoś zdążył mu powiedzieć o tym, że zostałem napadnięty w swoim namiocie.
-Przepraszam, przed twoim namiotem powinienem umieścić kilku strażników. Nie wiem jak to możliwe, że na ziemi śląskiej chodzą zabójcy… Przecież była ona czyszczona z tego pomiotu. I twoi ludzie kontrolowali wszystko.
Odpowiedziałem – Na miejsce jednego zabójcy łatwo jest wysłać drugiego zabójcę, nie martw się nie tylko ty nie spodziewałeś się tu zabójców. Jak widać jakoś sobie radzę z takimi jak oni.-
11. Narady
Z samego rana samotrzeć konno pojawił się na wzgórzu Hetman śląska Dunin z Jelonkowa. Koń stępa zbliżał się do obozowiska turniejowego. Za dowódcą podążał jeden herbowy rycerze, który służył mu za eskortę w drodze. A przednim poruszała się niewiasta w czarnych barwach, która zawróciła konia i wróciła duktem którym przyjechali. Powoli dwójką jeźdźców zbliżała się do obozu, przez większość ludzi w obozie się znajdujących została wzięta za spóźnionych rycerzy. Tylko ja im wyjechałem naprzeciw w asyście Allam, nie odpuszczała mnie na krok gdy tylko dowiedziała się o nocnym zajściu, obwiniając się za to, że nie wywiązała się z swojej funkcji łowcy szpiegów. Właściwie nie mogłem się bez niej obrócić nawet, co stawało się dość kłopotliwe. Dunin ucieszył się na sam mój widok od razu przyspieszył konia, gdy zbliżył się dość znacznie przywitał mnie:
-Witam Cię stary druhu rad Ciem widzieć.-
Odrzekłem mu, po lekkim pochyleniu głowy, z niekłamaną radością:
-Witam Cię przyjacielu. Miłym dla mych oczu jest twój widok, naprawdę szybko tu przybyłeś.
Po formalnej wymianie grzeczności zagadnął mnie:
-Bo wieści jakie niosę były pilne i wiadomości jakie dostałem też nagliły. Dobrze że jednak twoja głowa jest na miejscu bo słyszałem, że ostatniej nocy chcieli Cię o nią skrócić.
Chciał chyba coś dopowiedzieć. Lecz przerwał, zdało mi się ,że chwile patrzy na Allam. Wykorzystałem ten moment by niewygodną rozmowę ze względu, na ma towarzyszkę odbyć na dogodniejszych warunkach.
-Długa to historia, a opowiem ja w dogodniejszym czasie, tymczasem zapraszam Cie Hetmanie do mojego namiotu. Zaraz wyśle Allam by ogłosiła twoje przybycie.-
Uśmiechnął się i odrzekł:
-Ogłoszą mnie moi ludzie jak nadciągną, wiesz jechałem nocą. Twoja informatorka obudziła mnie w środku nocy i zaczęła poganiać. Podziwiam Cię jak umiesz dobrać tak dobrych ludzi, mimo straży przemknęła się bez szelestnie…
Poczułem coś podobnego do dumy. Jednak już w myślach mogłem odczytać to jak poczuła się Allam, mimo wolnie obróciłem głowę w jej kierunku. Mimo iż na twarzy nie ujrzałem smutku wyczytałem go z jej głębokich fiołkowych oczu. Spojrzałem na hetmana:
-Musiał bym wrócić na walkę turniejową-
Skinął z zrozumieniem głową. Honor dla rycerzy jest jedna z najważniejszych rzeczy. A ucieczka lub nie stawienie się na walkę turniejową była jedna z największych ujm na honorze. Zatarł ręce
-Liczę na dobre widowisko.-
W namiocie znajdował się mój rynsztunek turniejowy. Weszłam do niego z Allam, która przestała ukrywać wtedy to, że ja to zabolało co usłyszała od hetman. Podróżując z nią tyle czasu nauczyłem rozpoznawać jej samopoczucie i to co czuła w danym momencie, a czuć musiała się okropnie, zrobiło mi się przykro na duszy, by rozpocząć rozmowę wyrzekłem:
-Wiem, że czujesz się okropnie po tym co powiedział i że wymyślasz niestworzone historie. Ta informatorka uratowała mi życie. Gdyby nie ona Ci zabójcy zastali by mnie w śnie, zdążyła mnie tylko obudzić i poinformować o niebezpieczeństwie po czym zniknęła. Zaraz po niej wpadli Ci dwaj, których ciała były rano wystawione na publiczne pośmiewisko. Nie smuć się z jej powodu, nie chciałem Ci o niej mówić, bo wiem jakie masz podejście do szpiegów. A szczególnie do ich fachu, jednak tacy ludzie są niezbędni czasem, zawdzięczam jej życie.-
Zbliżyłem się do Allam i delikatnie ją przytuliłem, w pierwszej chwili miałem wrażenie, że chce mnie odepchnąć, lecz sama się w tuliła w moje ramie i poczułem jej łzy na ramieniu. Szlochała:
-Wybacz mi… Wybacz mi to, że nie pokładałam wiary w Tobie, a moja wyobraźnia przedstawiała mi różne wizje wczorajszego wieczora…-
Po chwili gdy się opanowała, pogładziła moją skroń delikatnie dłonią obróciła swoja głowę tak by mnie pocałować, a ja odwzajemniłem czule jej pocałunek. Nie był taki namiętny jak nasz ostatni pocałunek i musieliśmy go szybko przerwać bo czas naglił zaraz miałem pojedynkować się z Siemainem Własowem jednym z towarzyszy w ruskiej chorągwi pancernej. Allam pomogła mi włożyć kolczugę. Podniosłem piękna drewniana tarcze oraz długi miecz z stojaka na broń. Allam pogładziła mnie po ramionach. Wyrzekła:
-Proszę uważaj na siebie-
Wyszedłem pewnym krokiem na arenę turniejowa, kontem oka zauważyłem Hetmana stojącego w grupie rycerzy, w loży honorowej siedziała Mistile, która z zaciekawieniem zerkała na mnie, a raczej na to co maiłem na głowę a była to misiurka z pawimi piórami. Tarcza jaka dzierżyłem byłą tarcza lekko konnego, czyli duża okrągła tarczą, nie ograniczająca zbytnio ruchów, acz nie nadająca się na przyjmowanie naprawdę silnych ciosów. Służyła raczej do osłony przed strzałami i blokowania w walce na miecze, niż do przyjmowania ciężkich ciosów. Z przeciwnej strony areny powoli zbliżał się do mnie przeciwnik, górujący nade mną. Jego zbroja była nabijana ćwiekami, w prawej ręce maił ciężki mongesztern. A na lewej czarna tarcza z biała strzała. Należał do klasy wojów nazywanej łamaczami stali. Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek takiego spotkał na swojej drodze, a jedyne co sobie przypomniałem to słowa nauczyciela fechtunku „Strzeż się spotkać na swej drodze łamacza stali, w bitwie rozerwą każdy szereg”. Książe Klap dał sygnał sygnał do rozpoczęcia pojedynku. Zaczęliśmy krążyć wokół siebie, wyskoczyłem z sztychem do przodu zbił cios tarczą i spróbował mnie trafić mogeszternem schyliłem się bardziej. Cios przeszedł nad moją głową, a ja robiąc kilka kroczków w lewo znalazłem się z boku i ciełem po nagolenniku przeciwnika z cala siła. Przeciwnik przewrócił się a ja słyszałem zgrzyt wyginanej stali. Tak oto wygrałem walkę turniejową.
