Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

tłumaczenie "Shadow of the Moon" by S.Kenyon

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Tfu!rczość niezależna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Caeles
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod łóżka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:07, 02 Kwi 2010    Temat postu: tłumaczenie "Shadow of the Moon" by S.Kenyon

Zapraszam do przeczytania kolejnego tłumaczenia opowiadania Kenyon. Nadal zostajemy przy istotach znanych z "Dragonswana", tylko tym razem bohaterami będą wilki.


* * * * * * * * * * * * * * * * *


Angelina całe życie walczyła, aby stać się silną. Teraz, gdy jej klan jest zagrożony, musi obronić ich przez Furym i jego klanem wilkołaków. Ma zamiar oddać mężczyznę pod sąd, jest w swym zadaniu osamotniona... I nie wiedząc kiedy z myśliwego, zmienia się w zwierzynę łowną. Jedynym sposobem, by udało jej się przetrwać to zaufać bardzo złemu wilkowi, którego wcześniej chciała zabić...


Opowiadanie z antologii "Dead after Dark".





Were-Hunters
Lud wywodzący się od króla Lycaona, zmiennokształtni, mogący przebywać w ludzkiej lub zwierzęcej formie.

I tak są następujący Were-Hunterzy:
Balios – Jaguary
Grakiianie – Jastrzębie
Falconi – Orły
Helikiasi – Małpy
Litarianie – Lwy
Lykosi – Wilki
Niphetosi – Leopardy
Dracosi – Smoki
Panthirasi – Pantery
Tigarianie – Tygrysy
Tsakaliasi – Hieny
Ursulianie - Niedźwiedzie


Historia ma 5 rozdziałów Smile Wieczorkiem pojawi się pierwszy z nich.

WARNING:

* zawiera przekleństwa
* zawiera opisy scen erotycznych

więc jeśli jesteś niepełnoletni to bla bla ;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caeles
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod łóżka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:21, 02 Kwi 2010    Temat postu:

Chapter 1



Nowy Orlean.

Fury Kattalakis miał zamiar wejść prosto do smoczego legowiska. No, może nie do końca smoczego. Był tutaj tylko jeden jaszczur, przebywał na poddaszu budynku, ale nie był dla Fury'ego takim zagrożeniem jak niedźwiedź pilnujący drzwi.
Ten cholerny sukinsyn nienawidził jego pobratymców.
Nie to, żeby Fury dbał o to. Większość ludzi i zwierząt nienawidziła ich, co według niego było w porządku. On sam nie miał wiele uznania dla świata.
- To, co robisz, robisz dla rodziny – mruknął do siebie pod nosem. Szczerze mówiąc cała ta koncepcja rodziny, była dla niego nowym zjawiskiem. Był raczej przyzwyczajony do tego, że wszyscy wokół go nienawidzą. Tak było aż do lata 2004 roku, gdy jego brat Vane zabrał go do siebie i przekonał, że nie wszyscy we wszechświecie chcieliby go zabić.
Niedźwiedź, jednakże, nadal by chciał...
Dev Peltier oderwał się od ściany budynku, gdy tylko dostrzegł sylwetkę Fury'ego wyłaniającą się z cienia i zbliżającą się do drzwi Sanktuarium. Miejsce to było klubem dla motocyklistów i tancbudą, która stała pod numerem 668 przy Ursulines Street. Adres został wybrany całkowicie celowo przez właścicieli lokalu. Była w nim spora doza ironii.
Ubrany w standardowy strój obsługi Sanktuarium, Dev nosił na sobie czarny t-shirt i dżinsy. Na nogach miał buty na motocykl, w tym samym kolorze, co reszta stroju. Poza tym bramkarz mógł się poszczycić długimi, kręconymi blond włosami i bystrym spojrzeniem, wychwytującym każdą słabość. Nie żeby Fury miał jakieś słabostki. Alternatywna forma bramkarza była dzika i potężna, ale to samo można było powiedzieć o Furym.
Obaj jednak przebyli długą drogę, by w pełni opanować swoje magiczne zdolności.
Pod tym względem nikt nie był lepszy od przybysza. Nikt i nigdy.
- Co tu robisz? - warknął na niego Dev.
Fury nonszalancko wzruszył ramionami i doszedł do wniosku, że wdanie się w bójkę na pewno nie ułatwi mu wstępu do środka klubu. A obiecał, że to zrobi. On... Dotrzymujący obietnicy danej komuś innemu niż samemu sobie... Taa. Jasne. Piekło całkiem zamarzło. Cały czas się zastanawiał jak jego bratu, Fangowi, udało się namówić go na ten akt jawnego samobójstwa.
Drań jest mu sporo za to winien.
- Pokój bracie - Fury uniósł obie dłonie w geście kapitulacji. - Jestem tutaj, by spotkać się z Sashą.
Dev wyszczerzył groźnie zęby, mierząc powoli wzrokiem postać nowo przybyłego. Normalnie Kattalakis zareagowałby na to pieprznięciem go w szczękę... Ale nie tym razem. Do diabła, Vane chyba za bardzo go przytemperował.
- Partia Kattalakis nie jest tu mile widziana. Na pewno zdajesz sobie z tego sprawę.
Nowo przybyły uniósł brew, gdy spojrzał na symbol lokalu, wiszący nad głową niedźwiedzia. Matowa czerń z ostrym błękitem i brązem, postać motocyklisty na wzgórzu, na tle księżyca w pełni. Było to też obwieszczenie, że Sanktuarium jest też domem Howlersów, grupy o tej nazwie. Dla niewtajemniczonych wyglądało to jak każdy inny szyld klubu. Ale dla, tych, którzy wiedzieli gdzie patrzeć, widoczny był na tle księżyca zarys smoczej sylwetki - ukryty symbol świata nadnaturalnego.
Ten klub nie tylko nosił nazwę Sanktuarium, w rzeczy samej nim był. Wszyscy paranormalni mogli przebywać w lokalu i nikt nie mógł ich skrzywdzić. Przynajmniej tak długo, jak pierwszą zasadą było: „żadnego rozlewu krwi”.
Fury mruknął do wściekłego bramkarza.
- Znasz prawa naszego ludu. Nie możesz wybierać, kto wchodzi. Wszyscy mają być równie mile witani.
- Pieprz się - warknął Dev.
Przybysz potrząsnął lekko głową, tłamsząc naturalną odpowiedź na taką zaczepkę. Postanowił sięgnąć po sarkazm.
- Bardzo dziękuję za ofertę, ale chociaż masz w sobie pewne kobiece krągłości i czuprynę, której wiele niewiast by ci pozazdrościło, jednak jesteś ciut za bardzo owłosiony jak na mój gust. Bez obrazy.
Bramkarz pogardliwie wykrzywił usta.
- Od kiedy pies przejmuje się tym, co dyma?
Furym targnęła wściekłość. Wciągnął powietrze i wycedził.
- Mógłbym pójść z obelgami jeszcze dalej, tak nisko, że nawet rynsztoki byłyby wtedy wyżynami... Ale nie dam ci tej przyjemności. Starasz się mnie sprowokować do walki, byś mógł mnie wtedy legalnie wykopać - zacisnął pięści, pokazując przeciwnikowi jaką miałby ochotę przyjąć jego wyzwanie. - Bardzo, bardzo chciałbym podarować ci tą walkę, ale muszę zobaczyć się z Sashą i nie może to czekać. Sorry stary. Musimy przełożyć bójkę na inny termin.
Dev warknął groźnie, prawdziwy ryk niedźwiedzia grizlly.
- Stąpasz po cienki lodzie, Wilku.
Fury zmrużył oczy, mający dość tej przepychanki słownej. Gdy się odezwał głos miał niski i dziki, jasno mówiący, o obietnicy skopania tyłka, jeśli tylko niedźwiedź będzie chciał kontynuować tę grę.
- Zamknij się. Rusz dupę i mnie wpuść.
Bramkarz zrobił krok w jego stronę.
Szybciej niż nowo przybyły mógł zareagować na zachowanie grizzly, pojawił się Colt. Był o głowę wyższy od nich obu, miał krótkie, czarne włosy i groźne spojrzenie. Położył jedną z wytatuowanych rąk na piersi Deva i zatrzymał go w miejscu.
- Nie rób tego - powiedział niskim tonem. - Nie warto.
Wilk powinien poczuć się obrażony, ale prawda mu nie przeszkadzała.
- On ma rację. Jestem bezwartościowym bękartem, wychowanym przez kogoś jeszcze mniej wartościowego niż ja sam. Na pewno nie chciałbyś stracić prawa wstępu do Sanktuarium przez kogoś takiego jak ja.
Dev odsunął wstrzymującą go rękę, przy okazji niechcący podwijając rękaw koszulki Colta, pod którym widocznym był na skórze ramienia tatuaż z podwójnym łukiem i strzałą.
- Cokolwiek. Ale będziemy cię obserwować, Wilku.
Fury posłał mu salut jednym palcem.
- Postaram się więc nie sikać na podłogę ani nie oznaczać moczem mebli... - spuścił wzrok na czarno-srebrne buty motocyklowe strażnika. - Jednak twoje nogi to już inna bajka..
Niedźwiedziołak zawarczał, a Colt tylko się roześmiał, znów wstrzymując strażnika.
Wytatuowany olbrzym wskazał brodą drzwi do klubu.
- Zabieraj swój tyłek do środka, Fury, zanim nie zdecyduję się nakarmić go tobą.
- Naprawdę nie jestem warty tej niestrawności - Ze złośliwym mrugnięciem okiem, Wilk wszedł do baru, od drzwi zaatakowany natłokiem dźwięków. Bestia w nim miała ochotę zaskomlić na znak protestu, ponieważ było tu zdecydowanie, dużo za głośno.
Zespół Colta, Howlersi, nie byli jeszcze na scenie, ale nawet mimo to był tu niezły tłum i rozgardiasz. Pełno turystów i stałych bywalców kręciło się na całym pierwszym piętrze trzy-poziomowego klubu. Prawdopodobnie na drugim piętrze było równie wielu klientów. Trzecie piętro, jednakowoż, zarezerwowane było tylko dla przedstawicieli ich rodzaju.
Mężczyzna wsunął dłonie do kieszeni i zaczął przedzierać się przez barwny tłum. Łatwo było rozróżnić miejscowych motocyklistów od tych przyjezdnych, ponieważ ci pierwsi nosili głównie klasyczne skóry. Młodsi, hiper modni, ubierali się w specjalne motocyklowe stroje z nylonu. Było też sporo dzieciaków z uniwerka - ubranych w krótkie szorty albo jeansy.
Przechodząc obok sektora ze stolikami, gdzie klienci mogli usiąść i zjeść, zmiennokształtny napotkał wzrok ślicznej, blond kelnerki, która miała pecha być siostrą ten dupka spod drzwi.
Aimee Peltier.
Jak jej brat, Dev, miała długie blond włosy, była też wysoka i szczupła. Zwinna. Podsumowując - cholernie atrakcyjna laska z jedną malusieńką wadą - gdy szła w nocy do łóżka spać, zmieniała się w niedźwiedzia.
Aimee zamarła na moment widząc go.
Dyskretnie oczami pokazał jej bar, bez słów informując, że ma dla niej wiadomość. To ona była prawdziwym powodem jego wizyty w tym miejscu, ale gdyby którykolwiek z jej narwanych braci by się o tym dowiedział, oboje byliby martwi.
Tak więc kontynuował drogę przez klub, aż dotarł do baru, obsługiwanego przez trzech barmanów.
Od kiedy Dev dołączył do ochroniarzy Sanktuarium i nosił identyczny jak reszta uniform, z trudem można go było rozróżnić od pozostałej trójki braci. Wyróżniał go tylko tatuaż na ramieniu. Jeśli chodzi o resztę męskiego rodzeństwa - Fury nie postawiłby tyłka szczura, który jest który.
Barman zmrużył groźnie brwi, gdy Kattalakis usiadł przy barze.
- Czego chcesz, Wilku?
Fury nonszalancko rozsiadł się na krzesełku.
- Powiedz Sashy, że potrzebuję się z nim spotkać.
- Czemu chcesz go widzieć?
Nowoprzybyły posłał mu rozbawione spojrzenie.
- Wilcze sprawy, a jeśli węch mnie nie myli, co do zapachów, jakie dochodzą z twojego tyłka i ranią mój zmysł powonienia, jesteś niedźwiedziem. Złap więc Sachę i poproś go tu.
- Czy musisz wkurzać wszystkich, których spotkasz? - za jego plecami rozległ się miękki głos.
Odwrócił się, by napotkać wzrok Margarite Nelly. Drobna kobieta, człowiek, miała jedne z najzgrabniejszych pośladków, jakie w życiu widział. Ale co z tego. Ona była człowiekiem, a on miał dostatecznie dużo kłopotów w nawiązywaniu relacji ze swoimi gatunkiem, nie mówiąc już o jej… Społeczne relacje nie były jego mocną stroną. Jak Margerite’a dobrze podsumowała - wkurzał wszystkich w swoim otoczeniu. Nawet, jeśli nie miał takiej intencji.
- To wrodzony talent, który dzielnie mi służy przez większość czasu.
Kobieta roześmiała się na tą replikę i - nadal z uśmiechem na ustach - podała mu butelkę piwa.
Fury spojrzał na ciecz i potrząsając głową, odrzucił ofertę. Nienawidził smaku tego gówna. Zmarszczył jednak brwi patrząc na ślicznotkę.
- Jestem zaskoczony widząc cię tutaj - Margarite była pielęgniarką w uzdrowisku i widywał ją zwykle tylko wtedy, gdy miała go łatać. Spędzała prawie cały czas w szpitalu, na trzecim piętrze baru.
Wzięła łyk piwa, zanim udzieliła odpowiedzi.
- Cóż, na górze chwilowo mamy złe mojo. Musiałam zejść na chwilę na dół, by ukoić nerwy.
Nigdy nie widział jej pijącej i to jeszcze mocniej go zaintrygowało.
- Jakiego rodzaju złe mojo?
Sasha dołączył do nich i to on udzielił odpowiedzi.
- U Carsona jest jeden Literianin .
Fury skrzywił się widząc bladość na twarzy poszukiwanego przez siebie mężczyzny. Gdyby nie znał go lepiej, pomyślałby, że wilk jest mocno poruszony.
- No tak. Ale w jego biurze każdego dnia dzieje się sporo paskudnego gó… Sporo paskudnych przypadków.
Carson był naczelnym lekarzem i weterynarzem dla wszystkich Were-Hunterów w całym Nowym Orleanie. Każdy, kto potrzebował usług medycznych mógł do niego przyjść. Fakt, że miał lwa w biurze nie powinien sprawić nawet lekkiego uniesienia brwi. Nie mówiąc już o takiej dziwnej reakcji.
Margarite’a potrząsnęła przecząco głową.
- Ale nie tego typu. Ten lew nie może na powrót wrócić do swej ludzkiej postaci i używać magii.
Okey, teraz to już było szokujące.
- Co powiedziałaś?
- Arkadyjczycy czymś go zranili - mówiła cicho, by nikt nie mógł podsłuchać. - Nie mamy pojęcia, czym. Ale to całkowicie wysuszyło go z mocy. Nie jest nawet w stanie przesyłać swych myśli do własnej partnerki.
Kattalakis stracił na chwilę dech, przyjmując do świadomości tą myśl. Nawet biorąc pod uwagę, że jego bazowa forma to wilk, nie mógł wyobrazić sobie spędzenia całego życia tylko w zwierzęcej formie.
- Jesteście pewni, że to nie jest prawdziwy lew? - Było to głupie pytanie, ale chciał się upewnić.
Sasha i Margarite’a rzucili mu spojrzenie „masz nas za idiotów?”
- Sorry, musiałem spytać - uniósł dłonie w geście kapitulacji. - Zachowujecie się jakbyście mieli jakiegoś tętniaka czy coś.
Kobieta pociągnęła długi łyk piwa.
- To był ciężki dzień.
- Noo - przytaknął Sasha, zabierając od niej butelkę na moment i sam pociągając zdrowy łyk. - Wszyscy jesteśmy trochę podenerwowani. Wyobraź sobie, że atakuje cię ktoś totalnie ci nieznany, atakuje twój tyłek czymś, co jest nam całkowicie obce, a na koniec pozostawia zagubionego i straconego.
Fury wypuścił długi oddech.
- Widziałem ten film raz. Chujowy.
Drugi wilk pochylił głowę, przypominając sobie poniewczasie przeszłość rozmówcy.
- Sorry stary, nie chodziło mi o… no o nic takiego.
Nikomu nigdy nie chodziło. Jednak zawsze, niezależnie od intencji drugiej strony, to bolało.
- Chciałeś się ze mną spotkać? - zmienił szybko temat Sasha.
Kattalakis rozejrzał się, by upewnić się, że żaden z niedźwiedzi nie podsłuchuje, po czym zerknął przepraszająco na kobietę.
- Mamy drobny wilczy biznes do załatwienia, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Nie ma problemu. I tak muszę już wracać na górę. Musze iść pomóc towarzyszce lwa - podeszła do baru i klepnęła ladę, chcąc zwrócić na siebie uwagę barmana. - Remi, daj mi jeszcze jedną butelkę i wracam do roboty.
Fury lekko wzdrygnął się słysząc te słowa.
- Cieszę się, że to nie ja jestem jej pacjentem.
Kobieta rzuciła na niego przelotne spojrzenie.
- To dla Carsona.
Mruknął.
- Powtórzę więc co powiedziałem. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję jest dać się łatać pijanemu specjaliście - rzucił Sashy rozbawione spojrzenie. - Przypomnij mi, żebym nie robił dzisiaj nic głupiego. Och, nie. Przecież jestem tutaj, to znaczy, że chyba za późno na takie ostrzeżenia, co?
Drugi wilk nie zareagował na jego słowa. Splótł ramiona na piersi i przeniósł ciężar ciała na jedną nogę, drugą tylko lekko się podpierając.
- Dobra, mów czego chcesz. Nie jesteśmy za bardzo zaprzyjaźnieni.
Kattalakis odciągnął rozmówcę kilka kroków dalej, by tylko oddalić się od Remiego obsługującego Margarite.
- Wiem o tym, ale jesteś jedynym wilkiem z tej gromady, który nie jest paranoidalnie podejrzliwy i jedynym, któremu mogę zaufać, że dostarczy to do Aimee - podał Sashy niewielki notatnik. - Potrzyj to o tyłek albo zrób cokolwiek innego, by trochę zatuszować zapach Fanga. Zrobiłem co w mojej mocy, ale jego woń jest dość pachnąca…
Sasha wyglądał na mniej niż uszczęśliwionego tą prośbą.
- Coś ci poradzę. Lepiej nie mieszaj się w posłannictwo. Gdy ostatni raz dałem się na to namówić skończyłem pobity niemal na śmierć i mój klan musiał mi pomagać. Posłuchaj mojej rady i nie daj się pociągnąć bratu na dno.
- Tak, ale ja nie mam zamiaru stawać między dwoma bogami - A to było to, co niemal zabiło Sashę. - Wyświadczam tylko bratu przysługę.
- To samo ja sobie mówiłem. Ale problem z rodzinami polega na tym, że gdy wpadają w gówno, ciągną cię za sobą. Albo, co gorsza - dają się zabić.
To była prawda, i Fury o tym wiedział. Ale był to winny Vanowi i Fangowi, za to, że go przygarnęli i powitali u siebie, gdy nikt inny nie chciał.
Dla swych braci mógłby nawet dać się zabić.
- No to, co? Przekażesz jej notatnik?
- Dobra. Zrobię to. Ale będziesz moim dłużnikiem.
Raczej Fang by nim był, ale… Byli przecież braćmi i po raz pierwszy w życiu Kattalakis, rozumiał sens tej frazy.
- Wiem i naprawdę doceniam to, co robisz.
Sasha wsunął sobie papier do tylnej kieszeni dżinsów.
- Wiesz, co mnie najbardziej dobija w tej całej sytuacji? To, że nigdy nie widziałem dwójki zwierząt zachowujących się bardziej jak ludzie. W jakiego rodzaju gówno z gatunku Romea i Julii, oni w ogóle grają?
Fury wzruszył ramionami.
- Żebym ja to wiedział, do diabła. Brat mówi, że ona jest jedyną osobą, która go rozumie. A biorąc pod uwagę jego kobiecy sposób zachowywania, jaki nam prezentuje, muszę się z tym zgodzić. Zresztą nie muszę nic rozumieć, jestem tylko posłańcem. Ale jeśli zacznie nosić tipsy i różowe ciuchy będę głosował za zastrzeleniem go. I wywalenie jego chudego tyłka z mojego życia.
Usta Sashy były zaciśnięte, jakby próbował się powstrzymać od uśmiechu.
- Co tutaj robisz?
Fury napiął się na dźwięk głosu z francuskim akcentem należący do Nicolette „Mamy” Peltier. Ponieważ jego brat spędzał sporo czasu z jedyną córką Mamy, czyli Aimee, wilk był w stanie pojąć jej wrogość wobec całego jego klanu. Ale nie znaczyło to, że podoba mu się jej ton.
Chciał już jej powiedzieć, co może sobie z nim zrobić, ale zanim odezwał się, Sasha zwrócił się do nowo przybyłej.
- Poprosiłem go by przyszedł. Chciałem by zerknął na to, co się stało z Litarianinem.
Mama wydawała się być trochę uspokojona, ale nadal mówiła z nutą podejrzliwości.
- Zła rzecz się tam stała. Niech bogowie mają nas w swojej opiece, jeśli nie dowiemy się, co się dzieje i jak to powstrzymać. Drżę na myśl, do czego jeszcze może dojść.
Podobnie myślał Fury.
- Czy niedźwiedzie zaczęły już coś robić w celu odnalezienia podejrzanych?
- Nie, prawo Sanktuarium tego zakazuje.
- W takim razie ja się tym zajmę.
Drugi wilk parsknął.
- Po prostu nie możesz pozwolić, by te kamikaze w czymś były od ciebie lepsze.
Fury uśmiechnął się diabolicznie.
- Nie bardzo. Zresztą łatwiej jest podążać za pewnymi rzeczami, niż walczyć z nimi. Poza tym, jeśli ktoś z naszych to spieprzy to chce wiedzieć, kto i jak. A przede wszystkim chce głowy tych, którzy odpowiadają za ten atak.
Szacunek zamigotał w spojrzeniu Nicoletty. Zerknęła na Sashę.
- Zaprowadź go na górę, zanim zapach, który przywarł do skóry lwa wywietrzeje albo zbytnio zmiesza się z innymi. Może uda mu się wytropić sprawców.
Przewodnik posłusznie skinął głową niedźwiedzicy, po czym kiwnął na towarzysza, by szedł za nim.
Fury nie odezwał się, gdy opuszczali bar. Przeszli przez kuchnię, prosto do mieszkania Peltierich. Gdy tylko mieli pewność, że nie dostrzeże ich żaden człowiek Sasha przetransportował się przy pomocy magii do gabinetu Carsona. Fury był bardziej ostrożny.
Ponieważ nikt nie nauczył go jak używać własnej magii, jego samokontrola była dość ograniczona. Dopilnował jednak starannie, by nikt o tym nie wiedział. Nikt, kto miał szansę się tego dowiedzieć, nie żył na tyle długo by komuś powiedzieć.
Wybrał więc schody, które prowadziły do lecznicy.
Gdy tylko dotarł do pokoju lekarza, dostrzegł Margarite, Carsona i Sashę czekających na niego.
- Czemu nie szedłeś za mną? - zdziwił się wilk.
- Szedłem.
- No tak, ale…
Fury przerwał mu szybko.
- Nie chcę zużywać mocy, by dać wam potem dupki, okazję do zaatakowania mnie. Chodzenie mi pasuje. Gdzie jest ten lew?
Carson podszedł do drzwi w tylnej części pomieszczenia, które prowadziły do kolejnego pokoiku.
- Umieściłem go tutaj.
Kattalakis poszedł za nim. Gdy tylko przekroczył prób sterylnego pomieszczenia, zamarł. Na stole leżał lew, nad którym pochylała się płacząca kobieta. Jedną dłoń trzymała w grzywie zwierzęcia, drugą na jego łapie. Na jej dłoni widoczny był znak, który mówił, że ma stałego towarzysza. Afekt, jaki okazywała nieruchomemu lwu jasno pokazywał, że to on jest jej partnerem.
- Anita? - Delikatnie odezwał się lekarz. - To jest Fury Kattalakis. Przyszedł tutaj by nam pomóc odkryć, kto to zrobił.
Pociągając nosem, kobieta podniosła głowę by na nich spojrzeć. Widać było, że słowa lekarza nie zrobiły na niej wrażenia.
- Moja rodzina będzie ścigać tego, kto to zrobił.
- No tak - kontynuował Carson tym samym kojącym tonem. - Ale im więcej tropicieli będziemy mieli, tym większa szansa, że znajdziemy sprawców i odtrutkę.
- Jesteśmy lwami…
- A ja jestem wilkiem - Uciął jej słowa Fury. - Jeśli będzie potrzebna brutalna i dzika siła - wezwę cię. Ale jeśli potrzebny ci ktoś do tropienia, zdaj się na mnie.
Lekarz położył cierpiącej lwicy rękę na ramieniu.
- On ma rację, Anito. Pozwól mu spróbować, zanim się okaże, że mamy więcej ofiar.
Zacisnęła na chwilę dłoń na lwiej grzywie, po czym odsunęła się niechętnie.
Fury powoli zbliżał się do stołu.
- Czy stał się w pełni zwierzęciem, czy może zachował jakieś ludzkie odruchy?
Carson westchnął.
- Niestety, nie wiemy.
Słowa te wyrwały z ust Anity zduszony szloch.
Wilk zignorował ją i podszedł do stołu. Lew warknął nisko, gdy tylko zbliżył się do niego. To było zwierzęce ostrzeżenie. Bestia w Furym chciała odpowiedzieć, ale zdusił ją. Wilk może chciałby walczyć, ale człowiek wiedział, że nie ma szans w potyczce z lwem. Czasami dobrze było zachować ludzkie odruchy, nawet, jeśli serce się miało wilcze.
- Spokojnie - szepnął cicho, wyciągając dłoń z zaciśniętą pięścią. Jeśli w środku był już tylko lew zareaguje zapewne na jego zapach i spróbuje zaatakować. Przysuwał coraz bliżej rękę, dając leżącemu zwietrzyć swój zapach i jakoś zareagować.
Lew obwąchał go, ale nie zaatakował. Dobrze. Położył mu dłoń karku. Przysuwając się jeszcze bliżej, czuł jak mięśnie wielkiego kota tężeją… Ale nadal nie reagował agresywnie. Fury wziął głęboki wdech… Wyczuwał zapach Carsona, Margarity, kobiety-lwa i innych. Ale pod tym wszystkim była jeszcze lekka woń wydająca się mu być znajoma…
Wilczyca.
Podniósł wzrok na Anitę.
- Czy byliście w pobliżu jakiś innych Lykosów?
Kobieta wskazała na Sashę.
- Tylko jego.
- Nie - Fury mówił wolno.- Kobiety.
Lwica wyśmiała ten pomysł.
- Nie mieszamy się z innymi rasami. Jesteśmy purystami.
Może… Ale czuł jeszcze inny zapach. Szakal, pantera i wilk.
- Czy przebywaliście w towarzystwie szakala?
- Nigdy! - Zdecydowanie zaprzeczyła, oburzona samą taką sugestią. Szakale nie należały do ulubieńców żadnej z ras. W królestwie wygnańców, były gdzieś na samym końcu za wszystkimi innymi. Zawsze pogardzani i unikani.
Sasha podszedł bliżej.
- Też to czuję.
Carson wymienił zaniepokojone spojrzenie z Margarite.
- Anito, powiedz nam wszystko, co pamiętasz na temat tego, kto zaatakował twego towarzysza.
- Niewiele pamiętam. Jake wyszedł ze swoim bratem, przybrali zwierzęce formy, tak by pobiegać dla samej radości biegu. Nikogo nie krzywdzili. Jego brat zobaczył błysk, w którym pojawili się Arkadyjczycy, więc podeszli do nich. Wtedy tamci ich zaatakowali, Arkadyjczycy strzelili do Jake’a i ten padł. Peter pobiegł po pomoc.
- Gdzie on teraz jest? - spytał Fury.
Łza potoczyła się z kącika oka lwicy.
-Nie żyje. Strzelili mu czymś w głowę. Żył tylko na tyle długo, że zdążył nam to wszystko opowiedzieć.
Carson oddał Anitę pod opiekę pielęgniarki, po czym wyprowadził oba wilki z pokoju.
- Przekopałem się przez głowę Petera i nic nie znalazłem. Nie było rany wejściowej, wyjściowej. Żadnej krwi, nic. Nie mam pojęcia, co go zabiło.
Nie wróżyło to niczego dobrego.
- Magia?- Spytał Fury.
Lekarz zaprzeczył ruchem głowy.
- Ale co innego mogłoby być tak potężne?
Sasha przenosił ciężar ciała z nogi na nogę.
- Bogowie.
Fury nie zgadzał się z tym.
- Nie pachniało mi to bogami. Czułem zapach kogoś od nas.
Drugi wilk wypuścił powoli powietrze.
- Wiesz, ile klanów Lykosów istnieje?
- Od kiedy jestem księciem katagaryjskim, tiaa, wiem. Jest nas tysiące i to tylko w czasach współczesnych - Nie dodał im tylko, że zapach, który wyczuł jest mu znajomy. Woń z przeszłości, której nigdy nie zapomniał. - Poszukam trochę i zobaczę, co uda mi się wygrzebać. Odezwę się.
- Dziękuję - odezwał się Carson.
Fury pominął jego podziękowania.
- Bez obrazy, ale nie robię tego dla ciebie. Jestem zaniepokojony o bezpieczeństwo moich ludzi. Musimy dowiedzieć się, co uwięziło lwa w tej formie.
-I czy jest to odwracalne - dodał Sasha.
Kattalakis skinął głową.
- Będę w kontakcie.
- Hej, Fury?
Odwrócił się do wilka, a ten trzy razy stukną go lekko pięścią w pierś - znak, że nie zapomni oddać Aimee przesyłki. Wdzięczny outsider skinął mu głową, po czym wyszedł z pokoju i udał się na dół.
Z każdym krokiem jego wspomnienia odżywały. Wracał do czasów, w których istniała kobieta, która była całym jego światem. Nie była jego kochanką, ani krewną, ale jego najlepszą przyjaciółką.
Angelina.
Z kolejnym uderzeniem serca napłynęły inne wspomnienia - jego brat obwieszczający ich klanowi, kim Fury naprawdę był. A ona nie tylko zdradziła jego sekret, ale i próbowała go zabić. Nadal pamiętał ból, jaki zadał mu jej nóż wbity w pierś. Zresztą pozostała mu po tym rozległa blizna na piersi, sięgająca serca. Prawdą było, że ona nie ominęła tego organu. Może nie przeszyła go ostrzem, ale jej słowa zraniły go równie dotkliwie.
Jeśli to ona stała za tą sprawą, miał zamiar się upewnić, że to będzie ostatni błąd, jaki ta dziwka popełniła w życiu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanguina
Adept V roku



Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świebodzin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:42, 05 Kwi 2010    Temat postu:

Świetne! Czekam na kolejną częśc z niecierpliwością! Jesteście super dziewczyny!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caeles
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod łóżka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:51, 05 Kwi 2010    Temat postu:

Właśnie siadam do drugiego rozdziału tej historii Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanguina
Adept V roku



Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świebodzin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:29, 05 Kwi 2010    Temat postu:

Super! A ja WRESZCIE dorwałam się do chomika i zaraz biorę się do czytania twojego tłumaczenia!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caeles
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod łóżka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:39, 05 Kwi 2010    Temat postu:

hi hi Smile
No, ja czekam na Mikkę, bo właśnie 2gi rozdział skończyłam Very Happy
Niech tylko się gdzieś mi pojawi, bym ją mogła po molestować o sprawdzenie mi pliku :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:00, 06 Kwi 2010    Temat postu:

Już się biorę za sprawdzenie tego drugiego Wink Caeles, na gadu jestem dziś cały czas, jakby co Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caeles
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod łóżka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:01, 06 Kwi 2010    Temat postu:

Chapter 2



Angelina zawahała się stojąc we wnętrzu słynnego baru „Sanktuarium”. Pojawili się na trzecim poziomie - w miejscu przystosowanym dla podróżujących w czasie, tak by mogli pojawiać się w klubie i nie zdradzić swych mocy zwykłym klientom. Dziewczyna uważnie przyglądała się pomieszczeniu. Sufit był pomalowany na czarno, a ściany były zbudowane z czerwone cegły. Kute balustrady dopełniały jeszcze wizerunku „jaskini-piwnicy”.
Dziewczyna większość swego życia spędziła w średniowiecznej Anglii, zamiast chaosu życia w XXI wieku, wolała otwarte przestrzenie i nieskażone powietrze średnich wieków. W takich chwilach upewniała się w tym. Budynki takie jak te były klaustrofobiczne. Przyzwyczajona była do sklepień na wysokości dziesięciu metrów, a nie, co najwyżej na niecałych trzech.
Spłoszona, przypatrywała się elektrycznemu oświetleniu. Jako Were-Hunter była podatna na prąd elektryczny. Jedno malutkie wyładowanie i straci panowanie nie tylko nad swoją magią, ale także ludzkim wyglądem.
Jak ludzie mogli żyć w tych przeraźliwie zatłoczonych i mających za dużo elektryczności, miejscach? Nigdy nie będzie w stanie tego pojąć. Nie mówiąc już o ich ubraniach…
Teraz miała na sobie parę grubych spodni i niebiesko-biały top, który był bardzo miękki i dziwny w dotyku.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - szeptem zwróciła się do towarzyszącego jej mężczyzny - Dare’a.
Górował nad nią. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że ma brązowe włosy - jednak po przypatrzeniu się - widać było, że są wielokolorowe - pełne pasm jasnych, kasztanowych, brązowych, czarnych, mahoniowych… Długie i faliste, były dużo piękniejsze niż jakikolwiek facet powinien mieć. Angelina, jeśli o tym mowa, zabiłaby, by tylko takie mieć. Poza tym jej towarzysz był niesamowicie seksowny i gorący. Nie, żeby kiedykolwiek z nim spała. Był po części Katagaryjczykiem, przejawiało się to mocno w sferze seksualnej, a ona, jako Arkadyjka uważała jego zachowania w łóżku za odrażające.
Jednak, co istotniejsze, był jednym z najbardziej krwawych wilków w jej klanie, a kobiety z ich grupy walczyły pod jego dowództwem od wieków.
Dziś wyruszył na polowanie.
Chciał krwi.
Na szczęście, nie jej.
Przeniósł na nią zadowolone spojrzenie piwnych oczu.
- Jeśli się boisz, mała dziewczynko, wracaj do domu.
Ledwo udało jej się zdusić gniewną reakcję. Jego arogancja zawsze wpływała na nią negatywnie.
- Niczego się nie obawiam.
- To ruszaj za mną i milcz.
Zrobiła w kierunku jego pleców obsceniczny gest, ale posłusznie ruszyła za nim po schodach. To była jedna z wad życia w dawnych wiekach. Męskie ego. Oto była tu, Aristos, jedna z najpotężniejszych osób ze swej rasy, a on traktował ją jak śmiecia.
Bogowie, jak bardzo chciała go pokonać.
Ale był wnukiem jej formalnego dowódcy, więc była związana honorem do podążania za nim. Nawet, jeśli miała ochotę go zabić.
Pamiętaj o swoich obowiązkach, upominała się. Ona i Dare urodzili się jako arkadyjscy Were-Hunterzy. Ludzie, którzy mieli zdolność przemiany siebie w zwierzęta. Ich praca polegała na pilnowaniu Katagaryjczyków - Were-Hunterów, którzy byli zwierzętami, zdolnymi do przybierania ludzkiej formy. Nie chodziło o to, że Katagaryjczycy tylko czasami nosili ludzką skórę - nie to czyniło z nich bestię. Nie mieli oni zrozumienia dla ludzkiego racjonalizmu, złożonych emocji czy obyczajów. Po dziś dzień Katagaryjczycy byli nadal zwierzętami. Prymitywnymi. Brutalnymi. Nieprzewidywalnymi. Niebezpiecznymi.
Żerowali na ludziach i sobie nawzajem jak zwierzęta, którymi byli. Żaden z nich nie był godzien zaufania. Nigdy.
Jak na ironię, to grupa Katagaryjczyków posiadała ten bar i pilnowali, by wszyscy zachowywali się tu pokojowo. W teorii - nikt nie mógł skrzywdzić nikogo innego.
Taa, racja. Nie wierzyła w to ani przez minutę. Byli pewnie po prostu lepsi w ukrywaniu ciał.
Albo je zjadali.
Był to surowy i niesprawiedliwy osąd, ale, od kiedy pojawili się w „Sanktuarium” jej szósty zmysł szalał - ostrzegał, by przerwali akcję i jak najszybciej stąd zniknęli.
To uczucie pogłębiło się, gdy zeszli na drugi poziom, a jakiś niedźwiedź grający w karty z grupką ludzi, nie spojrzał na nich i ostrzegawczo wyszczerzył zębów. Zamarła, czekając na jakąś reakcję Dare’a, ale on kontynuował swój marsz w kierunku parteru. Pomyślała, że pewnie przegapił reakcję niedźwiedzia, bo normalnie nie był osobą, która puszczała płazem takie zniewagi.
Nagle jakiś elektroniczny dźwięk przeszył powietrze, raniąc delikatny słuch dziewczyny. Zasłoniła jedno ucho, mając nadzieje, że nie zacznie krwawić.
- Co to jest?
Dare wskazał scenę, na której grupka Were’ów stroiła jakieś instrumenty. Samotny gitarowy bas rozniósł się po piętrze, a po chwili ktoś zaczął śpiewać, a widzowie - szaleć.
Angelina skrzywiła się na te hałasy.
- Co za straszna muzyka - poskarżyła się niezadowolona. Pragnęła znów być w domu, a nie w samym sercu tego bałaganu.
Dotarli w końcu na parter, ale nie zrobili więcej niż dwa kroki, gdy zostali otoczeni przez pięciu Were- Hunterów - niedźwiedzi. Dziewczyna nie widziała jeszcze tak groźnie wyglądających przedstawicieli tego gatunku. Najstarszy z nich, który był chyba ich ojcem, przynajmniej sugerując się podobieństwem młodzieńców do niego, miał dobre dwa metry wzrostu. Spojrzał z góry na Dare’a jakby chciał rozerwać go na kawałki.
- Co, do kurwy nędzy, tutaj robisz, Wilku?
Zapytany skrzywił się, ale zdawał sobie sprawę, że tamci mają przewagę liczebną. Byli na terytorium wroga, otoczeni przez dzikie zwierzęta.
Angelina odchrząknęła, zanim odezwała się do najstarszego niedźwiedzia.
- Czy to nie jest „Sanktuarium”?
Młodszy ze zmiennokształtnych wskazał na Dare’a.
- Nie dla niego. W jego przypadku to raczej cmentarz.
Dziewczyna zerknęła na swego kompana i zobaczyła gniew na jego twarzy. Jednak na ich szczęście udało mu się opanować emocje.
Póki co.
Wysoka blondynka, z wyglądu podobna do piątki mężczyzn, stanęła tuż obok nich. Otaksowała wzrokiem Dare’a, po czym posłała ironiczne spojrzenie na swoich krewnych i zaśmiała się im w twarz.
- To nie jest Fang, chłopaki. Gratuluje, macie zamiar porwać się na niewinnego wilka - Z tacą pod pachą zaczęła się oddalać, ale wtedy drogę zastąpił jej najstarszy niedźwiedź.
- On wygląda i pachnie jak Fang.
Blondynka parsknęła.
- Zaufaj mi tato, on nie jest taki jak Fang. Poznaję mojego wilka, gdy go widzę, a temu do niego sporo brakuje.
Najmłodszy z niedźwiedzi złapał wilka włosy.
- Ale on ma znak przynależności do Kattalakis.
Kelnerka przewróciła oczami.
- Dobra, Serre. Zabij drania. Nie żeby mi jakoś zależało - jeden więcej czy jeden mniej… - I odeszła, nie oglądając się już za siebie.
Serre puścił włosy Dare i warknął.
- Kim ty, do cholery, jesteś?
- Dare Kattalakis.
Angelina zamarła na dźwięk głębokiego, dźwięcznego głosu. Ton miał lodowaty i mimo, że nie słyszała go od wielu stuleci - bez trudu odgadła, do kogo należy. Chociaż myślała, że ten ktoś jest już od dawna martwy.
Fury Kattalakis.
Serce jej waliło, gdy patrzyła jak niedźwiedzie rozstępują się, by zrobić miejsce nowoprzybyłemu. Wysoki i szczupły, Fury mógł poszczycić się ciałem, na które zwykle mężczyźni muszą ciężko pracować. Ale nie on. Nawet, jako nastolatek miał mięśnie, które wzbudzały zazdrość wszystkich mężczyzn w klanie, a u kobiet - pożądanie.
Jeśli coś się w tym względzie zmieniło - to tylko to, że stał się jeszcze potężniejszy. Wszelkie młodzieńcze rysy przekuł czas. Wilk przed nią wyglądał groźnie i zabójczo, jak ktoś, kto świetnie zna swe ograniczenia.
Bezlitosny, zdolny do przelewania krwi innych.
Ostatni raz, gdy go widziała, jego blond włosy były długie. Teraz miał je dużo, dużo krótsze, opadały mu na kołnierzyk koszulki. Za to oczy pozostały takie same - nadal w niezwykłym odcieniu ciemnego turkusa.
Nienawiść w nich przyprawiła ją o dreszcze.
Ubrany był w czarną skórzaną, motocyklową kurtkę, której rękawy i plecy ozdobione były czerwono-żółtymi płomieniami. Na plecach dodatkowo pyszniła się czaszka i dwa skrzyżowane piszczele. Rozpięta, ukazywała czarny, obcisły t-shirt. Ramiona kurtki wzmocnione były nakładkami z kevlaru, podobne wzmocnienie było na jego motocyklowych spodniach. Na nogach miał wysokie, ciemne buty z klamrami.
Angelina przełknęła ciężko ślinę, niechętnie przyznając, że jego seksowny wygląd robi na niej wielkie wrażenie. Czuła, jak tętno jej przyspiesza. Uznając, że Dare jest gorący, trzeba było oddać sprawiedliwość Furemu - był niewiarygodny.
Hipnotyzujący.
A do tego miał tak wspaniały tyłek, że to powinno być nielegalne. Robiła, co w jej mocy, by nie zerkać w jego kierunku. Albo raczej, by się na niego nie gapić.
Ignorując jej oczywiste wlepianie wzroku, Fury spojrzał na Dare’a.
- Długo się nie widzieliśmy, bracie.
- Nie dość długo- Usłyszał w odpowiedzi, wysyczane spomiędzy zaciśniętych zębów.
- Znasz go?- Spytał nowoprzybyłego blondyna tata-niedźwiedź.
Fury wzruszył ramionami.
- Dawne czasy. Ale jeśli planujecie chłopcy posiekać go na kawałeczki i zrobić z niego hamburgery - nie będę wam stawał na drodze. Do diabła, sam nawet rozpalę grilla.
Dare ruszył w jego stronę.
Ale najmłodszy z niedźwiedzi złapał go i przytrzymał na miejscu.
- Skrzywdzenie go tutaj byłoby wielkim błędem. Nieważne, że my też go nie lubimy.
Fury mrugnął ironicznie do Serre’a.
- Też cię kocham, stary. Zawsze sprawiacie, że czuję się tutaj tak miło witany. Doceniam to. Serio.
- Cała przyjemność po naszej stronie - mruknął młody chłopak i puścił Dare’a.
Tata-niedźwiedź westchnął.
- Skoro okazało się, że nastąpiła pomyłka - zostawmy ich, by załatwili swoje wilcze sprawy - rzucił jeszcze ostrzegawcze spojrzenie na dowódcę Angeliny. - Pamiętaj. Żadnego rozlewu krwi.
Żadne z wilczej trójki nie odezwało się, póki nie zostali sami.



* * *
Fury przypatrywał się stojącej przed nim dwójce. Dare i on, razem z Vanem, Fangiem i ich dwiema siostrami - Anyą i Star, byli nierozerwalnie połączeni. Urodzeni w tym samym czasie przez Arkadyjską matkę. Zatrzymała przy sobie jego, Dare’a i Star - a resztę odesłała do ojca, do Katagarii.
To było wtedy, gdy zakładali, że Fury urodził się człowiekiem. Tiaa. W momencie, gdy jego kochana rodzinka dowiedziała się prawdy, próbowała go zabić.
To tyle w temacie ludzkiego współczucia.
Jeśli zaś chodzi a Angelinę… Nienawidził jej jeszcze mocniej, niż swego brata. Bo w gruncie rzeczy rozumiał Dare’a. Ten dupek zawsze był o niego zazdrosny. Od kiedy tylko Fury pamiętał, drogi braciszek stał obok, robiąc wszystko by tylko odebrać mu uwagę matki.
Ale Lina była jego najlepszym przyjacielem. Była mu bliższa niż bliźniak czy kochanka. Mieli pakt krwi, który mówił, że zawsze będą stać ramię w ramię…
Ale w chwili, gdy Dare zdradził wszystkim jego tajemnice, ona odwróciła się od niego. Już za to jedno mógłby ją zabić.
Mimo to, musiał niechętnie przyznać, że nadal była olśniewająca. Długie ciemne włosy nadal miała miękkie i lśniące. Ten rodzaj splotów, które aż prosiły by ukryć w nich twarz i dać się odurzyć kobiecemu zapachowi. Zaś oczy miała duże i ciemne, jednocześnie uwodzicielskie i piękne. A usta…
Szerokie i jędrne, same prosiły, by je całować. Poza tym, zmuszały mężczyzn do fantazjowania, jaką część ciała mogłyby otoczyć w mroku sypialni.
Cholera, ta ostatnia myśl sprawiła, że stwardniał i zrobił się gorący.
Zaciskając zęby, przesunął wzrokiem po znaku widocznym na połowie dziewczęcej twarzy. Oznaczenie najbardziej świętoszkowatych Arkadian.
Strażniczka.
Uważali się za lepszych od Katagaryjczyków. Nawet gorzej - polowali na nich i więzili jak zwierzęta, którymi dla szanownych Arkadyjczyków, byli.
Trudno mu było uwierzyć, że kiedyś tak się o nią troszczył. Musiał być szalony.
- Widziałem robotę, jaką wykonałeś przy tym Litarianinie - odezwał się gardłowym tonem do brata. - Zechcesz mi powiedzieć jak to zrobiłeś?
Dare, który miał oczy identyczne jak Vane, spojrzał na niego ironicznie.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
Fury uśmiechnął się do niego.
- Tak, jasne. I spotkałem waszą dwójkę tutaj, bo wpadliście tylko na drinka. Takie rzeczy przecież robicie cały czas - zaczął nagle węszyć w powietrzu.- Och, poczekaj. Co to jest? Gówno? Tak, czuję, że ktoś próbuje mi je wcisnąć zamiast prawdy.
- Skoro tak mówisz - Dare splunął, pełen obrzydzenia. - Nie byłbyś w stanie wyczuć gówna w tej mieszaninie smrodu perfum, alkoholu i zwierząt.
- O, popatrz. Jak bardzo się mylisz. Ja, na co dzień żyję w tym szambie. Wyławianie zapachu fekaliów to moja specjalność, i powiem ci braciszku - że czuję go od ciebie. I na twoim miejscu szybko bym zdradził, co zrobiłeś, bo zaraz poproszę o pomoc niedźwiedzi z grupy Peltieri.
- I co mieliby zrobić? Przestrzegają swego świętego prawa - żadnego rozlewu krwi.
- Prawda, ale trzech Omegrionów znajduje się pod dachem Sanktuarium, a dwóch kolejnych mieszka niedaleko. Możemy zwołać zebranie i… Podstawowy fakt, bracie - masz przejebane.
- Nie, bracie - Dare wypowiedział ostatnie słowo prześmiewczo. - To ty masz.
Zanim Fury zdążył mrugnąć, brat wyciągnął broń i wycelował ją w jego głowę. W ostatniej chwili blond włosy Katagaryjczyk zdążył wykręcić mu uzbrojoną dłoń - pistolet wystrzelił w sufit. Wykręcił mu mocniej rękę i zmusił do klęknięcia…
Krzyki rozległy się wokół nich.
- Broń!- Ktoś wrzasnął głośno, ludzie zaczęli w panice biec w stronę wyjścia.
Angelina chwyciła Fury’ego za gardło.
- Trzymaj go! - warknął Dare, cały czas próbując wyrwać się drugiemu wilkowi.
Fury nie miał jednak zamiaru wypuścić jego ręki - wiedział, że wtedy tamten skorzysta od razu z okazji i go zastrzeli, z tej samej spluwy, która wykończyła lwa.
Angelina mocniej owinęła ramię wokół szyi dawnego przyjaciela.
- Puść go, Fury.
Zanim mógł jej coś odpowiedzieć, cała trójka została rozdzielona. Fury próbował się podnieść z podłogi, ale ktoś go silnie trzymał. Warcząc, miotał się przepełniony gniewem. Wokół otaczała go moc. Nie mogąc dłużej nad sobą zapanować - zmienił się w wilka.
Warknął na Mamę Peltier, która do nich podeszła. Jednak wiedział, że to nie jej siła wymusiła jego przemianę. Problem był taki - że nie miał pojęcia, do kogo nieznajoma moc należy
- Nikt nie przychodzi do mojego domu i robi takich rzeczy - warknęła.- Cała wasza trójka zostaje stąd wypędzona bez prawa powrotu, i jeśli któreś jeszcze raz spotkam na terenie Sanktuarium - nie pożyje na tyle długo, by móc tego pożałować.
- To on zaatakował- Odezwał się Dare.- Czemu i nas obejmuje zakaz?
Dev podniósł go z podłogi.
- Nikt, kto brał udział w bójce nie ma prawa wstępu. Takie są zasady.
Colt był dużo łagodniejszy, gdy pomagał podnieść się Angelinie.
- Nie polała się krew - argumentowała.
Mama zacisnęła wargi.
- Nieważne. Prawie nas naraziliście na odkrycie. Szczęśliwie dla was - szybko ewakuowano ludzi. A teraz wynocha.
Fury ponownie próbował zmusić ciało do przemiany w człowieka, ale jego magia nie chciała z nim współpracować. Nawet jego mentalne zdolności nie działały. Wyglądało na to, że jakaś obca moc go więzi.
Kurwa!
Dare spojrzał na niego i gestem dał mu znać, że to jeszcze nie koniec. Potem on i Angelina wyszli.
- To dotyczy też ciebie, Wilku - warknął Dev.- Max, puść go.
Zasłona siłowa opadła.
W końcu mógł znowu zmienić się w człowieka. Szkoda tylko, że musiał pokazać im się nago. W przeciwieństwie do innych Were- Hunterów nie był w stanie od razu wytworzyć na siebie ubrania, gdy tylko się przemieniał. Czasami naprawdę nienawidził swoich mocy…
Gdy podszedł do swego ubrania, ono samo pojawiło się na jego ciele. Zdziwiony, obejrzał się i napotkał wzrok Aimee. Pochyliła głowę, by dać mu znać, że to ona mu pomogła. Nie ulegało wątpliwości, że Fang podzielił się z nią informacjami o słabościach brata.
Dev zrobił krok do przodu.
- Już idę - odezwał się wilk. - Ale zanim to zrobię, pozwólcie mi pogratulować sobie głupoty. Tych dwoje dupków, których wypuściliście odpowiada za stan lwa z lecznicy. Próbowałem właśnie wydusić z nich informacje.
Bramkarz zaklął.
- Dlaczego nam tego nie powiedziałeś?
- Próbowałem. Następnym razem, zanim kogoś przygnieciecie polem siłowym do ziemi, pomyślcie by nie odbierać mu zdolności komunikowania się.
Smok, Max, potrząsnął głową.
- Myślałem, że po prostu chcesz mnie obrazić za powalenie cię na ziemię. Zwykle tak odnosisz się do ludzi.
- Pewnie bym to zrobił, ale dzisiaj akurat miałem coś ważniejszego do przekazania.
Dev odchrząknął, by przyciągnąć uwagę kłócących się mężczyzn.
- Czy oni pochodzą z naszych czasów?
- Nie.
Mama pokiwała głową.
- W takim razie muszą być gdzieś w mieście. Nie ma pełni księżyca, więc nie mogą podróżować w czasie.
Fury chciałby, żeby to była prawda… Ale pamiętał o zdolnościach swojej ex- przyjaciółki.
- Ta kobieta to Aristos. Nie ogranicza jej księżyc. Mogą być teraz gdziekolwiek, w każdym czasie i miejscu.
Bramkarz westchnął.
- Cóż, przynajmniej pozbyliśmy się stąd ludzi zanim stało się coś nienaturalnego.
- Tyle dobrze - Wilk zapiął kurtkę. - A teraz jeśli mi wybaczycie… Hej!
Spojrzał na gadatliwego blondyna, który go zatrzymał.
- Nadal masz zakaz przebywania tu.
- Jakby mi na tym zależało - Miał zakaz na wizyty w dużo ładniejszych i milszych miejscach niż to… No i w końcu znalazło się kilka osób, które się o niego troszczyły - przynajmniej od kilku lat.
Bez oglądania się za siebie, wyszedł z klubu, wprost na Ursuline Street. Ulica była dziwnie spokojna, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę, że kilka chwil wstecz wybiegło stado przerażonych ludzi. Możliwość zagrożenia musiała naprawdę silnie podziałać na imprezowiczów.
Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal miał wilka do wytropienia. Nawet dwa, jeśli być dokładnym. Zdrowy rozsądek kazał mu wracać do swojej watahy i zdać raport Vane’owi.
Jednak wyśmiał tę myśl.
- Całe życie zachowywałem się bez sensu. Czemu nagle miałbym nabrać chodź odrobinę rozsądku?
Gdy dotarł do swojego motoru, dziwny dreszcz przeszedł mu wzdłuż kręgosłupa.
Zaczął odwracać się, szykując się na walkę… Ale w trakcie tego ruchu został trafiony prądem. Przeklinając, upadł twardo na ziemię. Eksplodował w nim ból, zmienił się w wilka, potem człowieka, potem znów w wilka. Był całkowicie unieruchomiony, próbując zapanować nad ciałem, by zachowało jeden stały kształt. Nie był jednak w stanie.
Dare podszedł do niego powoli, po czym mocno kopnął go w żebra.
- Powinieneś był umrzeć dawno temu, Fury. Mam zamiar sprawić, byś sam tego niedługo zapragnął.
Fury próbował się na niego rzucić, ale jego mięśnie odmówiły współpracy. Gdyby tylko mógł dorwać ręką, albo łapą, tego drania, zaraz rozerwałby mu gardło.
Znów spojrzał w górę i zobaczył Angelinę stojącą za plecami jego oprawcy. Miała na twarzy wyraz współczucia. Albo mu się tylko wydawało, bo w tym czasie Dare znów w niego strzelił i dopadła go kolejna fala bólu.
Walczył by pozostać przytomnym.
Jednak ta walka była z góry skazana na porażkę. W czasie jednego uderzenia serca, wszystko wokół zrobiło się czarne.



* * *
- Co ty robisz?- Angelina spytała swego dowódcę.
- Musimy dowiedzieć się, co on wie o naszym eksperymencie. I co ważniejsze - z kim o tym rozmawiał. Nie możemy sobie pozwolić, by ujawniono nasze tajemnice.
Wstrząśnięta patrzyła na leżące ciało, co i rusz zmieniające kształt, raz miała przed oczami człowieka, po chwili - białego wilka. W końcu Dare pochylił się nad nim i, gdy nieprzytomny był w ludzkiej postaci, zapiął mu wokół szyi obroże. Jako, że naturalną formą Fury’ego był wilk, pozostawienie go w ludzkiej formie, zwłaszcza za dnia, sprawi, że ten będzie słabszy.
I bardziej cierpiący.
Lina potrząsnęła głową, widząc poczynania zwierzchnika.
- Wiesz, że on nam nic nie powie.
- Nie byłbym tego taki pewien.
Fury, którego pamiętała, nigdy nie zdradziłby żadnej tajemnicy. Prędzej umrze, niż coś powie. A miał bardzo dużą odporność na ból. Już, jako dziecko, był dużo silniejszy niż rówieśnicy.
- Skąd ta pewność? - spytała.
- Ponieważ mam zamiar poprosić o pomoc naszego szakala.
A Oscar był istotą o sercu tak czarnym, że był bardziej zwierzęciem niż człowiekiem.
- On jest twoim bratem, Dare.
- Nie mam brata. Wiesz, co Katagaryjczycy zrobili mojej rodzinie. I naszemu klanowi.
Miał rację. Była w obozie tej nocy, gdy ojciec Dare’a rozkazał go zaatakować. Była małym dzieckiem i ukryła się, gdy tylko wrogowie pojawili się w ich siedzibie. Matka wysmarowała ją ziemią, by zatuszować jej zapach, a potem ukryła ją w piwnicy.
Nawet teraz, mogła przywołać obraz wilków, które zaatakowały i zabiły jej matkę. Widziała cały ten horror przez szczeliny w podłodze.
Dare miał rację. Oni musieli chronić swoich ludzi. Zwierzęta musiały zostać pozbawione swoich mocy i stracić możliwość krzywdzenia innych.
Dotyczyło to też Fury’ego.
- Jesteś ze mną? - spytał dowódca.
Skinęła głową potakująco.
- Nie mam zamiaru pozwolić innym dzieciom podzielić mojego losu. Musimy się obrobić. Nieważne, jakim kosztem.



-----------------------------

Omegrion- formalny przywódca całego, danego gatunku zmiennokształtnych. Jeden dla Arkadii, drugi dla Katagarii. Przykładowo dla Ursulian/ Niedźwiedzi Katagaryjczyków przywódczynią jest Mama Peltier, dla Arkadyjczyków- Leo Apollonian.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Caeles dnia Wto 15:03, 06 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caeles
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod łóżka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:58, 08 Kwi 2010    Temat postu:

Chapter 3

Angelina przechadzała się niespokojnie po małym obozowisku w lesie. Słyszała w tle obraźliwe uwagi Oscara, gdy on i Dare zajęli się torturowaniem Fury’ego. Ona sama nie miała odwagi im pomagać. Nigdy nie byłaby w stanie wydobywać od nikogo informacji w ten sposób. Może Dare miał rację, i nie powinna się zajmować tą robotą.
Ale, poza tym była wojownikiem o niezrównanych umiejętnościach. W walce - nie wahała się by kogoś zranić czy zabić. Jednak pomysł bicia kogoś bezbronnego, wywoływał u niej niesmak.
On był zwierzęciem.
Nie miała złudzeń, że zabiłby ją w ułamku sekundy. Wiedziała to każdą częścią siebie, a jednak...
Zacisnęła boleśnie zęby, słysząc, jak Fury zawył z bólu.
Chwilę później Oscar wyszedł z namiotu. Podszedł do niej, a raczej do ogniska, które rozpalili wcześniej. Bez słowa włożył w płomienie żelazny pręt.
Marszcząc brwi, patrzyła na jego poczynania.
- Co robisz?
- Pomyślałem, że drobna zachęta pomoże mu rozwiązać język.
Poczuła, że przechodzi przez nią fala mdłości.
Dare, ze zdegustowaną miną, wyłonił się z tymczasowej sali tortur.
- Mówię, ci że trzeba będzie mu to wsadzić w dupę, by w końcu zaczął mówić.
Szakal zaśmiał się na te słowa.
Przerażona Lina, nie była w stanie się poruszyć. Dopiero, gdy Oscar wstał z płonącym kawałkiem metalu, przemówiła.
- Nie!
- Zejdź mi z drogi - warknął szakal. Widać było wściekłość rysującą mu się na twarzy.
- Nie! - surowo zaprotestowała.- To jest złe! Zachowujecie się tak jak oni.
Odpowiedź Dare'a była okrutna i twarda.
- Musimy chronić naszych ludzi.
Ale to nie była ochrona. To było czyste okrucieństwo. Niezdolna do zniesienia tego, spróbowała innej taktyki.
- Pozwól mi go przepytać.
Dowódca zmarszczył brwi.
- Po co? Sama mówiłaś, że dobrowolnie nic nam nie powie.
Wskazała gestem namiot, starając się utrzymać nad sobą kontrole.
- Bijecie go od wielu godzin, i jak na razie nic nam to nie dało. Pozwól mi spróbować innego podejścia. Zaszkodzi to komuś?
Oscar odłożył stalowy pręt do ognia.
- Tak czy siak muszę coś zjeść. Masz czas dopóki się nie najem. Jak skończę - zastąpię cię i dalej popróbuję mojej metody.
Gdy i Dare wydał zgodę, Angelina odwróciła się i weszła do namiotu. Na widok leżącego na ziemi Fury’ego zamarła w wejściu. Był nadal w ludzkiej postaci, nagi. Ręce skrępowali mu w niewygodnej pozycji, na plecach. Inny sznur otaczał jego nogi. Całe jego ciało pokrywały siniaki i krew.
Fakt, że był w fatalnym stanie i to nadal w ludzkiej postaci też mu nie pomagał. Gdy ich rasa była ranna wracała do pierwotnej postaci, by się leczyć. Dla niej - to był człowiek. Dla Fury'ego...
To był wilk.
Starając się mieć to na uwadze, ostrożnie uklękła obok niego.
Warknął groźnie, po czym podniósł głowę i spotkali się wzrokiem. Ból i cierpienie widoczne w jego turkusowych oczach sprawiały jej niemal fizyczny ból. Gdy spuściła wzrok na jego piersi dostrzegła starą bliznę na sercu. Ranę, którą sama zadała mu nożem.
Poczucie winy ugodziło ją na myśl o tym, co zrobiła, a czego nigdy nie powinna była robić.
- Czemu po prostu nie skończysz ich roboty? - warknął nienawistnie i groźnie.
- Nie chcemy się skrzywdzić.
Uśmiechnął się gorzko.
- Moje rany i radość, jaką mieli w oczach, zadając je, mówią mi coś całkiem innego.
Delikatnie odgarnęła mu włosy z czoła, na którym miał kolejną ranę. Biegła tuż nad linią brwi. Krew sączyła mu się z nosa i ust.
- Tak mi przykro.
- Każdemu z nas jest za coś przykro. Czemu ten jeden raz nie mogłabyś być zwierzęciem i po prostu mnie zabić? - wbił w nią wzrok.- Powinnaś to zrobić. Nie mam zamiaru nic ci powiedzieć.
- Musimy wiedzieć, co stało się z lwem.
- Idź do diabła!
- Fury...
- Nie śmiej, kurwa, używać mojego imienia! Nie jestem dla was niczym więcej niż zwierzęciem. Uwierz mi, wszyscy jasno pokazaliście mi to te czterysta lat temu, gdy niemal zatłukliście mnie i wyrzuciliście jak śmiecia. Na pewną śmierć.
- Fury...
Warknął na nią jak wilk.
- Możesz przestać? - W dalszym ciągu z jego gardła wyrywało się warczenie.
Wzdychając, Angelina potrząsnęła głową.
- Nic dziwnego, że cię pobili.
Szczerząc zęby w prawdziwie psi sposób, warczał na nią. Potem szczeknął. Nie było nic ludzkiego w sposobie, w jaki reagował.
Dziewczyna cofnęła się.
Gdy się od niego odsunęła, Fury padł na ziemię i przestał się ruszać. Leżał całkowicie nieruchomo.
Czy on umarł?
Nie, jego pierś nadal się ruszała. Słyszała też słaby odgłos jego oddechu. Gdy tak go obserwowała, wróciła myślami do wspomnień z przeszłości. Do wizji młodego mężczyzny, który kiedyś był jej przyjacielem. Mimo, że był od niej cztery lata młodszy, było w nim coś, co do niej przemawiało.
Podczas gdy Dare zawsze był arogancki i apodyktyczny, Fury wydawał się być delikatniejszy, co zawsze sprawiało, że miała ochotę go bronić. Co więcej nigdy nie traktował jej gorzej. Była dla niego partnerką i powierniczką.
- Będę twoją rodziną, Lina - jego słowa prześladowały ją. Fury złożył te śluby, gdy dowiedział się, że jej rodzina została zabita przez Katagaryjczyków. - Nigdy nie pozwolę, by wilki cię skrzywdziły. Przysięgam.
Tak jak ona nie powinna pozwolić rano, by go torturowali.
Ale to i tak na nic, w porównaniu z tym, co zrobiła mu ostatnim razem, gdy się widzieli.
To prawda, nie stanęła za nim, gdy został wtedy pobity, nawet jeszcze bardziej niż teraz.
- Fury - spróbowała ponownie.- Powiedz nam, co musimy wiedzieć, i obiecuję ci, że to się skończy.
Podniósł lekko głowę i spojrzał na nią z groźnym błyskiem w oku.
- Nie zdradzam moich przyjaciół.
- Nie waż się tak do mnie mówić! Ochraniałam moich ludzi, gdy cię zaatakowałam.
Parsknął niedowierzająco.
- Przede mną! Oni byli również moimi ludźmi.
Potrząsnęła głową przecząco.
- Ty nie masz żadnych ludzi. Jesteś zwierzęciem.
Wykrzywił usta, warcząc lekko.
- Dziecino, rozwiąż mnie, a pokażę ci jak wiele zwierzęcia jest w człowieku we mnie. Zaufaj mi. Człowiek jest dużo okrutniejszy niż wilk.
- Mówiłem ci - odezwał się głos Oscara, który wszedł do namiotu. Trzymał w dłoni rozpaloną stal. - Wyjdź stąd. Zapach spalonego mięsa będzie ciężki dla zniesienia dla twego nosa.
Dostrzegła błysk paniki w oczach leżącego wilka i widziała jak próbuje się od nich odsunąć dalej.
Jednak szakal złapał go za włosy i przyciągnął z powrotem. Fury próbował go kopnąć, ale niewiele mógł zrobić, zważywszy na to jak mocno był związany. Jednak nadal walczył z odwagą, która była niesamowita.
- Wynoś się - warknął Dare, gdy pojawił się z nimi w środku.
Sięgała już do poły namiotu, gdy Fury zaczął wyć tak intensywnie i boleśnie, że dziewczyna poczuła jak coś ją w środku skręca. Odwracając się, zobaczyła jak Oscar przesuwa rozpaloną stalą wzdłuż lewego biodra rannego. Rozniosła się woń spalenizny.
Dobrze czy źle, nie mogła im pozwolić na kontynuowanie tego.
Odepchnęła Dare'a z drogi, po czym kopnęła szakala, by odsunąć go od leżącego. Zanim którykolwiek z nich mógł zareagować, klęczała już obok Fury'ego i położyła mu dłoń na ramieniu. Korzystając ze swych mocy, przeniosła ich na bagno, kawałek za obozem. Ponieważ dobrze zbadała teren, wiedziała, że to najbezpieczniejsze miejsce w okolicy.
Gdy spotkali się wzrokiem, nie dostrzegła w turkusowym spojrzeniu wdzięczności. Była tam tylko wściekłość i nienawiść, tak ostre, że niemal kuły.
- Co zamierzasz teraz zrobić? Zostawić mnie tutaj, na pożarcie jakiś padlinożerców?
- Powinnam - Zamiast tego jednak, wyciągnęła sztylet i przecięła liny krępujące mu ramiona. Mężczyzna był zaszokowany jej postępowaniem.
- Czemu mi pomagasz?
- Nie wiem. Najwidoczniej mam moment absolutnej głupoty.
Otarł krew z twarzy, a ona zajęła się węzłem na jego nogach.
- Szkoda, że twoja głupota nie kopnęła cię w tyłek trochę wcześniej.
Zamarła na moment, na widok rany wywołanej rozpaloną stalą.
- Tak bardzo mi przykro.
Wilk sięgnął do szyi i zerwał z niej obrożę.
Angelina spojrzała zaszokowana. Nikt nie powinien być w stanie sam zdjąć tego kołnierza. Nikt.
- Jak to zrobiłeś?
Wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, spoglądając na nią.
- Jestem w stanie zrobić wiele rzeczy, gdy nie jestem w szoku.
Zaczęła się unosić, ale w tej samej chwili zapiął jej wokół szyi obrożę. Krzycząc, próbowała użyć swej mocy by pozbyć się ogranicznika, albo zaatakować wilka.
Jednak bez skutku.
- Ocaliłam się!
- Pieprz się! - warknął.- Nie byłoby mnie tam, gdyby dwoje z was mnie wczoraj nie zaatakowało znienacka. Masz szczęście, że nie odwdzięczę ci się w ten sam sposób.
Pierwsze fale paniki zaczęły przez nią przepływać, gdy zdała sobie sprawę, że jest całkowicie bezsilna.
- Co zamierzasz zrobić?
W jego odpowiedzi próżno było doszukać się miłosierdzia czy łaski.
- Powinienem rozerwać ci gardło. Ale szczęśliwie dla ciebie, jestem tylko zwierzęciem i zabijanie w akcie zemsty nie leży w mojej naturze - Zacisnął jej dłoń na ramieniu. - Zabijanie w obronie siebie i mojej rodziny to inna sprawa. Powinnaś to jeszcze pamiętać.
Zanim zdążyła otworzyć usta i mu odpowiedzieć, błysnęło i oboje przenieśli się do wnętrza dużego domu w stylu wiktoriańskim, który należał do brata Fury'ego - Vane'a.



* * *
Znaleźli się w salonie. Była w nim towarzyszka Vane'a, stojąca przy na kanapie, na której drzemał ich syn. Wysoka i ładnie zaokrąglona, o ciemnokasztanowych włosach, Bride należała do niewielkiej garstki osób, którym Fury naprawdę ufał. Wydała z siebie niemal wilczy skowyt i zacisnęła dłonie przy piersi.
- Dobry Boże, Fury! Ostrzeż mnie następnym razem, zanim postanowisz pojawić się znienacka, nago!
- Wybacz, Bride - przeprosił, próbując zachować przytomność. Był jednak tak ciężko ranny...
- Co ci się stało?
Spojrzał nad ramieniem ciemnowłosej kobiety. W drzwiach stał Vane. Chciał mu odpowiedzieć, ale osłabienie go pokonało. W uszach zaczęło mu dzwonić... Następną rzeczą, jaką pamiętał była przemiana w wilka i upadek na dywan.
- Nie daj jej uciec. I nie pozwól zdjąć obroży - przekazał Vane'owi zanim ciemność nie zamknęła się nad nim na dobre.




* * *
Angelina odskoczyła od wilczej postaci. Widząc, że stracił przytomność skierowała się w stronę drzwi, w których stał wysoki mężczyzna łudząco podobny do Dare'a. Obcy jednak wyglądał jeszcze groźniej i przystojniej niż jej dowódca.
- Muszę odejść.
Spojrzał na kobietę na kanapie.
- Bride, weź dziecko i idź na górę - Chociaż mówił rozkazująco, ton miał łagodny i uspokajający.
Lina usłyszała, że kobieta wychodzi bez słowa sprzeciwu.
Gdy tylko zostali sami, mężczyzna zmrużył niesamowicie piwne oczy. W tym momencie zrozumiała, że stoi przed nią bardziej wilk niż człowiek.
- Co tutaj robisz i co się stało z moim bratem? - Dziewczyna tylko pochyliła głowę, nie odpowiadając.
Wciągnęła powietrze. Jego zapach... Bezsprzecznie. Tak.
- Jesteś Arkadyjczykiem. Strażnikiem jak ja - Ale w przeciwieństwie do niej zdecydował się ukryć tatuaż na twarzy. Co znaczyło, że musiał być naprawdę potężny i stary.
Wykrzywił lekko usta.
- Nie jestem taki jak ty. Moja lojalność stoi po stronie Katagarii i mego brata. Poprosił bym cię tu zatrzymał i mam zamiar to zrobić.
Poczuła w sobie gniew. Nie miała zamiaru tu zostawać.
- Muszę wrócić do mojego klanu.
Ale on tylko pokręcił przecząco głową. Na twarzy miał wypisaną determinację.
- Jesteś częścią klanu mej matki, co czyni cię mym śmiertelnym wrogiem. Nie ruszysz się nigdzie, dopóki Fury nie wyrazi na to zgody - Przeszedł koło niej, w stronę leżącego na dywanie wilka.
Była przerażona jego działaniami.
- Macie zamiar mnie porwać?
Obcy bez wysiłku poniósł wilcze ciało. Nie lada wyzwanie, biorąc pod uwagę rozmiary zwierzęcia.
- Moja matka porwała moją partnerkę i zabrała ze sobą w czasy średniowiecza. Członkowie jej klanu próbowali tam zgwałcić moją żonę. Bądź szczęśliwa, że nie mam zamiaru skazywać cię na podobny los.
Te słowa były tak podobne do tego, co wcześniej powiedział jej Fury, że zadrżała.
- Chcę wrócić do domu.
- Jesteś tutaj bezpieczna. Nikt cię nie skrzywdzi... Chyba, że spróbujesz stąd uciec - Odwrócił się do niej plecami i z wilkiem w ramionach skierował się na schody, prowadzące na piętro.
Angelina patrzyła zanim dopóki nie zniknął jej z oczu. Wtedy pobiegła do drzwi. Wtedy drogę zagrodziły jej cztery wilki. Szczerząc kły, warknęli na nią.
Katagaryjczycy.
Odgadła to bez trudu po zapachu. Wilczy zapach mieszał się z wonią człowieka i magii. Był dzień, więc ciężko im było przebywać w ludzkiej postaci. Zwłaszcza, jeśli byli jeszcze młodzi i niedoświadczeni.
Próbowała je obejść, ale nie pozwoliły na to.
- Lepiej zrób to, co Vane kazał ci zrobić.
Odwróciła się i zamarła, zaszokowana. Wilk, który stał za nią, w swej ludzkiej postaci wyglądał jak brat bliźniak Dare'a.
- Kim jesteś?
- Fang Kattalakis i lepiej módl się do boga, w którego wierzysz, by nic się nie stało Furemu. Mój brat umrze i rozerwę ci gardło - Zerknął na otaczające ją wilki.- Pilnujcie jej.
Po czym zmienił postać na zwierzęcą i kilkoma susami wbiegł po schodach na górę.
Angelina wróciła powolutku do salonu. Zobaczyła kolejne drzwi, ale po podejściu do nich - ujrzała tylko jeszcze więcej wilków.
Strach wypełnił ją. Znów była małą dziewczyną, a wilki zabijały jej matkę. Przez cały czas słyszała ten koszmar. Próbowała odepchnąć wilki z salonu dalej od siebie, ale miała zablokowane wszystkie moce. Była na ich łasce.
- Cofnijcie się! - warknęła, zamachując się lampą na najbliższego. Inny wilk szczeknął nisko. Zaczęli ją okrążać. Nie mogła oddychać. Wpadała coraz bardziej w panikę. Mieli zamiar ją zabić!



* * *
Vane zapragnął czyjejś krwi, gdy zobaczył głębokie rany na ciele brata.
- Co się stało?
Odwrócił się i dojrzał w drzwiach Fanga.
- Wygląda na to, że Arkadyjczycy złapali go i się z nim zabawili.
Nozdrza Fanga rozchyliły się.
- Widziałem jedną z ich suk na dole. Mam ją zabić?
„Nie.”
Vane zamarł, usłyszawszy głos Fury'ego w głowie. Po chwili ranny otworzył oczy, by na niego spojrzeć.
„Gdzie ona jest?”
- Na dole. Zostawiłem przy niej straże.
Fury zmienił się szybko w człowieka.
- Nie powinieneś był tego robić.
- Dlaczego?
- Jej rodzice zostali zabici przez nasz klan. Rozerwali ich na strzępy, gdy ona miała trzy lata. Na jej oczach. Będzie przerażona.
Zanim Vane zdążył cokolwiek powiedzieć, ranny zniknął.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Caeles dnia Czw 22:59, 08 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caeles
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod łóżka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:59, 08 Kwi 2010    Temat postu:

Angelina odganiała od siebie wilki, machając na nie połamaną lampą. Jednak one cały czas się zbliżały. Była przerażona, chciała krzyczeć, ale dźwięk nie był w stanie wyjść z zaciśniętego gardła. Przed oczami miała krew, a w uszach wrzaski - znów przeniosła się do tamtej nocy horroru. Nie była w stanie oddychać ani myśleć.
Następną rzeczą jaką zarejestrowała, to chwyt jakiś rąk od tyłu.
Odwróciła się, gotowa uderzyć napastnika, ale zamarła widząc Fury'ego w ludzkiej postaci.
Delikatnie zabrał jej lampę i ją odstawił. Mówił spokojnie, patrzył pustym wzrokiem.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić - powiedział cicho.- Nie zapominam o danych obietnicach.
Szloch wyrwał jej się z gardła, gdy przyciągnął ją do siebie.
Fury zaklął czując jej drżenie. Nigdy jeszcze nie spotkał się z tak gwałtowną reakcją. Wkurzył się.
- Cofnąć się! - warknął na wilki.- Zachowujecie się jak pieprzeni ludzie! - Zdenerwowany ich okrucieństwem, skierował się na schody.
- Nie potrzebowałam twojej pomocy - warknęła na niego.
Ale nie odpychała go.
- Uwierz mi, jestem w pełni świadomy, że chętnie wzięłabyś nóż i z zimną krwią mnie wykończyła.
Wstrząśnięta, potknęła się, słysząc te zimne słowa. To była prawda. Był nieuzbrojony, gdy go zaatakowała, a potem zostawiła na pastwę swojej rodziny i ich brutalności. Opanował ją wstyd i przerażenie.
- Dlaczego mnie uratowałeś?
- Jestem psem, pamiętasz? Jesteśmy lojalni, nawet jeśli to głupota z naszej strony.
Potrząsnęła przecząco głową.
- Jesteś wilkiem.
- Mała różnica według większości ludzi - Zatrzymał się przed jakimiś drzwiami i cicho w nie zapukał.
Łagodny głos zaprosił ich do środka.
- To ja, Bride. Nadal jestem nagi, więc raczej zostanę tutaj. To jest Angelina. Nie za bardzo przepada za wilkami, więc pomyślałem, że lepiej jej będzie posiedzieć z tobą. Zgadzasz się?
Kasztanowłosa kobieta podniosła się z bujanego fotela, na którym siedziała. W ramionach miała malutkie dziecko.
- Wszystko z tobą dobrze, Fury?
Lina widziała na jego twarzy zmęczenie i wiedziała, że goni ostatkiem sił. A jednak przyszedł po nią...
To było niepojęte.
- Tak - odpowiedział napiętym głosem.- Ale naprawdę potrzebuję położyć się na chwilę i przespać.
- No to leć spać, kochanie.
Już miał odejść, ale zatrzymał się. Wbił wzrok w Strażniczkę. W oczach miał tak silną wrogość, że dziewczyna poczuła zimny lęk.
- Skrzywdź ją, albo chociaż uraź krzywym spojrzeniem, zrób cokolwiek, co ją zasmuci - a przeżuję cię jak wczorajszą karmę, bez litości. I nie miej wątpliwości, że cokolwiek mnie powstrzyma. Rozumiesz?
Skinęła posłusznie głową.
- Nie żartuję - ostrzegł ponownie.- Wiesz, że nie.
Na sekundę pochylił swoją głowę do jej, zatrzasnął drzwi.
Angelina odwróciła się, do gospodyni, by zobaczyć, że ta zmniejszyła dzielący ich dystans. Bez słowa, wciąż z dzieckiem w ramionach, Bride uchyliła drzwi. Za nimi na podłodze leżał Fury, znów w wilczej formie. Musiał paść od razu, gdy zatrzasnął drzwi.
Miał na twarzy sympatię, gdy uklękła obok zwierzęcia i zanurzyła jedną dłoń w jego białym futrze.
- Vane?
Pojawił się w korytarzu, tuż obok niej.
- Co on tu, do diabła, robi? Szukałem go na dole.
- Poprosił mnie bym popilnowała Angeliny.
Vane spojrzał na Strażniczkę i posłał jej morderczy uśmiech.
- Czemu?
- Powiedział, że ona się boi i woli bym to ja z nią posiedziała. Co się dzieje?
Twarz mężczyzny zmiękła, gdy spojrzał na swoją towarzyszkę. Łącząca ich miłość była tak wielka i widoczna, że Lina poczuła, że serce jej się ściska. Na nią nigdy żaden mężczyzna nie patrzył w ten sposób.
W tym czasie Vane przesunął pasemko włosów z czoła kasztanowłosej kobiety, po czym przeniósł rękę na główkę śpiącego maleństwa.
- Nie jestem pewien, kochanie. Fury zawsze mówił ci więcej niż mnie - Przeniósł wzrok na Linę, znów miał chłód i niechęć w spojrzeniu. - Ostrzegam cię. Jeśli cokolwiek stanie się mojej towarzyszce albo synowi, dopadnę cię i rozerwę na tak drobne kawałeczki, że nigdy nie uda im się zidentyfikować twojego truchła.
Angelina wyprostowała się dumnie.
- Nie jestem zwierzęciem. Nie poluję na rodziny innych ludzi, tylko po to by ich dopaść.
Vane wyśmiał jej słowa.
- Och, dziewczynko, uwierz mi. Zwierzęta nie zabijają czy atakują z zemsty. To cecha czysto ludzka. Więc w tym przypadku zachowaj się raczej jak zwierzę i strzeż swego życia. Bo mam zamiar je odebrać, jeśli moja żona w twej obecności chociażby skaleczy się o kartkę papieru.
Spotkali się zimnymi spojrzeniami. Dziewczyna miała zamiar mu pokazać, że wcale nie jest taka słaba. Była szkolona na wojownika i miała zamiar umrzeć w ten sam sposób.
- Wiesz, jestem już zmęczona tymi pogróżkami z waszej strony.
- To żadne pogróżki, to tylko stwierdzenie faktu.
Angelina spojrzała na niego, pragnąc złapać go za gardło. Gdyby tylko nie miała na sobie tej obroży.
- Dobra ludzie - odezwała się Bride'a. - Dosyć. Ty - Wskazała na męża. - Połóż Fury'ego w łóżku i zadbaj o niego - wstała i podeszła do Strażniczki. - A ty, chodź ze mną. Obiecuję ci, że nie będę ci grozić dopóki na to nie zasłużysz.
Vane roześmiał się z głębi gardła.
- Mniej też na uwadze, że chociaż ona jest tylko człowiekiem, udało jej się pokonać moją matkę i zamknąć ją w klatce. Nie pozwól oszukać się jej człowieczeństwu. Może być naprawdę groźna.
Kobieta posłała w jego stronę całusa, długą rękę opiekuńczo trzymając malucha.
- Tylko, gdy muszę chronić ciebie albo Baby Boo. Teraz zabierz futrzany łeb do łóżka. Poradzimy sobie.
Angelina poszła za nią posłusznie. Wróciły do sypialni malucha. Ściany były pomalowane na kojący niebieski kolor, ozdobione misiami i gwiazdkami. Bride ułożyła malucha w biało-niebieskiej kołysce, którą ustawiła obok siebie.
Czują cię dziwnie, Strażniczka splotła ramiona na piersi.
- Ile lat ma twój syn?
- Dwa. I wiem, że powinnam go kłaść spać do normalnego łóżeczka, ale cały czas się jeszcze boję, że wypadnie. Głupie, prawda?
Lina nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, słuchając obaw młodej mamy.
- Ochrona rodziny, w żaden sposób, nigdy nie jest głupia.
- Nie, nie jest - westchnęła lekko, przesuwając dłonią po ciemnej główne malucha. Podniosła wzrok i spojrzała na wojowniczkę. - Powiesz mi, o co chodzi?
Angelina przez chwilę debatowała z własnym rozsądkiem. Powiedzenie kobiecie, że pomogła porwać Fury'ego, a potem nie zrobiła nic, gdy go torturowano, nie mogło raczej być z jej strony inteligentnym aktem.
Pasowało raczej do stwierdzenia, że to czyste samobójstwo, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę charakter tych „ludzi”.
- Nie jestem pewna jak ci na to odpowiedzieć.
Spojrzenie Bride'y wyostrzyło się.
- Musisz być więc jedną z osób, które go skrzywdziły.
- Nie - usłyszała oburzoną odpowiedź.- Nie torturowałam go. Nikomu nie byłabym w stanie tego zrobić.
Młoda matka jednak była bardzo bystra.
- Ale pozwoliłaś, by to się działo.
- Powstrzymałam ich.
- Po jak długim czasie? Fury jest w paskudnym stanie, a ja wiem ile on może na siebie przyjąć, i nadal stać i walczyć. Sugerując się jego wyglądem... Ktoś znęcał się nad nim dłuższą chwilę.
Angelina odwróciła wzrok, zawstydzona. Faktycznie, żałowała, że nie wtrąciła się wcześniej. Jaką osobą była, skoro pozwalała na taką brutalność? Zwłaszcza w stosunku do kogoś, kogo przed laty nazywała przyjacielem.
Już po raz drugi doprowadziła do tego, że ktoś niemal zabił Fury'ego i nic nie zrobiła, by mu pomóc.
Nie była wcale lepsza od tych zwierząt, których nienawidziła, część niej – uważała, że była nawet od nich dużo gorsza.
- Nie jestem z tego dumna. Powinnam była coś zrobić wcześniej, wiem to. Ale powstrzymałam ich zanim zrobili mu większą krzywdę.
- Próbujesz podejść racjonalnie do swego okrucieństwa.
Angelina zacisnęła usta.
- Nie mam zwyczaju niczego racjonalizować. Chcę po prostu wrócić do domu. Nie lubię tych czasów i nie podoba mi się, że muszę tutaj być z moimi wrogami.
Bride nie dawała jej jednak spokoju.
- Mi się nie podoba to, co się stało z Furym. Ale póki nie zbiorę pełnych informacji nie traktuję cię, jako wroga. Zresztą w tej sytuacji cała wrogość zdaje się wypływać od was.
Strażniczce nie spodobał się bardzo protekcjonalny ton młodej matki.
- Nie masz pojęcia, co czuję.
- Och, czekaj - odezwała się kasztanowłosa kobieta z szyderczym uśmiechem. - Zajmowałam się własnymi sprawami, gdy Brynai nasłała na mnie demona, by mnie porwał i zabrał z moich czasów, w przeszłość. Trafiłam do średniowiecznej Anglii, nie wierząc, że takie rzeczy są w ogóle możliwe. Tam, nie wiem dlaczego, wszyscy mną pogardzali, chociaż nic nikomu nie zrobiłam. W poczet mych krzywdzicieli muszę też dopisać Dare’a Kattalakisa. I wtedy, gdy mężczyźni z jego klanu próbowali mnie zgwałcić, też bez powodu, ot - dla zabawy, zostałam połączona z Vanem. Och, nie, co ja mówię? Wtedy jeszcze nie połączył nas rytuał. Mężczyźni od ciebie zaatakowali mnie więc bez powodu. Tak więc myślę, że mam pewne pojęcie jak się tutaj czujesz. I ciesz się - bo nie jesteś tutaj narażona na męski atak.
Angelina cofnęła się trochę. To, o czym mówiła dziewczyna wydarzyło się cztery lata temu. Strażniczki wtedy nie było w osadzie, słyszała tylko opowieści z drugiej ręki. Jednak słysząc, co chcieli zrobić z kobietą - więźniem poczuła się chora.
- Nie było mnie wtedy w osadzie. Byłam na patrolu. Usłyszałam tą historię po fakcie.
- Cóż, dobra twoja. Dla mnie to było cholernie traumatyczne przeżycie. I mogę cię zapewnić, że w tym domu żaden wilk nie zaatakuje cię, chyba, że ty na niego napadniesz albo dasz mu inny dobry powód.
Strażniczka zaśmiała się. Jak można było być tak arogancką i nawiną?
- Jesteś człowiekiem. Jak możesz tak bezwarunkowo powierzyć swe życie zwierzętom? Nie dociera do ciebie jakie one są dzikie?
Bride’a wzruszyła ramionami.
- Mój ojciec był weterynarzem. Wychowałam się w otoczeniu najróżniejszych gatunków zwierząt, tych dzikich i tych udomowionych. I od zawsze uważałam, że ich zachowanie jest dużo łatwiejsze do przewidzenia niż ludzkie. Nie wbiją ci noża w plecy, nie kłamią, nie zdradzają. W całym moim życiu żadne zwierzę nie zraniło moich uczuć i nie zmusiło do łez.
- Uważaj się więc za szczęściarę - zadrwiła Angelina. - Widziałam jak całą moją rodzinę pożerała żywcem wataha stworów, identycznych z tymi, które masz w salonie. Krew rodziców rozlewała się na deskach podłogi i przesiąkała przez szpary, zalewając moje skulone w piwnicy ciało - Spojrzała na łóżeczko, w którym dziecko drzemało. Spokojne i nieświadome, na jakie ryzyko jest narażane przez głupotę własnej matki. - Byłam zaledwie rok starsza od niego, gdy to się stało. Moi rodzice oddali za mnie życie, a ja na to patrzyłam. Więc musisz mi wybaczyć, że nie jestem w stanie dobrze myśleć o żadnych zwierzętach… Chyba, że są zamknięte w klatkach, albo martwe.
- I na pewno interesuje cię, co sprowokowało zwierzęta do ataku, nieprawdaż?
Angelina odwróciła się w stronę drzwi na dźwięk tego niskiego, głębokiego głosu. Brzmiał niemal jak grzmot. Stojąc tuż za nią, wyglądał na niezadowolonego i złego.
Ubrany był na czarno - w dżinsy, buty na motor i obcisły t-shirt, który uwypukla jego mięśnie. W lewym uchu miał srebrny kolczyk w kształcie miecza, na rękojeści, którego wyrysowana była czaszka z dwoma piszczelami.
Gdy powoli mierzył jej ciało, usta wykrzywił mu się jeszcze bardziej złowieszczo. Całości jego wizerunku dopełniała mała czarna kozia bródka i proste włosy do ramion, zaczesane wysoko znad czoła, tak, że nic nie zasłaniało jego zaskakująco niebieskich oczu.
Jego postawa z jakiegoś powodu przywiodła dziewczynie na myśl postać zimnokrwistego zabójcy. I gdy mierzył ją wzrokiem, miała wrażenie jakby brał z niej miarę na trumnę.
Serce biło jej mocno, gdy spuściła wzrok na jego lewą dłoń. Każdy z palców, nawet kciuk, pokrywały długie, srebrne szpony. Wyglądały na cholernie ostre. Ten facet musiał lubić brudną i zabójczą walkę.
Nazwanie go psychotycznym byłoby tylko ukłonem w jego stronę.
Bride roześmiała się widząc jego postać. Widocznie nie docierało do niej, że ten psychol jest bardziej niebezpieczny niż cała wataha z dołu.
- Z, co ty tutaj robisz?
Obcy przesunął zimny niebieski wzrok na młodą matkę.
- Astrid kazała mi sprawdzić co z Sashą. Coś wczoraj było nie tak w Sanktuarium i się martwiła o jego bezpieczeństwo.
- Co o tym wiesz? - indagowała Bride’a.
Z rzucił Arkadyjce podejrzliwe spojrzenie, które zmroziło jej krew.
- Niektórzy Arkadyjczy wynaleźli sposób, by uwięzić Katagaryjczyków w ich zwierzęcej formie i odebrać im ich moce. Sasha mówił, że ktoś zaatakował Fury’ego i potem nikt go już nie wiedział. Stąd moja niezapowiedziana wizyta u was. Jeśli Sasha jest zagrożony - Astrid jest smutna. Jeśli Astrid coś smuci - mam zamiar zabić wszystko, co ten smutek wywołuje, by ona znów była szczęśliwa. Gdzie więc znajdę Fury’ego?
Słowa te, w ustach każdego innego, można by potraktować jako żart, jednak Lina nie wątpiła w intencję Z. Zwłaszcza, gdy dzierżył te srebrne szpony na dłoni.
- Wow, Zerek - odezwała się leniwym tonem Bride, oczy błyszczały jej rozbawieniem. - Wydaje mi się, że właśnie wypowiedziałeś największą liczę słów, jak do tej pory w mej obecności. Być może więcej niż w trakcie naszych wszystkich poprzednich spotkań. Jestem pod wrażeniem. A co do Fury’ego. To nie on jest tym, który zasmucił Sashę, więc może go jednak nie zabijaj. Będę za nim tęskniła, jeśli odejdzie. Został ciężko ranny i od powrotu do domu śpi.
Zerek zaklął wyrażając swój stosunek do sprawy, na co Strażniczka zarumieniła się.
Wtedy groźny mężczyzna spojrzał znów na nią.
- Co z nią? Czy ona coś wie? - Jego ton nie był pytaniem. Było to jawne zagrożenie.
Angelina stanęła wyprostowana i napięta, gotowa do walki, jeśli zajdzie taka konieczność.
- Jestem Aristos. Nie sądzę byś chciał ze mną zaczynać.
On tylko zadrwił z jej brawury.
- Mam to wszystko gdzieś, kochanie. Jestem bogiem, więc jeśli zechcę mogę urwać ci głowę i pograć nią w kręgle. Jest dosłownie garstka takich, co by mogli mnie powstrzymać, a jeszcze mniej tych, którzy by się nie bali tego zrobić.
Strażniczka miała wrażenie, że on się w tym momencie wcale nie przechwala.
- Zerek - zaczęła uspokajająco towarzyszka Vane’a. - Wątpię, by torturowanie jej pomogło ci w zdobycie informacji.
Powolny, złowrogi uśmiech wykrzywił jego atrakcyjne usta.
- Może nie, ale byłoby zabawnie. Powiedzmy, że spróbuję i zobaczymy jak wyjdzie - Zrobił krok do przodu.
Bride zastąpiła mu drogę.
- Wiem, że chcesz sprawić przyjemność żonie i bardzo ci się to chwali. Ale powiedziałam Fury'emu, że zapewnię jej bezpieczeństwo. Proszę, nie sprawiaj, że wyjdę na kłamczuchę, Z.
Mężczyzna groźnie warknął i po raz pierwszy Strażniczka poczuła szacunek w stosunku do młodej żony Vane'a, bo ta się nie ugięła.
- Dobrze, Bride. Ale chcę wiedzieć, co się dzieje. I jeśli okaże się, że muszę zostać tutaj zbyt długo, z dala od żony i dziecka... Powiedzmy, że nie będę zbyt miły. Gdzie Vane?
- Z Furym. Pierwsze drzwi po prawej, koło schodów.
Zacisnął dłoń ze szponami, po czym odwrócił się i wyszedł. Chciał zatrzasnąć drzwi, ale spojrzał na dziecko, nadal słodko śpiące.
Zamknął za sobą cicho drzwi.
- Dziękuję - odezwała się Angelina, gdy tylko zostały same.
- Nie ma za co.
Strażniczka przesunęła dłońmi po spiętych ramionach, chciała by minęły jej już mimowolne dreszcze.
- Czy on zawsze tak się zachowuje?
Bride przykryła chłopca niebieskim kocykiem.
- Aktualnie, muszę przyznać, że zachowuje się bardziej miękko, niż gdy go poznałam. Gdy Vane pierwszy raz go zobaczył, Z był wtedy naprawdę zabójczy i psychiczny.
- I mówisz, że to się zmieniło... Tak?
Kasztanowłosa kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Uwierz. Serio, gdy odwiedza nas ze swoim synem i bawią się razem z moim maluchem, on naprawdę jest dla dzieci bardzo dobry.
Chętnie zapłaciłaby pieniądze by to zobaczyć. Nie potrafiła sobie wyobrazić kogoś tak szalonego, zachowującego się spokojnie i miło.
Usuwając Zareka z myśli, Strażniczka podeszła do okna, by wyjrzeć na ulicę. Było tu tak inaczej niż u niej w domu. I tak od niego daleko. Jednak nie wątpiła, że Dare i Oscar będą jej szukać. Ten pierwszy był jednym z najlepszych tropicieli w ich klanie. Nie powinien mieć kłopotów, by ją znaleźć i uratować.
Niech bogowie zmiłują się nad tą watahą, gdy do tego dojdzie...
- Tak więc... - odezwała się młoda mama, jej głos lekko zadrżał. - Zastanawiasz się może, jak mi opowiedzieć o tej broni, którą macie?
Angelina nie odezwała się. Broń była rewolucyjna i oni zginęliby w obronie jej tajemnic. Z nią, mogli udowodnić, że to ludzi są na szczycie łańcucha pokarmowego. Żadne zwierzę z Katagarii nigdy nie byłoby w stanie niczego podobnego zaprojektować.
To była jedyna rzecz jaka mogła obronić jej naród.
„- I na pewno interesuje cię, co sprowokowało zwierzęta do ataku, nieprawdaż?”
Odżyło w niej echo słów Z. Szczerze mówiąc nigdy się nad tym nie zastanawiała. Z tego, co słyszała - atak Katagaryjczyków był niespodziewany i niczym niesprowokowany.
Nigdy nie miała powodu, by w to wątpić.
Ale co jeśli prawda była inna?
- Czemu Bryani cię zaatakowała? - spytała swej towarzyszki.
- Twierdziła, że próbowała mnie uratować przed byciem pokrytą przez swojego syna - potwora. Osobiście uważam, że była pieprznięta.
To był niekwestionowany fakt. Bryani była córką ich przywódcy. I chociażby przez to, jej historia była wszystkim znana. Używano jej do straszenia dzieci w ich klanie. Biorąc pod uwagę, co ta biedna kobieta przeżyła ze strony Katagaryjczyka, nic dziwnego, że była bardziej niż szalona.
- Więzili ją w celi i wielokrotnie została zgwałcona. Wiedziałaś o tym?
Twarz Bride nabrała smutnego, pełnego sympatii wyrazu. Widać było, że ta tragedia nie była jej obojętna.
- Tylko ojciec Vane'a to zrobił, ale tak. Vane opowiedział mi wszystko o swojej rodzinie.
- A powiedział ci, dlaczego nas zaatakowano tamtej nocy?
Jej rozmówczyni zmarszczyła brwi.
- To ty nie wiesz?
- Mieliśmy teorię. Wilki musiały być głodne i poczuły zapach jedzenia. I musiały być wściekłymi Łowcami, którzy byli spragnieni krwi. Ale nie, nikt nie zna powodu ataku.
Bride wyglądała na oszołomioną jej słowami. Niedowierzanie zastąpiło szybko obrzydzenie.
- Och, doskonale wiedzieli, co zrobili. Ale nie chcieli by ktokolwiek inny wiedział. Te leżące psy...
Teraz z kolei Angelina była zaskoczona.
- O czym ty mówisz?
- Żaden mężczyzna z waszego klanu nie przyznał się, co takiego zrobił?
- Byliśmy tylko niewinnymi ofiarami.
- Jasne, a ja jestem Wróżką Zębuszką. Zaufaj mi. Atak został sprowokowany - Bride potrząsnęła głową. Mówiła z furia i pogardą. - Wiesz, Katagaryjczycy przynajmniej przyznają się do tego, co robią. Nie kłamią, by cokolwiek zatuszować.
- Skoro wiesz, co się stało, to proszę - oświeć mnie.
- Dobrze. Katagaryjczycy mieli grupkę kobiet, one były w ciąży i nie mogły podróżować. To jedna z wspólnych cech dla Katagaryjczyków i Arkadyjczyków. Kobieta w ciąży nie jest w stanie zmienić postaci, nie może też używać swych mocy by podróżować w czasie. Musi być w jednej postaci, dopóki nie urodzi dziecka albo szczeniaka - Mówiąca splotła ręce na piersi. - Ponieważ byli w średniowiecznej Anglii ukryli kobiety w lesie, z dala od wiosek i ludzi. Tak by zapewnić im bezpieczeństwo. Przez kilka tygodni wszystko było dobrze. I potem, jednej nocy, mężczyźni wybrali się na polowanie, by zdobyć dla nich jedzenie. Zobaczyli jelenia, ścigali go, i wtedy dwa wilki wpadły w sidła. Ojciec Vane'a, Markus, zmienił się w człowieka, by uwolnić ich z wnyk. Wtedy natknęli się na nich Arkadyjczycy, grupa myśliwych. Nie dali sobie nic wytłumaczyć. Zanim Markus mógł cokolwiek wyjaśnić - zastrzelili dwa uwięzione wilki. Gdy Katagaryjscy myśliwi wrócili do swego obozowiska, odkryli że większość ich kobiet i dzieci zaginęła.
Angelina przełknęła ślinę, przeszyło ją bardzo złe przeczucie, co do tego, co jeszcze usłyszy.
- Wilki szły po zapachu. Doprowadził ich on do wioski Brynai, gdzie znaleziono szczątki większości ich kobiet. One zostały zmasakrowane, a potem zdjęto z nich skóry i spalono truchła. Kilka kobiet zostało przy życiu, siedziały uwięzione w klatce. Wilki zaczekały, więc na nadejście nocy. O świcie część Katagaryjczyków wywabiła myśliwych Arkadyjskich z wioski, a reszta zajęła się ratowaniem ocalałych kobiet i dzieci. Ojciec Bryani i inni, którzy zostali, zaatakowali ich - i tą walkę właśnie pamiętasz.
Angelina kręciła głową, nie wierzyła w te słowa.
- Kłamiesz! Zaatakowali nas niesprowokowani! Nie było, żadnego powodu, dla którego mieli to zrobić! Żadnego!!
- Słodziutka - odezwała się delikatnie młoda matka.- Nie znasz prawdy, ani trochę lepiej niż ja. Ja mówię ci tylko to, co wiem od Vane'a. Szczerze mówiąc - wierzę mu i to z kilku powodów. Po pierwsze - oni nie mają kobiet w tym wieku, w jakim byłyby zamordowane. Coś je zabiło. A poza tym każdy z ich mężczyzn od czterystu lat poświęca się ochronie kobiet. Mieszkam z wilkami od czterech lat, w tym czasie nie widziałam, by którykolwiek zachowywał się agresywnie w stosunku do kogokolwiek, chyba że się bronili albo byli prowokowani. Nigdy nie zdarzyło się, by mnie okłamali. Jeśli chodzi o prawdę - to są uczciwi aż do bólu.
Jednak Strażniczka nadal nie chciała w to uwierzyć.
- Moi ludzie nie zaatakowaliby kobiet i dzieci.
- Mnie zaatakowali.
- W odwecie!
- Za co? Vane ich nie skrzywdził, ja tym bardziej. Każdy mężczyzna z mojej watahy rzucił się mi na pomoc, nawet dziadek Vane'a chciał pomóc. Coś ci powiem. Gdyby ktoś wdarł się do naszego domu i próbował mnie skrzywdzić, każdy z wilków, znajdujących się na dole, oddał by swe życie w mej obronie. I dotyczy to każdej kobiety z ich klanu.
Dziecko obudziło się i zaczęło płakać za matką.
Bride podeszła, by go podnieść.
- Wszystko dobrze, Trace. Mama tu jest.
Maluch oparł jej głowę na ramieniu.
- Gdzie jest tatuś?
- Jest z wujkiem Furym i wujkiem Z.
Chłopczyk podskoczył podekscytowany.
- Bob pobawi się z Tracem?
Matka uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Nie, kochanie. Tym razem Bob nie przyszedł z wujkiem Z. Przykro mi.
Smucił się, dopóki nie dostrzegł obcej kobiety. Zawstydzony odwrócił buzię i schował ją na ramieniu matki.
Bride pocałowała go w policzek.
- To jest Angelina, kochanie. Powiesz do niej „cześć”?
Chłopiec machnął do niej łapką, nie patrząc na nią.
Strażniczka czuła się dziwnie oczarowana małym chłopcem. Zawsze kochała dzieci i miała nadzieję, że któregoś dnia doczeka się własnych.
- Witaj, Trace.
Wyjrzał znad ramienia matki, po czym pochylił się do jej ucha. W tym czasie Bride masowała go po pleckach.
Nagle Lina przypomniała sobie kolejną scenę z przeszłości.
Bawiła się kilkorgiem chłopców, w tym z Furym. Spadli z drzewa i się potłukli. Wszyscy, poza Furym mieli drobne rany. Ten ostatni złamał sobie rękę. Pobiegł zapłakany do matki, by ta mu pomogła.
Jednak Bryani brutalnie go odepchnęła.
Wtedy wuj Angeliny chciał pocieszyć i opatrzyć chłopca. Jednak matka chłopca powstrzymała go.
- Nie śmiej uśmierzać mu bólu.
- On cierpi.
- Życie to ból i nikt go nie ukoi. Im szybciej Fury to zrozumie, tym lepiej dla niego. Im szybciej zacznie zależeć tylko od siebie tym lepiej. Złamał rękę przez własną głupotę. Teraz niech za to zapłaci.
Wyj był przerażony.
- On jest jeszcze małym dzieckiem.
- Nie, on jest moją zemstą. Pewnego dnia naślę go na jego ojca.
Angelina zadrżała na to wspomnienie. Jak mogła o tym zapomnieć? Jednak, Bryani nigdy nie była przykładnym, troskliwym rodzicem. Więc dlaczego akurat ta scena tak zapadła jej w pamięć? Zresztą to też było powodem, dla którego Dare był tak zimny. Całe życie próbował zdobyć akceptację matki.
A to była ostatnia rzecz, jaką Bryani dawała swoim dzieciom.
- Czy to jest miłe być przytulanym?
Świetnie pamiętała głos Fury'ego, gdy ją o to pytał. Były wtedy jej czternaste urodziny i jej wuj gorąco ją przytulił, zanim pozwolił jej iść grać z przyjacielem.
- Byłeś przecież przytulany.
Potrząsnął głową.
- Nie, nigdy. A przynajmniej sobie tego nie przypominam.
Próbowała sama sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziała przytulanego chłopca. Nie pamiętała. Z bolącym sercem, objęła Fury'ego i obdarzyła go jego pierwszym uściskiem.
Zamiast oddać uścisk, stał z opuszczonymi ramionami przeciśniętymi do boków. Sztywny. Nieruchomy. Nie oddychał nawet. Wyglądało tak, jakby bał się poruszyć z obawy, że skrzywdzi albo zniechęci dziewczynę.
- No i? - spytała, puszczając chłopca.
- Ładnie pachniesz.
Uśmiechnęła się.
- Ale czy podoba ci się przytulanie?
Podszedł do niej blisko, trącając ją delikatnie głową o ramię - jak wilk. Jej ramiona znów zacisnęły się wokół niego. Wtedy znów znieruchomiał.
- Podobają mi się twoje uściski, Lina - Potem uciekł i nie widziała go przez trzy dni.
Nigdy więcej nie pozwolił jej się przytulić czy chociaż dotknąć.
Nawet, gdy dzielili się sekretami. Nawet, gdy płakała. Nigdy jej nie dotknął. Po prostu wycierał jej wtedy chusteczką oczy i słuchał, dopóki nie poczuła się lepiej. Ale więcej nie zbliżył się na tyle blisko, by się dotknęli.
Do dzisiaj, gdy przybył by uratować ją przed innymi wilkami.
Dlaczego on to zrobił?
To nie miało sensu. On był zwierzęciem. Obrzydliwym. Brutalnym. Pełnym przemocy. Nie było w nim niczego z wybawcy. A jednak nie mogła wymazać z pamięci swojej przeszłości. Czasów z Furym, zwierzęciem, który był jej bliższy niż ktokolwiek inny.
- Jestem Strażniczką, Fury! - Gdy tylko się obudziła i odkryła na twarzy znaki, pobiegła w dół strumienia, gdzie Fury sypiał. To było dziwne i dopiero później zrozumiała, czemu to robił. W czasie snu zmieniał się w wilka, i nie chciał by nikt z rodziny to odkrył.
Uśmiechnął się do niej szczerym uśmiechem. W odróżnieniu od innych mężczyzn z ich klanu, Fury nie był zazdrosny, że to ona została wybrana. Był naprawdę szczęśliwy z jej powodu.
- Powiedziałaś już wujkowi?
- Jeszcze nie. Chciałam powiedzieć najpierw tobie - Pochyliła głowę, by pokazać słabo widoczne, przynajmniej na razie, ślady na policzku. - Myślisz, że będą ładnie wyglądały, gdy się wypełnią kolorem?
- Jesteś najpiękniejszą wilczycą tutaj. Jak twoje znaki, mogą sprawić żebyś wyglądała gorzej?
Podeszła do niego, chcąc go przytulić, ale on uciekł przed nią.
Prawdą było, że nawet, gdy mówiła sobie, że Fury jest niczym, tylko zwierzęciem, ona... kochała go. I przeraźliwie jej go brakowało.
Teraz on wrócił.
I nic się nie zmieniło. Nadal był zwierzęciem, a ona była tu by go zabić lub okaleczyć tak, aby nigdy nie był w stanie skrzywdzić żadnego człowieka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caeles
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod łóżka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:57, 13 Kwi 2010    Temat postu:

Chapter 4
Fury budził się powoli, całe ciało go bolało. Przez chwilę myślał, że nadal jest uwięziony w ludzkiej postaci. Ale gdy w końcu otworzył oczy, odetchnął z ulgą. Był wilkiem i był w domu.
Potarł pyskiem powoli o pościel, wdychając zapach bzu. Gdy Bride'a robiła pranie, dodawała kwiatowy płyn do płukania. Normalnie woń ta go cholernie denerwowała, ale dzisiaj czuł się jak w niebie.
- Jak się czujesz?
Podniósł łeb i zobaczył Vane'a opierającego się o ścianę. Fury szybko zmienił postać, wdzięczny, że ktoś nakrył go kołdrą.
- W porządku.
- Wyglądasz gównianie.
- Dobra, jasne, ja też nie mam ochoty się z tobą umawiać, dupku.
Vane zaśmiał się krótko.
- Musisz już czuć się lepiej. Wracasz do swojego normalnego słonecznego nastroju. A mówiąc o promiennych charakterach - jest tutaj Zarek. Jak tylko będziesz na chodzie, chce z tobą pogadać.
Dlaczego ex-Mroczny-Łowca-zmieniony-w-boga chciał z nim rozmawiać?
- Czego on chce?
- Poinformował mnie, co się dzieje w Sanktuarium. Odwołali wszelkie imprezy i lokal jest zamknięty, dopóki nie zorientują się, o co chodzi w tym ataku. Nikt nie może tam wejść ani wyjść.
- Jasne. Gdzie jest Angelia?
- Jest w pokoju dziecinnym i nie chce wyjść. Myślę, ze ma cały czas nadzieję, że lada chwila jej klan ją wytropi i uratuje z łap strasznych bestii, jakimi jesteśmy.
Fury parsknął śmiechem.
- Nie, pewnie kombinuje jak mnie posiekać na kawałki - Usiadł i złapał gwałtowny wdech. Po chwili, gdy ból ciut zelżał wstał i podszedł do komody po ubrania.
- Wiesz, mogę cię ubrać jak chcesz.
Wilk wyśmiał z miejsca ofertę brata.
- Nie potrzebuję twojej pomocy.
- W takim razie idę na dół, na obiad.
Te słowa zainteresowały rannego.
- Co Bride'a przygotowała?
- Mamy resztki indyka i szynki.
- I puree ziemniaczane?
- Oczywiście. Ona wie jak je uwielbiasz.
Rozmowa o jedzeniu sprawiła, że jego żołądek dość gwałtownie o sobie przypomniał. Przez chwilę rozważał czy najpierw iść zjeść czy odwiedzić Angelię. Był naprawdę głodny. Ale...
- Zostaw mi trochę.
Vane pochylił lekko głowę w jego stronę.
- Miałem taki zamiar. Och, i Fang umiera z ciekawości, czy Aimee dostała jego wiadomość.
Ranny zaczął zakładać spodnie.
- Przekazałem notatki Sashy. Zakładam, że on przekazał je dziewczynie... Chyba, że Dare zjadł wcześniej Sashę zanim ten mógł wypełnić swą misje.
- Wątpliwe. W takim razie przekażę naszemu braciszkowi wiadomość - Po tych słowach Vane wyszedł z pokoju.
Fury skończył się ubierać, po czym poszedł zobaczyć, co się dzieje z jego więźniem. Zapukał do drzwi i zaraz je otworzył. Od razu dostrzegł ją, siedzącą na krześle w kącie pokoju, opartą plecami o ścianę. Poruszyła się w miejscu, widocznie wybudził ją z lekkiej drzemki.
Cholera, ona była najseksowniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek w życiu widział. A zwłaszcza te jej usta, nadal nabrzmiałe po drzemce.
Już niemal wykrzywiła je w uśmiechu, ale szybko się upomniała. Przypomniała sobie pewnie, że miała nie być dla niego zbyt miła.
- Czego chcesz?
- Chciałem się upewnić, że wszystko z tobą dobrze.
Zacisnęła dłonie na oparciu krzesła.
- Nie, nie jest dobrze. Utknęłam tutaj ze zwierzętami, których jak oboje wiemy - nienawidzę. Jak mam się z czymś takim dobrze czuć?
Przewrócił oczami.
- Cóż, nikt cię tutaj nie bije. Z mojego punktu widzenia - jesteś w świetnej sytuacji.



* * *
Angelia odwróciła od niego wzrok, nie chcąc dłużej widzieć iskierek w jego pięknych turkusowych oczach.
Gdy stał tak blisko niej, trudno jej było powtarzać sobie, że on jest tylko zwierzęciem, takim samym jak ci, którzy są na dole.
Wszedł do pokoju.
Poderwała się na równe nogi, by zwiększyć odległość między nimi.
- Trzymaj się ode mnie z daleka.
- Nie mam zamiaru cię zranić... - Jego głos powoli cichł, a w oczach zapłonął mu dziwny blask.
Przełknęła głośno ślinę, bo oto spełniła się jej najgorsza obawa.
Zwietrzył jej zapach. Przerażona, cofnęła się pod samą ścianę, gotowa walczyć z nim, aż jedno nie będzie martwe.

* * *
Fury nie mógł się poruszyć, czuł jak przenika go naga żądza. Ciało miał stężałe, walczył sam z sobą by się na nią nie rzucić.
- Jesteś w rui.
Podniosła mosiężną świnkę skarbonkę Trace'a, gotowa w każdej chwili w niego nią rzucić.
- Trzymaj się ode mnie z daleka.
Dużo łatwiej było to powiedzieć, niż zrobić, jako że każda cząstka męskiego ciała wydawała się wyrywać ku niej. Wilk w nim przełknął ślinę, wietrząc kobiecy zapach. Zwierzę pragnęło tylko rzucić ją na ziemię i posiąść.
Na szczęście dla niej, nie był taką bestią, za jaką go uważała.
Zaczął się do niej powoli zbliżać.
- Nie chcę cię dotknąć.
Widocznie nie uwierzyła, bo rzuciła mu w głowę skarbonką. Złapał ją jedną ręką i odstawił na jej właściwe miejsce, na kredensie.
- Ja nie żartuję, Fury! - warknęła na niego.
- To tak jak i ja. Powiedziałem ci, że cię nie skrzywdzę i nie mam zamiaru cofać danego ci słowa.
Przeniosła spojrzenie na widoczne wybrzuszenie w jego spodniach.
- Nigdy z tobą dobrowolnie się nie połączę. Nigdy!
Te słowa zabolały go bardziej, niż powinny.
- Zaufaj mi kochanie, nie byłabyś warta tych kilku siniaków, jakich bym się przy tym nabawił. W przeciwieństwie do tych drani Arkadyjczyków, nie mamy zwyczaju ciągnąć kobiet siłą do łóżka. Siedź tu sobie i gnij, skoro taki twój wybór - Wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi.



* * *
Angelia stała nieruchomo, z mocno bijącym sercem. Czekała na jego powrót.
Jednak nie pojawił się ponownie. Znów była bezpieczna... Przynajmniej miała taką nadzieję.
W kółko i w kółko powtarzała sobie historie, jakie słyszała o tym jak Katagaryjczycy traktują kobiety, gdy są ogarnięci żądzą. Jeśli kobieta nie była połączona z którymś z nich, przekazywali ją sobie po kolei, dopóki się nią nie nasycili. Kobiety nie miały nic do powiedzenia.
- Oni są zwierzętami, wszyscy... - warknęła pod nosem, przerażona. To był jej najpłodniejszy okres w miesiącu, a ona została uwięziona z tymi potworami. - Gdzie jesteś, Dare?
Jak na zawołanie rozbłysło światło. Cała spięta szybko zdała sobie sprawę, że to nie jej przywódca przybył na ratunek.
Był to Fury. Oczy lśniły mu ze złości, gdy szedł w jej stronę. Prawdziwy drapieżnik na polowaniu.
- Nie dotykaj mnie! - uderzyła go asekuracyjnie.
Złapał ją bez trudu za rękę i unieruchomił.
- Wiesz, co? Mam zamiar dać ci jedną wartościową lekcję.
Zanim zdążyła się dowiedzieć, o co mu chodzi, przeteleportował ich z bawialni do jadalni.
Angelia wpadła w panikę, gdy zdała sobie sprawę, że w pokoju znajduje się osiem wilków w ludzkiej postaci. Po ich zapachu poznała, że tak jak i Fury, nie mieli partnerki.
Serce jej waliło mocno, próbowała uciec, ale jej prześladowca nie pozwolił na to. Blokował jej drogę ucieczki.
- Usiądziesz i zjesz coś - warknął niskim głosem. - Jak cywilizowany człowiek - Wypluł ostatnie słowa, jakby były najgorszą znaną mu obelgą.
Jak bardzo pragnęła móc korzystać ze swoich mocy i sprawić, by pożałował swego zachowania. Nie miała wątpliwości, że to ona będzie dla nich pierwszym daniem, a Fury pewnie jeszcze ją im przytrzyma, gdy inni będą ją gwałcili.
Zaciągnął ją na razie do stołu, do pustego miejsca obok Bride'a. Po drugiej stronie siedział młody, przystojny wilk, którego oczy zrobiły się czarne, gdy zwietrzył jej zapach.
Lia przygotowała się wewnętrznie na odparcie ataku.
Jego oczy pozostawały ciemne, gdy zaczął powoli się podnosić. Oto ta chwila...
Miał zamiar zniewolić ją na oczach pozostałych.
Była taka pewna tego, co się stanie... A wtedy nieznajomy skinął z szacunkiem Fury'emu, zabrał swój talerz i zajął miejsce na drugim końcu stołu.
Jej porywacz posadził ją na wolnym krześle.
Bride'a, która obserwowała całą scenę z ciekawością, lekko westchnęła.
- Rozumiem, że oboje zdecydowaliście się dołączyć do nas.
Fury przytaknął.
- Zgadza się.
Najmłodszy wilk, który siedział dokładnie naprzeciwko nich, poderwał się na równe nogi.
- Przyniosę wam talerze.
Młoda matka uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
- Dziękuję Keeganie.
Szczupły i jasnowłosy, niemal pobiegł do sąsiedniego pomieszczenia, skąd wrócił z porcelanową zastawą i srebrnymi sztućcami. Podał jeden komplet Fury'emu, potem zwrócił się do Strażniczki.
- Pozwolisz, że cię obsłużę?
- Siadaj, Keegan - warknął Fury.
Jasnowłosy Katagaryjczyk położył przed nią nakrycie i szybko wrócił na swoje miejsce.
W pomieszczeniu napięcie było tak ciężkie, że niemal można było kroić je nożem. Jej były przyjaciel jednak wydawał się tego nie zauważać. Nałożył jedzenie na dwa talerze, po czy jeden ustawił przed nią.
- Wujek Furry!
Dziewczyna podniosła wzrok i zobaczyła Trace'a wchodzącego do pokoju w towarzystwie Fanga. Maluch podbiegł od razu do wujka, który uniósł go znad ziemię i mocno przytulił.
- Hej, szczeniaczku - Przytulił malucha jeszcze mocniej, na co ten zaczął chichotać.
- Trace uderzył swój cel!
Fury roześmiał się, twarz mu się całkiem rozluźniła. Znów wyglądał jak młody chłopak, którego znała w przeszłości... Zanim stali się wrogami.
- Cieszę się, że nie byłem w czasie twojego treningu. Dobra robota, Fang.
Trace wyrwał się z ramion wujka i rzucił w stronę siedzącej blisko matki.
- Trace trafił trzy kaczki, mamusiu.
- To cudownie skarbie. Świetna robota - Bride'a posadziła sobie malucha na kolanach.
Spojrzenie nowo przybyłego wilka nabrał ostrości, gdy on też podszedł do nich bliżej i poczuł zapach dziewczyny. Wypuścił urywane powietrze, potem panując nad sobą, usiadł po drugiej stronie Fury'ego.
- Przykro mi, że opuściłeś święto dziękczynienia dzisiaj po południu.
Fury nałożył sobie dokładkę tłuczonych ziemniaków.
- Tak, mi też jest przykro.
Lia nie rozumiała, czemu te słowa wywołały w nim taki smutek.
- Święto Dziękczynienia?
Spojrzał na nią, znad indyka, którego właśnie kroił na talerzu.
- To takie amerykańskie święto. Co roku ludzie spotykają się, by całymi rodzinami dziękować za swoje życie i wzajemne towarzystwo.
- To, dlaczego wszystkie wilki są tutaj z nami - dodała Bride'a. - Te, które mają swoje życiowe partnerki wrócili już z żonami do domów. Tradycyjnie niesparowani mężczyźni zostają u nas na obiedzie, a później mają turniej, w postaci maratonu gier.
I ponownie Strażniczka nie miała pojęcia, o co chodzi.
- Turniej gier?
- Gier wideo - wyjaśnił Keegan.
Fury roześmiał się widząc zapał młodego wilka.
- Ona jest ze średniowiecznej Anglii, szczeniaku. Nie ma pojęcia, o czym mówisz.
- Mogę jej pokazać.
Fang przewrócił oczami.
- Spokojnie, chłopcze. Arkadyjskie kobiety utożsamiają nas z bestiami.
Twarz młodzieńca przybrała zasmucony wyraz i więcej już nawet nie zerknął w jej stronę.
Jeden ze starszych mężczyzn przy stole, odepchnął od siebie talerz i wstał.
- Straciłem apetyt. Dziękuję Bride'o za pyszny posiłek - zerknął na Vane'a. - Chcesz żebym tu został i pomógł ci chronić twój dom?
- Byłbym ci zobowiązany, jeśli to nie problem. Nadal nie mamy pojęcia, do czego oni są zdolni, ani co wykończyło lwa.
Obcy kiwnął jeszcze raz głową i poszedł w stronę salonu.
Dwóch innych wstało bez słowa i dołączyło do niego.
Fang podał bochenek chleba Fury'emu.
- No to jak, Keegan. Poćwiczyłeś trochę „Soul Calibura”?
Zapytany, uśmiechnął się szelmowsko.
- Mam zamiar skopać ci tyłek, kolega. Żadnej taryfy ulgowej czy dzwonków przerwy na ringu.
Vane roześmiał się.
- Uważaj, młody, on cię podpuszcza. Fang na pamięć zna wszystkie specjalne ciosy.
To wywołało zażartą dyskusję, z której Angelia nie rozumiała niemal ani słowa. Jednak ich rozmowa i żarty odprężyły ją.
Dziwne, że wcale nie wydawali jej się tacy zwierzęcy...
Wydawali jej się niemal ludzcy.
Trace powoli przechodził z kolan, na kolana. U każdego z biesiadników spędzał trochę czasu. W końcu stanął na kolanach Fury'ego i sięgnął łapką w stronę Lii.
- Masz taki obrazek na twarzy, jak czasami mój tatuś.
Zaczerwieniła się, co sprawiło, że uwaga wilków znów wróciła do jej osoby.
Wilk siedzący obok Keegana w końcu westchnął ciężko.
- Cholera, kobieto, przestań panikować ilekroć na ciebie spojrzymy! Nie rzucimy cię na stół i... - Urwał, zerkając na dziecko. - I nie zrobimy tego, czego się obawiasz. Świetnie rozumiemy, czego się boisz. Ale my nie traktujemy kobiet w ten sposób.
Bride'a zabrała Trace z kolan Fury'ego. Dała chłopcu coś do jedzenia, po czym przeniosła wzrok na drugą kobietę.
- Wiem, że nie znasz zwyczajów Katagaryjczyków. Widzisz, gdy kobieta jest... - Szybkie zerknięcie na synka. - W takim stanie jak ty, wybiera sobie samca, którego chce. Jeśli ona nie jest w stanie sama zadecydować, mężczyźni walczą między sobą, a ona wtedy zwykle wybiera zwycięzcę. Chociaż nie zawsze. Generalnie decyzja zależy tylko i wyłącznie od niej. U nich mężczyźni oddają życie i lojalność w obronie swoich samic. Ponieważ ich przetrwanie zależy właśnie od kobiet, ich dobro jest dla niech priorytetem.
Młoda matka zaczęła się podnosić, od razu poderwał się do niej Keegan by zabrać od niej malucha.
- Potrzebujesz czegoś?
- Po prostu idę do toalety, skarbie - Poklepała go lekko po ramieniu i wyszła z pokoju.
Angelia spojrzała na Fury'ego, ale on ignorował ją.
Czy to dlatego nigdy jej nie dotknął? Cofając się wspomnieniami wstecz, przypomniała sobie jak zawsze był bardziej troskliwy w stosunku do matki, sióstr czy jej samej. Dużo bardziej niż Dare. Zawsze martwił się o ich dobro. Jeśli któraś czegokolwiek potrzebowała, on zawsze był obok, gotowy im służyć.
- Czemu mnie tutaj przyprowadziłeś? - spytała.
Przełknął porcję jedzenia, zanim przemówił.
- Chcę zdobyć informacje o tej broni.
Nagle wszystkie spojrzenia zwróciły się w jej stronę i poczuła jak unoszą się jej włoski na całym ciele. Byli gotowi do ataku, a ona z trudem stłumiła narastającą panikę.
- Już o tym dyskutowaliśmy - wycedziła spomiędzy zaciśniętych zębów. - Możesz mnie torturować ile chcesz, ale nic ci nie powiem.
Vane zaśmiał się.
- Katagaryjczycy nie torturują. Oni zabijają.
Dwa starsze wilki podniosły się.
- W takim razie zabijamy ją? - spytali unisono, bez cienia emocji w głosie.
- Nie - mruknął Fury. - Objąłem ją moją ochroną.
- Och - Młodszy z mężczyzn, którzy przemówili, zabrał swój talerz i wyszedł z nim do kuchni.
W tym czasie Bride'a wróciła na swoje miejsce.
Ale jeden po drugim, pozostali mężczyźni zaczęli wychodzi. Został w końcu tylko Fang, Fury, Vane i Trace.
- Gdzie się podział Zarek? - Spytał ranny wilk.
Fang poruszył kieliszkiem, wprawiając wino w ruch. Strażniczkę uderzyło jak bardzo to był ludzki gest.
- On i Sasha polują na Dare'a.
- Mam nadzieję, że go nie zabiją, zanim ja go nie dopadnę.
- On jest twoim bratem - przypomniała mu Angelia.
Fury spojrzał na nią z ostrym błyskiem w oku.
- Pozwól, że coś ci wyjaśnię, kochanie. Kiedy Fang i Anya zorientowali się, że Vane jest człowiekiem, ochronili go przed naszym ojcem. Gdy był ranny, albo spał, na zmianę pilnowali jego ludzkiej postaci, by mieć pewność, że jego tajemnica się nie wyda. Zaś, gdy Dare dowiedział się, że jestem wilkiem, zwołał cały klan, by mnie zabili. Myślę, że powinienem zwrócić mu w jakiś sposób tę przysługę. W końcu jest już dorosłym mężczyzną, który może sam siebie bronić, a nie nastolatkiem, który musiał ratować się przed atakiem silniejszych i starszych wojowników.
- Ma również nieuczciwą broń. Myślę, że powinniśmy mu ją za zabrać i... - Fang urwał, zerkając na dziecko. - I wsadzić w jakieś miejsce, tak by mu było naprawdę nieprzyjemnie.
Wzrok jej przyjaciela z dzieciństwa nie odrywał się od jej oczu.
- Z chęcią wsadzę mu ją tam, gdzie on chciał wsunąć ten rozpalony pręt.
Angelia potrzęsła głową, słysząc te brutalne słowa.
- Każdy z was zdaje sobie sprawę, że trzymanie mnie tutaj to akt wywołania wojny.
Fury uniósł jedna brew.
- Jak to?
- Jesteście wilkami, którzy więzią jednego z członków klanu.
Van parsknął.
- A ja jestem władcą twojego klanu. Nieobecnym, to prawda, ale nadal jestem głową rodu Kattalakis, przywódcą Arkadyjskich Lykosów. W związku z tym twój klan jest pod moimi rozkazami. Wypowiedzenie wojny Fury'emu wymaga mojej aprobaty, a ja jej nigdy nie dam.
- Akceptujesz, więc jego zachowanie?
- Jest to coś, nad czym muszę pomyśleć pierwszy raz, od kiedy go znam... I chociaż jest to przerażająca myśl... To tak. Akceptuję. A ponadto, jako twój władca chcę wiedzieć wszystko o tej broni użytej na lwach. Nieudzielenie mi odpowiedzi, doprowadzi do procesu i myślę, że wiesz, jaka kara cię czeka...
Jej życie. A raczej jej śmierć. Jednak nie byłby to pierwszy raz, gdy jej grożono. Ale on był przywódcą jej Lykosów, władcą ich klanu, i gdy ktoś taki zadawał pytania - trzeba było na nie odpowiedzieć.
Nigdy nie nienawidziła praw ich gatunku bardziej niż w tej chwili.
- Nazywamy ją Impuls.
Fury skrzywił się.
- Co to do diabła jest?
- Urządzenie to wysyła mały ładunek elektryczny. Nie tak duży, by wywołały przemianę, ale wystarczający by utrzymać ciało w pierwotnej formie.
Bride westchnęła ciężko.
- Jak to obroża, którą nosisz.
Strażniczka przytaknęła.
- Tyle, że impuls z broni powoduje stałe skutki, i siedzi cały czas w ciele.
Fang potrząsnął przecząco głową.
- To nie ma sensu. Jeśli to tworzy impulsy elektryczne, musi działaś na jakieś baterie. Impuls nie jest w stanie sam długo się utrzymać.
- Używa związków chemicznych z ciała, by cały czas działać.
Vane wyglądał na chorego, na samą myśl o czymś takim.
- Czy to jest odwracalne?
- Impuls jest zbyt mały, by go móc zlokalizować w ciele. Nie ma rany wejściowej i przez to jest nie do odnalezienia.
Fang potaknął.
- Carson mówił coś podobnego.
Młoda matka skrzywiła się z niesmakiem.
- Kto wymyślił takie coś?
- Pantera w roku 3062 - odpowiedziała Angelia, wzdychając. - On sprzedaje to hurtowo.
- Po co? - Zdziwił się przywódca klanu Lykosów. - Nie potrzebujemy zarabiać pieniędzy w ten sposób.
Fury rzucił mu szybkie spojrzenie.
- Myślisz jak jeden z nas, bracie. Pantera arkadyjska. Pomyśl przez chwilę jak człowiek. Złoto to ich bożek.
Strażniczka zaczynała powoli sama dostrzegać tę różnice.
Vane spojrzał na rannego brata.
- Powinieneś wziąć ją do lwa w Sanktuarium. Niech spotka jego partnerkę, która nie jest w stanie się już z nim kontaktować. Albo jeszcze lepiej - niech pozna jego dzieci, które nigdy nie będą wiedziały jak mocno ich ojciec je kocha. Nigdy nie usłyszą jego głosu, ani nie powie im, jaki jest z nich dumny. Czy nie ostrzeże ich przed niebezpieczeństwem. Świetna robota, naprawdę. Jakoś nie umiem być dumny z waszej brutalności.
Lia nie dała się zastraszyć. Wiedziała lepiej.
- Zwierzęta tak nie robią. Nie kochają, nie troszczą się.
Fury odepchnął od siebie talerz, zanim spojrzał na nią lśniącymi złością oczami.
- Jasne. Ja nigdy nie okazałem ci żadnego z tych uczuć, prawda? - Nie dał jej odpowiedzieć, tylko gniewnie kontynuował. - Wiesz, co? Mam dość patrzenia na ciebie. Pamiętam dziewczynę, która troszczyła się o innych. Która dawała innym szansę na udowodnienie niewinności, zanim ich zaatakowała. Chcę żebyś stąd odeszła, zanim zniszczysz jeszcze te ostatnie dobre wspomnienia, jakie mam o niej - Zerwał z jej szyi obrożę i wyszedł z pokoju.
Angelia siedziała ogłuszona, nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało.
Była wolna.
- Wujku Furry? - Trace spojrzał na matkę. Nic nie rozumiał. - Dlaczego on jest taki zły, mamusiu?
- Jego uczucia zostały zranione. Niedługo znów będzie z nim dobrze.
Vane spojrzał w zaskoczone oczy Strażniczki.
- Możesz śmiało odejść. Muszę cię tylko ostrzec, że lwy są żądne krwi. Facet, którego uwięziliście w ciele lwa... Jego brat to Paris Sebastianne. Lew, którego zabiliście był ich najmłodszym bratem. Jako zwierzęta nie wierzą w zemstę, ale mają zamiar chronić swoją rodzinę. Zaatakowaliście ich bez powodu i mają zamiar was wszystkich zabić. Przede wszystkim po to, byście nie zaatakowali już żadnego innego członka ich stada. Jesteście ich zwierzyną łowną. Powodzenia.
Kobieta przełknęła ślinę.
- Ale ja go nie zastrzeliłam.
Fang wzruszył nonszalancko ramionami.
- Oni są zwierzętami. Nie interesuje ich, kto pociągnął za spust. Podążają za zapachem, a twój jest wszędzie wokół Jake'a. Miej dobre życie, pewnie nie potrwa ono dłużej niż kilka kolejnych godzin.
Strażniczka wzięła kolejny drżący oddech, słuchając jego prognozy. Nienawidziła tej myśli, ale miał rację. Nie ucieknie daleko, i było niewiele rzeczy, które mogłaby teraz zrobić. Ona była częścią tego zła. Była winna.
Nie było sposobu, by zmienić przeszłość. Poza tym nie przekona lwów, by jej nie zabijali. Nie będą słuchać głosu rozsądku i szczerze mówiąc, gdyby zrobiono coś takiego jej bliskim, ona też by nie przebaczyła.
Zasługiwała na to wszystko, za to, że zgodziła się wziąć udział w błyskotliwym planie Dare'a. Ona mogła walczyć, ale nie miała zamiaru uciekać. Jeśli takie było jej przeznaczenie, stanie mu naprzeciw z podniesionym czołem.
Ale nie chciała umrzeć, zanim nie przeprosi jednej osoby.
Przeprosiła resztę i przetransportowała się do pokoju Fury'ego.
To, co zobaczyła, oszołomiło ją jeszcze bardziej niż ostatnie wydarzenia.
Fury stał obok komody, ściskając w dłoni medalion, który podarowała mu w dniu dwudziestych siódmych urodzin, gdy osiągnął dojrzałość płciową.
„- Po co mi to? - Spytał, gdy przed laty wyciągnęła do niego rękę z prezentem.
- Teraz jesteś mężczyzną, Fury. Chciałam ci dać coś, co by upamiętniło tą okazję.”
Nie było to nic drogiego ani wymyślnego. Proste kółko z „X” na środku. A on trzymał je przez te wszystkie wieki.
Nawet po tym jak go zdradziła.
Zaciskając dłoń w pięść, warknął na nią.
- Czemu tu przyszłaś?
Sama nie wiedziała. Chociaż nie... Dokładnie wiedziała, czego chce.
- Nie mogłam odejść, dopóki nie powiem ci czegoś.
Przewrócił oczami i odezwał się suchym tonem.
- Nienawidzisz mnie. Jestem do niczego. Jestem zwierzęciem niegodnym oddychania tym samym, co ty powietrzem - wrzucił medalion do szuflady i ją zamknął.- Świetnie orientuje się w tej przemowie. Słyszałem takie słowa przez całe życie. Odejdź już.
- Nie - sprzeciwiła się. Głos łamał jaj się z powodu strachu i poczucia winy. - Nie to chciałam ci powiedzieć - Wbrew swoim instynktom zaczęła się do niego zbliżać, powoli, tak jakby podchodziła do rannego zwierzęcia. Przykryła dłonią jego rękę. - Przepraszam cię, Fury. Dałeś mi całą swoją przyjaźń i lojalność, a kiedy mnie potrzebowałeś - odwróciłam się od ciebie. Nie ma usprawiedliwienia dla mojego czynu. Mogłabym powiedzieć, że się bałam, ale nigdy nie powinnam była bać się ciebie.



* * *
Fury wbijał wzrok w jej dłoń na swojej ręce. Przez całe życie był odpychany. Po tym jak odszedł z klanu matki, nie zbliżył się do nikogo, ze strachu, że znów zostanie zraniony. Ze względu na swe niewyćwiczone moce, zawsze czuł się niepewnie w towarzystwie innych.
Jedyną osobą, która sprawiała, że przy niej czuł się w pełni normalnie i sobą, była...
Ona.
- Odepchnęłaś mnie.
- Nie - zaprzeczyła zacieśniając uchwyt na jego dłoni. - Pokonały mnie bolesne wspomnienia. Znasz mnie, Fury... Ale nawet ty nie wiesz, że nigdy, w całym swoim życiu, nie zmieniłam się w wilka. Mimo że jest on częścią mnie, nigdy tego nie akceptowałam, i całe życie próbowałam zdusić w sobie koszmarne wspomnienia. Byliśmy przyjaciółmi, ty i ja, i od kiedy odszedłeś, nie znalazłam nikogo, kto sprawiłby, że czułam się jak w twoim towarzystwie. Dla ciebie, w twoich oczach, zawsze byłam piękna.
Spojrzał w jej oczy, a cierpienie widoczne w jego oczach raniło ją głęboko.
- W twoich oczach jestem potworem.
- Potworem o imieniu Furry ?
Wyrwał rękę z jej uścisku.
- On nie umie jeszcze mówić mojego imienia.
- Nie, ale ty na nie reagujesz, a poza tym rzuciłeś się na ratunek kobiecie, która dwa razy cię zraniła.
- No i? Jestem głupim dupkiem.
Podeszła bliżej i musnęła jego twarz.
- Nigdy nie byłeś głupi.
Odwrócił twarz.
- Nie dotykaj mnie. Dostatecznie trudno jest mi zwalczać wpływ twojego zapachu. Mimo wszystko, jestem tylko zwierzęciem, a ty jesteś w rui.



* * *
O tak, była. I z każdą chwilą coraz większa część niej, chciała z nim być. Każdy hormon w jej ciele stanął w ogniu, i osłabiał całkowicie jej wolę.
A może tylko używała tego, jako wymówki? Prawdą było, że nawet z dala od niego, w przeszłości, spędziła wiele bezsennych nocy, marząc o nim. Wspominała jego wspaniały zapach i jego uprzejmość. Zastanawiała się, co by było, gdyby on był naprawdę Arkadyjczykiem i nadal z nią był.
Przez te wszystkie wieki był jej jedynym przyjacielem i przeraźliwie za nim tęskniła.
Przełykając ślinę, a wraz z nią strach, powiedziała w końcu to, czego najbardziej pragnęła.
- Weź mnie, Fury.
- Co? - Zamrugał na jej słowa.
- Pragnę cie.
Pokręcił przecząco głową i rzucił ku niej ostre spojrzenie.
- Mówią przez ciebie hormony. Nie chcesz mnie. Po prostu chcesz by ktoś cię zaspokoił.
- Jestem w domu pełnym mężczyzn. Mogę przebierać wśród nich. Albo mogę wyjść z domu i znaleźć jakiegoś obcego faceta. Ale nie chcę żadnego z nich.
Odsunął się od niej i odwrócił plecami.
Jednak ona była wytrwała. Podeszła znów blisko i zaplotła ramiona wokół jego pasa. Przytuliła się do jego pleców.
- Twój brat powiedział mi, że polują na nas lwy. Nie mam wątpliwości, że znajdą mnie i zabiją. Ale zanim umrę, chcę zrobić jedną rzecz, o której od dawna śniłam.
- Co to takiego?
- Bycie z tobą. Jak myślisz, dlaczego póki byłeś w klanie, nie wybrałam sobie żadnego mężczyzny, by z nim spać?
- Myślałem, że jesteś zwyczajnie wybredna.
Uśmiechnęła się lekko na tą sugestię. To był znów jej Fury.
- Nie. Czekałam na ciebie. Pragnęłam byś był moim pierwszym partnerem - Zsunęła jedną dłoń niżej, i objęła nią wypukłość na przedzie jego spodni.



* * *
Fury gwałtownie wciągnął powietrze. Tak trudno było mu myśleć, gdy jej dłoń pieściła go delikatnie. Trudno było mu pamiętać, czemu musiał ją zostawić.
- Bądź ze mną ten jeden raz - Przygryzła lekko koniuszek jego ucha.
Dreszcz przeszedł wzdłuż całego jego ciała, a wilk w nim zawył z rozkoszy. Szczerze mówiąc, nigdy nie miał wiele kochanek. Głównie przez kobietę, która pieściła teraz jego członek przez materiał dżinsów. Jak mógł ufać innym - skoro nawet ona go zdradziła?
Zawsze trzymał się z dala od innych wilczyc. Kiedy były w rui, trzymał się jak najdalej, i czekał aż połączą się z innymi samcami.
Tak było łatwiej. Nie lubił ludzkich emocji i nie podobał mu się żaden rodzaj intymności. Pozostawiały go zbyt wrażliwym. Otwierały go na zranienie, a on nie lubił cierpieć.
Powinien ją odepchnąć i zapomnieć o tym wszystkim. Gdy już miał to zrobić, ona zrobiła jedyną rzecz, wobec której był bezbronny - oplotła go ramionami i przytuliła do siebie. Rzecz, której nie robił nikt inny, poza jego bratankiem.
Uścisk.
- Czy masz kogokolwiek, kto cię przytula?
Jej pytanie skruszyło ostatnią linię jego oporu.
- Nie.
Puściła go i obeszła na około. Stanęła tuż przed nim. Wspięła się na palce, by dosięgnąć jego ust. Fury zawahał się. Wilki nie całowały się, gdy się parzyły. Były to działania typowo ludzkie i nigdy nie myślał, że ich doświadczy.
Ale, gdy jej wargi przykryły jego usta, zrozumiał nagle, dlaczego to tyle znaczy dla ludzi. Czuł jak jej oddech łaskocze go lekko w skórę. Jej język przesuwał się po jego zaciśniętych ustach, przekonując go by je otworzył. Próbowała jego smaku, kosztowała go. Było to coś, co wilk w nim zrozumiał.
Warcząc, oplótł ją ramionami, i w końcu zakosztował w pełni jej pocałunku.



* * *
Angelia jęknęła, pod wpływem jego dzikich pocałunków. Otoczył dłońmi jej twarz i językiem penetrował każdy centymetr jej ust. Część jej osoby, nie mogła uwierzyć, że dotykał ją wilk...
Ale to był Fury...
Jej Fury!
Już jako dziecko wiedziała, że jest dla niej tym jedynym. Jedynym mężczyzną, któremu mogła oddać swe serce.
„- Zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem, Fury, i któregoś dnia, gdy dorośniemy, będziemy wspaniałymi wojownikami. Ty będziesz pilnował moich pleców, a ja twoich.”
Jakże naiwna była to obietnica.
I jak trudna do utrzymania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caeles
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod łóżka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:57, 13 Kwi 2010    Temat postu:

* * *
Fury oderwał się od niej, przerywając pocałunek. Spojrzał w jej oczy pełne niepewności i bólu. Bała się. Wyczuwał to po jej zapachu. Nie wiedział tylko, co napawa ją lękiem.
- Wiesz, czym jestem, Lia. Zamierzasz parzyć się ze zwierzęciem. Czy jesteś na to gotowa?
Parzyć się... Tak mówili Katagaryjczycy, ku niechęci do tego terminu Arkadyjczyków.
Angelia obrysowała palcem kontur jego ust.
- Jeśli to ma być moja ostatnia noc w życiu, to chcę ją spędzić razem z tobą. Gdyby bogini przeznaczenia, nie były dla nas takie okrutne i nie zmieniły cię w zwierzę, gdy osiągnąłeś dojrzałość, zrobilibyśmy to już dawno temu. Wiem dokładnie, czym jesteś i kocham cię mimo to - Pogładziła jego nagle zmarszczone brwi. - A może kocham cię przede wszystkim z tego powodu, kim jesteś.
Fury stracił dech, słysząc jak wypowiada te słowa. Nigdy nie myślał, że je usłyszy.
Miłość.
Ale czy naprawdę to miała na myśli?
- Czy umrzesz dla mnie, Lio?
Tym razem to ona posłała mu groźne spojrzenie.
- Dlaczego mnie o to pytasz?
- Ponieważ ja byłbym gotów umrzeć, byle tylko zapewnić ci bezpieczeństwo. To jest dla mnie właśnie miłością. Chcę się upewnić, że tym razem oboje rozumiemy warunki. Bo jeśli miłością dla ciebie jest przeszycie mnie sztyletem i zostawienie na śmierć, to możesz ją ze sobą zabrać i odejść.
Zakrztusiła się słysząc jego szczere słowa.
- Nie kochanie. To nie była miłość. To byłam tylko ja i moja głupota, i przysięgam ci, że gdybym mogła cofnąć czas i wrócić do tamtego momentu... Stanęłabym do walki przy twoim ramieniu... Tak jak ci obiecywałam.
Przymknął oczy i zaczął przesuwać twarzą wzdłuż jej policzka. Uśmiechnęła się - to było takie wilcze. Oznaczał ją, mieszał ich zapachy.
I szczerze mówiąc - ona chciała mieć na skórze jego woń. Tak ciepłą i męską. Czysta esencja Fury'ego.
Cofnął się o krok i ściągnął jej przez głowę koszulkę. Oczy my zalśniły, gdy przeniósł dłonie na jej biustonosz. Zaczął ją delikatnie masować przez materiał. Uśmiechnęła się lekko, widząc jego wahanie i ostrożność.
- One cię nie ugryzą.
Powolny uśmieszek wykrzywił jego usta.
- One nie, ale ich właścicielka mogłaby.
Śmiejąc się, lekko pogłaskała go po brodzie, po czym sięgnęła za siebie, do zapięcia stanika.
Fury wciągnął powietrze, gdy część bielizny zsunęła się na podłogę. Niewielkie i kształtne, jej piesi były najpiękniejszymi rzeczami, jakie w życiu widział. Krew szumiała mu w uszach, gdy pochylił głowę, by poznać ich smak.
Lia zadrżała, czując jak jego język igra z jej sutkami. Przygryzał je i lizał, i doprowadził ją momentalnie do orgazmu. Płacząc cicho, poczuła jak miękną jej nogi.
W tym samym momencie Fury złapał ją w ramiona i delikatnie zaniósł do łóżka.



* * *
- Jak to zrobiłeś? - spytała bez tchu. - Nawet nie wiedziała, że takie coś jest możliwe.
Roześmiał się z głębi piersi - dudniący, pierwotny dźwięk. Pochylił głowę niżej, muskając jej piersi kosmykami włosów, a palcami manipulował przy zamku jej dżinsów.
- Jestem wilkiem, Lia. Lizanie i smakowanie jest naszą grą wstępną - Zsunął z nią za jednym zamachem spodnie i majteczki, po drodze pozbywając się też jej skarpetek i butów.
Serce waliło jej, gdy leżała czekając na jego powrót.
On zerwał z siebie koszulę, ukazując jej oczom doskonały tułów, poznaczony bliznami i siniakami. Uniosła lekko głowę.
- Czemu się wahasz?
- Nie waham się.
- Ależ tak, robisz to. Mogę być wilkiem, ale wiem, co Arkadyjskie wilczyce robią, gdy biorą sobie pierwszy raz kochanka. Czy ty odrzucasz mnie?
- Nigdy - odpowiedziała z naciskiem.
- To dlaczego mnie nie oczekujesz?
- Cały czas się boję, że cię urażę. Nie wiem, co w takiej chwili robią Katagaryjczycy. Powinnam się odwrócić do ciebie tyłem?
Gniew zalśnił w jego spojrzeniu.
- Chcesz zostać pokryta przez zwierzę, czy być kochana przez mężczyznę?
Westchnęła sfrustrowana. Cokolwiek by nie zrobiła - budziła jego gniew.
- Chcę być z Furym i zostać jego kochanką.
Mężczyzna przez chwilę degustował te słowa.
- To okaż mi to, jakby to zrobiła kochanka.

* * *
Jej uśmiech rozgrzewał go, a jeszcze bardziej ona sama - gdy rozsunęła szeroko uda. Przesunął po niej spojrzeniem, pozwalając sobie zatrzymać się wzrokiem na fałdkach jej kobiecości. Widział, że jest już dla niego mokra. Gotowa i chętna.
Arkadyjski zwyczaj nakazywał, by połączyli się w ten sposób. Wtedy partnerzy widzieli się nawzajem, gdy smakowali się wzajemnie.
Ale to nie było to, czego on chciał. Zdejmują spodnie, wszedł do łóżka, kładąc się między jej nogi.
Angelia drżała, czekając na niego. Myślała, że połączy się z nią jednym silnym pchnięciem. Zamiast tego zanurzył palce w jej wilgoci, po czym zlizał ją leniwie. Potem, nie odrywając od niej spojrzenia, pochylił głowę i zanurzył język w sercu jej kobiecości.
Wygięła ciało i jęczała, czując się nieziemsko. Jego język wirował wokół niej, wnikał głęboko w ciało. Czuła coraz silniejsze fale intensywnej przyjemności, bała się, że zaraz eksploduje. Nie mogła już wytrzymać, zacisnęła dłoń w jego włosach, gdy on zepchnął ją z krawędzi, prosto w morze spełnienia.
Nie odrywał się od niej, póki spomiędzy jej ust nie wyrwał się kolejny okrzyk zaspokojenia, a z oczu trysnęły łzy.
Fury dyszał z bólu niezaspokojenia. Jego penis coraz intensywniej domagał się swojej porcji pieszczot. Jednak jego rodzaj uważał, że po stosunku, trzeba zostawić kobietę w pełni zaspokojoną. Inaczej ona będzie szukała innych kochanków, którzy ją zadowolą. Chociaż miał niewiele kochanek, żadna nie narzekała na seks z nim. A nawet, gdy później były z innymi mężczyznami, jemu to nie przeszkadzało.
Jednak miał szczery zamiar być pierwszym i jedynym kochankiem Angelii.
Usiadł na łóżku i wyciągnął do niej ręce.
Ona chwyciła je i zmarszczyła brwi.
- Coś się stało?
Podnosił ją delikatnie, aż nie usiadła na łożu.
- Nie. Chciałaś wiedzieć jak wilki biorą swoje partnerki... - Pociągnął ją w stronę nóg łóżka, gdzie położył jej dłonie na mosiężnym słupku.
Lia nie była w pełni przekonana do jego pomysłu.
- Co robisz?
Pocałował ją namiętnie, po czym wskazał jej ruchem głowy kredens.
- Spójrz w lustro.
Zrobiła to i widziała w nim, jak on przeniósł się za jej plecy. Gdy tylko tam się znalazł, podniósł ją tak, że klęczała teraz na materacu, z plecami przyciśniętymi do jego klatki piersiowej. Odsunął włosy z jej szyi, dzięki czemu miał dostęp do skóry. Oplatając ją ramionami, przytulił ją i westchnął jej do ucha.
Poczuła napięcie mięśni jego ramion, gdy na chwilę otoczył dłońmi jej piersi. Kolanem szerzej rozstawił jej nogi, i przesunął jedną dłoń, by rozszerzyć fałdki jej płci.
Angelina obserwowała jego ruchy. Jak ktoś tak okrutny i niebezpieczny, może być jednocześnie tak delikatny?
Gdy znów była mokra i obolała, podniósł głowę i spotkał się z nią wzrokiem w lustrze. Nie odrywając od niej spojrzenia, wszedł w nią głęboko.
Westchnęła, czując w sobie jego wielkość. Zagryzając wargę, pchnął biodrami, zagłębiając się w niej jeszcze głębiej. Jego dłoń nie przestawała pieścić jej od przodu. Czuła jak rośnie w niej kolejna fala orgazmu. Seks zawsze dawał ich rodzajowi większą moc. Stawali się silniejsi.
Nigdy nie czuła się podobnie.
Było to tak, jakby nabierała mocy z jakiegoś pierwotnego źródła.
Fury schował twarz w jej karku, czując jak wszystkie jego zmysły wirują. Czuł się wspaniale. Nie było nic słodszego, niż uczucie, jakie wywoływało jej ciało zaciśnięte wokół niego. Gdyby ona była wilkiem, rzuciłabym się na niego z pazurami, żądając by brał ją szybciej i mocniej.
Zamiast tego poruszał się w niej powoli, rozkoszując się jej miękkością. Pięknem tej chwili. Ich intymnością. Rzadko, kiedy przy kobietach pozwalał sobie, na ukazywanie tej strony.
Głęboko w sercu, wiedział, dlaczego tak było.
Ponieważ żadna z nich nie była Lią. Ile razy w trakcie stosunków zamykał oczy, wyobrażając sobie, że obejmuje piękną przyjaciółkę z dzieciństwa? Wmawiał sobie, że to jej zapach wdycha.
Teraz nie było żadnego udawania. Ona tu była i należała do niego.
- Powiedz moje imię - szepnął jej do ucha.
Zmarszczyła niepewnie czoło.
- Słucham?
Zanurzył się w niej głęboko i zatrzymał na chwilę, by spojrzeć na nią w lustrze.
- Chcę usłyszeć jak wypowiadasz moje imię, gdy jestem w tobie. Spójrz na mnie i jeszcze raz powtórz, że mnie kochasz.
Angelia krzyknęła, czując nową falę rozkoszy, gdy pchnął ponownie.
- Kocham cię... Fury... Kocham....
Czuła jak jeszcze bardziej w niej urósł. To było coś, co umieli wszyscy mężczyźni ich gatunku. Im większą rozkosz czuli, tym więksi się robili. Zmiana jego rozmiaru jeszcze mocniej na nią podziałała. Wygięła plecy i policzkiem otarła się o jego twarz.
Przyspieszył ruchy, podczas gdy jego ręka nie przestawała pieścić płatków jej kobiecości. W jego ruchach pojawiła się zapalczywość. Był jednocześnie władczy i zaborczy. Wiele słyszała o „byciu wziętą przez kochanka”, ale dopiero teraz zrozumiała, o co w tym chodzi.
Gdy tym razem doszła, krzyknęła, rozdarta potężną falą ekstazy.
Fury zacisnął mocniej zęby słysząc odgłosy jej orgazmu. Czując zaciskanie się jej ciała. Czując jak wygięła się mocno. Pragnął czuć każde drganie i emocję, która przez nią przepłynęła.
Dopiero, gdy oparła się o niego bezwładnie plecami, pozwolił sobie skończyć. Warknął czując uwalniającą się spermę i wreszcie odczuł własną rozkoszną ulgę.
Angelia uśmiechnęła się na widok odbicia w lustrze. Fury schował głowę w zagłębieniu jej ramienia i zadrżał. Czuła jak dyszy, ale cały czas troskliwie otaczał ją ramionami. W przeciwieństwie do ludzi, gdy pozostawali połączeni, ich orgazm mógł trwać kilka minut. Normalnie, Arkadyjczyk, by się na niej położył i czekał aż skończy.
Zamiast ego, Fury wziął na siebie cały jej ciężar, i cały czas muskał delikatnie jej szyję, nie puszczając z mocnego uścisku.
- Nie skrzywdziłem cię? - zapytał.
- Nie.
Przytulił policzek do jej twarzy i zakołysał nimi delikatnie. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, przykładając mu dłoń do twarzy. W całym swoim życiu nie doświadczyła bardziej wzruszającego momentu.
To, że znalazła szczęście w ramionach zwierzęcia, było dla niej niepojęte.
Pozostał w niej, dopóki jego członek nie stał się na tyle miękki, że mógł go z niej wyjąć bez sprawienia jej bólu. Lia opadła na łóżko.
Kochanek położył się obok niej na boku, tak by móc patrzeć na jej nagie ciało.
- Jesteś taka piękna - mruknął. Śledził wzrokiem linię tatuażu Strażnika na jej policzku.
- Założę się, że nigdy nie myślałeś, że połączysz się z Arkadyjką.
- Myślałem tak, dopóki nie zmieniłem się w wilka.
Spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem.
- Czemu trzymałeś to przede mną w tajemnicy?
Uśmiechnął się gorzko.
- Och jej, naprawdę nie mam pojęcia. Może dlatego, że bałem się, że ci odbije i mnie znienawidzisz? Jaka bezsensowna myśl, nieprawdaż?
Zaczerwieniła się i odwróciła wzrok, wstydząc się, że miał rację. A tak nie powinno być.
- Tak mi przykro z tego powodu.
- Nie ma potrzeby. Nie byłaś jedyną osobą, która próbowała mnie zabić.
Nie, jego cały klan, wliczając w to jego matkę, rodzeństwo i dziadka próbował to zrobić. A jednak udało mu się przetrwać.
- Czy twój ojciec przyjął cię bez problemu?
- Nigdy nie dałem mu możliwości, by mógł mnie odrzucić. Znalazłem jego stado i zobaczyłem jak niewiele szacunku miał dla Vane'a i Fanga, i wtedy zdecydowałem się siedzieć cicho i nie zdradzać mu, że jestem jego synem. Uznałem, że próba zabójstwa z rąk jednego rodzica mi wystarczy - Zaczął zataczać palcami kręgi wokół jej piersi. - Naprawdę nigdy nie zmieniłaś kształtu?
- Jak bym mogła to zrobić?
Przerwał pieszczotę i spojrzał na nią poważnym wzrokiem,
- Myślę, że powinnaś to zrobić.
- Dlaczego?
- Ponieważ to część tego, kim i czym jesteś.
I co z tego?
- Jest to część, której nie muszę akceptować czy lubić.
- Przeciwnie, musisz.
Cała spięła się, słysząc jego ton.
- O co ci chodzi?
- Mówię ci tylko, że albo dobrowolnie zmienisz kształt, albo porażę cię prądem i wymuszę na tobie przemianę.
- Nie odważyłbyś się - szepnęła.
- Wypróbuj mnie.
Przerażona, usiadła.
- To nie jest zabawne, Fury. Ja nie chcę być wilkiem.
Turkusowe oczy pozostawały bezwzględne.
- Na jedną minutkę, zabaw mnie tak. Musisz wiedzieć, na co polujesz i czego tak nienawidzisz.
- Ale dlaczego?
- Ponieważ to jest to, czym ja jestem i chcę byś mnie zrozumiała.
Chciała zaprzeczyć. Rozumiała go. Ale zanim zdążyła się odezwać, zamknęła usta.
Miał rację. Jak ona mogła cokolwiek rozumieć, jeśli nigdy nie doświadczyła tego na własnej skórze? Jeśli to było dla niego takie ważne, zrobi to.
- W takim razie robię to tylko dla ciebie i tylko na minutkę.
Pochylił głowę i czekał.
I czekał.
Gdy minęły pełne trzy minuty, uniósł obie brwi i spojrzał na nią.
- A więc?
- Dobra, dobra. Robię to - I nie odrywając od niego wzroku, zmieniła postać.
Fury uśmiechnął się na widok wilczycy w łóżku. Ciemny brąz, z czernią i czerwienią, w tej formie była równie piękna jak w ludzkiej. Przesunął dłonią po jej futrze.
- Widzisz, nie jest tak źle. Prawda?
Rozumiesz mnie?
- Oczywiście, że tak. Tak jak i ty rozumiesz mnie. Teraz rozejrzyj się po pokoju. Zobaczy jak rzeczy wyglądają inaczej. O ile ostrzejsze są dźwięki i zapachy.
Spojrzała na niego.
- Nadal jesteś człowiekiem, Lia. Nawet, jako wilk. W tej formie pozostajesz sobą.
Błysnęło i wróciła do pierwotnego wyglądu.
- Czy...
- Tak. Tym, kim jesteśmy w jednej formie, jesteśmy też w drugiej. Nic się nie zmienia.
Angelia usiadła, zastanawiając się nad jego słowami. Zakładała, że jako wilk, w zwierzęcej formie, nie jest w stanie racjonalnie myśleć. Nie była to prawda. Zachowała wszystkie swoje myśli i uczucia. Jedyna zmiana była taka, że wyostrzyły jej się zmysły.
Wdzięczna, rzuciła się w jego stronę, by go ucałować. Ale wtedy poczuła jak jej dłoń przeszywa palący ból. Sapiąc, usiadła z powrotem, machając ręką, jakby to mogło zmniejszyć jej ból.
Fury zaklął, zanim uniósł własną lewą dłoń i na nią spojrzał. Na skórze pojawił się geometryczny wzór.
Identyczny z tym, który ona miała na dłoni.
Cholera...
- Zostaliśmy połączeni? - spytała dziewczyna bez tchu.
Wilk spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Jak to się mogło stać?
Spuściła wzrok na dłoń. W ich świecie, boginie przeznaczenia, określają, kto będzie, dla kogo idealnym partnerem, i robią to tuż po urodzeniu każdego ze zmiennokształtnych. Jedynym sposobem, by odkryć, kto jest owym partnerem, to przespać się z nim i przekonać się czy po zbliżeniu na rękach kochanków pojawi się znak.
Znak pojawia się tylko na trzy tygodnie. W tym czasie kobieta musi zdecydować się, czy chce być z przeznaczonym jej mężczyznom. Jeśli nie - może odejść, a po kilkunastu dniach - znak zniknie. Tylko, że taka niewiasta nie będzie w stanie mieć dzieci z żadnym innym mężczyznom.
Zaś mężczyzna pozostaje wtedy w celibacie do końca swego życia. Raz połączony z partnerką, nie jest w stanie spać z inną kobietą. Nigdy więcej nie będzie miał nawet najmniejszego śladu erekcji.
- Zostaliśmy wybrani - Przykryła dłonią jego rękę. - Jesteś moim partnerem.
Dla Fury'ego była to dziwna myśl. Od zawsze ciekawiło go, jakie to musi być uczucie - być połączonym z drugą osobą. Mroczny Łowca Acheron powiedział mu, że on już kiedyś spotkał swoją partnerkę, ale wilk mu wtedy nie uwierzył. Myślał, że by zdał sobie z tego sprawę...
Poza tym była tylko jedna kobieta, którą kiedykolwiek kochał...
To się nie mogło stać ot tak.
Podniósł wzrok i spojrzał na przyjaciółkę z dzieciństwa.
Czuł jak mocno bije mu serce.
- Akceptujesz mnie?
Ona w odpowiedzi przewróciła oczami.
- Nie, jestem tutaj z tobą nago, bo wszystkie moje ubrania zniknęły w jakimś tajemniczym wypadku.
- Jesteś trochę sarkastyczną istotką, co?
- Nauczyłam się tego od ciebie.
Śmiejąc się, Fury pochylił się by ją pocałować... Jednak zanim dosięgnął jej ust, eksplodowało jasne światło. Cofnął się lekko i zobaczył, że w pokoju pojawiły się cztery lwy.
Twarze mieli wykrzywione wściekle, gdy jeden z nich rzucił czymś w stronę wilka.
Złapał przedmiot w locie i skrzywił się. Szybko rzucił głowę szakala na podłogę.
- Co to do cholery ma być?
- Jestem Paris Sebastianne - Odezwał się najwyższy z lwów. - I przybyłem tutaj by zabić tą sukę, która zabiła i zniszczyła moich braci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Tfu!rczość niezależna
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin