Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

"Białe dnie, Krwawe noce" by Mikka
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Tfu!rczość niezależna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wredniak
Imperator Offtopu
Arcymag
Imperator Offtopu <br> Arcymag



Dołączył: 07 Kwi 2009
Posty: 1442
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:21, 27 Wrz 2009    Temat postu:

Z braku zajęcia postanowiłem zapisać kilka uwag. Jest to mój całkowicie subiektywny pogląd wynikający za chwilowego braku weny. Nie mam zamiaru nikogo obrazić. Co najwyżej skłonić do refleksji Razz

Cytat:
- To może proces w tym przypadku ruszył naprzód?

Jakoś mi to zdanie zgrzyta. Zważając na to że to księżniczka, która musiała odebrać najlepsze wykształcenie,wypowiada te słowa lepsze wydawało by się np. Czy możliwym jest, aby w tym przypadku proces ruszył na przód?
Cytat:
Teraz trzeba pomyśleć nad pozostałą dwunastką.

Wydaje mi się, że poprawniej byłoby "pomyśleć o pozostałej dwunastce" lub "zastanowić się nad losem pozostałej dwunastki"
Cytat:
a innej części domu można było usłyszeć dźwięk dzwonka.

literówka brakuje w. I jak mówił mój nauczyciel: sophistication (wyrafinowanie)
"rozległ się dźwięk dzwonu." Sam czasem zapisuje sobie 4 albo 5 synonimów i sprawdzam jak brzmią, by wybrać odpowiedni. A zawsze czytam opowiadanie kilka razy, zazwyczaj coś zmieniając ;P
Cytat:
żeby to mogło być dobre dla kogokolwiek z nas.

Jeśli się nie mylę utarło się powiedzenie "wyjść na dobre"
Cytat:
Na coraz krótszy czas tracił przytomność, więc musiałem zwiększyć dawkę trucizny.

Takie to nieszczęśliwe. Ja bym zmienił na "Coraz częściej odzyskiwał przytomność", a musiałem zmieniłbym na postanowiłem, nikt go do tego czynu nie zmusił.
Cytat:
- W końcu się obudziłaś!

Konstrukcja podkreśla zniecierpliwienie i niechęć. Wydaje mi się, że bardziej na miejscu było by zmartwienie: Nareszcie się obudziłaś!
Cytat:
Blondyn podszedł i mogłam mu się przyjrzeć.

gdzie podszedł? I spójnik "i" jest taki nieciekawy. np. "Dzięki czemu mogłam"
Cytat:
Gabe spuścił głowę i skulił ramiona, jakby nagle przygnieciony.

To tylko ja, ale od razu mi się kojarzy jakiś wielki głaz spadający z niebios. "Jakby nagle ktoś położył mu wielki ciężar na barkach", "jakby otrzymał druzgoczący cios", "jakby bał się, że zaraz dostanie łomot" (to ostatnie to żart Razz)
Cytat:
żeby nie dali się wrabiać, ale nie chcieli słuchać.

Wrabiać O_o... 1750 rok...
Cytat:
Cokolwiek mu od początku podawali, teraz musieli zwiększyć dawki.
Wywaliłbym "od początku" i zmienił czas na "podają". Ja tam Strzyga nie jestem ale dawki zmieniłbym na dawkę.
Cytat:
- Pamiętasz coś z czasu, gdy spałaś? – zapytał Gabe.

Znaczy się czy śniły ci się baranki?
Cytat:
Niespecjalnie mnie to obeszło, aż się sama sobie dziwiłam.

XVIII wiek! Dziwne, ale nie czułam nic na myśl o ich bezsensownej śmierci itp.
Cytat:
Zostaliśmy sami, więc wniosek, że teraz zajmą się nami na poważnie, sam się nasuwał.

Zbyt zamotane. "Zostaliśmy tylko my. Wniosek nasuwał się sam, żarty się skończyły, teraz zajmą się nami na poważnie." A sami nie byli.
Cytat:
już dziś w nocy

Dzisiejszej nocy/tej nocy
Cytat:
Powiedziałam im to, wyglądali na zaszokowanych moim tonem.

To? To znaczy co? Gdy podzieliłam się z nimi moimi przemyśleniami/planem...
Cytat:
- Jeśli jesteś taka zimna to idź ich pozabijaj – krzyknął.

zimna? Jak Edward? Może termofor? Jak jesteś taka mądra, sama ich pozabijaj, królowo lodu. Można by też użyć innych słów: bez serca bezduszna...
Cytat:

Ta przemiana padła ci na mózg.

? XVIII wiek.
Cytat:
Oni na to zasłużyli, za to co zrobili.

Zasługi są zazwyczaj za czyny. ew. po tym co zrobili, przecież wiesz co zrobili itp.
Cytat:
zwykłą złodziejką z londyńskich ulic.

Jak to zobaczyłem wielki uśmiech pojawił się na mojej twarzy XD. Zdanie jest poprawne, ale od razu kojarzy mi się z złodziejką=rozgałęźnikiem od kontaktu ^^
Cytat:
- Wiejcie z posiadłości

To wciąż jest nie ta epoka. A to byli złodzieje. Wymknijcie się chyłkiem wydaje się lepsze.
Cytat:
To ta wariatka to zaczęła i nie zostawiła nam innego wyboru.

"i" jest zbędne oraz nieciekawe. Nie zostawiając nam...
Cytat:
Więc muszę zagrać kartami, które mam.

które dostałam. Po zastanowieniu Mogę grać tylko takimi kartami, jakie dostałam.

Cytat:
I zaczęłam się zastanawiać jak to wszystko rozegrać.

Nie zaczyna się zdania od I, Ale itp. Sam mam z tym problem i niezbyt mi się to podoba ale cóż poradzić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:32, 27 Wrz 2009    Temat postu:

Dzięks Very Happy To się nazywa konstruktywny komentarz Very Happy Rzeczywiście, to to podsuwasz brzmi lepiej. Gdy skończę pisać i wezmę się za poprawki, na pewno skorzystam z twoich uwag

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:42, 28 Wrz 2009    Temat postu:

Część 13
*teraźniejszość*

- Mam jeszcze jedno pytanie – odezwałam się po chwili. Ukradkiem spojrzałam na zegarek i zaskoczona stwierdziłam że zbliża się ósma. Ostatnie cztery godziny minęły niewiarygodnie szybko.
- Słucham – powiedziała Cass z uśmiechem. Nie wyglądała już na zdenerwowaną. Dalej nie rozumiałam ich reakcji na moje poprzednie pytanie, ale doszłam do wniosku, że gdyby chcieli mi to wyjaśnić, już by to zrobili.
- Jak spędzacie czas? To znaczy w końcu macie całą wieczność… Nie nudzi się wam?
Shade wybuchnął gromkim śmiechem, spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nie bierz sobie mojej reakcji do serca – wykrztusił, gdy się trochę opanował. – Po prostu od dwustu pięćdziesięciu lat, czasem marzę o odrobinie nudy.
Cassandra szturchnęła go łokciem w bok i posłała złe spojrzenie.
- Shadrak czasem narzeka, że gdyby to tylko było możliwe doprowadzilibyśmy go już parokrotnie do zawału – powiedział rozbawiony Gabriel, znacznie bardziej już rozluźniony. – Nie zawsze podobają mu się nasze sposoby na zabicie czasu.
- Jakie sposoby? – zapytałam, coraz bardziej zaciekawiona.
- Różne, niewinne zabawy – z uśmiechem, lekceważąco wzruszył ramionami.
- Niewinne? - odezwał się z kpiną brunet.
Cassandra spojrzała na nich rozbawiona, po czym zwróciła się do mnie.
- A obiecujesz zachować tajemnicę? – uśmiechnęła się, gdy skinęłam głową. – Musisz wiedzieć, że gdy Gabe i ja byliśmy jeszcze ludźmi, paraliśmy się złodziejskim fachem.
Spojrzałam zaskoczona najpierw na nią potem na Gabe’a.
- Byliście złodziejami?
Blondyn potwierdził z szerokim uśmiechem.
- I to całkiem niezłymi.
- Taa – powiedział Shade z westchnieniem. – A przez ostatnie dwieście pięćdziesiąt lat, mimo że uczciwie zarobionych pieniędzy mamy więcej niż jeszcze przez parę wieków zdołamy wydać, urządzają sobie zawody w okradaniu co trudniejszych celów.
- Nie chodzi o pieniądze – zapewnił Gabriel szybko. – Po kradzieży szybko odsyłamy zdobycz właścicielowi. To po prostu taka nasza gierka.
- I kto wygrywa? – zapytałam z żywym zainteresowaniem.
Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym jego uśmiech jeszcze się poszerzył.
- Idziemy łeb w łeb.
- No i jeszcze każde z nas co parę lat idzie na studia, jak ja teraz – odezwała się Cass. – Można powiedzieć, że uzupełniamy wiedzę z różnych dziedzin – dodała widząc moje zaskoczone spojrzenie. – Zresztą odkąd się ujawniliśmy, jest to dużo zabawniejsze niż jeszcze parę lat temu. Tylko Gabe notorycznie się wykręca.
- Szkoły to nie mój żywioł – wymruczał zakłopotany. – Chociaż może teraz się nad tym zastanowię… Może być śmiesznie. Ostatnio, gdy dwa czy trzy lata temu Shade postanowił odświeżyć wiedzę, miałem straszny ubaw.
- Pięć lat temu i to wcale nie było śmieszne – rzucił czarnowłosy wampir zgryźliwym tonem. – Właściwie to był koszmar.
- Dlaczego? Pięć lat temu… – zastanowiłam się. – To znaczy dwa lata po ujawnieniu? Z tego co pamiętam już na samym początku notowania mieliście bardzo wysokie. Porę na wyjście z ukrycia wybraliście idealną.
Shadrak posłał mi lekko rozbawione spojrzenie.
- To właśnie była jedna z rzeczy, która nas do tego zmotywowała. Na początku wręcz nie mogliśmy uwierzyć, że nagle z potworów prześladujących niewinnych, zrobiono z nas romantycznych bohaterów. I to na taką skalę. Odbyło się zebranie starszych i niemal jednogłośnie przeszedł wniosek o ujawnieniu. Byliśmy wszyscy już niemal śmiertelnie znudzeni ukrywaniem się. Czasem zdaje mi się, że ludzie nie do końca uwierzyli, że naprawdę jesteśmy wampirami. Nawet mimo paru nieprzyjemnych incydentów, przyjęto nas więcej niż entuzjastycznie – posłał mi piękny uśmiech.
- Więc, dlaczego mówisz. że szkoła była dla ciebie koszmarem?
Skrzywił się niechętnie. Widać nie było to miłe wspomnienie.
- W pewnym sensie właśnie z powodu tego entuzjastycznego przyjęcia… Wyobraź to sobie, niemal obsesyjny szał na punkcie wampirów i mój wygląd – wzdrygnął się, jakby przeszedł go dreszcz. – Te wszystkie dziewczyny…
Cassandra roześmiała się.
- Shade do nieśmiałych nie należy, ale to co się działo przerasta wszelkie pojęcie. Te wszystkie panny rozkochane w zmierzchowej wizji wampira, łaziły za nim niemal błagając, żeby zechciał je ugryźć. Paranoja.
- Raczej ubaw po pachy – odezwał się Gabe. – Nigdy nie zapomnę, jak musiałem Shade’a ratować, gdy rzuciły się na niego całą bandą. A Cass mnóstwo razy musiała wypraszać nieproszonych gości z ich sypialni, po powrocie do domu – puścił do mnie oko.
Zaśmiałam się ubawiona. Po chwili znów zerknęłam na zegarek i uznałam, że czas już się zbierać.
- No nic, na mnie już czas – powiedziałam. Przez ich twarze w ułamku sekundy przebiegła jakaś dziwna emocja. – Późno już, a jutro z samego rana mam zajęcia. Naprawdę dziękuję wam za tę rozmowę.
Wstałam i wyciągnęłam rękę w kierunku Cass. Ta spojrzała na nią zdziwiona, po czym podniosła się, podeszła i objęła mnie serdecznie. Zaskoczyło mnie to, ale oddałam uścisk. Shade patrzył na nas ze sporym rozbawieniem.
- Nie masz za co dziękować – powiedziała z uśmiechem, puszczając mnie. – Sprawiło mi to sporą przyjemność. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy i będziesz nas często odwiedzać.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Chciała się ze mną zaprzyjaźnić? Kto by pomyślał, że wampiry są tak serdeczne?
Shade podszedł i uścisnął mi dłoń.
- A teraz pozwól, że Gabriel cię odwiezie – powiedział z uśmiechem. Gabe poderwał się natychmiast. – Na ulicach nie jest o tej porze zbyt bezpiecznie.
- Ależ nie chcę sprawiać żadnemu z was problemu…
- Dla mnie żaden problem – zaśmiał się blondyn. Coś dziwnego błysnęło w jego szarych oczach. – Zresztą na mnie też już pora. Mam na mieście parę spraw do załatwienia.
- Więc dobrze, dziękuję.
Ruszyliśmy do drzwi. Gabe otworzył je przede mną. Obrzuciłam pozostałą dwójkę ostatnim spojrzeniem.
- Naprawdę bardzo miło było mi was poznać.
- Nam również – Cass uśmiechnęła się szeroko i puściła do mnie oko. – Mam wrażenie że spędzimy razem sporo czasu.
Uśmiechnęłam się i wyszłam z Gabrielem, mimowolnie zastanawiając się co oznaczał ten ostatni, dziwny błysk w jej zielonych oczach.



Część 14
*250 lat wcześniej*
(Dzień 30)

W sypialni było ciemno, choć nie stanowiło to dużej przeszkody dla mojego wyostrzonego wzroku. Podejrzewałam, że tak właśnie widzą koty w ciemnościach. Bezszelestnie podeszłam do ogromnego łoża, jednym ramieniem oparłam się o słupek podtrzymujący baldachim i nie wydając najmniejszego dźwięku przyglądałam się śpiącej postaci.
Jeszcze nigdy w życiu nie nienawidziłam nikogo z taką pasją, jak nienawidziłam tej niewielkiej kobiety o kasztanowych włosach, śpiącej tak niewinnie. Wydawało mi się niemal odrażające, że może spać, po tym jak przez nią zginęło tylu ludzi.
Wędrując mrocznymi korytarzami i zabijając strażników, jednego po drugim, nie czułam do nich nienawiści. W końcu wykonywali rozkazy. Co najwyżej czułam obrzydzenie i pogardę, bo robili to wszystko dla pieniędzy. Ale teraz nienawiść wręcz wrzała w moich żyłach razem ze zgromadzoną krwią.
Po tym jak wyprowadziłam Gabe’a i Rorego z posiadłości ruszyłam na łowy. Na początku nie planowałam pić krwi którejkolwiek z moich ofiar, skoro nie było mi to potrzebne. Dopiero po dopadnięciu piątego strażnika, gdy przestałam przejmować się tym co robię i zaczęłam myśleć bardziej logicznie, doszłam do wniosku, że nawet jeśli mnie ludzka krew nie satysfakcjonuje, to Shadrak może jej potrzebować. Więc kolejnych pięciu osuszyłam, aż żyły zaczęły mi pulsować z nadmiaru, jakby miały pęknąć.
Gdy zabiłam ostatniego strażnika i dotarłam do tej sypialni, poczułam się niemal obrażona, tym że Księżniczka śpi niewinnie jak dziecko. Nawet mój niekontrolowany wybuch śmiechu, niemal tuż pod jej drzwiami, jej nie obudził. Przez chwilę miałam ochotę tak po prostu rozerwać ją na strzępy. Wiedziałam, że nie sprawiło by mi to żadnej trudności. Stopień do jakiego wzrosła moja siła był wręcz niewiarygodny.
Ale ta przyjemność, nie mnie się należała…
Rozejrzałam się wokół siebie i zauważyłam ozdobne sznury wiszące przy zasłonach baldachimu. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko i bezszelestnie je zebrałam. Pochyliłam się nad śpiącą kobietą i zacisnęłam dłoń na jej ustach. Natychmiast otworzyła oczy.
Uśmiechnęłam się szeroko i trochę drapieżnie do tych przerażonych, czarnych oczu.
- Choć jest to dla mnie niesłychane poświęcenie – powiedziałam powoli. – Nie rozszarpię cię na strzępy… - mocniej zacisnęłam dłoń na jej ustach, dając jej odczuć odrobinę tej nienaturalnej siły. Niemal rozbawiło mnie zwierzęce przerażenie w jej oczach. - …ponieważ uważam, że jest ktoś komu bardziej się ten przywilej należy.
Wczołgałam się na łóżko i usiadłam na niej okrakiem, by utrzymać ją nieruchomo. Puściłam jej usta i zawiązałam sznur wokół jednego z jej nadgarstków.
Wzięła głęboki oddech.
- Ty… Nie jesteś chłopcem… - wyszeptała zdumiona.
Zaśmiałam się niewesoło i pochyliłam się żeby przywiązać jej rękę do jednego ze słupków. Po chwili to samo zrobiłam z drugą. Nie przejmowałam się tym, że supły zawiązałam najprawdopodobniej za mocno. Gdy górna połowa jej ciała była już unieruchomiona pochyliłam się i wyszeptałam niemal czule.
- Już myślałam, że nigdy się nie zorientujesz – zachichotałam cicho. – Pomyślałby kto, że to właśnie kobieta powinna się najprędzej zorientować w takiej maskaradzie.
- Będę krzyczeć, strażnicy…
- Twoi strażnicy nie żyją – oświadczyłam twardo. – A krew pięciu z nich pulsuje w moich żyłach.
- A więc jednak mój eksperyment się udał – mimo sytuacji uśmiechnęła się szeroko i mogłam podziwiać bezmiar szaleństwa w jej oczach. Niech mnie licho, ona naprawdę była stuknięta.
Pokręciłam głową niemal z rozbawieniem i zeszłam z łóżka. Z nieprawdopodobną szybkością, w identyczny sposób skrępowałam jej nogi.
- A teraz poleżysz tu jak grzeczna wariatka – powiedziałam znów się nad nią pochylając. – I zaczekasz aż do ciebie wrócę.
Uśmiechnęłam się drapieżnie.
- A w nagrodę, może nawet umrzesz bezboleśnie…

***************************

Poruszanie się po opustoszałej posiadłości mogło wywołać dreszcze. Gdy schodziłam do podziemia nadal słyszałam wrzaski Księżniczki. Chyba na wieść o rychłej śmierci do reszty postradała rozum.
Im bliżej byłam celi tym, z niewiadomego powodu, większą euforię czułam, a jedyna myśl jaka obijała się w mojej głowie to: „zaraz go zobaczę”.
Gdy weszłam do środka i w końcu ujrzałam czarnowłosego wampira, niemal się rozpłakałam, a jednocześnie jego widok sprawił, że poczułam się jakbym dostała obuchem.
Jak poprzednio, siedział przykuty do ściany. Głowę miał opuszczoną, więc nie widziałam jego pięknej twarzy. Straszliwie zmizerniał przez te dwa tygodnie i wyglądał na skrajnie wykończonego.
- Shadrak… – wyszeptałam z bólem. Nie zareagował. – Shade…
Moja wściekłość na Księżniczkę wzrosła tysiąckrotnie. Cóż, jednak nie ma co liczyć na bezbolesną śmierć.
Podeszłam do niego i opadłam na kolana. Gdy zobaczyłam jego piękną twarz moje serce zaśpiewało, a jednocześnie ścisnęło się boleśnie. Wyglądał tak… bezbronnie.
- Shade – dotknęłam jego policzka, mając nadzieję, że się obudzi. Nic z tego.
Ciągle na kolanach, pochyliłam się i bez wysiłku zerwałam łańcuchy oplątane wokół jego nóg. Nie poruszył się. Podczołgałam się bliżej i tak jak dwa tygodnie temu usiadłam na nim okrakiem. Ostrożnie zerwałam łańcuch z jego torsu i ramion. Ręce opadły bezwładnie.
- Shade! – krzyknęłam i uderzyłam dłońmi o jego pierś. Ten jego bezruch przyprawiał mnie o przerażenie. Poczułam, że z moich oczu płyną łzy, nagle z całą mocą dotarły do mnie wydarzenia ostatnich godzin. Do tej pory, odkąd się obudziłam, wszystko działo się zbyt szybko i zbyt wiele miałam na głowie, żeby rozmyślać. Śmierć tych dwunastu chłopców, których mieliśmy przecież z Gabrielem ocalić… Tak strasznie chciałam się wydostać z tej koszmarnej posiadłości.
Przywarłam całym ciałem do nieruchomego wampira, objęłam rękoma jego kark i schowałam twarz w zagłębieniu jego ramienia. Łkanie wstrząsało moim ciałem. Miałam już dość tego wszystkiego.
Nagle poczułam jak zaczerpnął głębszy oddech.
- Cassandra… - wyszeptał, a jego dłonie niepewnie mnie objęły.
Zamilkłam i zamarłam w bezruchu. Po chwili objął mnie mocniej i przesuwając jedną rękę na moją głowę, zaczął powoli głaskać moje włosy. Odchyliłam się trochę niepewnie i spojrzałam z bliska w jego złote oczy. Były nieprzytomne.
- Shade! Ocknij się, jesteś mi potrzebny.
Potrząsnął głową, próbując spełnić moją prośbę. Zamknął oczy i odetchnął głęboko. Gdy je znów otworzył wyglądały już trochę przytomniej. Niemal się roześmiałam, taką ulgę poczułam.
- Cass… za dużo… trucizny… - wyszeptał, a jego oczy znów się przymknęły i znów otwarły z trudem.
- Musimy coś na to zaradzić – powiedziałam i znów przylgnęłam do niego. – Musisz mnie ugryźć… - przechyliłam głowę, ułatwiając mu dostęp do swojej szyi. - …piłam krew strażników, powinno być jej dość żeby postawić cię na nogi.
Zawahał się, lecz po chwili poczułam jak jego kły zatapiają się w moim gardle. Czułam jak wypływa ze mnie krew, a samo ugryzienie sprawiało dziwną przyjemność.
Potrwało parę minut nim skończył się posilać i lekko szumiało mi w głowie – od tej przyjemności i upływu krwi. W końcu podniósł głowę i spojrzał na mnie już niemal całkiem przytomnie. Jakaś dziwna czułość błysnęła w jego oczach.
Uśmiechnął się, a moje serce wykonało salto.
- Jednak miałem racje, że dotrzymasz umowy.
- To wszystko już dawno wykroczyło poza jakąkolwiek umowę – stwierdziłam trochę mętnie, ale wyglądało na to, że mnie zrozumiał.
Podniosłam się trochę niezgrabnie, ciągle czując szum w uszach. Już nie byłam całkiem pewna czy był on skutkiem tylko upływu krwi. Jego uśmiech wyprawiał dziwne rzeczy z moim sercem.
Gdy się lekko zachwiałam, poniósł się błyskawicznie i mnie podtrzymał. Spojrzałam na niego w górę - był sporo ode mnie wyższy. Patrzył na mnie, a lekki uśmiech nie schodził z jego warg. Też się do niego uśmiechnęłam, miałam przeczucie, że jeszcze bardziej ucieszy go to, co miałam mu jeszcze do powiedzenia.
- Księżniczka czeka aż ją odwiedzisz.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
- To ona jeszcze żyje?
- Uznałam, że tobie bardziej należy się rozrachunek z nią – wzruszyłam lekceważąco ramionami.
Jego oczy się zwęziły, a na usta wpłynął drapieżny uśmiech.
- A więc nie każmy jej czekać dłużej – bez słowa obróciłam się i ruszyłam do drzwi celi. – Tylko jeszcze jedna sprawa nie daje mi spokoju…
Zatrzymałam się i obróciłam głowę by na niego spojrzeć. W tej samej sekundzie znalazł się tuż przy mnie i pocałował tak, że miliony fajerwerków wybuchły mi pod odruchowo zamkniętymi powiekami…

***************************

Promienie słońca łagodnie pieściły moją skórę. Czułam na sobie rozbawione spojrzenie Shade’a, stojącego tuż obok. Jeszcze parę minut temu był mocno rozbawiony, gdy tłumaczył mi, że wbrew legendom słońce nie zrobi mi krzywdy. Stojąc na szerokich schodach prowadzących do posiadłości Blackburn, wystawiałam twarz do słońca, ucieszona że mogę poczuć jego promienie.
Powtórna wizyta w sypialni Księżniczki niewiele różniła się od tego, czego się spodziewałam. Choć byłam jednocześnie trochę zaskoczona, że tę wariatkę spotkała jednak bezbolesna śmierć. Shadrak tylko popatrzył w czarne, obłąkane oczy i nie wypowiadając nawet słowa skręcił jej kark.
- Co teraz będzie? – zapytałam, nie otwierając oczu.
- Pojedziemy do mojego domu w Londynie, zabierzemy parę rzeczy i ruszymy, gdzie tylko będziesz chciała – rozległ się jego głęboki głos tuż przy moim uchu. Objął mnie w talii i przyciągnął do swojego ciała. – Za długo na ciebie czekałem, żeby teraz dać ci uciec – dodał, niemal mrucząc.
- Jakbym chciała uciekać – wtuliłam twarz w zagłębienie jego ramienia i odetchnęłam głęboko. – A co z Gabrielem i Rorym?
Zastanawiając się, oparł brodę o czubek mojej głowy.
- Nie wiem kim jest Rory, ale jeśli chodzi o twojego złotowłosego przyjaciela, podrzucimy go mojej starej przyjaciółce, która zakończy przemianę.
- Rory to dzieciak, którym się zajmuję od dwóch lat. Ma trzynaście lat.
- Proszę, proszę, moja pani ma dobre serce – rzucił ze śmiechem. – I nie lubi się do tego przyznawać – dodał, gdy poczuł szturchnięcie w brzuch.
- Wampir-żartowniś – odchyliłam głowę i spojrzałam w tę nieprawdopodobnie piękną twarz, od której widoku kręciło mi się w głowie. – A więc co z Rorym?
- Zostanie z nami, a za parę lat sam będzie mógł zadecydować czy chce być jednym z nas.
- To chyba dobry układ – uśmiechnęłam się do niego i ponownie wtuliłam w jego ciało. Nie wiedziałam na czym polegało to dziwne przyciąganie między nami, ale nie przejmowałam się tym.
Jeśli czegoś mnie ta historia nauczyła, to na pewno tego by polegać na swoich przeczuciach.
A teraz przeczucie mówiło mi, że wszystko ułoży się wręcz świetnie, o ile ten czarnowłosy i złotooki wampir będzie w pobliżu…



Część 15
*teraźniejszość*

Gdy za Amy i Gabrielem zamknęły się drzwi, odetchnęłam niemal z ulgą.
- Ciągle nie sądzę, aby to był najlepszy pomysł – powiedział Shade. Spojrzałam na niego i jak zawsze w ciągu tych dwustu pięćdziesięciu lat, które spędziliśmy razem, poczułam szarpnięcie w sercu.
Rozłożył się wygodnie na kanapie, podpierając głowę jedną ręką. Podeszłam i położyłam się koło niego, ciasno się do niego przytulając. Jak zawsze, natychmiast otoczył mnie ramieniem.
- A miałeś jakiś inny?
- Trzeba było powiedzieć wszystko wprost.
- Taaa… jasne. Już to widzę – wymruczałam kpiąco. – Miałam podejść do niej w szkole i co powiedzieć? „Cześć, Amy, wiesz mój przyjaciel zobaczył cię niedawno i zakochał się w tobie od pierwszego wejrzenia. Więc teraz musisz się zgodzić by zmienił cię w wampirzycę”? Naprawdę sądzisz, że to by poskutkowało? Ten cały pomysł z wywiadem wpadł jej do głowy w samą porę. Przynajmniej coś ruszyło naprzód.
- Aha. Zaczynałem już dostawać kota od nerwów Gabe’a. Czemu ten palant nas musi prześladować, gdy ma kiepski nastrój?
- Palant? – roześmiałam się. – Przecież go uwielbiasz.
- Tylko mu tego nie mów – mrugnął do mnie łobuzersko. – Bo stracę autorytet.
- Cała ta historia jest lekko pokręcona. Ale jak już mówiłam, cieszę się, że w końcu coś się ruszyło.
- Moja urocza intrygantka – pocałował mnie krótko. Po chwili nad czymś się zastanowił. – Ale nie musiałaś być w stosunku do niej tak wylewna.
- Nie musiałam, ale mogłam. Naprawdę ją polubiłam, Shade. Gabe mógł trafić gorzej.
Nagle parsknął śmiechem.
- A widziałaś jego minę, gdy spytała o Towarzyszy?
- To nie jest śmieszne – mimowolnie też się roześmiałam. – Rzeczywiście, nie wiedział gdzie oczy podziać. A to mu się rzadko zdarza.
- Tak czy inaczej, cieszę się że Rory niedługo wraca – wymruczał, wtulając twarz w moją szyję. – Niech jemu Gabe zawraca głowę, a nas zostawi w spokoju.
- Tak, Rory ma wyjątkowo dużo cierpliwości do Gabriela – powiedziałam kpiąco. – Pośle go do diabła, jeszcze prędzej niż ty.
- Nie są już pod twoją opieką, Cass. To już duzi chłopcy i sami mogą zająć się swoimi problemami.
- Wiem, ale to silniejsze ode mnie – odparłam, wzdychając ciężko. Podniósł głowę i pocałował mnie.
- Takie mam dziwne przeczucie, kochanie – powiedział uśmiechając się szeroko i patrząc mi w oczy. – Że wszystko ułoży się wręcz świetnie. A po drodze nieźle się ubawię.
Z rezygnacją pokręciłam głową nad jego chęcią znęcania się nad Gabrielem. Ale po chwili sama się uśmiechnęłam, bo co zabawne, sama też miałam takie przeczucie.

THE END


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wredniak
Imperator Offtopu
Arcymag
Imperator Offtopu <br> Arcymag



Dołączył: 07 Kwi 2009
Posty: 1442
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:40, 28 Wrz 2009    Temat postu:

Cytat:
- Naprawdę bardzo miło było mi was poznać.
- Nam również – Cass uśmiechnęła się szeroko i puściła do mnie oko. – Mam wrażenie że spędzimy razem sporo czasu.

Trudno mówić o zapoznaniu jeśli były koleżankami z klasy.

Cytat:
- Zostanie z nami, a za parę lat sam będzie mógł zadecydować czy chce być jednym z nas.
- To chyba dobry układ – uśmiechnęłam się do niego i ponownie wtuliłam w jego ciało. Nie wiedziałam na czym polegało to dziwne przyciąganie między nami, ale nie przejmowałam się tym.

Odniosłem wrażenie, że prawie oszaleli z głodu krwi... A to kilka lat skąd się nagle wzięło O_o. Chyba, że to takie Deus ex Machina by rozwiązać szybko problem...


W pewnym momencie pomyślałem niech tylko nie próbują zrobić z niej wampira, proszę. Przeczytałem koniec. Shit!!! No ale trudno... Choć końcówka mnie rozczarowała i to bardzo. :/


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Strzyga
Master of Disaster
Arcymag
Master of Disaster <br> Arcymag



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 14:53, 29 Wrz 2009    Temat postu:

Mikka napisał:

„Tej nocy na dworze Księżniczki zawitała śmierć” – rozbawiła nie ta myśl, tak melodramatycznie to zabrzmiało.

Zabrzmiało przede wszystkim niepoprawnie i akurat to mnie niespecjalnie bawi - "tej nocy na dwór Księżniczki zawitała śmierć".
Cytat:

Ludzka krew mi nie smakowała, a raczej nie syciła głodu który czułam, ale przecież nie spodziewałam niczego innego.

Ooo, to co ona powinna pić normalnie?
Cytat:
Usłyszałam kroki, przed sobą w mrocznym korytarzu.

O, i TO brzmi naprawdę melodramatycznie. Plus Kreatywnie Postawiony Przecinek Tygodnia.
Cytat:
(...)ale nic z tych rzeczy. Ale przecież broniłam swojego i nic poza tym się dla mnie nie liczyło, nawet głód, który od niemal miesiąca wypełniał moje ciało i umysł. Parę dni temu głód ten został zaspokojony, ale teraz Księżniczka chciałam mi to odebrać.

A ostatniego zdania nie rozumiem ni w ząb.
Cytat:
„W końcu odkryłam sposób, by was ocalić” – jej słowa wciąż od nowa odbijały się w mojej głowie, powiększając wściekłość, która zapoczątkowała tę noc trupów.

Noc trupów. Żywych. Jakoś inaczej by to wypadało sformułować.
Cytat:
A nawet jeśliby któryś zdążył, moja skóra była już na tyle twarda, że trzeba by naprawdę silnego pchnięcia, by ją przebić.

Twilight Alert! Nie, broń Borze się w tym wypadku nie czepiam. po prostu osobiście uważam, że fajniej wygląda ta wersja, gdzie wampira można poharatać, a on się później po prostu regeneruje.
Cytat:
Znów pijany, widać niektórzy potrzebują takiego wspomagacza, by sobie poradzić z zamordowaniem tuzina niewinnych „ludzi”.

Albo znajdź dobre określenie na tych coś-jakby-ludzi, albo omiń to w inny sposób. Na pewno cudzysłów nie wygląda dobrze.
Cytat:
Zabiłam już dwudziestu, osuszyłam pięciu (tych przynajmniej w miarę trzeźwych, w końcu trzeba się szanować) i miałam dość.

Ale PO CO?! PO CO się szanować, jeśli jest się trupem, w dodatku niezniszczalnym, no...
Cytat:
„Ostatni” – nie zdołałam się powstrzymać i zachichotałam cicho. Natychmiast też zatkałam sobie usta dłonią.

To celowy zabieg, że ona się zachowuje jak naprana nastolatka?
Cytat:
„Nie, nie ostatni, Cass” – napomniałam samą siebie. – „Jeszcze Księżniczka oczekuje twojej wizyty”
Mój ochrypły śmiech wypełnił korytarz.

Mój też. Coś mi to zdrobnienie "Cass" nie pasuje, ale może jakoś później mi przejdzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wredniak
Imperator Offtopu
Arcymag
Imperator Offtopu <br> Arcymag



Dołączył: 07 Kwi 2009
Posty: 1442
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:56, 29 Wrz 2009    Temat postu:

Strzyga napisał:

Cytat:

Ludzka krew mi nie smakowała, a raczej nie syciła głodu który czułam, ale przecież nie spodziewałam niczego innego.

Ooo, to co ona powinna pić normalnie?

Do puki transformacja nie zostanie ukończona (kilka miesięcy) trzeba ssać innego wampira. Wyraźna nieznajomość treści!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Strzyga
Master of Disaster
Arcymag
Master of Disaster <br> Arcymag



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 14:59, 29 Wrz 2009    Temat postu:

Piszesz z perspektywy kogoś, kto czytał całość, a ja oceniam od dechy do dechy i wyjątkowo nie zaglądam na koniec, żeby móc przeprowadzić analizę "na czysto". Jeśli się czyta po kolei, to w tym momencie nie wiadomo zbytnio, o co chodzi. Ale to nie jest błąd, bo jest wyjaśnione później. Tak tylko zauważyłam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wredniak
Imperator Offtopu
Arcymag
Imperator Offtopu <br> Arcymag



Dołączył: 07 Kwi 2009
Posty: 1442
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:01, 29 Wrz 2009    Temat postu:

A to przepraszam, w tej chwili niestety już nie pamiętam co było w jakiej kolejności.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:11, 30 Gru 2009    Temat postu:

Nikt sie dalej nad tym nie znęca? Szkoda. A ja sobie dalej piszę i piszę, ale w tym będę musiała w końcu wziąć się za poprawki. I tytuł lepszy muszę wymyślić, ale brak idei.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanguina
Adept V roku



Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świebodzin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:29, 27 Lut 2010    Temat postu:

Naprawdę dobre opowiadanie. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:19, 02 Mar 2010    Temat postu:

Hy hy pobawię się Wink Miałam co prawda tego tu nie zamieszczać, bo jak stwierdziła Strzyga jest to miałkie, ale co mi tam Wink
Przedstawiam drugą część mojego nieszczęsnego opka o wampirach (tu co prawda z anielskimi dodatkami, ale to się wytnie Wink) Jest już niemal zakończone (ciągle próbuję się zdecydować JAK to skończyć i jednocześnie walczę z Zagubionymi)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:25, 02 Mar 2010    Temat postu:

Część Druga
Cinneadh an chroí

Prolog
- Szlag by to trafił!
Shadrak z pewną konsternacją spojrzał na swoją Towarzyszkę z nad książki, którą czytał. Siedziała po turecku na ogromnym łóżku i pięściami ściskała skronie.
- Coś się stało, kochanie?
- Gabriel – odparła ponuro, przez zaciśnięte zęby.
Musiał powstrzymać uśmiech, wiedząc, że jeśli jego ukochana zobaczy, że ta sytuacja go bawi, może mu się oberwać. Cassandra miewała gwałtowny temperament, szczególnie, gdy nabijał się z cierpień jednego z jej najlepszych przyjaciół.
W sumie doskonale rozumiał irytację Cass. Jego ostatnio Gabe też doprowadzał do szewskiej pasji.
Od wywiadu, z którym Towarzyszka Shade’a wiązała tyle nadziei, minęły dwa miesiące, a Gabriel ciągle nie mógł się zebrać w sobie na tyle, by zakończyć całą irytującą sprawę.
W pewnym sensie Shade go rozumiał. Blondyn zdecydowanie lepiej radził sobie z kradzieżami, niż z wyjawieniem kobiecie, w której się zakochał, co do niej czuje. Gabriel miotał się niczym tygrys w klatce, przy okazji doprowadzając do szału swoich przyjaciół.
Shade z westchnieniem zamknął książkę i wstał z głębokiego fotela, w którym do tej pory starał się odprężyć. Usiadł na łóżku i objął Cass.
- Wiesz, że w każdej chwili mogę rozwiązać tę sytuację – wymruczał w jej czarne włosy. I naprawdę mógł to zrobić. Wystarczyło jedno jego słowo, by Gabe zrobił to na co sam nie mógł się zdobyć. Shade uśmiechnął się lekko, myśląc, że takie rozwiązanie byłoby chyba najlepsze dla wszystkich zainteresowanych.
Cassandra westchnęła ponuro i oparła brodę o jego ramię.
- Nie. On to musi zrobić sam. Tak będzie uczciwiej w stosunku do Amy. Już i tak… - zamilkła nagle i zmarszczyła brwi z niepokojem.
- Shade, coś się dzieje…
Odchylił głowę i spojrzał na nią.
- Co?
- Jake wzywa pomocy. I on… - spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma. - …jest ranny.
- Niemożliwe – Naprawdę było to niemożliwe. Jake był wampirem, tak samo jak oni, jednym z podwładnych Shade’a. A przecież ich skóra była niezniszczalna i żadnego z nich nie dało się zranić.
- Nie wiem jak to możliwe, ale przekaz jest jasny – powiedziała z irytacją, odczytując myśli Shadraka.
Poderwał się z łóżka, z prędkością, która tylko takim jak oni była dostępna.
- Musimy to sprawdzić. Zawiadom Gabe’a i Rorego. Spotkamy się na miejscu.

Rozdział 1
Gdy rozległo się pukanie do drzwi wejściowych siedziałam na mojej sfatygowanej kanapie czytając i gładząc futro pięknego białego kota, którego imienia nawet nie znałam. Przybłąkał się ponad miesiąc temu i spędzał w moim domu mnóstwo czasu.
Ze zdziwieniem spojrzałam na drzwi. Nie spodziewałam się żadnych gości i sobie ich nie życzyłam. Cały ranek spędziłam ucząc się - w końcu studia to nie przelewki - a teraz chciałam się zrelaksować przy ciekawej lekturze.
Wstałam i z irytacją odgarnęłam z twarzy natrętny rudy lok. Czas wybrać się do fryzjera.
- Ciekawe kto to? – wymruczałam do siebie. Spojrzałam na kota, który – co dziwne – już siedział pod drzwiami i z irytacją machał ogonem.
- Zapraszałeś gości, Chastit? – zapytałam z rozbawieniem. Po czym westchnęłam ciężko. – Coraz gorzej ze mną skoro gadam do kota.
Gdy pukanie rozległo się ponownie, ruszyłam do drzwi i otworzyłam je, zastanawiając się jak spławić natręta. Nic nie przygotowało mnie na widok mężczyzny, który za nimi stał. Zamarłam z otwartymi ustami. „To wampir, z całą pewnością” – pomyślałam tylko.
Uśmiechnął się widząc mój szok. Na pewno nie był przystojniejszy od Shade’a, tutejszego przywódcy wampirów, którego poznałam dwa miesiące temu, ale i tak jego widok sprawił, że zgłupiałam.
Niby powinnam już przywyknąć, bo przecież w ciągu minionych miesięcy często spotykałam wampiry. Szczególnie Shade’a, Cass i Gabriela. Chyba można powiedzieć nawet, że się z nimi zaprzyjaźniłam. Ale każdy nowo spotkany wampir działał na mnie w taki właśnie sposób. Nieziemska uroda, w różnych wariantach, ale zawsze oślepiająca.
W końcu jako tako się pozbierałam.
- Słucham?
- Ty jesteś Amy Drake? – znów wyszczerzył zęby, ubawiony. Miał kasztanowe włosy i zielone oczy, które skądś znałam. – Nazywam się Rory O’Neil i jestem przyjacielem Cass. Przysłała mnie do ciebie, żebym spytał czy nie widziałaś może… - nagle spojrzał w dół, zaskoczony. – Eee… ładny kotek.
Uśmiechnęłam się.
- Też tak uważam, chociaż nie jest mój. Przybłąkał się jakiś czas temu. Wejdziesz?
Stał chwilę, najwyraźniej zastanawiając się nad tą propozycją. W końcu wszedł i rozejrzał się z zaciekawieniem. Lekko się zjeżyłam. Na pewno był przyzwyczajony do większych luksusów, w końcu wampiry miały mnóstwo czasu na zarabianie pieniędzy. Ale ja lubiłam moje niewielkie mieszkanko.
- Przytulnie tu – odezwał się w końcu.
Wzruszyła ramionami.
- Ciasne, ale własne.
Znów rzucił mi szeroki uśmiech, a ja się rozluźniłam. Po chwili znów spojrzał na kota. Wydawał się nim dziwnie zafascynowany.
- A więc przysłała cię Cass? –spytałam.
Rory – z jakiegoś powodu mocno rozbawiony – oderwał wzrok od złotych ślepi kota.
- A tak. Chciała żebym spytał, czy nie wiesz może, gdzie jest Gabriel.
- A skąd miałabym to wiedzieć? – spojrzałam na niego zaskoczona. – Przecież to ona jest telepatką, powinna zawsze wiedzieć gdzie jest któryś z was.
- I przeważnie tak jest. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie to czasami uciążliwe, szczególnie, że bywa nadopiekuńcza – skrzywił się lekko. – Ale z Gabrielem czasem bywa inaczej. Jest zmiennokształtnym i gdy zmieni postać Cass może go „czytać” tylko gdy znajdują się w niewielkiej odległości.
- Cass bywa uciążliwa? – zdziwiłam się. – Wydawało mi się, że wszyscy ją uwielbiają.
- Oczywiście że uwielbiamy. Ale właściwie wychowywała mnie i nadal czasem jestem traktowany przez nią jak dziecko.
Teraz skojarzyłam skąd znam te zielone oczy.
- Jesteście rodzeństwem?
- Nie, chociaż wielu tak myśli – uśmiechnął się. Po chwili spoważniał i z jakimś dziwnym zakłopotaniem spojrzał na białego kota. Już miałam spytać co go tak w tym zwierzęciu fascynuje, gdy nagle się odezwał.
- No cóż, skoro nie wiesz gdzie jest Gabe, muszę lecieć – wyglądał na lekko zdenerwowanego. – Wynikły pewne kłopoty i Shade bardzo chce go widzieć – miałam dziwne wrażenie, że wcale nie mówi do mnie.
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – powiedziałam z uśmiechem.
- Na pewno. Dopiero wróciłem do miasta i jeszcze jakiś czas tu pozostanę – odwzajemnił uśmiech i otworzył drzwi. Kot natychmiast przez nie zwiał.
- Chastit znów rusza w trasę – westchnęłam z rezygnacją.
- Chastit* ?– odezwał się Rory z rozbawieniem.
- No tak, to taki żart… Nie wiedziałam jak się nazywa a jest taki biały…
- Rozumiem. W takim razie do zobaczenia.
Wyszedł szybko, nim zdążyłam odpowiedzieć. Przez chwilę czułam pokusę, by spojrzeć jeszcze na niego przez okno, ale tylko zbeształam się w myślach i wróciłam do książki. Już nie wydawała się tak pociągająca.
Przez moment zastanowiłam się też, co to za „kłopoty” się pojawiły. Ale w końcu to nie moja sprawa.

*Chastit [czyt. czastit] – od „chastity” czyli „cnoty”.
*******************
Gdyby Amy jednak wyjrzała przez to okno ujrzałaby widok co najmniej niecodzienny.
Już za drzwiami Rory ze złością przeczesał palcami kasztanowe włosy i rzucił wściekłe spojrzenie białemu kotu, który wpatrywał się w niego bez mrugnięcia. Rozejrzał się czujnie. Dzielnica domków jednorodzinnych na przedmieściu, cicha i spokojna wydawała mu się niemal rajem po pobycie w centrum miasta. Gdy upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu niemal wysyczał:
- Cass się wścieknie jak się dowie, że uciekasz się do takich numerów, Gabe.
Błysnęło światło i już po chwili na miejscu białego kota siedział wysoki blondyn, całkiem nagi i najwyraźniej mocno zakłopotany. Sięgnął pod najbliższy z gęstych krzaków i wyciągnął stamtąd ukryte ubranie. Szybko wciągnął na siebie dżinsowe spodnie i czarny bezrękawnik.
- Chyba jej nie powiesz? – rzucił, posyłając przyjacielowi błagalne spojrzenie.
Rory westchnął ciężko.
- Nie powiem, bo i mnie urwałaby głowę za to że od razu cię nie wydałem, gdy tylko się zorientowałem. Czemu po prostu nie powiesz temu rudzielcowi o co chodzi? Wszyscy mamy już dość tego twojego niezdecydowania.
- A co ty byś zrobił na moim miejscu? – szare oczy sposępniały. – W mojej normalnej postaci nawet nie zwraca na mnie uwagi.
- Nie wiem co bym zrobił, Gabe. Wiem tyle że w tej chwili mam ochotę wywołać porządną burzę i potraktować cię błyskawicami, aż w końcu przestaniesz się zachowywać jak szczeniak.
Blondyn wyglądał żałośnie, więc Rory się zlitował.
- Chodźmy, Shade i Cass chcą widzieć nas obu. Wygląda na to, że mamy jakiś poważny problem.
Gabriel zareagował entuzjastycznie, najwyraźniej miał nadzieję, że nowa sprawa oderwie jego myśli od jego własnych problemów.
- Chodźmy – powiedział raźno.
O’Neil znów westchnął i pomyślał z cierpkim uśmiechem, że w końcu naprawdę skończy mu się cierpliwość i „naładuje” tego łobuza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:29, 02 Mar 2010    Temat postu:

Rozdział 2
Zadawanie się z wampirami bywa kłopotliwe.
Wiem co mówię.
Już sam fakt, że Cass nie pojawiła się dziś na zajęciach powinien dać mi do myślenia, ponieważ opuścić je zdarzało jej się bardzo rzadko. Nie tak dawno zapytałam ją, dlaczego w szkole niemal ciągle wygląda na rozbawioną. Stwierdziła, że choć nie może czytać w ludzkich myślach (co samo w sobie czasem jest dla niej ulgą), to niezmiernie bawi ją to, że wcale nie musi tego potrafić, żeby wiedzieć dlaczego 90% dziewczyn niemal cały czas rzuca jej nienawistne spojrzenia. Ta odpowiedź wydała mi się raczej dziwna, bo mnie na przykład jakoś wcale nie bawiło to, że odkąd zaczęłam przebywać z Cass, spora część tych 90 procentów także na mnie zaczęła krzywo patrzeć.
A jeszcze bardziej martwił mnie fakt, że Shade dość złośliwie ostatnio zasugerował, że Rory i Gabriel też powinni „odświeżyć” wiedzę. Nie to, żebym miała coś przeciwko, bo choć Rorego dopiero co poznałam, to jeśli jest choć w połowie tak dobrym towarzyszem jak Gabe, może być zabawnie. Moje przerażenie tą sugestią wynika raczej z powodu ich wyglądu i opowieści o szkolnych przygodach Shade’a. Nietrudno się domyślić, że historia może się powtórzyć i to podwójnie. Straszna perspektywa.
No i przebywać jeszcze więcej czasu w towarzystwie Gabriela? Już i tak miałam poważny problem z udawaniem, że wcale się nim nie interesuję. Nie jestem masochistką i zadaję sobie sprawę, że nie ma szans, żeby się mną zainteresował. I nie chodzi o to że jestem zakompleksiona czy coś. Właściwie to uważam się za całkiem normalną dziewczynę. A przynajmniej na tak normalną, jak pozwala na to mój życiorys.
Odpędziłam ponure myśli i spojrzałam ukradkiem na wysokiego blondyna, stojącego tuż koło mnie w windzie.
Zjawił się przed gmachem szkoły, gdy wychodziłam z zajęć razem z resztą grupy i oświadczył, że Cassandra i Shade chcieliby się mnie poradzić w jakieś ważnej sprawie. Nie mam pojęcia w czym niby miałabym im pomóc, ale oczywiście się zgodziłam.
Przy okazji przekonałam się, że wszystkie dziewczyny, które tę sytuację zauważyły – przynajmniej sądząc po spojrzeniach – uważały za wysoce niesprawiedliwe fakt, że znam takiego chłopaka jak Gabe, a one nie. Hmmm, gdyby spojrzenia mogły zabijać…
Jeśli to przedsmak tego, co mnie czeka przy odświeżaniu wiedzy przez dwóch wampirów, to ja dziękuję i wysiadam. Choć może niepotrzebnie się tym przejmuję.
- A więc, w jakiej sprawie chcą się mnie poradzić? – zapytałam ostrożnie.
Oderwał spojrzenie od lustrzanej ściany windy i spojrzał mi w oczy. Ma piękne oczy, pomyślałam i od razu mentalnie się spoliczkowałam.
- Shade powiedział, że wyjaśni ci wszystko, gdy już będziesz w ich apartamencie. Sądzę, że chodzi o obiektywną ocenę problemu, który nas ostatnio dość… zaskoczył.
- To w sprawie tego problemu Rory cię szukał dwa dni temu?
Z nie wiadomego powodu nagle zaczął błądzić spojrzeniem po kabinie i wyglądał przy tym na dziwnie zakłopotanego.
- Hmmm… eee… tak, to z tego powodu mnie szukał.
- Nadal nie wiem czemu Cass uważała, że mogę wiedzieć gdzie jesteś.
- Nie ma pojęcia – wbił wzrok w sufit.
********************************************************
- A więc, o co chodzi? – zapytałam siadając w głębokim fotelu, naprzeciw Shade’a.
Gdy weszłam do apartamentu zostałam dość wylewnie przywitana przez Cass i Rorego. Tylko Shadrak dalej siedział z ponurą miną i bawił się dziwnym, srebrnym sztyletem.
Reszta też po chwili się rozsiadła. Dziwnie przypominało to naradę wojenną. Gdy minęły powitalne uśmiechy, Cassandra i Rory wyglądali na niemal tak samo ponurych jak Shade. Tylko Gabe wyglądał jakby dobrze się bawił. A przynajmniej jakby niczym się nie przejmował, zresztą jak zwykle. Czasem zastanawiałam się czy w ogóle cokolwiek go obchodzi, bo zdawał się raczej nie brać niczego na serio.
Chociaż może byłam niesprawiedliwa. Złościł mnie, bo nie mogłam go rozgryźć.
- Gabe pewnie już ci powiedział, że pragniemy byś pomogła nam obiektywnie rozważyć pewną sprawę – odezwał się Shade. – Ja uważałem, że nie powinniśmy cię w to wciągać. Ale niektórzy… - rzucił kose spojrzenie blondynowi. - …sądzą ich twoja pomoc w tej sprawie może okazać się nieoceniona.
Czyżby Gabe uważał mnie za zdolną pomóc w jakiejś ważnej, wampirzej sprawie? Dziwnie podniosło mnie to na duchu. Spojrzałam na niego, chcąc chociaż wzrokiem podziękować za taką wiarę we mnie, ale znów wpatrywał się w sufit, nie zwracając uwagi na to co dzieje się dookoła.
- A więc co to za sprawa? – spytałam z lekką niecierpliwością, skupiając całą uwagę na brunecie.
- Proszę, obejrzyj ten sztylet – podał mi go.
Zdziwiło mnie to. Chcą żebym oglądała broń? Nóż miał białą rękojeść i srebrne ostrze, na którym odznaczały się jakieś symbole. Chyba runy. Powoli obróciłam go w dłoni. Jeśli szukają kogoś, kto im te runy odczyta, to cóż… Trafili pod zły adres.
- Nie chodzi o to, żebyś to odczytała – powiedział Rory, widząc moją minę. – Tylko żebyś powiedziała, czy widzisz w tym ostrzu coś niezwykłego.
- Nie znam się na broni – odparłam powoli. – Jedyne co wydaje mi się raczej niezwykłe to właśnie te runy.
- Shade je odczytał i twierdzi, że to zwykłe, nic nie znaczące bazgroły.
To, że Shadrak bez problemu czyta runy, jakoś niespecjalnie mnie zaskoczyło. W końcu miał dwa tysiące lat, pewnie sam się nieraz nimi posługiwał przez ten czas.
- A więc czemu ten nóż tak was interesuje? – zapytałam oddając go brunetowi.
- Widzisz… to ostrze jest bardziej niezwykłe niż się wydaje, przynajmniej dla nas – niemal wymruczał Gabriel. O, jednak widzi co się dzieje, pomyślałam złośliwie i natychmiast się za to zganiłam.
Nagle zamarłam ze zdumienia. Gabe, jakby nie było to nic ważnego, wziął sztylet od Shade’a i przejechał ostrzem po swoim odkrytym przedramieniu. Nie wiem co zaskoczyło mnie bardziej: to że to zrobił czy to, że nóż otworzył w skórze długą krwawą ranę, która niemal natychmiast powrotem się zasklepiła. „Naprawdę mają gęstszą krew” pomyślałam tylko, wpatrując się szeroko otwartymi oczyma w jego rękę.
- Ale… to przecież… - wyjąkałam tylko.
- Niemożliwe – powiedział Gabe spokojnie, sam jakby ze zdumieniem patrząc na krew pozostałą na jego przedramieniu. – Hmm… nie widziałem własnej krwi od dwustu pięćdziesięciu lat – oddał nóż Shadrakowi i popatrzył mi prosto w oczy. – Teraz chyba rozumiesz, że trochę nas martwi pojawienie się takiego ostrza.
I naprawdę rozumiałam. Do tej pory ich skóra była uważana przez nich samych za niezniszczalną, bo nic nie było w stanie jej przebić.
- Skąd macie ten sztylet? – zapytałam, szybko otrząsając się ze zdumienia.
- Samozwańczy „łowca wampirów” postanowił wyeliminować przy jego pomocy jednego z moich podwładnych – powiedział powoli Shade i uśmiechnął się wyjątkowo złośliwie. – Nie wziął tylko pod uwagę, że nasze rany, jak sama widziałaś, zasklepiają się szybko i trzeba wziąć też pod uwagę naszą szybkość i siłę.
- Wyciągnęliście z niego skąd wziął taką broń?
- Nie zdążyliśmy – wzruszył ramionami i spojrzał na mnie z pewnym zakłopotaniem. – Swoim atakiem rozwścieczył Jake’a, a jak już Cass ci mówiła, nasze emocje bywają dość… gwałtowne.
Wzdrygnęłam się lekko, wyobrażając sobie „gwałtowną” reakcję wampira. Gabe to zauważył i zmarszczył brwi.
- Jake miał prawo się… zdenerwować – powiedziałam szybko. – I nie sądzę, żeby ktoś mógł mieć mu to za złe. Taka napaść na pewno paskudnie wpływa na samopoczucie – uśmiechnęłam się słabo. – Ale nadal nie rozumiem czego oczekujecie ode mnie.
- Widzisz – odezwał się Rory, milczący do tej pory. – Po pierwsze zastanawiamy się, jak to możliwe, że ten nóż tak bardzo różni się od innych. Po drugie… Gabriel uważa, że to wydarzenie otwiera przed naszym gatunkiem nie tylko paskudną perspektywę „łowców wampirów”, ale też alternatywne rozwiązanie kwestii naszej nieśmiertelności.
Spojrzałam na Gabe’a, w sumie nawet nie chcą wiedzieć, czy chodzi o to o czym myślałam.
- Samobójstwo –powiedział prosto z mostu.
- Ale dlaczego któryś z was miałby decydować się na coś takiego?
- Nie wszyscy z nas są uszczęśliwieni wymuszoną nieśmiertelnością. Niektórzy są wręcz obłąkani z nudy, bądź też…z cierpienia.
- Cierpienia? – zapytałam niepewnie.
Długą chwilę patrzył mi w oczy, jakby rozważając co powiedzieć. Pierwszy raz widziałam jak te szare oczy przybierały tak twardy wyraz. Może jednak nie traktuje życia tak lekko, jak myślałam.
- Niektórzy stracili więcej niż są w stanie znieść – powiedział łagodnym głosem, nie pasującym do spojrzenia. – I wiele by dali za znalezienie spokoju.
Zrozumiałam. Akurat ja na polu strat miałam spore doświadczenie, więc łatwo było mi zrozumieć, że czasami najlepszym sposobem, by sobie z tym poradzić jest ucieczka. Jakąkolwiek dostępną drogą. Sama kiedyś też rozważałam ten sposób, ale doszłam do wniosku, że cóż… to nie w moim stylu. Zresztą pewnie też za duży wpływ miały wtedy na mnie młodzieńcze hormony. Ponoć wśród nastolatków teraz rozważanie samobójstwa jest w modzie.
- Rozważamy czy najlepiej jest wytropić źródło tej niezwykłej broni i… wyciszyć sprawę – odezwała się Cass, mrużąc zielone oczy. – Czy też wykorzystać je dla sprawy, którą wyjaśnił Gabriel.
Zastanowiłam się przez chwilę nad tym wszystkim. Milczeli, dając mi czas.
Chcieli obiektywnej oceny, więc cóż, dam im ją.
- Uważam, że powinniście w tej sprawie skonsultować się z innymi wampirami – powiedziałam powoli. – Moim zdaniem każdy ma prawo decydować o swoim życiu, jak i też o swojej śmierci. Szczególnie biorąc pod uwagę sytuację, o jakiej mówi Gabe.
Wydawało mi się, czy blondyn się rozluźnił, gdy przyznałam mu rację?
- Nie wiem, czy to tak do końca obiektywna ocena – dokończyłam.
- Można powiedzieć, że przechyla szalę – ponuro oznajmił Shade. – Były dwa głosy na dwa. – Ale masz rację. Każdy powinien decydować o sobie – nagle ostro spojrzał na Gabriela. – A żeby zdecydować, powinien znać swoją sytuację.
Atmosfera zgęstniała. Gabe zacisnął usta i znów wbił wzrok w sufit. Czyżby jakaś awantura wisiała w powietrzu? Auć.
- A co do noża – odezwałam się szybko, starając się złagodzić sytuację, której do końca nie rozumiałam. – Sądzę, że powinniście się skonsultować z jakimś chemikiem.
Spojrzeli na mnie zaskoczeni. Naprawdę nie wpadło im to do głowy?
- Skoro te runy nic nie oznaczają, to może nóż jest czymś pokryty – spojrzałam Shadrakowi w oczy. – Chodzi mi o to, że w czasie tamtego wywiadu, Cass mi powiedziała, że na przykład między waszymi kłami a skórą zachodzi jakaś reakcja, powalająca im ją przebić, prawda? A może nie chodzi w kły, a o jakiś składnik śliny? To by oznaczało, że jest jakaś substancja zdolna uczynić waszą skórę wrażliwą. Więc wystarczy ją odtworzyć i pokryć nią ostrze.
Shade uderzył wnętrzem dłoni o czoło. Wyglądało to dość zabawnie.
- Że też o tym nie pomyślałem – spojrzał na mnie z podziwem, po prostu czułam jak momentalnie czerwienieję.
- Zuch dziewczyna – roześmiał się Gabe. Przez chwilę wyglądał jakby chciał mnie objąć, ale szybko opuścił ręce z wyrazem zakłopotania na twarzy. Cassandra, niewiadomo dlaczego posłała mu współczujące spojrzenie. A Shade przez chwilę wyglądał jakby się miał udusić ze śmiechu, czym zasłużył sobie na pełne złości spojrzenie swojej Towarzyszki.
Dochodzę do wniosku, że dzieje się tu coś, o czym mnie nie poinformowano. I najwyraźniej, w jakiś sposób dotyczy to mojej skromnej osoby. Gdy się głębiej nad tym zastanowić, już od jakiegoś czasu to towarzystwo dziwnie się zwraca do Gabriela, przynajmniej w mojej obecności.
Posłałam blondynowi podejrzliwe spojrzenie, a ten odwrócił wzrok, najwyraźniej jeszcze bardziej zakłopotany.
Co, do licha?
Trzeba przycisnąć Cassandrę, bez dwóch zdań.

Rozdział 3
- Kończy ci się czas, Gabe – powiedziała powoli Cassandra. – Ona już zaczęła składać wszystko do kupy. Długo jej nie zajmie dojście do tego o co chodzi.
Przegarnął zmęczonym ruchem złote włosy i spojrzał na nią, strapiony. Domyślał się o czym wampirzyca chce z nim rozmawiać, gdy poprosiła by do niej wpadł.
- Więc co twoim zdaniem powinienem zrobić?
- Porozmawiać z nią, powiedzieć o co chodzi – westchnęła. – Zanim sama do tego dojdzie i wścieknie się na nas wszystkich. Lubię ją i nie chcę, żeby doszła do wniosku, że cały czas nią manipulowaliśmy i posłała nas do diabła.
- To nie takie proste – rzucił wściekłym tonem.
Gdy nagle jego włosy i oczy pobielały, Cass zorientowała się, że naprawdę jest wytrącony z równowagi. Czasem nawet bawiło ją to, że pod wpływem emocji nieumyślnie zmieniał kolor włosów i oczu. Niekiedy nawet zdarzyło jej się żałować, że to ona nie ma takiej umiejętności. Zmiennokształtność Gabe’a była niemal niegraniczona. Gdy miał taki kaprys mógł stanowić czyjąś dokładną kopię, nawet jeśli chodzi o głos, równie łatwo jak przybierał postacie zwierząt. Nawet ona, mimo że znała go tyle czasu i czytała w myślach, często dawała się nabierać na jego przemiany.
Z jednym wyjątkiem. Tylko w postaci Shade’a nie zdołał jej nabrać. Sprawdził to kiedyś, dla żartu. Mógł doskonale skopiować wygląd, głos, a nawet zachowanie Shadraka, ale nie mógł oszukać więzi jaka łączyła Towarzyszy. I mimo że Shade często korzystał z umiejętności przyjaciela, by być w dwóch miejscach naraz i nigdy nikt nie zobaczył żadnej różnicy, jej wystarczyło tylko spojrzeć na przemienionego Gabe’a, by wiedzieć ze to nie JEJ Shade.
- Może i nie proste, ale musisz w końcu coś zrobić z tą sytuacją, bo niedługo wymknie się spod kontroli i możesz ją stracić już ostatecznie.
- To nie takie proste – powtórzył zrozpaczonym tonem i opuścił głowę. Nagle jego ciało zrobiło coś, czego Cassandra nie miała okazji widzieć przez całą ich znajomość. Dosłownie cały sczerniał. I nie chodziło tylko o kolor włosów i oczu. Nagle całe jego ciało zrobiło się czarne jak węgiel. Zaskoczona przyglądała się temu zjawisku szeroko otwartymi oczyma. Gdy podniósł głowę i znów na nią spojrzał, stwierdziła że nawet białka jego oczu były czarne jak smoła.
Ostrożnie zajrzała w jego myśli i zobaczyła tylko rozpacz. Nie rozumiała tego. Może i sprawa nie była prosta, ale żeby doprowadzała go do takiego stanu? Coś tu nie grało i to bardzo.
- Gabe? Słuchaj… - zaczęła ostrożnie.
- Wiem, że powinienem coś zrobić – powiedział niemal z agresją. – Wiem, że powinienem z nią porozmawiać i powiedzieć co się ze mną dzieje. Ale wiem też, że ona zasługuje na kogoś lepszego… - ponownie opuścił głowę i niemal wyszeptał - …od mordercy.
Cass poderwała głowę w szoku. Tego się nie spodziewała. Morderca? Coś ją chyba ominęło. Zwykle starała się nie wpychać przyjaciołom do głów i zostawiała ich w spokoju z ich problemami, ale żeby nie zauważyła czegoś takiego? Nie bardzo rozumiała o co chodzi. Byli wampirami, to prawda, ale wbrew powszechnie panującemu przekonaniu bardzo rzadko zdarzało im się potrzebować tyle krwi, by w czasie „posiłku” zabić ofiarę. Zresztą najpowszechniejszą praktyką było wybieranie na ofiary szumowin, za którymi w razie czego nikt nie będzie tęsknił. Traktowali to raczej jako dobry uczynek dla świata, niż coś czym należałoby się obwiniać.
Nagle coś przyszło jej do głowy.
- Gabe, ty chyba nie obwiniasz się nadal za to, co stało się dwieście pięćdziesiąt lat temu? Przecież to nie…
- To była moja wina – warknął. – Dwanaście dzieciaków zginęło przez moją głupotę. Przez moją arogancję zginęli, wcześniej cierpiąc męczarnie, zupełnie jak… - zaciął się nagle. A Cassandra wcale nie chciała, żeby kończył tę myśl. To, co zobaczyła w jego oczach, przeraziło ją.
Nagle wrócił do swojego normalnego wyglądu. Złote włosy zalśniły, szare oczy błysnęły, a skóra znów była po prostu opalona. Przez chwilę Cass czuła pokusę, by udawać, że nic się nie wydarzyło. Ale jednocześnie czuła, że nie jest to coś co można po prostu pominąć milczeniem.
- Gabrielu…
- Zostaw to, Cass – powiedział ze zmęczeniem. Wstał i ruszył do drzwi. – Porozmawiam z nią i niech dzieje się co chce.

***************************
- A więc, nie weź mi za złe pytania, ale jak stałeś się wampirem? - zapytałam, cały czas z szerokim uśmiechem.
Rory rozparł się wygodnie na mojej sfatygowanej kanapie i wyglądał na w pełni zrelaksowanego. Byłam lekko zaskoczona, gdy zobaczyłam go na swoim progu. Stwierdził, że chce mnie lepiej poznać, skoro jestem przyjaciółką jego niemal siostry. Wydawało mi się to lekko naciągane, ale przecież nie będę narzekać gdy wpada do mnie tak przystojny mężczy… to znaczy wampir. Każdy z nich był fascynujący na swój sposób. No i ciekawość nie dawała mi spokoju.
- Chodzi ci o okoliczności? – zapytał. – Czy o to kto mnie przemienił?
- Chyba o obie te sprawy.
Zastanowił się.
- Czy Cass opowiadała ci jak ona stała się wampirem?
- Nie od razu, ale opowiedziała – spochmurniałam lekko, na samo wspomnienie tej historii mnie mdliło. Nie zmartwiło mnie, gdy Cass powiedziała, że osoba odpowiedzialna za całą chorą sytuację, skończyła ze skręconym karkiem. Eksperymentowanie na ludziach i wampirach po prostu nie mogło się dobrze skończyć. – Ale powiedziała też, że ciebie przemiana nie dotknęła. A przynajmniej nie w takim stopniu jak innych.
- To prawda, zresztą przecież nie wyglądam na nastolatka, a wtedy nim byłem – uśmiechnął się łobuzersko.
- To znaczy, że gdybyś wtedy został przemieniony, nie dorósłbyś?
- Och, źle zrozumiałaś. Dorósłbym, tylko że dużo, dużo wolniej. Prawdopodobnie, teraz wyglądałbym na jakieś piętnaście lat. Z wiekiem u wampirów to strasznie zabawna sprawa. Przemień dziecko, a minie parę wieków nim wyglądem dogoni do reszty. Przemień staruszka, a w ciągu paru miesięcy będzie wyglądał na dwadzieścia pięć lat. Nigdy tego nie rozumiałem – wzruszył beztrosko ramionami. – Ale tak to działa. Może Shade umiałby wytłumaczyć to lepiej.
- Może kiedyś go zapytam. A więc ile miałeś lat, gdy cię przemieniono?
- Osiemdziesiąt.
Lekko mnie zatkało, bo wydawało mi się to jakieś abstrakcyjne.
- Choć, gdyby to ode mnie zależało, to stałoby się to dużo wcześniej – skrzywił się z irytacją. – Ale Cass nalegała bym przeżył całe normalne, ludzkie życie. Co w gruncie rzeczy było raczej absurdalne, skoro cały czas była w stosunku do mnie nadopiekuńcza – nagle uśmiechnął się z czymś na kształt czułości. – Dopiero po własnej przemianie zrozumiałem dlaczego zachowywała się tak, a nie inaczej.
- To znaczy?
Spojrzał na mnie uważnie, jakby oceniając ile może mi powiedzieć.
- Widzisz… Cass na pewno wspominała ci, że wampirza skala uczuć mocno różni się od ludzkiej – skinęłam głową. – Ale choćbyś próbowała to sobie wyobrazić, nie będzie to nawet w połowie oddawało tego, jak to wygląda w rzeczywistości. Weźmy na przykład… miłość – powiedział z namysłem, z pewną ostrożnością w oczach. – W tej sprawie, nie ma nawet porównania między moim a twoim gatunkiem…
- Skąd wiesz? – zapytałam nagle, z autentyczną ciekawością.
Uśmiechnął się z rozmarzeniem.
- Stąd, że gdy żyłem jako człowiek, byłem zakochany. O to właśnie chodziło Cass, gdy chciała, żebym przeżył własne życie. I stąd, że nadal jestem zakochany.
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Czyżby…?
- Tak – powiedział, jakby czytając mi w myślach. – Gdy ja i moja żona osiągnęliśmy wiek, który Cass uznała za odpowiedni, oboje nas przemieniono i nadal jesteśmy razem.
- A więc czemu nie ma jej tu z tobą?
- Ach – zakłopotał się nagle. – Pokłóciliśmy się trochę i w tej chwili jest w Europie.
- Pokłóciliście?
- A co, myślałaś, że u nas to niemożliwe? – zapytał z rozbawieniem. – Widać jeszcze nie byłaś świadkiem jednej ze sławnych kłótni Cassandry i Shadraka. Wtedy wszyscy pryskamy z Los Angeles jak najdalej i nie wracamy, aż sytuacja się uspokoi.
Roześmiałam się, wyobrażając to sobie. Gdy trochę się uspokoiłam, postanowiłam zadać pytanie, które mnie nurtowało.
- A więc, czym różni się ta skala uczuć u naszych gatunków?
- Trudno to wyjaśnić, szczególnie, że po prostu nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić. Chyba najprościej będzie powiedzieć, że wszelkie uczucia u was i tak potężne, u nas stukrotnie się potęgują – spojrzał na mnie nagle bardziej uważnie. – Dlatego też, gdy jeden z nas zakocha się w którymś z waszego gatunku, przemiana przestaje być opcją, a staje się niemal koniecznością.
Zmarszczyłam brwi.
- Nie rozumiem.
- Inaczej jest to mocno nie fair w stosunku do któregoś z nas, że się tak wyrażę. Być zakochanym w kimś, kto po prostu nie jest w stanie odwzajemnić twoich uczuć w takim samym stopniu? To koszmar – zauważył moją minę. – Mówiłem, że ciężko będzie ci to zrozumieć. Ja sam do przemiany tego nie rozumiałem do końca, mimo że Cass wielokrotnie próbowała mi to wytłumaczyć.
- Pewnie ty też to w końcu zrozumiesz… cholera – zreflektował się nagle i zrobił straszliwie zakłopotaną minę. O co…? – No nic, muszę już lecieć, zasiedziałem się – zerwał się nagle z niewiarygodną szybkością.
W tym samym momencie rozległ się dzwonek u drzwi. Spojrzałam na nie ze zdziwieniem. Kolejny gość? Podeszłam i je otworzyłam. Zaszokowana, stanęłam jak wryta. Na progu, trzymając się framugi stał półnagi Gabriel, a z długiej rany na jego piersi powoli ściekała gęsta krew.
- Przyszedłem, żeby z tobą porozmawiać – powiedział i uśmiechnął się z wysiłkiem. – Ale chyba znów będzie to musiało poczekać…
Zachwiał się i tylko szybkość Rorego uchroniła go przed upadkiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:37, 02 Mar 2010    Temat postu:

Rozdział 4
- Połóż go na kanapie – zarządziłam, starając się utrzymać przytomność umysłu. Cała ta sytuacja… co najmniej wytrąciła mnie z równowagi. – Trzeba go obejrzeć.
Rory posłusznie wykonał polecenie. Gdyby sytuacja była inna na pewno rozbawiłby mnie ten widok. Rory był sporo drobniejszy od barczystego Gabriela.
Ułożył go na kanapie i oboje pochyliliśmy się nad blondynem, nawet bardziej skołowani, niż w chwili gdy otworzyłam drzwi.
- Jest nieprzytomny?
- A nie widać? – warknęłam. Wcale nie chciałam wściekać się na Rorego, ale widok Gabe’a w takim stanie… Lubiłam go, nawet bardziej niżbym chciała, czy uważała za rozsądne. A teraz leżał tu nieprzytomny, a z rany na piersi cały czas sączyła się krew.
Rana była głęboka i wyglądała, jakby ktoś postanowił rozdzielić Gabriela na dwoje. Zaczynała się na prawym ramieniu i kończyła na lewym biodrze. Ale dlaczego…?
- Dlaczego to się nie goi? – zapytał Rory z niepokojem. – Już nie powinno być po tym śladu.
- Właśnie nad tym samym się zastanawiałam. Chyba mamy doczynienia z nową odsłoną tej broni, o której ostatnio rozmawialiśmy – starałam się mówić spokojnie i nie pokazać po sobie niepokoju, który ściskał mi żołądek. – Podejrzewam, że jeszcze się nie wykrwawił tylko dlatego, że wasza krew jest gęstsza i nie płynie tak szybko jak ludzka. Musimy coś zrobić, żeby zamknąć ranę.
- Ale co?
- Nie wiem – prawie wrzasnęłam, niepokój zaczynał brać nade mną górę. Cholera, my sobie rozmawiamy, a ta krew ciągle się sączy. – Nie wiem, ale trzeba coś wymyślić. Zawiadom Cass i Shade’a.
Zamknął oczy na chwilę, po paru sekundach je otworzył.
- Już, będą jak najszybciej. Co robimy? – wydawał się zagubiony.
Starałam się odgonić strach, myśleć szybko i logicznie.
- Jedyne co przychodzi mi do głowy, to sprawdzić czy moja teoria odnośnie tej broni jest właściwa. To oczywiste, że właśnie czymś tego rodzaju musiał zostać zaatakowany. Jedyny powód tego, że rana się nie goi, jaki przychodzi mi do głowy, brzmi tak, że czymkolwiek pokryto tę broń, dostało się to do rany i nie pozwala skórze się zagoić.
- Cóż to jedyne co mamy. Jakiś pomysł jak się tego pozbyć?
Zagryzłam dolną wargę.
- Sądzę, że powinniśmy to przemyć. Ale czym? – zapytałam samą siebie. – Nie wiemy co to za cholerna substancja. Nie chcę zaszkodzić mu jeszcze bardziej – z frustracji miałam ochotę rwać włosy z głowy. Cholera, cholera, cholera… Szlag, to nic nie da, trzeba coś wymyślić. – Woda utleniona nie wydaje się najlepszym wyjściem. Musimy spróbować z alkoholem. U ludzi to oczyszcza rany, więc możemy mieć tylko nadzieję, że jednemu z waszych też pomoże. Tylko, że nie mam w domu alkoholu… - usłyszałam tylko trzask drzwi i Rorego już nie było. Nie minęła nawet minuta, a był wrócił taszcząc pięć butelek różnych alkoholi.
- Może być? – zapytał.
- Jak…? – zaczęłam zaskoczona. – Zresztą nieważne. Spróbujmy.
Przyklękłam przy kanapie i ostrożnie pochyliłam się nad Gabrielem. Obejrzałam butelki przyniesione przez Rorego i wybrałam alkohol z najwyższym procentem.
- Podaj mi szklankę, Rory.
- Dlaczego?
- Chcę to polać powoli, żeby widzieć jeśli będzie to przynosić więcej szkody niż zysku.
Usłyszałam tylko świt powietrza i już miałam niewielką szklankę w dłonie. Taka szybkość jest na pewno użyteczna.
Nalałam trunku do szklanki i starając się, by ręka mi nie drżała, polałam alkoholem ranę. Gabriel jęknął, a jego ciało silnie zadrgało, ale się nie ocknął. Rory pochylił się i przytrzymał go za ramiona, wyglądał przy tym na mocno zaniepokojonego. To też rozumiałam, bo przecież nawet w takim stanie, blondyn niewątpliwie mógłby mnie niechcący zabić jednym ciosem.
Dalej polewałam ranę, z satysfakcją zauważając, że w oczyszczonych miejscach skóra zaczęła się - jakby niechętnie – zrastać. Zużyłam już pół pierwszej butelki, gdy usłyszałam za sobą trzask drzwi. Nawet nie zdążyłam obrócić głowy, a już Shade pochylił się i przez moje ramie patrzył co robię. Cicho syknął przez zęby.
- Paskudne rozcięcie – mruknął. – Rana Jake’a zagoiła się sama.
- Cóż, ta nie chciała – niemal warknęłam. – Widać, uczą się na błędach.
Cass, która stanęła naprzeciwko, żebym ją widziała, zamarła.
- Myślisz, że ciągle dopracowują tę broń?
- A tobie nie wydaje się to oczywiste? – syknęłam. Byłam wściekła, że mnie rozpraszali. Dotarłam już do połowy rany, a ta część którą oczyściłam, wyglądała już na całkiem zagojoną.
Zerknęłam na nich kątem oka i doszłam do wniosku, że konferują w trójkę na niedostępnym dla mnie poziomie. Nie obchodziło mnie to, chciałam tylko, żeby Gabriel otworzył te piękne, kpiące oczy i oznajmił, że wszystko z nim dobrze. Im dłużej był nieprzytomny, tym bardziej mój żołądek skręcał się z niepokoju. Gdy to wszystko się skończy, niewątpliwie będę musiała przeanalizować moje uczucia względem niego. Teraz nie chciałam się rozpraszać i odcinając się od wszelkich myśli, dalej skrupulatnie i dokładnie oczyszczałam otwartą ranę.
Po paru chwilach zorientowałam się, że dzieję się coś co już chwilę temu powinno mnie zaniepokoić. Z każdym zagojonym centymetrem Gabriel rzucał się coraz bardziej. Wkrótce również Shadrak pomógł Roremu go przytrzymywać, gdy temu z wysiłku zaczął po twarzy spływać krwawy pot. Biorąc pod uwagę siłę rudzielca, można było sobie tylko wyobrazić, jaką siłą musiał dysponować Gabe – nawet w takim stanie.
Nagle Cassandra poklepała mnie po ramieniu i odezwała się cicho.
- Amy, powinnaś się odsunąć. I to daleko.
- Dlaczego? – spojrzałam na nią zaskoczona. - Już niemal skończyłam.
- Właśnie dlatego powinnaś się odsunąć. On zaraz odzyska przytomność. W każdym razie, prawie odzyska.
- Nie rozumiem. To chyba dobrze?
- Dla nas tak – mruknął Shade.
- Amy, pamiętasz jak mówiłam, że po choćby niewielkiej utracie krwi głodniejemy? – powiedziała ostrożnie wampirzyca. I powoli zaczęło do mnie docierać co chce mi powiedzieć. Byłam w tym pomieszczeniu jedynym człowiekiem i stanowiłam idealny posiłek dla w pełni rozwiniętego wampira. Najprawdopodobniej właśnie dlatego Gabe tak się rzucał. Był głodny, a zapach mojej krwi musiał go doprowadzać do szału.
Sama sobie się zdziwiłam, gdy ta myśl nie wywołała we mnie przerażenia. Ale to w końcu był Gabriel. Ten sam, który nie raz doprowadzał mnie do śmiechu żartami i zachwycał każdym lekko krzywym uśmieszkiem. Ten sam, w którego oczach czaił się smutek, gdy myślał, że nikt na niego nie patrzy.
Shade pochylił się do jego ucha i coś wyszeptał, Gabriel w jednej sekundzie znieruchomiał. Po chwili Shadrak zwrócił na mnie złote spojrzenie.
- Był już na tyle przytomny, żebym mógł do niego dotrzeć. Niestety w tym stanie jest nieobliczalny i nie wiem jak długo zdołam go utrzymać. Sądzę, więc że powinnaś gdzieś się schować i zaczekać, aż go stąd przetransportujemy.
Spojrzałam na nich, wydawali się zaniepokojeni o mnie. Potem przeniosłam wzrok na anielską twarz Gabe’a. Odezwałam się, nim zdążyłam pomyśleć.
- Powiedzcie mi, jak mogę go nakarmić.
Wszyscy mocno wciągnęli powietrze w płuca, aż świsnęło.
- Jesteś tego pewna? – zapytała Cass. – To niebezpieczne, nie wiemy jak dużo krwi stracił. Nikt tego od ciebie nie wymaga.
- Ja wiem… - powiedziałam powoli nie odrywając wzroku od jego twarzy. - …ale po prostu czuję, że muszę to zrobić – spojrzałam w końcu na nią. – Sama tego nie rozumiem, ale muszę.
Wymienili między sobą spojrzenia.
- Pieprzyć to – warknął nagle Rory, najwyraźniej w odpowiedzi na czyjąś myśl. – Wiecie jak on się poczuje, jeśli przez przypadek ją zabije? Chcecie mu zrobić coś takiego? Im obojgu? Nie będzie w pełni przytomny. Nie dość rzeczy przygniata jego sumienie? Chcecie mu powiedzieć, gdy oprzytomnieje, że zabił swoją Towa… - zamarł nagle, uprzytomniając sobie, że mówi na głos. Utkwił we mnie przerażony wzrok.
A ja uśmiechnęłam się lekko, bo to tylko potwierdzało moje podejrzenia. Wyjaśniało również tę dziwną więź, którą sobie uświadomiłam w ciągu ostatnich minut. Dziwne zakłopotanie Gabriela, żarty Shade’a, współczucie Cass. Teraz nagle wszystko ułożyło się w całość. Byłam Towarzyszką Gabe’a, czy też on był moim Towarzyszem. Teraz to nieważne. Jedyne co w tej chwili się dla mnie liczyło to to żeby dłużej nie cierpiał.
- Więc jak? – zapytałam ignorując pełną napięcia ciszę. Zauważyłam, że Rory znów chce zaprotestować. – To moja decyzja – dodałam ostro, patrząc mu w oczy. Chciałam, żeby przestał, bo byłam już pełni zdecydowana. To co powiedział tylko dodało mi odwagi. Gabe był mój, więc musiałam się nim zająć. Czy to nie oczywiste?
Shade odetchnął głęboko.
- Dobrze, niech będzie po twojemu – spojrzał Cass w oczy, najwyraźniej coś jej przekazując. – Cassandra i ja przypilnujemy, żeby przez przypadek cię nie zabił. Powinno się nam to udać.
- Powinno – warknął znów Rory.
Shade zgromił go spojrzeniem.
- Denerwujesz mnie, młody. Decyzja należy do Amy, nie do ciebie, ani do mnie czy Cass. Skoro już się wygadałeś co do sprawy, którą miałeś zatrzymać dla siebie, to teraz stul dziób. Tylko Towarzysz ma prawo decydować w takich sprawach.
Wziął znów głęboki oddech, żeby się uspokoić i podszedł do mnie. Wciąż siedziałam przy kanapie, więc przyklęknął koło mnie, tak że nasze oczy znalazły się na równym poziomie.
- Podziwiam twoją odwagę, Amy – wyszeptał. – I wiedz, że z całej siły jaką posiadam, postaram się byście zbyt drogo za nią nie zapłacili. Rozumiem jednak twoją potrzebę i szanuję ją.
Potem powiedział mi co należy zrobić.
***********
Shade i Rory wyszli do sąsiedniego pokoju, na tyle blisko by w każdej chwili można było ich zawołać, na tyle daleko, bym nie czuła się skrępowana. Shade stwierdził, że żeby rozluźnić pęta, które nałożył na umysł Gabe’a nie musi być w tym samym pomieszczeniu.
Cass została ze mną, by pomóc wszystko przygotować. Miała tu być aż do chwili, gdy Shade zwolni Gabriela. Sama o to poprosiłam. Może byłam śmieszna i niepotrzebnie się narażałam, ale gdy usłyszałam na czym to ma polegać, uznałam że chcę być przy tym sama z Gabem. Oni to rozumieli. A przynajmniej Shade i Cass. Rory dalej się boczył, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.
Cała procedura wydawała się dziecinie prosta i w tej prostocie tkwił też haczyk, który mógł dla mnie okazać się śmiertelny.
Zgodnie z tym co ustaliliśmy, usiadłam na Gabrielu okrakiem, a Cassandra pomogła mi podnieść jego ciało do pozycji siedzącej. Cass wyszła, gdy tylko upewniła się, że dam radę tak go utrzymać. Cóż, był postawny, więc do lekkich nie należał, ale poradziłam sobie bez większego problemu.
Gdy tak siedziałam i obejmowałam go, przytulając jego twarz do swojej szyi, czekając aż Shade na znak Cass zwolni jego umysł, nagle przez głowę przeleciały mi słowa piosenki którą zawsze uwielbiałam:
„I will never let you fall
I'll stand up with you forever
I'll be there for you through it all
Even if saving you sends me to heaven ”*

Prawie roześmiałam się, myśląc, jak bardzo to w tej chwili pasuje do tej sytuacji. Gdy poczułam jak się poruszył, a wkrótce potem niemal odruchowo zatopił kły w moim gardle, przez umysł nim straciłam świadomość przepłynęło mi jeszcze jedno zdanie:
“Cuz you're my, you're my, my true love, my whole heart”**


*"Nigdy nie pozwolę Ci upaść,
Zawsze będę stać przy Tobie.
Pomogę Ci przez wszystko przejść,
Nawet jeśli ratowanie Ciebie mnie zabije"
The Red Jumpsuit Apparatus - "Your Guardian Angel"

**"Bo jesteś moją, jesteś moją, moją prawdziwą miłością, moim całym sercem"
The Red Jumpsuit Apparatus - "Your Guardian Angel"

P.S. Tłumaczenie moje własne, niezbyt dokładne, ale pasuje i do chwili i do piosenki. Polecam każdemu tę piosenkę.
Naprawdę piękna.
Rozdział 5
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam ten sam widok, który oglądałam każdego ranka od paru lat. Ciemnoniebieski sufit udekorowany złotymi gwiazdami, słońcami i księżycami. Pamiętam jak moja kuzynka, która mieszkała ze mną aż stałam się pełnoletnia, twierdziła, że w końcu sama uznam ciemne wnętrze mojego pokoju za przytłaczające. Ale nigdy tak się nie stało, bo budząc się w środku nocy i widząc mój własnoręcznie namalowany kosmos, czułam się bezpiecznie.
A poczucie bezpieczeństwa było tym, czego w życiu miałam najmniej.
Sonia, moja kuzynka, odkąd zamieszkała ze mną ciągle starała się wynagrodzić mi poczucie odrzucenia, którego nie szczędzono mi w dzieciństwie. Ale na to było już za późno.
Dawniej często zastanawiałam się, co ukształtowało mnie taką jaka jestem. Sonia czasem mówiła półżartem, że swoją nieufność doprowadziłam niemal do poziomu sztuki. Nie była to opinia, z którą mogłabym dyskutować, bo była prawdziwa. Nie ufałam ludziom, którzy mnie otaczali i nawet nie starałam się tego kryć. Zawsze spodziewałam się odrzucenia i braku akceptacji.
Która z małych katastrof, z których składało się moje życie, do tego doprowadziła? Samobójstwo ojca? Los mojej starszej siostry? Śmierć matki? A może krewni, którzy podrzucali mnie jedni drugim, bo nikt nie miał ochoty brać sobie na głowę problemu w postaci jedenastoletniej dziewczynki ze skrzywioną psychiką?
Gdy pojawiła się Sonia i sprowadziła mnie znów do domu, w którym się wychowywałam, miałam już szesnaście lat i czułam gorycz w stosunku do ludzi i świata. Byłam zamknięta w sobie i nie potrafiłam okazywać uczuć. Ale gdzie miałam się tego nauczyć? Od mebla, którego przestawia się z miejsca na miejsce, nikt nie oczekuje jakichkolwiek uczuć.
Tylko w moim pokoju czułam się bezpiecznie. To był mój azyl.
Czasem – na początku - dostrzegałam rozczarowanie Soni, gdy nie potrafiła mnie zrozumieć. Nie odzywałam się do niej całymi tygodniami, nie dając odczuć, że jestem wdzięczna jej za to, że zostawiła swoje życie w Europie, by się mną zająć. Widziałam jej frustrację i cały czas spodziewałam się, że w końcu jej się to znudzi i zostawi mnie tak jak inni. Ale ona się nie poddawała.
I w końcu do mnie dotarło, że naprawdę jej zależy.
Początki nie były łatwe ani dla niej, ani dla mnie, ale po paru miesiącach udało się nam do siebie dostosować. Nadal drętwiałam, gdy przy rzadkich okazjach próbowała mnie uścisnąć czy objąć, więc w końcu przestała próbować. Nie była wiele ode mnie starsza, ledwie od roku pełnoletnia, gdy się mną zajęła, więc gdy uznałam, że naprawdę nie ma zamiaru mnie zostawić, zaprzyjaźniłyśmy się. Przynajmniej na tyle, na ile byłam do tego zdolna.
Kochałam ją i podziwiałam na swój pokręcony sposób.
Gdy zginęła w głupim wypadku, w dwa lata po osiągnięciu przeze mnie pełnoletniości, nie potrafiłam płakać. I to chyba było jedną z rzeczy, które dobiły mnie najbardziej.
Gdzieś w mojej głowie zatrzasnęły się wtedy jakieś drzwi i przysięgłam, że nigdy więcej nie pokocham kogoś czy czegoś, co może umrzeć.
Może to tłumaczyło to, dlaczego tak dobrze czułam się w towarzystwie wampirów.
Zamknęłam na chwilę oczy i zagoniłam ponure myśli w najdalszy zakątek umysłu. Znów je otworzyłam i rozejrzałam się po swoim sanktuarium. Nawet się nie zdziwiłam na widok Cassandry.
Stała przy ścianie, po prawej stronie łóżka i oglądała porozwieszane na niej rysunki. Trochę mnie to zakłopotało, bo pełno tam było szkiców jej twarzy, jak też Shade’a i Gabriela.
- Niewątpliwie masz talent – odezwała się cicho, najwyraźniej orientując się, że już nie śpię.
- Lubię rysować – powiedziałam i skrzywiłam się, słysząc swój ochrypły głos.
Odwróciła się i uśmiechnęła do mnie. Podeszła i usiadła na brzegu łóżka. Już jakiś czas temu przyzwyczaiłam się do nieziemskiej urody wampirów, ale czasami zdarzało się, że widząc któregoś z nich czułam się ogłuszona. Gdy patrzyło się na czarnowłosą i zielonooką Cass, do głowy przychodziły raczej myśli o upadłych aniołach niż wampirach. Dopiero uśmiech i błysk kłów, pozwalały sobie uświadomić, że ma się doczynienia z drapieżnikiem.
- Gdzie Gabe? Co się dzieje? – zapytałam niespokojnie.
Położyła dłoń na moim ramieniu, a ja po raz kolejny wciągu ostatnich miesięcy zdziwiłam się, że jej dotyk nie wywołuje u mnie odruchowego drętwienia. Kolejny z powodów dlaczego bardziej odpowiadało mi towarzystwo wampirów.
- Musisz odpocząć – powiedziała uspokajająco.
- Co się wydarzyło?
- Odkąd straciłaś przytomność? Wiele rzeczy – uśmiechnęła się ponuro.
- No to mów – syknęłam niecierpliwie. Uniosłam się i zakręciło mi się w głowie, więc uznałam, że wstawanie rzeczywiście nie jest najlepszym pomysłem. Podłożyłam sobie poduszkę pod plecy i usadowiłam w pozycji półsiedzącej.
- Najważniejszą nowością jest chyba fakt, że nie musieliśmy cię ratować przed Gabem – powiedziała dziwnie ponuro. – Ocknął się w pełni nim wypił dość krwi, by mogło to zagrażać twojemu życiu. Gdy weszliśmy do pokoju siedział już całkiem przytomny i przyglądał ci się. Nigdy nie widziałam – zadrżała wyraźnie. – I nigdy więcej nie chcę zobaczyć u niego takiego wyrazu twarzy. Znam Gabriela ponad dwieście pięćdziesiąt lat, ale nigdy nie widziałam go w pod wpływem takiej… furii i rozpaczy.
Zamarłam, bojąc się nawet oddychać.
- Nie mogło do niego dotrzeć, że zgodziłaś się na to – kontynuowała. – Uznał, że Shade cię do tego zmusił i rzucił się na niego. Cieszę się tylko, że nasze kości zrastają się równie szybko jak skóra.
- Co?
- Nim daliśmy radę go odciągnąć strzaskał Shadrakowi szczękę. Muszę przyznać, że nigdy nie podejrzewałam Gabe’a o taką siłę. Jakoś to mi umykało, bo zawsze raczej był beztroski i się nie popisywał. Ledwo zdołaliśmy utrzymać go dość długo, by wytłumaczyć całą sytuację. Wtedy wściekł się jeszcze bardziej, ale już nie próbował nikogo stłuc – zauważyła moje spojrzenie. – Nie był wściekły na ciebie, tylko na nas, bo ci na to pozwoliliśmy.
- Ale dlaczego? Przecież żyję, nic mi się nie…
Spojrzała na mnie z poczuciem winy.
- Widzisz… chodzi o to, że nie uprzedziliśmy cię o wszystkich konsekwencjach twojego czynu.
Spojrzałam na nią skonsternowana.
- Jakich konsekwencjach?
- Shade uznał, że tak będzie lepiej. Nie… wszyscy uznaliśmy, że tak będzie lepiej. No, Rory się buntował, ale sama go uciszyłaś… - wzięła głęboki oddech. – Słuchaj, nie chcę żebyś to źle odebrała, bo w gruncie rzeczy oboje chcieliśmy dla ciebie i Gabe’a dobrze.
- Jakie konsekwencje? – powtórzyłam, niemal sycząc.
Znów odetchnęła głęboko.
- Teraz musisz przejść przemianę, nie ma już innego wyjścia.
Zdumiona, wpatrywałam się w nią szeroko otwartymi oczyma.
- Dlaczego?
- Widzisz, natura zaprojektowała nas jako niemal doskonałe drapieżniki – uciszyła mnie ruchem ręki, gdy chciałam jej przerwać. – Jedną z rzeczy, które usprawniają naszą egzystencję jest fakt, że nasze ugryzienia uzależniają ofiarę.
Przypomniałam sobie dziwną rozkosz pomieszaną z bólem, która przepłynęła przez moje ciało, gdy Gabriel wbił kły w moją szyję. Ledwo opanowałam dreszcz, który mnie przebiegł. O tak, mogę uwierzyć, że od tego można się uzależnić.
- Więc dlaczego mnie o tym nie ostrzegliście? – zamyśliłam się. – Nie sądzę, żeby to coś zmieniło, ale mimo wszystko…
- Oboje chcemy serdecznie cię za to przeprosić, ale mieliśmy dość niezdecydowania Gabe’a. To samolubne i zdajemy sobie z tego sprawę, ale doszliśmy do wniosku, że w gruncie rzeczy, to też dla waszego dobra – odwróciła wzrok. – Słuchaj, od początku tej sprawy, nie rozumiem zachowania Gabriela. Mam wrażenie, że chciał ci powiedzieć, co do ciebie czuje, ale jednocześnie się… bał.
- Bał? Dlaczego?
- Nie wiem i to doprowadza mnie do szału. Próbowałam nawet zajrzeć mu do głowy, ale mnie blokuje…
- To jest możliwe?
- Dla niego tak –niemal warknęła z frustracji. Po sekundzie spojrzała na mnie przepraszająco. – Wystarczy, żeby przestawił swój umysł, na bardziej zwierzęcy „tryb”. Z jego zmiennokształtnością, to pestka. Dla niego to proste jak oddychanie, ja natomiast nie mogę zaglądać w umysły zwierząt, tak jak i ludzi.
- Ale przecież go znasz…
- Znam? – roześmiała się ponuro. – Ostatnio dochodzę do wniosku, że nikt nie zna Gabriela naprawdę. Zawsze pozował na beztroskiego lekkoducha, mającego wszystko gdzieś. Poznałam go, gdy ja miałam trzynaście lat a on szesnaście i już wtedy taki był. Postrzelony ryzykant. A jednocześnie czasem można było w nim dostrzec coś, co sugerowało, że to tylko maska. Zawsze niemal obsesyjnie dbał o dobro młodszych chłopców z naszej bandy, a jednocześnie porywał się na najbardziej szalone plany. Jakby pragnął… się zniszczyć, a jednocześnie się tego bał.
Do tego doszła ta historia z eksperymentem dwieście pięćdziesiąt lat temu. Powiedział mi ostatnio coś, co wskazuje na to, że nadal się obwinia o śmierć tamtych chłopaków. Do tego, mam wrażenie, że to nie jedyne wydarzenie o jakie się obwinia.
- Co masz na myśli?
- Nie mam pojęcia i to doprowadza mnie do szału. Sama myśl, że przez tyle czasu nie zauważyłam jego cierpienia, sprawia że czuję się chora – objęła się ramionami, jakby nagle zrobiło jej się zimno. – Kocham go jak brata, ale nie potrafię mu pomóc ani do niego dotrzeć i sprawia mi to ból.
Pomyślałam o Soni, o tym czy ona czuła to samo w stosunku do mnie. Myśl, że Gabe mógł być psychicznie równie okaleczony jak ja, wydała mi się dziwna. Ale jednocześnie sporo to wyjaśniało.
- Gdzie on teraz jest?
Spojrzała na mnie, zaskoczona zmianą tematu.
- Wyszedł jakiś czas temu razem z Shadem i Rorym. Poszli na miejsce, w którym go napadnięto.
- A właśnie…?
- Najlepiej będzie jak sam opowie ci całą historię – uśmiechnęła się lekko. – Byłaś nieprzytomna przez dwa dni i cały czas siedział przy tobie. W końcu Shade musiał niemal siłą go stąd wywlec, żeby mu pokazał to miejsce i opisał co dokładnie się stało.
- A co z tą koniecznością przemiany?
Zmarszczyła czoło.
- O tym też pewnie z tobą porozmawia, gdy wróci.
- Rozumiem tę część z uzależnieniem, ale szczerze mówiąc, nadal nie rozumiem czemu przemiana jest taką koniecznością. Równie dobrze mogę być…
- Jego żywicielką? – spojrzała na mnie ze zdumieniem. – Sądzisz, że jemu by to odpowiadało? Chryste, Amy, on cię kocha. A wśród nas to znaczy dużo więcej niż wśród ludzi. Taki układ by go wykończył. Każdego z nas by wykończył. Dlatego zwykle Towarzysze nigdy nie zostają żywicielami. A jeśli się tak zdarzy - jak w waszym przypadku - jak najszybciej zaczyna się przemianę. Dlatego Gabe omal nie zatłukł Shade’a. Za to, że właściwie nie pozostawiliśmy ci wyboru.
Myśl, że ktoś może mnie tak kochać wydała mi się cudowna, ale jednocześnie całkiem abstrakcyjna. Zmarszczyłam czoło z namysłem. Czy przez całe życie ktokolwiek mnie kochał? Tylko Sonia przychodziła mi na myśl. Reszta osób, na których mi zależało, zostawiła mnie w ten czy inny sposób.
Odsunęłam pościel i spróbowałam wstać. Nadal kręciło mi się w głowie. Cass przyglądała mi się, zaniepokojona.
- Muszę z nim porozmawiać – powiedziałam.
Nagle od strony drzwi rozległ się łagodny, lekko kpiący głos.
- Cóż za fantastyczny zbieg okoliczności, bo ja z tobą również.
Stał w drzwiach a jego złote włosy lśniły. Natomiast łagodny głos wyraźnie kłócił się z wściekłym, krwawoczerwonym spojrzeniem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikka
Skarbnica Srebrnych Myśli
Arcymag
Skarbnica Srebrnych Myśli <br> Arcymag



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 2416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Cieni Nocy...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:42, 02 Mar 2010    Temat postu:

Rozdział 6
- Cass, wyjdź – powiedział nadal tym samym, łagodnym głosem.
Spełniła jego prośbę z niepewną miną, próbując przy tym dodać mi wzrokiem odwagi.
Naprawdę sądziłam, że odwaga była mi potrzebna. Gdy tylko wyszła, kolor jego oczu się zmienił, ale nie w szarość, która by mnie uspokoiła. Białka, tęczówki i źrenice zlały się w jedno w smolistej czerni. Nie widziałam u niego jeszcze czegoś takiego i nie miałam pojęcia co to znaczy. W każdym razie sądziłam, że nic dobrego.
Ostrożnie, cały czas go obserwując, ponownie ułożyłam się na łóżku, tak jak w czasie rozmowy z Cass. W głowie przestało mi się kręcić, co niewątpliwie było plusem tej pozycji.
Cały czas stał w progu i nie licząc koloru oczu, wyglądał jak zwykle. Wysoki, muskularny blondyn, odziany w jeansy i czarny bezrękawnik. Przydługie, złote włosy opadały mu na czoło i kark, tylko dodając uroku przystojnej twarzy. Moje serce załomotało głucho na myśl, że w jakiś sposób on należy do mnie.
Tylko dlaczego jego twarz była całkiem bez wyrazu?
Gdy się ułożyłam, w końcu się poruszył. Podszedł i lekko przysiadł na brzegu łóżka, nie odrywając czarnych oczu od mojej twarzy.
- Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał, wciąż tym niepokojąco łagodnym głosem.
- Bo musiałam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Doszłam do wniosku, że w tej sytuacji trzymanie się prawdy jest najlepszym wyjściem. Już i tak za dużo niedopowiedzeń się między nami nagromadziło.
Nagle przypomniałam sobie jak wyglądał dwa dni temu. Nieprzytomny, z gęstą krwią spływającą po ciele. To zdecydowanie starczyło, żebym przestała okłamywać samą siebie, że nic do niego nie czuję. Przez całe życie straciłam tylu ludzi, których kochałam, ale myśl, że mogłam stracić jego i to nawet nie powiedziawszy mu wcześniej, jak ważny się dla mnie stał, sprawiła że po moim policzku stoczyła się samotna łza.
Poczułam się jak idiotka, która płacze mimo, że przecież wszystko dobrze się skończyło. Nagle zobaczyłam, że stało się coś o czym marzyłam. Wyraz jego twarzy złagodniał, a oczy powróciły kolorem do przejrzystej szarości. Wsunął rękę pod moje plecy i przygarnął mnie mocno do siebie. Poczułam jak westchnął ciężko w moje włosy.
- Co ja mam z tobą począć, Ruda? – wymruczał.
Uznałam to pytanie za głupie i nie odpowiedziałam, tylko wtuliłam się w niego mocniej. Poczułam się jakbym w końcu znalazła swoje miejsce na świecie. Właśnie tu, w jego ramionach. Jeszcze nigdy nie czułam się tak wspaniale i bezpiecznie. Odetchnęłam głęboko, przy okazji wciągając w płuca cudowny zapach jego ciała.
Nagle zachichotałam dziko.
Odchylił się by spojrzeć mi w twarz i ze zdziwieniem wysoko uniósł czarną brew, patrząc na mnie z zaciekawieniem. Ledwo zdołałam opanować śmiech, na tyle by móc powiedzieć co mnie tak rozbawiło.
- Chodzi o to, że… - odetchnęłam próbując się uspokoić. – Jezu, weźmiesz mnie za wariatkę.
- Nie sądzę.
Znów zachichotałam.
- Cóż, może to głupio zabrzmi, ale przed chwilą cię powąchałam. I przebiegło mi przez myśl, że w końcu potrafię zrozumieć te wszystkie zmierzchowe peany nad zapachem wampirów.
Cały się zatrząsł ze śmiechu.
- Nie wiem czy uznać to za komplement czy sugestię, że powinienem wziąć prysznic – oboje się roześmialiśmy.
- Jeśli chodzi o prysznic – powiedziałam w końcu bez zastanowienia. – to mam wrażenie, że mnie by się przydał.
Spochmurniał, a ja spoliczkowałam się mentalnie za przypominanie, dlaczego ostatnie dwa dni spędziłam nieprzytomna. Ale przecież i tak w końcu musimy o tym porozmawiać.
- Nie powinnaś była tego robić – odezwał się ponuro.
Olałam fałszywą skromność i ujęłam w dłonie jego piękną twarz.
- Gabe, w tej chwili jestem absolutnie pewna, że poznanie ciebie było najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się kiedykolwiek przydarzyć. Może i nie powinnam była tego robić, ale chciałam. Nie mogłam znieść myśli, że mógłbyś cierpieć choć sekundę dłużej niż było to absolutnie konieczne.
Jeszcze bardziej zmarszczył brwi, a jego oczy znów zaczęły czernieć.
- Amy, ja nie jestem taki, jaki ci się wydaje. Ja…
- Naprawdę sądzisz, że tego nie wiem? Że ta poza beztroskiego lekkoducha zdołała wyprowadzić mnie w pole? – zapytałam trochę kpiąco i lekko protekcjonalnie poklepałam go po ramieniu. – Ależ musiałbyś bardziej się postarać, chłopcze, żeby mnie oszukać.
- Ale…
Nie pozwoliłam mu dokończyć, tylko wzywając całą odwagę na pomoc, przywarłam ustami do jego warg. Na początku zdrętwiał, zaskoczony, ale już po chwili odwzajemnił pocałunek i to tak, że cały mój świat zatrząsł się w posadach. Nawet jego kły w ogóle mi nie przeszkadzały, a właściwie sprawiały, że było to jeszcze bardziej przyjemne.
Chwilę trwało nim się od siebie oderwaliśmy. Oparł swoje czoło na moim i doskonale to rozumiałam, bo powiedzieć, że mnie samą zamroczyło, to stanowczo za mało.
- Gdybym wiedział, że tak to przyjmiesz, powiedziałbym ci o wszystkim już dawno temu – wymruczał.
Oparłam ciężką głowę o jego ramię.
- Wtedy najprawdopodobniej zwiałabym, aż by się kurzyło – westchnęłam. – Podejrzewam, że potrzebowałam czasu by do tego dojrzeć.
Przez chwilę po prostu siedzieliśmy tak, objęci, nie myśląc o niczym.
W pewnym momencie lekko się usztywnił i wsunął palce w moje włosy, by odchylić mi głowę i spojrzeć w oczy.
- Cass powiedziała ci co teraz będzie musiało się stać?
Lekko zmarszczyłam brwi.
- Rozumiem, że to konieczne.
Powoli pokręcił głową i zacisnął zęby.
- Nikt nie będzie cię do niczego zmuszał.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go lekko. Mimo, że zawsze źle się czułam gdy ktokolwiek mnie obejmował, z nim było mi wspaniale. Właściwie to czułam się lekko nabuzowana, jakbym wypiła zbyt wiele szampana.
- Nikt nie musi mnie do niczego zmuszać, Gabe. Chcę tego, chcę ciebie. I dla mnie tylko to się liczy. A perspektywa wieczności z tobą, jakoś w ogóle mnie nie martwi.
Znów wtuliłam się w niego mocno i poczułam jak odetchnął z ulgą.
******************
Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas, aż w końcu Gabe najwyraźniej przypomniał sobie o moim niedawnym stanie, bo troskliwie ułożył mnie na łóżku i opatulił pościelą. Trochę jeszcze kręciło mi się w głowie.
Siedział na brzegu łóżka i przyglądał mi się błyszczącymi oczyma.
- A więc… - zaczęłam, jednocześnie ziewając. - …co wydarzyło się dwa dni temu? Kto cię zranił?
Przechylił głowę i uśmiechnął się trochę przekornie.
- Powinnaś się jeszcze przespać.
- Nie chcę spać – powiedziałam i zaraz sama sobie zaprzeczyłam, ziewając rozdzierająco. – Chcę wiedzieć co się działo.
- Równie dobrze możesz dowiedzieć się jutro – stwierdził stanowczo, jednocześnie odgarniając z mojej twarzy natrętny, rudy lok.
Zmarszczyłam brwi i rozważyłam to. Rzeczywiście oczy mi się kleiły i coraz ciężej było zebrać myśli. Ale spędzić kolejny dzień w łóżku? A właśnie…!
Poderwałam się nagle i zeskoczyłabym z łóżka, gdyby nie szybkość Gabriela i stanowcze postanowienie, by zatrzymać mnie w pozycji horyzontalnej.
- A ty gdzie się wybierasz? – ton wskazywał, że był rozbawiony.
- Moja szkoła! – znów spróbowałam się podnieść. Nie ma szans, wydawało się, że lekko położył dłoń na moim brzuchu, ale równie dobrze mogłabym próbować wydostać się spod parotonowej ciężarówki. – Puść, muszę zadzwonić.
- Cass już wszystko załatwiła – wymruczał, jednocześnie pochylając się nade mną. – Zadzwoniła i cię usprawiedliwiła. Oficjalnie jesteś chora i jeszcze na parę dni utkniesz w domu.
Wstrzymałam oddech, był tak blisko, że niemal stykaliśmy się nosami. Nagle zrobił coś, co całkiem wytrąciło mnie z równowagi. Uśmiechnął się szeroko i z pełną premedytacją zaczął zmieniać kolor oczu. Miałam okazję oglądać całą paletę barw i to zmieniającą się w błyskawicznym tempie. To było, cóż… kołujące. W końcu, gdy zaczął również zmieniać kolor włosów, nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
- Przestań – wyjęczałam, cały czas się śmiejąc.
- No to leż spokojnie – podniósł się, najwyraźniej zadowolony z siebie. Nagle zrobił zakłopotaną minę. – A co do szkoły… Cass załatwiła też, żeby przyjęto mnie i Rorego.
Zamarłam przerażona. O nieee…
- Ale… - szybko próbowałam wymyślić coś, co mogłoby im to uniemożliwić. Nie chciałam nawet sobie wyobrażać co się będzie działo, jeśli tych dwóch pojawi się w mojej szkole. Koszmar… Na tyle ile znałam większość dziewczyn w swoim wieku, po prostu mogłam się założyć, że będzie cała masa problemów.
A te wszystkie puste lale, które będą gotowe zabić za odrobinę uwagi dwóch wampirów? Zadrżałam na samą myśl.
Gabriel zauważył moją minę i ryknął gromkim śmiechem.
- To wcale nie jest śmieszne – prychnęłam ze złością. – Właściwie to powinieneś zacząć się bać. To ciebie będą chciały pożreć żywcem – westchnęłam ciężko. – Mnie tylko będą sztyletować wzrokiem.
- Nic się nie przejmuj. Nie dam cię im tknąć – nadal krztusząc się ze śmiechu, pochylił się i pocałował mnie czule w czoło. – Już z gorszymi zagrożeniami sobie radziliśmy. A teraz spać.
Przyjrzałam mu się uważnie, zastanawiając , czy nie powinnam się obrazić, ale doszłam do wniosku, że nie warto. W końcu sam się przekona jak krwiożercze potrafią być kobiety. Uśmiechnęłam się, rozbawiona tą myślą.
Ponieważ leżałam na środku łóżka, przesunęłam się i spojrzałam na niego z nadzieją, a następnie poklepałam miejsce koło siebie. Przyjrzał mi się uważnie, jakby rozważając moją niemą propozycję, po czym schylił się by ściągnąć buty. Gdy adidasy uderzyły o podłogę, rozciągnął się koło mnie i jedno ramie wsunął pod moją głowę, a drugim objął mnie w pasie. Przytuliłam się do niego z uszczęśliwionym westchnieniem i zamknęłam oczy.
- Wy śpicie? – zamruczałam sennie.
- Jeśli mamy taką ochotę – odpowiedział i zanurzył twarz w moich niesfornych włosach.
- Więc śpij ze mną.
Mruknął coś potakująco. Zapadając w sen, pomyślałam, że już chyba nigdy nie będę tak szczęśliwa jak w tej chwili.

Rozdział 7
Gdy ponownie otworzyłam oczy Gabe jeszcze spał. Mimo tego, że wylądowałam na samym brzegu łóżka i tylko jego ramie powstrzymywało mnie przed lądowaniem na ziemi, przyglądałam mu się z zachwytem. Wyglądał tak spokojnie i niewinnie.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Określanie Gabe’a jako niewinnego wydawało się całkowicie nieodpowiednie.
Jak najdelikatniej wywinęłam się spod jego ręki i na palcach przemknęłam do łazienki. Szybki prysznic otrzeźwił mnie do końca i sprawił, że poczułam się lepiej. Owinęłam się wielkim ręcznikiem, stanęłam przed lustrem i skrzywiłam się, przyglądając się własnemu odbiciu.
Z rudych włosów – w normalnych warunkach sięgających pasa – powstał jeden, wielki kołtun, a twarz miałam bardzo bladą. Tylko zielono-żółte oczy błyszczały niemal nienaturalnie. Chwyciłam leżącą na półce szczotkę i zabrałam się za doprowadzenie własnych włosów do jako takiego porządku. W takich chwilach, pomyślałam , zaczynam się naprawdę poważnie zastanawiać nad ścięciem tej strzechy na krótko. Ale jakoś nigdy nie mogę się na to zdecydować.
Gdy znów zaczęłam przypominać człowieka, jakoś podniosło mnie to na duchu. Dalej rozczesywałam włosy, kiedy ktoś lekko zapukał do drzwi łazienki.
- Nie wchodź – zawołałam. – Nie jestem ubrana.
- Nie sądzę, żeby miało mi to przeszkadzać – dobiegł mnie rozbawiony głos Gabriela. – Ale chciałem tylko powiedzieć, że przyszli Cass, Shade i Rory. Czekamy na ciebie na dole. Nie śpiesz się, poczekamy. Przy okazji zrobię ci śniadanie.
- Umiesz gotować? – zapytałam z niedowierzaniem.
- Oczywiście – teraz w jego głosie wyraźnie przebrzmiewała urażona duma. I śmiech. – Miałem w końcu na naukę sporo czasu. Do zobaczenia na dole.
- Mężczyzna doskonały – poinformowałam swoje odbicie. – I przestań się szczerzyć jak idiotka, Amy.
Nie, akurat tego nie mogłam przestać robić.
***
Kiedy w końcu zeszłam na dół, znalazłam ich w kuchni. Rzeczywiście czekała na mnie ogromna porcja przepysznej jajecznicy, na którą rzuciłam się bez słowa. Wcześniej nawet nie czułam jak bardzo byłam głodna. Gdy jadłam rozsiedli się koło mnie, na wysokich krzesłach wokół kuchennej wysepki na środku pomieszczenia i wesoło sobie docinali.
Gdy skończyłam westchnęłam błogo i w podzięce pocałowałam szybko siedzącego tuż obok i uśmiechającego się szeroko Gabe’a. Cassandra też wyraźnie wyglądała na uszczęśliwioną, najwyraźniej faktem, że wszystko się między nami ułożyło.
Przysunęłam sobie stojący obok kubek z gorącą kawą, oparłam się łokciami o blat i zadałam pytanie, które mnie nurtowało.
- A więc… O co w końcu chodziło z tym atakiem?
- Od razu do rzeczy, co? – roześmiał się Shade i puścił do mnie oko. – No, Gabe, opowiadaj. Twoja pani chce poznać całą historię.
- I pomyśleć, że to ja zawsze robiłem za wesołka w tym towarzystwie – blondyn z udanym niedowierzaniem pokręcił głową i westchnął ciężko. – Cała historia jest wręcz komicznie prosta – zwrócił się do mnie. – Gdy szedłem do ciebie byłem na tyle zamyślony, że dwóm idiotom udało się zaatakować mnie z zaskoczenia. Trochę wyróżniamy się z tłumu, więc jeśli ktoś wie czego szukać, dopaść jednego z nas wcale nie jest ciężko.
- Trochę się wyróżniacie? – zapytałam kpiąco, mierząc spojrzeniem ich piękne twarze.
- W każdym razie – kontynuował. – Napadli mnie i mieli o tyle szczęścia, że byłem rozkojarzony. Jeden z nich miał miecz… Nie żartuję, to naprawdę był miecz – dodał widząc wyraz mojej twarzy. – Ostrze było identyczne jak to ze sztyletu – srebro i runy. Chociaż zauważyłem to dopiero po tym, jak niemal przecięto mnie nim w pół – skrzywił się i wzruszył ramionami. – Zdążyłem się choć odrobinę uchylić i chyba tylko dlatego nie skończyłem w dwóch kawałkach – zadrżałam, nawet nie próbując sobie tego wyobrazić. - Wściekłem się i zrobiłem pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy. Przeobraziłem się i rozerwałem ich na strzępy.
- W co się przemieniłeś? – zapytałam, autentycznie zaciekawiona,
- W wilkołaka – niemal wyszeptał. Zerknął ze skruchą na Shade’a.
Akurat pociągnęłam łyk kawy i słysząc to zakrztusiłam się. Gabe troskliwie poklepywał mnie po plecach, póki nie odzyskałam normalnego oddechu.
- Wilkołaka?! – wykrztusiłam w końcu. – Myślałam, że możesz się zmieniać tylko w istniejące stworzenia.
Shade spojrzał na mnie z zakłopotaniem.
- Ależ wilkołaki istnieją – powiedział. – Tak jak wiele innych stworzeń, które ludzie uważają za mityczne. Po prostu dobrze im w ukryciu. Dlatego teraz będę miał problemy z powodu przemiany Gabe’a w biały dzień, na środku ulicy.
- Jakie problemy? – spytałam, ciągle próbując sobie przyswoić konsekwencje wynikające z faktu, że obok nas istnieje cały ukryty wszechświat mitycznych stworzeń. Nieprawdopodobne.
Chociaż skoro istnieją wampiry, to czemu miałyby nie istnieć też inne stworzenia?
- Widziało to paru ludzi i zaczynają się szerzyć plotki – odparł Shade. – Pewnie miejscowa sfora niedługo przyśle do mnie przedstawiciela z pretensjami. Szczególnie, że to nie pierwszy raz, gdy Gabriel wybrał akurat ten wzorzec do przemiany – zmierzył blondyna długim spojrzeniem. – Czemu nie możesz się zmieniać w coś, co będzie o to miało mniejsze pretensje? Chociażby smoka?
- Smoka? – wyszeptałam słabo, szczerze mówiąc mając nadzieję, że brunet żartuje.
Spojrzał na mnie domyślnie i uśmiechnął przepraszająco.
- Smoki to bardzo wyrozumiałe stworzenia. Nawet gdyby Gabe przeobraził się w jednego z nich w środku tłumu, smoki najprawdopodobniej wzięłyby to za dobry żart, albo coś w tym stylu.
- Mają trochę dziwne poczucie humoru – dodała Cass widząc moje spojrzenie. – Ale w końcu są na tym świecie najdłużej ze wszystkich innych ras.
- Nie pozostaje mi nic innego jak zatuszować całą sprawę – powiedział powoli Shade. – I czekać z przeprosinami na przedstawiciela wilkołaków.
- Chryste – wymamrotałam, przecierając dłonią oczy. – Chyba za dużo nowości, jak dla mnie na jeden dzień. A co w końcu z tym atakiem?
- Na razie nic – Rory wzruszył ramionami. – Niemal taka sama sytuacja jak za pierwszym razem. Napastnicy nie żyją i nie możemy się dowiedzieć, skąd wzięli broń. Jedyna, niezbyt wesoła nowość, to fakt, że najwyraźniej ten kto tę broń tworzy, cały czas ją dopracowuje. Jak sama widziałaś, rana Gabe’a sama nie chciała się zagoić. Widać przeciwnicy uczą się na błędach. Świadczy o tym sam fakt, że atakują z zaskoczenia. Może to i niehonorowe, jak na samozwańczych obrońców ludzkości, ale w miarę skuteczne.
- Jednocześnie – dodała Cassandra. – pozbawienie nas możliwości gojenia ran daje im szansę na ponowny atak, gdyby zaskoczenie nie pomogło.
- Doszliśmy też do wniosku – wtrącił Gabe, jednocześnie obejmując mnie ramieniem. – Że czymkolwiek pokrywają te ostrza, tym razem dodali do tego jakiś szybko działający narkotyk.
- Co? – szeroko otworzyłam oczy ze zdumienia.
- Po zranieniu byłem sporo wolniejszy niż zwykle i ciężej było zebrać myśli – zmarszczył brwi. – Właściwie gdyby nie moja zmiennokształtność i szybkość właściwa wilkołakom mogliby mnie załatwić. Nieciekawa perspektywa – objął mnie mocniej. Sama przytuliłam się do niego ciasno, przerażona, że dziś mogłoby go ze mną nie być.
- Rozwijają technikę – wycedził Shade. – A więc musimy ostrzec naszych, żeby wykluczyć przynajmniej element zaskoczenia.
- Musicie też w końcu schwytać któregoś z napastników żywcem – stwierdziłam fakt oczywisty. – Trzeba się dowiedzieć skąd biorą broń.
- Jeśli wykluczymy możliwość, że uda im się któregoś z nas zaskoczyć, wtedy stanie się bardziej prawdopodobne, że zaatakowany nie wpadnie w furię i nie rozedrze napastnika na strzępy – podsumował Rory.
- A więc jeśli chodzi o to, nic więcej nie możemy zrobić – zakończył Gabe.
Zapadła cisza ale przecież wiedziałam, że została do mówienia przynajmniej jeszcze jedna sprawa.
- Zostaje jeszcze kwestia przemiany Amy – odezwała się w końcu Cass.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Tfu!rczość niezależna
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin