|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Strzyga
Master of Disaster Arcymag

Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pon 11:27, 04 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Nie no, interesuje... tylko trochę mniej po prostu.
Druga sprawa powodująca wkurw - nie mam z kim jechać na Castle Party. Wybiera się co prawda trochę ludzi znanych mi z pingera albo innych społeczności internetowych, więc na miejscu będę pewnie miała towarzystwo, ale nie znam nikogo z Łodzi, kto by jechał. A tłuc się samej przez pół Polski to niefajnie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Strzyga dnia Pon 11:57, 04 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Villka
Arcymag.

Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 2166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z piątej gwiazdy na lewo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:59, 04 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Ale Strzygo... na prezentację maturalną z polskiego taki spec i maniak literacki jak Ty powinien wziąć taki temat, który sprawi mu przyjemność.
Widomo, że naprawdę trudno będzie Ciebie zagiąć na pytaniach
Po prostu dobrze się baw, bo tak naprawdę tylko ta część matury może dać prawdziwą przyjemność i satysfakcję.
Wybierasz to, czym się interesujesz: łaczych hobby z obowiązkiem i masz prawie rok na opracowanie tematu.
Poza tym do stycznia masz czas by się jeszcze 100% rozmyślić - dopiero na początku drugiego semestru podpiszesz oświadczenie, że taki-a taki temat wybierasz na maturę (najprawdopodobniej już coś takiego podpisałaś - jeżeli się rozmyślisz to w styczniu zapisujesz zmiany, ale to pewnie wiesz ).
Castle Party kiedy jest?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Strzyga
Master of Disaster Arcymag

Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pon 19:51, 04 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Deklaracje już oddaliśmy, ale do końca stycznia można zmienić... I chyba jednak tak właśnie zrobię No bo co mam później żałować, że sama sobie odebrałam jedyną możliwość legalnego przeczytania ton depresyjnej, schizowej poezji i bluźnierczych biografii świrów?
No i właśnie - nie da się ukryć, że ambicja mnie zżera. Te motywy w fantastyce to banał, a przy artystach przeklętych można się bardziej wykazać i zabłysnąć jako mól książkowy.
Przełom lipca i sierpnia.
Nie wiem, jak to działa, ale kiedy mam masę ważnych rzeczy do zrobienia i absolutny brak czasu, to mam masę pomysłów. Ale tak podobno ma każdy, więc to nie jest najgorsze - najgorsze jest to, że pomysły są dzikie i nieukształtowane. Takie z którymi absolutnie nie ma co zrobić.
W ogóle ostatnio absolutnie nie mogę nic napisać. Każda, każdziuteńka próba kończy się po niecałej stronie. Czasem ta niecała strona ląduje w koszu (zwykłym lub wirtualnym), czasem czeka na lepsze czasy - tyle że te lepsze czasy jakoś uparcie nie chcą przyjść.
skleiłam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Luiza
Arcymag
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:45, 07 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Też nie mam weny. Około pół roku temu napisałam ze 3 strony opowiadania, a niedawno je przeczytałam, stwierdziłam, że nie mam na nie zadnego pomysłu i w ogóle strasznie mi się nie podoba, załamałam się znowu mówiąc, że nic nie potrafię i zamierzam to wyrzucić...
Obecnie pisuję tylko prace na polski, bo czuję, że muszę to zrobić...
Ja mam zawsze mnóstwo pomysłów, gdy nie chce mi się ich zapisywać. Albo jak mam zły nastrój... W ogóle wymyślam wiersze, a potem chcę je zapisać, ale już nie pamiętam ich tak dobrze i próbuję użyć słów takich, by pasowały, ale nie mogę znaleźć odpowiednich. Jak nie mam przy sobie kartki to nagle mam pomysły na nowe twory, a potem wylatują mi z głowy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Strzyga
Master of Disaster Arcymag

Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Czw 18:59, 07 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Dlatego poeci i pisarze zawsze noszą przy sobie masę najdziwniejszych zabazgranych karteluszek, serwetek, papierków i połamanych ołówków, a jeśli zdarzy im się nie mieć przy sobie absolutnie niczego takiego, to piszą choćby szminką na lustrze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
kuszumai
Królowa Offtopiarstwa Arcymag

Dołączył: 24 Maj 2009
Posty: 7089
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: z podlasia... Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 22:06, 07 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Bilety autobusowe tez się liczą?
Matura... Znając mój światły mózg zacznę robić prezentację jakiś miesiąc przed - zawsze robię tak referaty itp.
Prawdziwa katorgą są dla mnie wypracowania pisane w szkole - przez pierwsze pół godziny zastanawiam się co wybrać, a dopiero potem piszę. Zazwyczaj na 5, ale strach pozostaje...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Optymistka^^
Bakałarz IV stopnia

Dołączył: 03 Sie 2009
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawaaa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:21, 09 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Ostatnie trzy tygodnie to była jakaś masakra. Nie miałam czasu absolutnie na NIC.
W niedzielę poszłam spać jakoś przed trzecią, bo uczyłam się do
- klasówki z historii
- kartkówki z przedsiębiorczości
- sprawdzianu z geografii
- kartkówki z angielskiego
W poniedziałek napisałam to wszystko, wróciłam do domu i chwilę później miałam angielski, po którym czekała mnie nauka do kartkówki z chemii, z której po trzech godzinach uczenia się rozumiałam jeszcze mniej niż wcześniej. Koleżanka tłumaczyła mi to chyba do pierwszej w nocy, kiedy mój mózg odmówił posłuszeństwa i rzuciłam zeszytem przez pokój, po czym poszłam spać.
Rano we wtorek wstałam nieprzytomna. W szkole zostałam uświadomiona, że z angielskiego jednak była praca domowa, którą odkładałam na później i w efekcie na śmierć o niej zapomniałam przez chemię. Efekt był taki, że robiłam ją na przerwach, w międzyczasie biegając między klasami, nauczycielami i moją wychowawczynią, załatwiając miliard spraw klasowych. Po lekcjach miałam trening siatkówki, prosto z treningu pobiegłam do lekarza, gdzie okazało się, że nie ma znaczenia, że byłam umówiona na 17 (a było za pięć), bo lekarz się spóźnił ponad godzinę, więc przede mną było jeszcze pięć osób. Z tego powodu doszło tam do ogromnej awantury, bo ci, którzy jeszcze nie weszli zaczęli kłócić się z tymi, którzy chcieli wejść, bo była ich godzina. W to wszystko wmieszała się jakaś baba, która chciała wejść w ogóle bez kolejki, bo "ona po coś tam, tylko na chwileczkę, no pani kochana, pozwoli pani, mi to moment tylko zajmie". Do tego baba w recepcji kazała mi dać dowód osobisty i dostała furii, kiedy usłyszała, że go nie mam (będę miała w styczniu). Teoretycznie przychodnia jest dla pełnoletnich, ale ja miałam zamówioną wizytę przez mamę i musiałam to wszystko trzy razy tłumaczyć. Po lekarzu pognałam do domu, coś tam chyba nawet zjadłam i tą samą drogą pognałam do ROMY na "Nędzników", którzy byli całkiem fajni, ale kiedy zgasło światło i zrobiło się ciepło, to tylko kolega - bo byliśmy klasowo - co chwila wbijał mi łokieć w żebra, żebym nie przysypiała. Znowu wróciłam do domu po 23 i zabrałam się za powtarzanie polskiego, więc padłam jakoś po drugiej. W środę myślałam, że nie zwlokę się z łóżka, jakimś cudem przetrwałam siedem lekcji, dowiedziałam się, że prezentację na historię muszę zrobić z koleżanką na czwartek, a nie na przyszły tydzień, załamałam się kompletnie, potem miałam mecz, wróciłam do domu, miałam angielski i tylko błagałam, żeby mnie ktoś zabił. O 20 zabrałam się za prezentację, więc gadałam przez Skype'a z koleżanką do jakiejś pierwszej, kiedy przestałam rozumieć, co do mnie mówi. W międzyczasie zdążyłam dostać jakiejś histerii, bo druga koleżanka koło dziesiątej zapytała, czy umiem niemiecki na jutrzejszy sprawdzian. Nie umiałam, bo byłam pewna, że sprawdzian jest w piątek. I faktycznie, koło północy okazało się, że jednak w piątek, tylko jej się coś pomyliło. Po kilkugodzinnym "szlag mnie nie trafi tylko dlatego, że zrobił to dawno temu" i tak teoretycznie miałam powód do radości, bo trzeba było jeszcze napisać pracę na wok - opis wybranego obrazu - a ja na szczęście zrobiłam to w sobotę. Koleżanka siedziała do pół do piątej, zresztą podobnie jak pół mojej klasy. W czwartek rano kolega zapytał, czy ja coś ćpam, bo wyglądam jak trup, potem na niemieckim babka trzy razy zadawała mi to samo pytanie, a ja nawet tego faktu nie zarejestrowałam i z ogólnego otępienia wyrwał mnie dopiero kolega, który kopnął w krzesło i podał szeptem odpowiedź. W połowie lekcji myślałam, że zagryzę pierwszą osobę, która jeszcze czegoś będzie ode mnie chciała. Prawie się popłakałam, bo jedyne, co chciałam to SPAĆ. Wróciłam do domu jak pijana i padłam na łóżko, zasypiając w ciągu sekundy. Obudziłam się o 21 i stwierdziłam, że nie umiem nic na niemiecki, skutkiem czego znowu poszłam spać o pierwszej.
Matko. Co za porypany tydzień...
Ale przynajmniej teraz będzie luźniej, bo w poniedziałek jedziemy na trzydniową wycieczkę na Ukrainę
Będziemy zwiedzać Lwów, Żółkiew i w drodze powrotnej jeszcze Zamość
Generalnie już widzę oczami wyobraźni te dantejskie sceny, które rozegrają się w autokarze. Bo jak wiadomo, najlepszą częścią wycieczek jest podróż, a ona w 99% zależy od tego, gdzie się siedzi. Bitwa o miejsca jest więc nieunikniona
I jeszcze jedno, chyba najważniejsze - wyjaśniłam sobie wszystko z przyjaciółką, więc znowu (i wreszcie) jest dobrze
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Optymistka^^ dnia Sob 18:23, 09 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Strzyga
Master of Disaster Arcymag

Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sob 22:32, 09 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Horror istotny. Wierz mi, znam ból wiążący się z niewyspaniem - jestem klasyczną sową, więc mój dzień szkolny wygląda następująco: mama przez przynajmniej pół godziny wrzeszczy na mnie rano, żebym wreszcie wstała, ja oczywiście nie mogę wstać, w wyniku czego jest awantura, która dociera do mnie piąte przez dziesiąte, bo jeszcze nie kontaktuję; następnie muszę walczyć z mdłościami, bo mój absolutnie zaspany żołądek, nie wspominając o jeszcze bardziej zaspanym i, co za tym idzie, pozbawionym zmysłu smaku otworze gębowym, odmawia przyjęcia śniadania, które we mnie wmuszają; w drodze do tramwaju jest lepiej, zwłaszcza jesienią i zimą, bo słońce wtedy nie jest zbyt ostre, więc nie zaczynają mi łzawić oczy, ani boleć głowa, a za to jest lodowaty wiatr, który mnie trochę budzi; w tramwaju - przyznaję uczciwie - zachowuję się jak ostatnie chamidło i ustępuję miejsca tylko jeżeli jest jakaś naprawdę umierająca babcia (a nie typowa łódzka babcia, która jak widzi odjeżdżający tramwaj, to bierze laskę i siaty pod pachę, po czym zapieprza szybciej niż ja bym umiała, żeby tylko zdążyć) i nie ma żadnego wolnego miejsca, bo parę razy już mdlałam/usypiałam na stojąco w tramwaju i jakoś nie mam ochoty na powtórkę; w szkole naprawdę przytomna jestem dopiero w okolicy piątej lekcji, więc jak koło szesnastej wracam do domu, to nie wiem, w co ręce włożyć, bo z jednej strony jestem niewyspana, a z drugiej to jest właśnie pora mojego normalnego funkcjonowania - ergo najczęściej czytam albo robię jakieś głupoty, gdyż na naukę mózg mam zbyt zaspany, a pójść spać fizycznie nie daję rady; wieczorem wracają moja mama i siostra, zaczynają hałasować, domagają się ode mnie uczestnictwa w życiu rodzinnym, mnie przez to dopada ból głowy, robię lekcje, bo kiedyś trzeba, ale w ogóle nie myślę o tym, co piszę, coś pooglądam, coś napiszę na blogu, zajrzę na forum i robi się pora pójścia spać; grzecznie się myję, kładę się koło jedenastej - w pół do dwunastej... i przynajmniej do pierwszej przewracam się z boku na bok. A następnego dnia wszystko się powtarza; tak wygląda mój roboczy tydzień. Kiedy leżę i nie mogę zasnąć, to czasem aż wyję z wściekłości - a moja głupia matka nie chce mi dać swoich proszków nasennych "bo jestem za młoda". I później się dziwi, że nie nie mogę wstać rano, a w szkole nic nie kumam... W gruncie rzeczy tylko w weekendy wypoczywam, bo siedzę przez pół nocy (jak teraz: o dziewiątej chlupnęłam sobie kawkę, zjadłam trochę czekolady i będę czytać lekturę - pure perfection), a później śpię do południa - no chyba, że mojej mamie uwidzi się obudzić mnie wcześniej. I wtedy jest tak samo epicka poranna awantura, jak w tygodniu.
Fajnie wreszcie było się wygadać o moich "sennych frustracjach", może szkoda, że wcześniej nie pomyślałam, aby to tutaj opisać...
Optymistko, uszy do góry!!! Ukraina jest the best! Też byliśmy w Żółkwi, może uda ci się zobaczyć i sfotografować IMO najbardziej hardkorową rzecz, jaka tam jest - bankomat Raiffeisen Bank (dobrze? tak mi Mozilla poprawia) obok drzwi zabitych dechami (sic!) Kościół tam jest piękny, ale nie umywa się do zajebistości, jaką jest lokalny folklor i takie surrealistyczne smaczki, jak właśnie ten bankomat. Miałam zdjęcia, ale kiedy komputer mi się zepsuł, musiał mieć zrobione formatowanie dysku i wszystko poszło w pizdu A takie miałam piękne zdjęcia samochodów, których już od pół wieku nie produkują... I panów żuli rozkładających camping na trawniczku pod kościołem... I nawet widziałam dziewczynę tak epicko rudą, że spodziewałam się zobaczyć w pobliżu portal z wiedźmiego kręgu...
A wóda na Ukrainie tak tania i tak mocna, że odreagujesz, nie martw się Ja niestety musiałam pozostać trzeźwa (jednego dnia, drugiego zawczasu się napiłam), bo w momencie, kiedy już-już chciałam się wmontować w imprezę, koledzy przynieśli z sąsiedniego pokoju koleżankę zalaną w trupa i trzeba było ją niemalże reanimować - okazało się, że choć kilka osób deklarowało wcześniej chęć pójścia na medycynę/pielęgniarski/farmację, to ostatecznie tylko ja (i B., która była już po kielichu i nic jej nie ruszało i trochę mi pomogła; naprawdę musiało jej nic nie ruszać, bo na trzeźwo mnie nie znosi) miałam na tyle silny żołądek i samarytańskie odruchy, żeby trzymać koleżance głowę nad kiblem, a później zawlec ją na łóżko i przykryć kołdrą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Luiza
Arcymag
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:01, 11 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Ja mam o tyle dobrze, że idę z domu dwie minuty na przystanek autobusowy i zawsze jest miejsce, bo jeżdżę szkolnym. Ale i tak się nie wysypiam, a jak che mi się spać, to jestem zła i przez to niemiła dla znajomych... Ale jak mam na 8.55 to zwykle jednak jestem szczęśliwa .
Czasem leżę parę godzin i nie mogę zasnąć, ale nie zdarza mi się to często. Tylko jak jestem czymś bardzo zestresowana to tak śpię, że co chwilę się budzę. I chyba z własnej woli nawet... Bo myślę cały czas o tym, że pewnie zaśpię, więc na wszelki wypadek wstaję co pół godziny. Ale po takich zdarzeniach nie chodzę zamulona, a po całonocnym spaniu tak . I ostatnio w środku nocy się obudziłam, bo mi się koszmar śnił. Strasznie tego nie lubię, potem muszę się cała chować pod kołdrę, bo się boję wychylić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
kuszumai
Królowa Offtopiarstwa Arcymag

Dołączył: 24 Maj 2009
Posty: 7089
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: z podlasia... Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 21:07, 11 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Szlag. Mnie. Zaraz. Trafi.
Śpię po 5 godzin dziennie - czyli tyle co zwykle, ale poprzesuwały mi się godzinki... :/ No i pacziemu do kurwy nędzy nie mam wolnego piątku? What the fuck?
Jutro spr z historii, w środę z samego rana poprawa pały z trygonometrii, za która jeszcze się nie zabrałam, napisać na środę głupi referat, odrobić resztę lekcji... Ja chcę wolne!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Luiza
Arcymag
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:18, 11 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Ja też, ja też! Jutro kartkówka z biologii, ale to nawet umiem. Ale jeszcze polski - z notatki, którą sami robiliśmy, więc nie wiem, czy mam wszystko, co mi potrzebne... A na pierwszej lekcji słówka z angielskiego. Właśnie, zapomniałam, że wszystkich jeszcze nie umiem i zaraz idę się ich uczyć... W czwartek przedstawienie na dzień nauczyciela mamy, więc mogliby nam zrobić jutro próby, a nie lekcje. W końcu ja nawet za bardzo nie wiem, kiedy wychodzę. Niby z całą grupą, ale może i oni nie wiedzą... I jeszcze z francuskiego może zrobić kartkówkę ;|. Chociaż ona robi tak, że piszą te osoby, które nie zgłosiły nieprzygotowania, a reszta nie pisze wcale. I oni piszą innym razem co innego, a oceny wpisuje tam, gdzie reszta ma z innej kartkówki .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
kuszumai
Królowa Offtopiarstwa Arcymag

Dołączył: 24 Maj 2009
Posty: 7089
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: z podlasia... Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 18:23, 13 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Facetka sfiksowała. Fakt, uczy biologii w najlepszym liceum w Polsce i przy okazji moje też, ale, no kurna, co ona wyprawia! Dzisiaj skserowała nam pół podręcznika akademickiego o bakteriach - oczywiście mamy się nauczyć na pamięć i przeanalizować wszystkie choroby bakteryjne zawarte w podręczniku i materiałach (nazwa łacińska, nazwa choroby, objawy, profilaktyka itp. itd.). Do tego interpretuje podręcznik wg siebie. Czyli nie korzystamy z niego, bo to wszystko jest do kitu...
Nie nadążamy notować, a większość to treści uniwersyteckie.
Jak zaczyna się moja notatka, którą zrobiłam na podstawie wykładu?
"Archeany nie są archebakteriami"
Co najważniejsze mezosomów nie ma, ale są i odpowiadają mitochondrium w komórkach eukariotycznych. ich nie ma, ale na maturze macie napisać, że są...
Nie lepiej jest na fizie. facetka też wykłada na uniwersytecie i wydaj mi się, że sama za bardzo nie wie jak zrobić zadanie. O_o
Angielski - dopiero teraz uświadomiłam sobie jak skrzywdziła mnie pani w gimnazjum - moja znajomość czasów sięga ndst. Jak ktoś mi podsunie tabelkę A4 z budową, to wycałuję.
Chemia - babka jest spoko (wydaję mi się, że Halkatlę też uczy). Opowiada nam bajki o kopciuszku, krasnoludkach... jedyny minus: dzieli tablicę na 8 części i każe 4 osobom na raz rozwiązywać przykłady. I weź zrób na raz...
Zapiernicz ogólny, a tu jeszcze tyle lekcji... Niby jutro ślubowanie, ale uczyć się trzeba. A tak chciałam Nikitinę przetłumaczyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
alicee
adwoKat Strzygi Arcymag

Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 3450
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 0:13, 14 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Ja z tłumaczenia musiałam całkiem zrezygnować
Skoro wszyscy tak się już żalą, to nie będę gorsza...
Wstawanie o szóstej to w zasadzie przyjemne doświadczenie, ale tylko wtedy, kiedy wstawać nie trzeba wcale- uwielbiam przytargać kocyk na parapet i oglądać wschód słońca, kiedy cała rodzina śpi... Ale wstawanie o tej barbarzyńskiej porze codziennie, połączone z wracaniem o siedemnastej i robieniem lekcji do drugiej... Nie, to nie jest to, co Ale lubią najbardziej. Do tego jestem w klasie mat-fiz-info, co nie wpływa dodatnio na moje samopoczucie. Cały czas się stresuję, że sobie jednak nie poradzę... Niby rozumiem matematykę, ale kiedy C. dowala nam trzy strony zadań z podręcznika plus dwie kartki zadań olimpijskich... Niby rozumiem fizykę, ale od zrozumienia do rozwiązywania zadań jest daleka droga... Niby zachwycam się informatyką, ale "sprawdziany powtórzeniowe z gimnazjum" (ha. ha.) mnie dobijają... Plus biologia, której naucza nas dr Ć od biol-chemów, i historia, której naucza nas JJ od humanów, plus polski, którego naucza nas człowiek, który ewidentnie minął się ze swoim powołaniem - powinien pracować na poczcie. Pomijając dość ewidentne niesprawiedliwości w ocenianiu odpowiedzi ustnych (pan profesor ma swe sympatie i antypatie... ), on się naprawdę nie nadaje do nauczania przedmiotu humanistycznego.
Generalnie lubię moje liceum (chociaż dobrze wiem, że żadna praca się jeszcze nie zaczęła i wszystko dopiero przed nami ). Ale drażni mnie, że albo jest nudno i nie robimy totalnie nic (geografia, chemia, WOS, angielski* ), albo jest totalnie hardcorowo (matematyka, fizyka, biologia). Jedyne przyjemne przedmioty to francuski, historia, wf, PO i informatyka.
*Planuję popełnić jakieś morderstwo... Zapisałam się na czterogodzinny angielski i z uwagi na niemal maksymalny wynik z testu dostałam się do najwyższej grupy, robiącej poziom Advanced. I czego się dowiaduję? Że na dwugodzinnym angielskim, po napisaniu tego samego testu, robią Professional. Krew i limfa mnie zalewa... Praktycznie przerobiłam Advanced w zeszłym roku do olimpiady. Nie robię na zajęciach NIC nowego. Teoretycznie mogłabym się przepisać na mały angielski, ale wiązałoby się to ze zmianą nauczycielki francuskiego, a tego nie zrobię. No, i kwestia dwóch ukochanych kolegów, z którymi na tenże francuski uczęszczam, też robi swoje
W dodatku przespałam zapisy do British Council i mogę próbować się tam dostać dopiero w lutym - próbować, bo kurs jest zajebiście drogi, a moi rodzice do zamożnych nie należą
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Neit
Arcymag
Dołączył: 30 Cze 2009
Posty: 1007
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 1:02, 17 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Wiecie co? Ja się nigdy nie czepiam ortografii ani interpunkcji. Ogólnie się nie czepiam jak kto pisze chociaż nie ukrywam że lubię rozumieć co czytam, a niektórych to na prawdę ciężko pojąć. Ale już nie pierwszy raz trafiło mi się coś takiego : odzywa się do mnie mailowo koleżanka która od 2 lat siedzi w USA, cała wypowiedź wygląda w stylu "Kali mieć, Kali być" i w końcu dopisek w stylu "Sorry że tak pisać, ja już słabo pisać po polska". Kur.... jakim trzeba być ciemniakiem żeby po 2 latach nie pamiętać języka którym się posługuje prawie 30 lat? Druga koleżanka tym razem w Kanadzie siedząca to samo. Obie koleżanki to osoby wykształcone, oczytane i wydawało mi się że inteligentne a tu takie cyrki. Zmiana kontynentu się na mózg rzuca? Moi rodzice od lat mieszkają w Szwecji i zapewniam was że zarówno w mowie jak i piśmie z polskim nie kuleją. Aż mnie kusi żeby koleżankom odpisać coś mało przyjemnego. Jak jeszcze raz coś takiego przeczytam to chyba kogoś pogryzę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Iblis
Adept III roku
Dołączył: 22 Kwi 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:16, 19 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Alicee-> Witaj w klubie z tym, że do ja do szkoły dojeżdżam z Niemiec , to jakieś 20 km do Szczecina ale wkurzają mnie 2 przesiadki i to, że ktoś z rodziny mnie zawsze musi podwozić na tego PKSa do Szczecina....
Zazdroszczę tego angielskiego, u mnie rozumienie stoi dość wysoko a przy pisaniu zawsze robię jakieś głupie błędy :/ No i brak mi motywacji przy 8 godzinach zajęć by pójść jeszcze na jakieś dodatkowe zajęcia....
Neit-> Mi się z własnych doświadczeń wydaje, że niektórzy tak się "wczuli" w rolę obcokrajowców, że w dużym stopniu udają, że zapomnieli już polskiego albo np. wtrącają bardzo dużo angielskich słów.
A ja dzisiaj przekonawszy się, że dalszych tomów "Przekraczając Granice" jest z 10 i wszystkie po rosyjsku zaczęłam przeklinać swoje niesamowite lenistwo, kilka lat temu zaczęłam intensywną naukę języka i to porzuciłam, tak, że teraz nic już nie pamiętam a poczekam sobie pewnie bardzo długo na dalsze tomy, a z moim tempem czytania to się najwyżej pół dnia książką nacieszę... Poza tym tyle osób z forum włada rosyjskim, że czuję się jak jakiś analfabeta =_=
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|