Tym razem nikomu nie umknęło to, że zbliżają się koni. Był to spory poczet, który jechał z sztandarem Bocke(elita hetmańskiego wojska). Podążali nie spiesznie w kierunku obozu turniejowego. A książe w pośpiechu organizował poczet powitalny. Ta sytuacja mnie bawiła, podszedłem do hetmana i uśmiechnąłem się:
-Poinformujemy ich o twojej obecności tutaj czy popatrzymy z boku na to co będzie się działo?
Hetman odpowiedział:
-Na pewno będzie z czego się pośmiać. Jako iż śmiech to zdrowie proponuje na razie im nic nie mówić-
Wtedy podszedła do nas Allam
-Możecie wyjaśnić co się dzieje właśnie? Czemu poczet zbrojny wywołał większe poruszenie niż przybycie hetmana?-
Hetman i ja prawie wybuchliśmy śmiechem, musiałem mocno się hamować by nie zaśmiać się. Oni po prostu nie wiedzieli, że hetman już tu jest. A to, że nikt go nie poznał to zasługa tego, że przyjechał samotrzeć. Spojrzałem na Allam, na szczęście nikt po za nami nie usłyszał tego co powiedziała.
-Allam oni myślą, że tam jedzie hetman. Cóż on na razie jest tu Incognito na pewno będzie się z czego pośmiać jak się dowiedzą, że tu jest.-
Zobaczyłem w jej oczach, że zrozumiała o co chodzi, a twarz rozpromienił uśmiech. Paź podbiegł z zapytaniem do mnie czy dołączę do pocztu powitalnego, wraz z rycerzem z którym rozmawiam, oraz szlachetną damą Allam. Podałem jej rękę, a ona ujęła ją, a Dunin podążał za nami spokojnym krokiem. Zdało mi się, że w wzroku Mistile skierowanym na nas użąłem gromy kierowane w stronę Allam. Ustawiłem się po lewej ręce Księcia u mego boku szła Allam, za mną hetman. Trębacze grali marsz powitalny, a przed ludźmi hetmana ubranymi w zielone szaty szedł pułkownik tak samo ubrany na piersi miał łabędzia na żółtym polu. Wyrzekł pierwszy słowa:
-Szlachetni rycerze, możni panowie cieszę się z takiego przywitania. Hetmanie twoje polecenia zostały wykonane co do joty.-
Wzrok miał wbity w hetman stojącego za mną. Ja uśmiechałem się, widząc to zamieszanie, rycerze patrzyli po sobie z zaskoczeniem i niedowierzaniem. Książe ukłonił się przed hetmanem, jak i część rycerzy co już poznała hetmana. Rycerze trochę się rozeszli i inaczej ustawili by każdy mógł widzieć hetmana. Było słychać trochę pomruku tłumu, parę siarczystych przekleńśtw, gdy pierwszy chaos i kłębowisko ludzi zostało jako tako opanowane. Pan wyrzekł słowa:
-Wybacz, że Cię nie poznałem. Witam w moich skromnych progach. Tak znamienitego gościa jak ty trzeba podjąć ucztą.-
Hetman skinął głową rycerzą, skłonił się przed księciem.
-Witam Cię książe. Wybacz mi tak nie oficjalne pojawienie się w obozie, ale spieszyłem się, słyszałem zaszły o wydarzeniach jakie zaszły tu wczorajszej nocy.-
Książe spochmurniał na te słowa jednak odrzekł:
-Zapraszam wiec Ciebie Hetmanie do mojego namiotu wraz z Utharem, tam będziemy mogli w spokoju pomówić o wszystkim.
Książęcy biały namiot w swoim wnętrzu był przestronny. Ziemie przykrywał dywan, na nim był natomiast wzór w złote karpie na czerwonym tle. Po środku stał duży, okrągły dębowy stół. Nogi miał rzeźbione (od góry lwia grzywa, wieniec laurowy poniżej diament i dwa skrzyżowane miecze). Na stole stała szklana karafka wypełniona szkarłatnym winem, obok stały srebrne kielichy. Książe zasiadał na drewnianym tronie, pod ręcza tronu miały wyrzeźbione gryfy, a sam tron był wykładany szkarłatną tkaniną. Hetman Dunin z Jelonkowa ubrany był w zieloną bluzę i ciemno zielone spodnie, usiadł na miejscu po lewej stronie gospodarza. Na bluzie był brązowy jeleń. Ja natomiast byłem ubrany w żółta szate, z rękawami obszywanymi zielenią, na piersi była wyhaftowana głowa niedźwiedzia. Ja dostałem miejsce po prawej ręce księcia, miedzy nami nami natomiast siedziała księżniczka Mistile ubrana była w czerwoną suknie, tą sama jaką miała na uczcie, podkreślała ona jej kształty, jej niebieskie oczy przyglądały się uważnie mnie. Za mną stała Allam w zbroi płytowej, acz bez hełmu, w samym namiocie natomiast było też jeszcze kilku gwardzistów. Dunin odezwał się jako pierwszy:
- Przybyłem tu osobiście, by pogratulować zwycięstw w polu nad wyznawcami Allacha, ale usłyszałem też w drodze o niepokojących wydarzeniach. Źle się dzieje w republice skoro takie rzeczy dzieją się na jej ziemi. Cieszy natomiast to, że tacy dowódcy wojskowi jak Uthar mimo zasadzek na ich życie, unoszą z tego głowy. Rada republiki chcąc zapewnić bezpieczeństwo skupi się nad tym aspektem na następnym spotkaniu, na które zaproszony jesteś książe wraz z Utharem. Spotkanie odbędzie się na zamku księcia Pazura(Bolesław pan na Legnicy).
Ukłoniłem skromnie głowę i czekałem, aż Książe zabierze głos, a on wstał dumnie wyprostował pierś i odrzekł:
-Miłe to zaproszenie, lecz chciałbym udać się tam wraz z córką, która przejmie po mnie schedę. Mam nadzieje, że moja prośba spotka się z przychylnym przyjęciem przez rade. Hospodar jest wyjątkowym człowiekiem na pewno jego metody walki z zabójcami przydadzą się w każdej dziedzinie silesi.-
Ja odrzekłem natomiast tak:
-To, że Ci assasyni nie żyją to nie moja zasługa. Przeżyłem dzięki temu, że gdy zaatakowali nie byłem sam w namiocie. Była zemną jedna z moich cieni. Ta sama co przesłała tobie wiadomość ode mnie hetmanie. To moja najlepsza agentka, mogła by być na tej Sali a dostrzegły by ja tylko 2 osoby, być może. Ja, szlachetna Allam, być może książęcy łowca udający gwardzistę stojący przy drzwiach.
Te słowa były dość śmiałymi, rzecz ujmując przynosiły dyshonor gospodarzowi tej ziemi. Jego gwardzista zbyt uważnie się wszystkim przyglądał na szczęście nie słyszał tego co powiedziałem. Książe pokiwał głową z uznaniem. Mistile przyjrzała się uważniej gwardziście po czym spojrzała na mnie.
-Dobre oko masz panie, myślę że przy winie i muzyce możemy dokończyć rozmowę o zwycięstwie nad wyznawcami Allacha.
Klap zaklaskał pojawili się służący i muzycy. W półmiskach przyniesiono przeróżne mięsiwa, przede mną postawiono kaczkę w sosie własnym. Muzycy grali jakąś nie znaną mi melodie. Po chwili zjawili się rycerze wraz z damami. Pary ustawiły się do tańca, Mistile szturchnęła mnie stopą pod stołem, a ja na nią spojrzałem i powiedziałem do niej:
-Księżniczko nie znam tych melodii i nie umiałbym do tego tańczyć. Liczę, że następny razem zagrają walca angielskiego.-
Mistile uroczo się uśmiechnęła i puściła mi oczko do mnie pochyliła się w moją stronę i powiedziała szeptem:
-Na pewno zaraz zagrają Walc. Wierze, że wtedy będziemy mogli razem zatańczyć. Cieszę się, że siedzisz obok mnie. Czasem myślę, że jesteś jak książę z bajki. Chciałabym wiedzieć co ty o mnie myślisz. Podzielisz się ze mną swoimi myślami?-
A ja odrzekłem uwodzicielsko
-Gdyby nie tajemniczość moich myśli nie byłbym tak ciekawy jak jestem, urocza księżniczko.-
Pokazałem gestem dłoni Allam by podeszła do mnie, ona nachyliła się i szepnąłem jej do ucha:
-Widzisz tego służącego stojącego u końca stołu, wydaje mi się, że tak naprawdę nie jest on tym pod kogo się podszywa, przekaż to Księciuniowi Klapowi-
Mistile patrzyła na to z zaciekawieniem, miałem wrażenie, że starała się nasyć mną swoje oczy. Gdy skończyłem mówić do Allam, a ona odeszła ode mnie, zagadnęła mnie:
- O czym rozmawiałeś z, tą srogą kobietą??-
Ja odrzekłem jej:
-O pewnym podejrzanym służącym- W tym momencie muzykanci zaczęli grać walca. –Chcesz księżniczko słodka zatańczyć ze mną ten taniec?-
Podałem jej ręką, a jej oczy odpowiedziały zamiast ust, że zrobi to z miłą chęcią. Wdzięcznym krokiem udaliśmy się na środek namiotu wśród innych par by tańczyć. Wokół mnie i ksieżniczki zrobiło się dużo miejsca. Rytm nadawała muzyka, a my do niej dopasowaliśmy się wirując jakby nad parkietem, nigdy nie tańczyło mi się tak lekko. Miałem wrażenie, że stopy prowadzą mnie same w takt muzyki. Mistile wyglądała tak ładnie w tańcu, jej błękitne oczy tak ładnie i uwodzicielsko błyszczały. Gdy skończyli grać, usiedliśmy na swoich miejscach, pierś jej falował pod wpływem nierównego oddechu wywołanego tańcem. Ja chyba też wyglądałem na nieco zmęczonego. Wyrzekłem do niej pierwszy słowa:
-Cudownie tańczyłaś, wyglądałaś wręcz jak anielica unoszący się nad parkietem. Nigdy mi się nie tańczyło tak dobrze. Dziękuję za tą przyjemność co mi sprawiłaś.-
Ona gestem nakazała nalać służącym wina do dwóch kielichów, którzy wykonali jej rozkaz bez ociągania się, poczym odpowiedziała:
-Ostatnio myślałam, że jesteś wyśmienitym tancerzem. Teraz wiem, że jesteś najlepszym tancerzem. Aż mi szkoda, że na ostatniej uczcie odczuwałeś skutki uderzenia wojowniku. Umiesz tańczyć w rytm muzyki tak samo jak podczas walki. Twoje ruchy są płynne, przemyślane i w pewien sposób perfekcyjne.-

Upiłem łyk mocnego wina o wybornym bukiecie. Smakowało przednio, było jednym z najlepszych win, jakie piłem. Odrzekłem do Mistile:
-Księżniczko nie schlebiaj tak mi, bom gotów nadąć się jak paw. Przyjemnie się słucha tych komplementów, ale co za dużo to nie zdrowo. Po za tym gotów w nie uwierzyć, bo mówisz je bardzo przekonująco.-
Ona wychyliła cały kielich wina od razu, oraz odpowiedziała:
-Właśnie odkryłam nową twoja zaletę hospodarze. Do twych cech trzeba też zapisać duża skromność. Gdybym nie wiedziała Ciebie to myślałabym, że to wszystko, co o tobie wiem jest przesadzone. Teraz wiem, że po świecie jeszcze chodzą prawdziwi rycerze, którzy nie zgnuśnieli jeszcze od bogactw, jakie posiadają.
Od kontynuacji rozmowy wybawił mnie kolejny dworski taniec, który zaczęli grac muzykanci księcia Klapa. Było to coś bardzo skocznego, czego nazwy nie znałem, ale w mej pamięci przypomniałem sobie kroki.
-Zamiast mówić o moich zaletach możemy zatańczyć.
Podałem jej dłoń a ona ją wdzięcznie ujęła. W tańcu skocznym acz subtelnym, wyglądaliśmy jak dwa duchy, poruszające się zwiewnie i szybko, wirujące widoczne, acz nienamacalne. Parkiet wirował pod stopami, wtedy poczułem bardzo dziwną rzecz. Ciężko to uczucie zdefiniować, słodki zapach nadzwyczajne podniecenie jak by coś miało się zaraz wydarzyć. Celtycki krzyż wirował na mojej piersi. Tak to była magia, tego się nie zapomina. Uczucie tak szybko jak się pojawiło znikło. Mistile przyglądała mi się z ciekawością, chyba zauważyła nadzwyczajny wyraz mojej twarzy lub delikatnie wirujący medalion. Na szczęście z pytaniami poczekała, aż usiedliśmy na swoich miejscach po tańcu.
-Co sprawiło, że stałeś się nie obecny podczas tańca? Miałam wrażenie, że zamyśliłeś się…-
Na to ja odpowiedziałem:
-Wybacz mi księżniczko zbyt bardzo wsłuchałem się w słowa melodii, a to sprawiło moje dziwne zamyślenie.
Uczta trwała do późna uczestniczyłem tym razem do jej końca, zmęczony udałem się w asyście Allam do swojego namiotu. Dość ciężko opadłem na prycze i od razu wpadłem w objęcia Morfeusza.
12. Sen
Zdarzają się takie sny, które nazywają się proroczymi. Takie, w których wydarzenia są kopią wydarzeń przeszłych, przyszłych lub teraźniejszych. Nie zawsze te sny muszą się odnosić do osoby śpiącej, mogą dotyczyć osoby spokrewnionej, bliskiej lub nieistotnej. Umiejętność czytania snów daje przewagę, nad tymi, którzy ich nie rozumieją. Często zastanawiam się, od kogo w nagrodę dostałem jeden z najistotniejszych snów mojego życia…
Biegłem przez las, gnany odgłosami pogoni. Z oddali słyszałem głosy ”brać tego suczego syna”, „podły elf nie może nam uciec”, „dopadnijmy to nasienie demona”. Z sprawnością, jaką wielu mogłoby mi pozazdrościć przedostawałem się miedzy drzewami, omijając wszystkie zdradliwe miejsca. Niestety zwierzęta(w tym wypadku psy) są szybsze od ludzi, dogoniły mnie dwa. Wyglądały prawie jak wilki, tylko że były bardziej wyrośnięte. Ten który skoczył na mnie pierwszy został przeze mnie trafiony zakrzywionym nożem, niestety drugiego nie udało mi się trafić, w momencie gdy miał przegryźć moje gardło przeszyła go strzała, a ja obudziłem się zlany zimnym potem. Chyba krzyczałem, bo mój gwardzista wbiegł do środka z przestrachem na twarzy i zapytał
-Panie nic Ci nie jest? Słyszałem jak krzyczałeś-
Ja mu odpowiedziałem w miarę spokojnie mając jeszcze obrazy ze snu przed oczyma:
-Gatze nie martw się, coś złego mi się przyśniło-
Zdawał się być uspokojony moimi słowami, mnie zdziwiło to że nie wpadła zabójczyni szpiegów. Zważając na wydarzenia ostatnich dni byłem przekonany, że nie obrócę nigdzie się bez niej. Gatze omiótł przestrzeń wzrokiem i wyszedł z przestronnego namiotu. Zdałem sobie sprawę, że świt jest blisko, po ubraniu wyszedłem przed namiot by zobaczyć brzask, a muszę powiedzieć, że lubiłem patrzeć na wchodzące czy zachodzące słońce. Tak mnie zastała ona, dała mi się nacieszyć pięknym widokiem, a gdy zauważyłem jej obecność, odezwała się do mnie tylko jednym słowem:
-Przepraszam.-
Znałem ją i wiedziałem, że czuje się winna niedopilnowania, a po ostatnich wydarzeniach pewnie będzie jeszcze bardziej przewrażliwiona na punkcie mojego bezpieczeństwa. Chciałem powiedzieć coś na pokrzepienie, prawdopodobnie mi nie wyszło bo zasmuciła ją ma mowa bardziej:
-Nic się nie stało, umiem przecież o siebie zadbać. Dziś będzie długi dzień w związku z zaproszeniem na radę Respublicki dziś zakończy się turniej by każdy mógł odwiedzić swoje ziemie przed wyruszeniem na spotkanie rady-
Na szczęście mi nic nie odpowiedziała, bo trębacze zagrali pobudkę, a ja musiałem przygotować się do pierwszej walki, Allam weszła za mną do mojego obecnego lokum, a ja ją delikatnie przytuliłem i powiedziałem jej:
-Jesteś bardzo dobrą łowczynią szpiegów, nie wszystko da się przewidzieć, szczególnie jak działa się w obcym nowym i obcym terenie-
Dłonią delikatnie podniosłem jej głowę i musnąłem wargami jej usta, poczułem jak oddaje pocałunek i przywiera cała sobą do mnie, ta chwila mogłaby dla mnie trwać dłużej, niestety czas naglił. Przerwałem pocałunek i dodałem parę słów od siebie:
-Obiecuje Ci dokończyć to co tu zaczęliśmy jak wrócimy na nasze ziemię.-
Przesunęła dłonią po mojej klatce piersiowej w dół, i figlarnie odrzekła:
-Liczę, że spełnisz swą obietnice-
Założenie koszuli kolczej i co na mnie dziwne prostego kirysu zajęło tylko chwile, dobrałem do tego zamknięty hełm, trójkątna tarcze w barwach rodowych do tego mój miecz półtoraręczny(ten typ miecza czasem nazywany jest przez kowali benkartem).
-I jak sądzisz, że jestem dobrze przygotowany?-
Uśmiechnęła się delikatnie i odpowiedziała:
-Ciesze się, że wyjątkowo się zabezpieczyłeś przed walkami nie chciałbym by coś Tobie się stało. A teraz idź i wygraj mój rycerzu-
A przynajmniej tak wydawało mi się, że zabrzmiała ostatnia cześć zdania wypowiedzianego szeptem przez Allam. Pominę teraz kilka wygranych i przyspieszę opowieść do walki półfinałowej z Pawłem z Uczekas.
Stanęliśmy naprzeciw siebie, on był w pełnej zbroi płytowej z mieczem dwuręcznym. Książę dał sygnał do rozpoczęcia, oponent momentalnie na mnie naparł, zablokowałem silny cios tarczą i wyprowadziłem, krótkie ciecie, przed którym uskoczył w tył. Wyszedłem do przodu sztychem, który zbił schodząc na prawo, zastosował jedna z wielu fint i siłą ciosu rozłupał moją tarcze, sam imacz został mi w dłoni. Uchwyciłem półtoraka w obie ręce wymieniliśmy kilka ciosów przewaga siły i zasięgu broni byłą po jego stronie. Zaszarżowałem całym ciężarem i siłą jaką miałem, zbił pierwszy cios, drugim go trafiłam z prawej na lewą lecz on mnie też trafił. Poczułem jak tracę czucie w lewej ręce o ile idzie to poczuć. Po czym naszła mnie przeraźliwa fala bólu. Mój przeciwnik nie był w wiele lepszym stanie zbroja wygięła się w miejscu po trafieniu, podpierał się na mieczu. Zagryzałem wargi z bólu. Walka była skończona a w loży panowało poruszenie. Książę wyrzekł:
-Piękna walka rycerze, ale nie wyłoniła ona zwycięzcy rozsądzam remis-.
Wiwatom nie było końca, ukłoniłem się mojemu przeciwnikowi i udałem się w kierunku namiotu. Allam doskoczyła od razu do mnie i zaczęła mi s


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uthar
Adept I roku



Dołączył: 16 Paź 2012
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:27, 22 Paź 2012    Temat postu:

Wiwatom nie było końca, ukłoniłem się mojemu przeciwnikowi i udałem się w kierunku namiotu. Allam doskoczyła od razu do mnie i zaczęła mi sciagać zbroję, która pod wpływem ciosu wygiął się, część kółek z koszuli kułaczej wbił mi się nie przyjemnie w ramię, one uciskając na nerwy odebrały mi czucie. Ona powiedziała:
-Następnym razem nie wypuszczę Cię bez pełnej zbroi płytowej głupcze,



Tak wiem ze jest to moja wersja robocza, tekst zostanie kiedyś przeredagowany obecnie posuwam go dalej do przodu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katarzyna
Arcymag



Dołączył: 07 Kwi 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:30, 22 Paź 2012    Temat postu:

Ach będę wredna i skrytykuję...

Przeczytałam kilka akapitów i już niedokładność rzuciła się w oczy...
Cytat:
Ciało należące do tej głowy było rozsmarowane na przestrzeni 5 metrów.

To ma by na długość 5-ciu metrów, czy powierzchnię, czy jak? Smile

A tak serio... Przeczytałam tylko pierwszy rozdział i ogólnie rzecz biorąc nie jest źle... Wciąga, czyta się w miarę łatwo. Tylko kilka drobiazgów powoduje zgrzyt:

Cytat:
Bracia i siostry, przed chwilą dowiedziałem się o tym, że niecny sąsiad chce zająć wioskę naszego sąsiada, księcia Klapa.

Czy któregoś "sąsiada" nie można zamieni jakimś synonimem?

Cytat:
Sam, na czele 10 ciężkich chorągwi rycerskich i 10 chorągwi pieszych, udałem się do wioski Klapa, gdzie wyznaczył punkt zaborczy wojsk.

Co to jest "punkt zaborczy wojsk"?

Nie chcę wyjść na czepialską, ale jak stwierdziłeś - "wersja robocza". A ja nie mam zwyczaju chwalić, bo się powinno. Ogólnie podobał mi się fragment, który przeczytałam. Oby tak dalej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uthar
Adept I roku



Dołączył: 16 Paź 2012
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:38, 22 Paź 2012    Temat postu:

ogólnie do wstępu mam sentyment, ale będzie w 90% zmieniony pierwszy rozdział zedytowany w jakiś 50% plus sporo poprawek językowych i stylistycznych.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katarzyna
Arcymag



Dołączył: 07 Kwi 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:55, 29 Paź 2012    Temat postu:

Mam nadzieję, że nie odebrałeś mojego komentarza jako czegoś negatywnego. Jestem czepliwa, ale cóż... Nie chciałam w żaden sposób urazić miłości własnej artysty w Tobie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uthar
Adept I roku



Dołączył: 16 Paź 2012
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:44, 29 Paź 2012    Temat postu:

Cóż nie odebrałem bo ja to wiem Smile.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katarzyna
Arcymag



Dołączył: 07 Kwi 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:38, 29 Paź 2012    Temat postu:

Przeczytałam drugi i trzeci rozdział... Muszę przyzna, że się rozkręca. Rozbroiło mnie motto: „Morituri Te Salutant”

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uthar
Adept I roku



Dołączył: 16 Paź 2012
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:08, 29 Paź 2012    Temat postu:

dalej jest tylko lepiej Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katarzyna
Arcymag



Dołączył: 07 Kwi 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:28, 29 Paź 2012    Temat postu:

I rozdział czwarty za mną... Zabiłeś mnie, po prostu zabiłeś tekstem"- Wy! Formować się w 4 linie! Jeden szereg, jedna linia, niech nikt się nie cofa! Ruchy, sława rycerska nie będzie czekać! "

EDIT: Skończyłam, kiedy reszta?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katarzyna dnia Wto 9:11, 30 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uthar
Adept I roku



Dołączył: 16 Paź 2012
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:38, 01 Lis 2012    Temat postu:

Jak ją napisze to na razie całość.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katarzyna
Arcymag



Dołączył: 07 Kwi 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:28, 01 Lis 2012    Temat postu:

Jak to, najpierw kusisz, później zabierasz?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uthar
Adept I roku



Dołączył: 16 Paź 2012
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:50, 01 Lis 2012    Temat postu:

A co akcja nie rozkręca sie po 4 rozdziale?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katarzyna
Arcymag



Dołączył: 07 Kwi 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 7:05, 02 Lis 2012    Temat postu:

Dlatego czekam na ciąg dalszy...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Tfu!rczość niezależna
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin